/Kaśka/
Święta wielkanocne, święta, które zawsze kojarzyły mi się z wiosenną radością chęcią do życia i planami na najbliższa przyszłość. W tym roku, to wszystko znikło. Minęły ponad 3 tygodnie od rozpoczęcia nękania mnie przez Witka, ale nic w tej sprawie się nie zmieniło, jeżeli nawet to na gorsze. Jabłoński na uczelni był nie raz nie do zniesienia. Jego docinki i zachowania stawały się coraz śmielsze. Posunął się nawet do tego, że postawił mi pewien warunek, inaczej rozpowszechni moje nagie zdjęcia, tyle tylko, że takie zdjęcia nigdy nie istniały. Nie znałam jednak magicznej mocy Photoshopa.
/Półtora tygodnia wcześniej /
-Jak ci tam? – szepnął mi do ucha, gdy w jednym z kątów pustej auli próbowałam przygotować się do kolokwium. Przez te wszystkie wydarzenia coraz mocniej zawalałam każde zajęcia. Nie mogłam się na niczym skupić, wszystko mi się mieszało.
- Daj mi spokój! – powtarzałam to każdego dnia, ale na nic były te moje błagania.
- Zrobię to, kiedy przyjdzie mi na to chęć. Jak na razie świetnie się bawię – roześmiał się.
- Dlaczego mi to robisz? – pytałam, wiedząc, że i tak nie uzyskam poważnej odpowiedzi.
- Mówiłem już, to przednia zabawa. Mam w zanadrzu jeszcze niespodziankę. Potwierdzi ona te wszystkie plotki, które od jakiegoś czasu o tobie krążą po wydziale – plotki o mnie po wydziale rolniczym rozprzestrzeniały się błyskawicznie. Nie było dnia bym nie słyszała szeptów, nie widziała spojrzeń czy dziwnych uśmiechów. Dziękowałam, że wydział medyczny, gdzie była Magda znajdował się w innej części miasta, inaczej wszystko, by do niej dotarło.
- Już i tak wszyscy mają mnie za dziwkę, tak jak chciałeś. O co ci jeszcze chodzi? – naprawdę nie miałam pojęcia dlaczego ona tak postępuje. Przecież jedynym powodem było to, że chciałam od niego odejść, czy muszę teraz, za to płacić aż tak wielką cenę?
- Czy ja wiem, to jest zabawne, a plotka, by była prawdą musi zostać potwierdzona. Jak tylko będę w odpowiednim nastroju to wyślę, im to – odwrócił w moją stronę swój telefon pokazując mi nagą brunetkę w wyuzdanej scenie.
- Przecież to nie ja – ręce zaczęły mi się pocić a ciało drżeć, to, co robił przerażało mnie coraz bardziej.
- Tutaj nie, ale tutaj to możemy już negocjować – nacisnął jeden klawisz i fotka zmieniła się. Teraz ta kobieta miała moją twarz. Ci, którzy nigdy nie widzieli mnie nagiej z łatwością wezmą ten obraz za prawdziwy. Jej ciało nie różniło się od mojego, może poza kilkoma pieprzykami i tatuażem na podbrzuszu. Tatuażem, o którym wiedziała tylko garstka osób. Z resztą, kto udowodni, że to nie ja, te szczegóły można z łatwością wymazać, dużo trudniej dokleić osobie twarz kogoś innego.
- Nie rób tego proszę – sama nie wiem dlaczego go prosiłam, przecież i tak zdana byłam na jego łaskę.
- Gdybyś do mnie wróciła może bym się zastanowił co z tym zrobić – tym jednym zdaniem sprawił czego tak naprawdę ode mnie chce. Wszystko sprowadziło się do jednego, chciał mnie postawić pod ścianą, chciał sprawić bym nie miała wyjścia. Tyle, że ja nawet w tej sytuacją za żadne skarby nie chciałam do niego wracać, nie po tym wszystkim.
- To nie jest możliwe, wiesz, że już nigdy nie będziemy razem! – krzyknęłam, niestety po za naszą dwójką w auli nie było nikogo. Jabłoński zawsze potrafił wybrać dogodny dla siebie moment, by się do mnie zbliżyć.
- Będę tak dobry i dam ci czas na podjęcie decyzji. Po świętach albo się zgodzisz albo sama wiesz co się stanie – powoli oddalał się ode mnie z błogim uśmiechem zadowolenia.
Zostałam z tym wszystkim sama, w dniu, w którym Witek pokazał mi efekt fotomontażu znów wypiłam tracąc kontakt z rzeczywistością. Od tej pory nie było już dnia bym nie pomagała sobie alkoholem. Na nowo zniszczyłam to, co zbudowałam z Magdą. Blondynka ciągle nie ufała mi tak jak wcześniej, po tym wszystkim co powiedział mi Jabłoński zamknęłam się w sobie nie dopuszczając do siebie Magdy. Oczywiście Krasikov chciała mi pomóc, ale, kiedy widziała, że znów piję, do tego nie chce z nią rozmawiać wszystko zaczęło przeradzać się we frustrację, a nasze rozmowy czy może bardziej próby porozumienia się ze mną Madzi kończyły się kłótnią. Ona nie zasługiwałam na taką przyjaciółkę jak ja, dlatego wolałam zniechęcić ją do mojej osoby. Stałam się opryskliwa, złośliwa i olewałam wszystko, co do mnie mówi i, o co prosi. Z trudem, ale się udało, Magda z niedowierzaniem, ale końcu wydawało się, że starała się zaakceptować moje nowe „Ja”. Czułam się z tym źle, ale wolałam to niż widzieć w jej oczach odrazę, że zadawała się ze zwykłą dziwką.
Najciężej było mi dziś, Magda obchodziła
24 urodziny, pierwszy raz od 12 lat nie spędzałyśmy tego dnia razem, a ja, by wywiązać się ze swojej „ roli” i być wiarygodną nie
wysłałam jej nawet życzeń. Znałam ją, pewnie bolało ją to
równie mocno jak mnie. Jeżeli chodzi o Karolinę Czy Grześka tutaj było mi
łatwiej nie znaliśmy się tak dobrze. Na Gregora wystarczyło huknąć, raz czy dwa a odpuszczał, nie chciał
się wtrącać. Szatynka znów nie wiedziała jak reagować na moje zachowanie.
Najbardziej uwierało nie to, że Aleh po mojej prośbie,
by zostawił mnie w spokoju zrobił to,
od tamtej pory go nie widziałam, brakowało mi go, ale co ja mogłam zaoferować
swoja nędzną osobą, co najwyżej mnóstwo kłopotów i upokorzeń.
W domu rodzinnym też nie było mi łatwo, z początku miałam tutaj swój azyl, ale spojrzenia rodziców czy braci utrudniały moją grę. Jednak zawsze mogłam zwalić wszystko na ciężkie studia, zmęczenie materiału i jakoś to akceptowali. Kacper i Kamil zawsze byli dla mnie oparciem, nawet, teraz gdy Kacper założył rodzinę i pomagał ojcu w interesie, a Kamil wyjechał na studia do Warszawy mieliśmy kapitalny kontakt, rozważałam, by to, im powiedzieć prawdę i poprosić o pomoc. Niestety, bałam się, że ich reakcja może być jeszcze ostrzejsza niż Magdy, że powiedzą, iż to tylko moja wina, że sama się o to prosiłam.
Czułam, że mój organizm dopomina się kolejnej dawki alkoholu, barek ojca był zawsze wypełniony trunkami ze wszystkich stron świata, istny raj dla koneserów takich jak on. Piłam, by zapomnieć, by odgonić myśli, że gdy przyjadę do Rzeszowa będę musiała wybrać. W sumie już wybrałam, nigdy do niego nie wrócę, a tym samym niezliczona ilość osób zobaczy kim jest Katarzyna Wieczorek , Kaśka którą z zemsty stworzył Jabłoński.
/Magda/
Wielkanoc było to święto za, którym specjalnie nie przepadłam, żeby w tym roku jeszcze bardziej ich nie polubić moje urodziny wybadały w Wielką Sobotę. Powinnam być teraz w domu i wraz z mamą i Janem przygotowywać się do pseudo wielkanocnego śniadania, ale zamiast tego siedziałam w jednym z zakopiańskich pensjonatów czytając kolejne życzenia jakie napływały na moją komórkę.
Oczekiwałam tylko jednych, o tej, która w poprzednich latach potrafiła wysłać je już minutę po północy, teraz zbliżała się 19 a życzeń od Kaśki nie było. Byłam przerażona tym co się z nią stało w przeciągu kilku dni. Z każdym kolejnym coraz bardziej oddalała się ode mnie. Myślałam, że wyjazd do Tarnowa poprawi jej stan i tak się stało, ale na krótką niedługo po tym zaczęło być z nią jeszcze gorzej. Wiedziałam, że pije, ale na każdą wzmiankę o tym reagowała tylko donośnym krzykiem, wrzeszczała bym nie wtrącała się w jej życie. Odpychała mnie od siebie, często naskakiwała z, byle powodu, a gdy próbowałam jakoś interweniować wszczynała awantury. W mojej głowie zaczęły się pojawiać same złe myśli, że to może nie być tylko alkohol, że to mogą być również narkotyki. Nikt nie potrafił do niej dotrzeć, a ona nie dopuszczała do siebie nawet mnie. Może, gdyby Aleh był ma miejscu, niestety zaraz po zdobyciu brązowego medalu wyjechał do Grodna, gdzie miał odbyć się ślub jego siostry, łapałam się złudnej nadziei, że może jak wróci on spróbuje, ale czy Kasia go do siebie dopuści? Po tym jak zakończyła się ostatnia ich rozmowa wiedziałam, że to może być bardzo trudne. Pewnie teraz wszyscy się dziwią dlaczego zamiast być jak najbliżej Wieczorek to siedzę w Zakopanem. Ja zwyczajne sama mam dość tej chorej sytuacji jaka się wytworzyła i nie radzę sobie z tym. To był pomysł Jurija byśmy tu przyjechali, on wiedział co się dzieje, stał się kimś na wzór mojego powiernika, słuchał, nie wymądrzał się, niestety nie wiele potrafił mi też pomóc. Ja chodziłam ciągle podenerwowana, agresywna, on uparł się, że muszę odpocząć od tego otoczenia, chciał zabrać mnie gdzieś za granicę . Na to się jednak nie zgodziłam, choć Kaśka traktowała mnie jak traktowała to chciałam być w miarę blisko, gdyby nagle zaczęła mnie potrzebować, dlatego padło na Zakopane. Jeżeli chodzi o moje relacje z Rosjaninem to sama nie wiem jak mam to nazwać, nie jesteśmy parą, nie mam teraz nastroju, by komplikować i tak skomplikowane życie. Jurij jest wtedy gdy go potrzebuje, zaczynam w jego towarzystwie czuć się bezpiecznie, wiem, że, kiedy go poproszę to mi pomoże. Na razie wystarczają mi sporadyczne pocałunki przytulanie się i trzymanie za rękę. Wiem, że w moimi i jego wieku to dość niespotykanie, ale mi to wystarcza. Mam nadzieję, że jemu też.
Telefon rozdzwonił się po raz kolejny tego dnia. Szybko złapałam go w rękę łudząc się, że to Kasia, na wyświetlaczu migotało, za to inne imię, imię Łukasz. Z, nim też przez ten czas udało mi się zbudować niezłe relacje. Przestałam go traktować jak tego, który bardzo mnie zranił. Kadziu chyba na powrót stał się moim hmmm… kolegą.
- Sto lat, sto lat! – zaśpiewał, gdy tylko zaakceptowałam połączenie. Fałszował przy tym tak, że nie zostało mi nic innego tylko się uśmiechnąć.
- Skąd wiedziałeś? – zapytałam, gdy skończył całą przyśpiewkę
- Mówiłaś mi przecież, zapomniałaś? – tak to była prawda. Na początku naszej znajomości mu o tym wspomniałam, nie spodziewałam się, że będzie pamiętał.
- Podziwiam pamięć i dziękuję – odparłam. W między czasie usłyszałam pukanie, a za chwilę w pokoju zjawił się Jura.
- Wesołego świętowania, ale ci się w tym roku złożyło – Kadziewicz ani myślał poprzestać tylko na składaniu życzeń.
- W sumie to nie ma co świętować, nigdy nie lubiłam Wielkanocy, a po za tym co ma świętować to, że się starzeje? – zażartowałam.
- Jak ty się starzejesz to ja już w grobie leżeć powinienem . Jesteś młoda piękna, twoja skóra jest jędrna w każdym punkcie – zaczął wyliczać.
- Łukasz, czy tym się przypadkiem nie zapędzasz – nie wiem czemu, ale te jego żarty przestały mi przeszkadzać, ba nawet mi się podobały.
- Ja zawsze mam wyczucie – kajał się. –W takim razie podejrzewam, że zabalujecie gdzieś z Kaśką, z tej strony to was dobrze znam.
- Z tym to ci się nie udało. Kaśka jest w domu w Tarnowie, a my jesteśmy w Zakopanem – za późno połapałam się w tym, że zamiast „ja” powiedziałam „ my”. Poczułam się lekko speszona.
-To ja nie będę przeszkadzał – nie dało się ukryć, że atmosfera po drugiej stronie słuchawki mocno się zepsuła.
- Łukasz…- zaczęłam niepewnie.
- Tak?
- Pozdrów Amelkę – nie chciałam kończyć tak tej rozmowy, ale chyba nic innego nie dało się już zrobić.
- Jasne, to cześć – rozłączył się. Gdyby nie czekający na mnie Biereżko pewnie analizowała bym to wszystko, ale on już zdjął moją kurtkę z wieszaka i wołał mnie do siebie.
- Jurij to się robi naprawdę zabawne, to ja ciebie powinnam gdzieś zabierać, w końcu to ty nie znasz Zakopanego – ja może też nie byłam ekspertem, ale jednak kilka razy w stolicy Tatr już byłam, dla Rosjanina to był pierwszy raz.
- Nic się nie bój, po za tym dziś ty jesteś najważniejsza.
Biereżko zabrał mnie na kolację do restauracji, gdzie widok za oknem przedstawiał jeszcze mocno ośnieżone górskie szczyty. Punktem kulminacyjnym był tort i prezent od niego.
- To zarazem prezent urodzinowy, jak i pożegnalny – powiedział. W poniedziałek z samego rana jechaliśmy powrotem do Rzeszowa. Jura miał zabrać resztę rzeczy i wracać do Rosji, miał jeszcze kilka dni wolnego, by przed zgrupowaniem spotkać się z rodziną. – Mówiłaś, że zawsze chciałaś taką mieć – odparł zadowolony podając mi torebkę prezentową.
- Nawet nie wiesz jaką radość mi sprawiłeś – odezwałam się dopiero wtedy gdy mój wzrok ogarnął większość autografów rosyjskich gwiazd kadry jakie zostały złożone na reprezentacyjnej koszulce Biereżki.
- Mam nadzieję, że niedługo cię w niej zobaczę, umówmy się tak, że będzie to na finałach w Gdańsku – puścił do mnie oczko.
- To ci mogę obiecać, o ile nie zagracie tam z nami – naburmuszył się na chwilę na moje słowa, ale była to naprawdę krótka chwila. Splótł swoje palce z moimi patrząc mi przy tym głęboko w oczy, uwielbiałam, gdy jego tęczówki wpatrują się tak we mnie. Czyżbym się w nim zakochała?
/Karolina/
Bardzo denerwowałam się wizytą u rodziny Grześka, na, tyle że zamiast pojawić się w Ostrołęce już w piątkowy wieczór dotarliśmy tam dopiero w sobotnie popołudnie. Grześ rozumiał moje obawy dlatego wszystko mi ułatwił, nie protestował, przesiedział ze mną cały piątkowy wieczór i jeszcze raz zapewniał, że wszystko będzie dobrze. Opowiadał mi o swoich rodzicach, bracie, szwagierce oraz o najważniejszym członku rodziny babci. Wszystko po, to by ułatwić mi start, jak to sam określił. Miałam ze sobą już dwa nowe aparaty słuchowe, dzięki, którym mogłam być cały czas „obecna”, a żaden dźwięk nie sprawiał mi problemów. Nie zdecydowałam się jednak na, to by spiąć włosy, mimo że urządzenie było niemal niewidoczne skrupulatny obserwator mógł je zauważyć, a ja wiedziałam, że przez te kilka dni będę pod szczególnym obstrzałem spojrzeń.
Gdy dojechaliśmy na miejsce wszystko było tak jak mówił Łomacz, oboje zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie a mój akcent został pokochany przez Błażeja, brata Gregora i raz po raz prosił mnie bym powiedziała cokolwiek. Zajęliśmy z Grzesiem pokój na poddaszu, jego dawny pokój, w którym przez lata zgromadziło się wiele rzeczy. Byłam trochę skrępowana, przecież jeszcze nigdy nie przyszło mi dzielić jednego łóżka z mężczyzną, jak widać rodzina Łomaczów na ten temat miała nowoczesne poglądy i to, im nie przeszkadzało.
- Będę spał na dole na kanapie, nic się nie przejmuj – Grzesiek jak widać zauważył moje nerwowe spojrzenie w stronę rozkładanej sofy.
- Nie chcę sprawić przykrości twojej rodzinie, przecież to twój dom, nie może być tak, że przyjeżdżając do niego nie możesz spać we własnym pokoju – czułam, że to może tylko wywołać falę pytań i spowodować, że zaczną mnie postrzegać jaką „Panią kłopotliwą”
- Ale to ty jesteś moim gościem, nie pozwolę ci spać na kanapie – protestował.
- Możesz zostać tutaj, jesteśmy przecież parą, to tylko sen, ile razy się już przytulaliśmy? – sama wyszłam z tą propozycją, łamałam tym samym granicę którą kiedyś nie wiadomo kto mi wydzielił.
- Jesteś tego pewna? Nie chcę cie krępować – martwił się.
- Jesteś osobą, która wie o mnie wszystko i w stu procentach to akceptuje. Ufam ci – Grzesiek wiedział o wszystkim, również o tym, że moje doświadczenia z mężczyznami są zerowe. To z, nim przeżywałam wszystko po raz pierwszym. To z Łomaczem pokonywałam każdy szczebel tej wędrówki.
- Dobrze rozpakujmy się i chodźmy na dół, bo, inaczej cała rodzina zwali się tutaj – uśmiechnął się muskając brzeg mojej dłoni swoimi palcami, a ja zaczynałam czuć, że wszystko będzie dobrze.
Popołudnie spędziliśmy wszyscy razem przy herbacie i serniku z piernikami, którzy Błażej z Grześkiem uparli się spróbować już dziś, nie zwracając uwagi na kategoryczne protesty babci Stasi, że dziś obowiązuje post. Nie znałam tych wszystkich tradycji, choć byłam wychowana w wierze katolickiej w Stanach nie obchodziliśmy ani Wielkanocy ani Bożego Narodzenia. Świętowaliśmy, za to Dzień Niepodległości 4 lipca i Święto Dziękczynienia jak na rodowici amerykanie, do których mój ojciec z matką chcieli się upodobnić. W rodzinie Łomaczów starano się trzymać tradycji, ale bracia jak zdążyła mi już powiedzieć pani Marzenia zawsze robili wszystko na przekór. Mama Grześka wydawała się sympatyczna, choć trzymała lekki dystans, z tych obserwacji zauważyłam, że podobnie traktuje też Anię, żonę Błażeja.
- Grzesiek, kiedy ty przestaniesz udawać niedźwiedzia polarnego? Zima się skończyła, już wiosna nie zauważyłeś? – dogryzał mu Błażej. – Karolina tobie ten zarost nie przeszkadza, ja jak mam kilkudniowy to Anka już za mną biega z maszynką
- Skoro Grzesiek go lubi, nie mam nic przeciwko. Lubię go w obu wersjach – zdradziłam. Grześ ostatnio bardziej preferował siebie z zarostem, ja się nie wtrącałam, bo wiedziałam, że, gdyby on wtrącał się na przykład do tego jak mam ułożyć włosy była bym zła.
- Błażej ma rację coś mógłbyś zrobić z tą brodą, przynajmniej ją przyciąć – dodała jego mama. Nie wiem czemu, ale przez myśl mi przemknęło, że robi to specjalnie, by sprawdzić co zrobi jej syn. Czy posłucha matki, czy wybierze moje zdanie.
- Nie macie poważniejszych tematów. Jak Grzesiek chce wyglądać jak z syberyjskiego łagru niech wygląda. Lepiej mi powiedzcie, kiedy ja zostanę prababcią – babcia Stasia wymownie spojrzała na starszego wnuka i Anię.
-Babuniu już ci tłumaczyłem, że Ania chce zrobić magistra, potem pomyślimy – Błażej stanął w obronie żony.
- To, po co się było żenić? Ten świat teraz stoi na głowie, w małżeństwie dzieci nie ma, a nieślubnych to na pęczki w okolicy – wyliczyła.
- Mamo dzieci zdecydują się, kiedy będę na to gotowi, jeszcze się doczekasz – pan Paweł starał się uspokoić własną matkę.
- Wiem, ale przydał, by się taki brzdąc w naszym domu. Może Grześ z Karolinką się postarają, już może być nieślubne – zrobiła rozmarzoną minę.
- Babciu, nie prędzej jak za kilka lat – Gregor szybko zatrzymał jej dalsze marzenia.
- Za kilka lat, za kilka lat od ilu lat już to słyszę. Idę na spacer z Peti a wy róbcie co chcecie – z początku myślałam, że się na nas wszystkich obraziła, ale, gdy tylko drzwi za nią i ratlerką się zamknęły reszta wybuchnęła śmiechem.
- Zawsze to samo – odparł pan Łomacz. – Karolina, Łomaczowie to rodzina takich wariatów, czas się przyzwyczaić.
Atmosfera tutaj była całkiem odmienna od tego co ja przeżywałam w swoi rodzinnym domu. Tutaj nikt niczego się nie wstydził. Nie pozował na nie wiadomo kogo. Byłam coraz bardziej spokojna, że, kiedy zdecyduję się wyznać swój sekret to zostanę wraz z, nim zaakceptowana, a nie odtrącona jak bywało wcześniej. Zasypialiśmy z Grześkiem szczęśliwi a jego kojący głos utwierdzał mnie, że to przy, nim chyba już na zawsze znalazłam swoje miejsce na ziemi.
Podczas porannej toalety przed wyjściem na mszę gdzieś zapodział się mój medalik, który dostałam od Siostry Francesci, kiedy przebywałam w Memphis Station Believe. Wyszłam na chwilę z łazienki, by go poszukać. Grzesiek już od kilku minut siedział głową w swojej szafie mamrocząc pod nosem, że garnitur, który włożył wygląda na nim tragiczne.
- Czego szukasz? – zauważył moją krzątaninę a tym samym przestał zwracać uwagę na swój jak to określi wcześniej mierny wygląd.
- Medalika. Nie widziałeś go? Ściągałam go wczoraj, a teraz nie wiem, gdzie jest – szukaliśmy razem w najlepsze pochłonięci tym zajęciem w końcu znalazł się obok nocnej szafki.
- Daj, zapnę ci – brunet przymierzał się do tego, kiedy w drzwiach stanęła pani Marzena.
- Grzegorz czy możesz mi wyjaśnić, co to jest!? – była zdenerwowana a w otwartej dłoni trzymała mój aparat, którego nie zdążyłam założyć, bo właśnie przypomniałam sobie o medaliku. Wychodząc z łazienki odłożyłam go na półkę w łazience, a teraz znalazł się w dłoniach mamy Grześka.
W domu rodzinnym też nie było mi łatwo, z początku miałam tutaj swój azyl, ale spojrzenia rodziców czy braci utrudniały moją grę. Jednak zawsze mogłam zwalić wszystko na ciężkie studia, zmęczenie materiału i jakoś to akceptowali. Kacper i Kamil zawsze byli dla mnie oparciem, nawet, teraz gdy Kacper założył rodzinę i pomagał ojcu w interesie, a Kamil wyjechał na studia do Warszawy mieliśmy kapitalny kontakt, rozważałam, by to, im powiedzieć prawdę i poprosić o pomoc. Niestety, bałam się, że ich reakcja może być jeszcze ostrzejsza niż Magdy, że powiedzą, iż to tylko moja wina, że sama się o to prosiłam.
Czułam, że mój organizm dopomina się kolejnej dawki alkoholu, barek ojca był zawsze wypełniony trunkami ze wszystkich stron świata, istny raj dla koneserów takich jak on. Piłam, by zapomnieć, by odgonić myśli, że gdy przyjadę do Rzeszowa będę musiała wybrać. W sumie już wybrałam, nigdy do niego nie wrócę, a tym samym niezliczona ilość osób zobaczy kim jest Katarzyna Wieczorek , Kaśka którą z zemsty stworzył Jabłoński.
/Magda/
Wielkanoc było to święto za, którym specjalnie nie przepadłam, żeby w tym roku jeszcze bardziej ich nie polubić moje urodziny wybadały w Wielką Sobotę. Powinnam być teraz w domu i wraz z mamą i Janem przygotowywać się do pseudo wielkanocnego śniadania, ale zamiast tego siedziałam w jednym z zakopiańskich pensjonatów czytając kolejne życzenia jakie napływały na moją komórkę.
Oczekiwałam tylko jednych, o tej, która w poprzednich latach potrafiła wysłać je już minutę po północy, teraz zbliżała się 19 a życzeń od Kaśki nie było. Byłam przerażona tym co się z nią stało w przeciągu kilku dni. Z każdym kolejnym coraz bardziej oddalała się ode mnie. Myślałam, że wyjazd do Tarnowa poprawi jej stan i tak się stało, ale na krótką niedługo po tym zaczęło być z nią jeszcze gorzej. Wiedziałam, że pije, ale na każdą wzmiankę o tym reagowała tylko donośnym krzykiem, wrzeszczała bym nie wtrącała się w jej życie. Odpychała mnie od siebie, często naskakiwała z, byle powodu, a gdy próbowałam jakoś interweniować wszczynała awantury. W mojej głowie zaczęły się pojawiać same złe myśli, że to może nie być tylko alkohol, że to mogą być również narkotyki. Nikt nie potrafił do niej dotrzeć, a ona nie dopuszczała do siebie nawet mnie. Może, gdyby Aleh był ma miejscu, niestety zaraz po zdobyciu brązowego medalu wyjechał do Grodna, gdzie miał odbyć się ślub jego siostry, łapałam się złudnej nadziei, że może jak wróci on spróbuje, ale czy Kasia go do siebie dopuści? Po tym jak zakończyła się ostatnia ich rozmowa wiedziałam, że to może być bardzo trudne. Pewnie teraz wszyscy się dziwią dlaczego zamiast być jak najbliżej Wieczorek to siedzę w Zakopanem. Ja zwyczajne sama mam dość tej chorej sytuacji jaka się wytworzyła i nie radzę sobie z tym. To był pomysł Jurija byśmy tu przyjechali, on wiedział co się dzieje, stał się kimś na wzór mojego powiernika, słuchał, nie wymądrzał się, niestety nie wiele potrafił mi też pomóc. Ja chodziłam ciągle podenerwowana, agresywna, on uparł się, że muszę odpocząć od tego otoczenia, chciał zabrać mnie gdzieś za granicę . Na to się jednak nie zgodziłam, choć Kaśka traktowała mnie jak traktowała to chciałam być w miarę blisko, gdyby nagle zaczęła mnie potrzebować, dlatego padło na Zakopane. Jeżeli chodzi o moje relacje z Rosjaninem to sama nie wiem jak mam to nazwać, nie jesteśmy parą, nie mam teraz nastroju, by komplikować i tak skomplikowane życie. Jurij jest wtedy gdy go potrzebuje, zaczynam w jego towarzystwie czuć się bezpiecznie, wiem, że, kiedy go poproszę to mi pomoże. Na razie wystarczają mi sporadyczne pocałunki przytulanie się i trzymanie za rękę. Wiem, że w moimi i jego wieku to dość niespotykanie, ale mi to wystarcza. Mam nadzieję, że jemu też.
Telefon rozdzwonił się po raz kolejny tego dnia. Szybko złapałam go w rękę łudząc się, że to Kasia, na wyświetlaczu migotało, za to inne imię, imię Łukasz. Z, nim też przez ten czas udało mi się zbudować niezłe relacje. Przestałam go traktować jak tego, który bardzo mnie zranił. Kadziu chyba na powrót stał się moim hmmm… kolegą.
- Sto lat, sto lat! – zaśpiewał, gdy tylko zaakceptowałam połączenie. Fałszował przy tym tak, że nie zostało mi nic innego tylko się uśmiechnąć.
- Skąd wiedziałeś? – zapytałam, gdy skończył całą przyśpiewkę
- Mówiłaś mi przecież, zapomniałaś? – tak to była prawda. Na początku naszej znajomości mu o tym wspomniałam, nie spodziewałam się, że będzie pamiętał.
- Podziwiam pamięć i dziękuję – odparłam. W między czasie usłyszałam pukanie, a za chwilę w pokoju zjawił się Jura.
- Wesołego świętowania, ale ci się w tym roku złożyło – Kadziewicz ani myślał poprzestać tylko na składaniu życzeń.
- W sumie to nie ma co świętować, nigdy nie lubiłam Wielkanocy, a po za tym co ma świętować to, że się starzeje? – zażartowałam.
- Jak ty się starzejesz to ja już w grobie leżeć powinienem . Jesteś młoda piękna, twoja skóra jest jędrna w każdym punkcie – zaczął wyliczać.
- Łukasz, czy tym się przypadkiem nie zapędzasz – nie wiem czemu, ale te jego żarty przestały mi przeszkadzać, ba nawet mi się podobały.
- Ja zawsze mam wyczucie – kajał się. –W takim razie podejrzewam, że zabalujecie gdzieś z Kaśką, z tej strony to was dobrze znam.
- Z tym to ci się nie udało. Kaśka jest w domu w Tarnowie, a my jesteśmy w Zakopanem – za późno połapałam się w tym, że zamiast „ja” powiedziałam „ my”. Poczułam się lekko speszona.
-To ja nie będę przeszkadzał – nie dało się ukryć, że atmosfera po drugiej stronie słuchawki mocno się zepsuła.
- Łukasz…- zaczęłam niepewnie.
- Tak?
- Pozdrów Amelkę – nie chciałam kończyć tak tej rozmowy, ale chyba nic innego nie dało się już zrobić.
- Jasne, to cześć – rozłączył się. Gdyby nie czekający na mnie Biereżko pewnie analizowała bym to wszystko, ale on już zdjął moją kurtkę z wieszaka i wołał mnie do siebie.
- Jurij to się robi naprawdę zabawne, to ja ciebie powinnam gdzieś zabierać, w końcu to ty nie znasz Zakopanego – ja może też nie byłam ekspertem, ale jednak kilka razy w stolicy Tatr już byłam, dla Rosjanina to był pierwszy raz.
- Nic się nie bój, po za tym dziś ty jesteś najważniejsza.
Biereżko zabrał mnie na kolację do restauracji, gdzie widok za oknem przedstawiał jeszcze mocno ośnieżone górskie szczyty. Punktem kulminacyjnym był tort i prezent od niego.
- To zarazem prezent urodzinowy, jak i pożegnalny – powiedział. W poniedziałek z samego rana jechaliśmy powrotem do Rzeszowa. Jura miał zabrać resztę rzeczy i wracać do Rosji, miał jeszcze kilka dni wolnego, by przed zgrupowaniem spotkać się z rodziną. – Mówiłaś, że zawsze chciałaś taką mieć – odparł zadowolony podając mi torebkę prezentową.
- Nawet nie wiesz jaką radość mi sprawiłeś – odezwałam się dopiero wtedy gdy mój wzrok ogarnął większość autografów rosyjskich gwiazd kadry jakie zostały złożone na reprezentacyjnej koszulce Biereżki.
- Mam nadzieję, że niedługo cię w niej zobaczę, umówmy się tak, że będzie to na finałach w Gdańsku – puścił do mnie oczko.
- To ci mogę obiecać, o ile nie zagracie tam z nami – naburmuszył się na chwilę na moje słowa, ale była to naprawdę krótka chwila. Splótł swoje palce z moimi patrząc mi przy tym głęboko w oczy, uwielbiałam, gdy jego tęczówki wpatrują się tak we mnie. Czyżbym się w nim zakochała?
/Karolina/
Bardzo denerwowałam się wizytą u rodziny Grześka, na, tyle że zamiast pojawić się w Ostrołęce już w piątkowy wieczór dotarliśmy tam dopiero w sobotnie popołudnie. Grześ rozumiał moje obawy dlatego wszystko mi ułatwił, nie protestował, przesiedział ze mną cały piątkowy wieczór i jeszcze raz zapewniał, że wszystko będzie dobrze. Opowiadał mi o swoich rodzicach, bracie, szwagierce oraz o najważniejszym członku rodziny babci. Wszystko po, to by ułatwić mi start, jak to sam określił. Miałam ze sobą już dwa nowe aparaty słuchowe, dzięki, którym mogłam być cały czas „obecna”, a żaden dźwięk nie sprawiał mi problemów. Nie zdecydowałam się jednak na, to by spiąć włosy, mimo że urządzenie było niemal niewidoczne skrupulatny obserwator mógł je zauważyć, a ja wiedziałam, że przez te kilka dni będę pod szczególnym obstrzałem spojrzeń.
Gdy dojechaliśmy na miejsce wszystko było tak jak mówił Łomacz, oboje zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie a mój akcent został pokochany przez Błażeja, brata Gregora i raz po raz prosił mnie bym powiedziała cokolwiek. Zajęliśmy z Grzesiem pokój na poddaszu, jego dawny pokój, w którym przez lata zgromadziło się wiele rzeczy. Byłam trochę skrępowana, przecież jeszcze nigdy nie przyszło mi dzielić jednego łóżka z mężczyzną, jak widać rodzina Łomaczów na ten temat miała nowoczesne poglądy i to, im nie przeszkadzało.
- Będę spał na dole na kanapie, nic się nie przejmuj – Grzesiek jak widać zauważył moje nerwowe spojrzenie w stronę rozkładanej sofy.
- Nie chcę sprawić przykrości twojej rodzinie, przecież to twój dom, nie może być tak, że przyjeżdżając do niego nie możesz spać we własnym pokoju – czułam, że to może tylko wywołać falę pytań i spowodować, że zaczną mnie postrzegać jaką „Panią kłopotliwą”
- Ale to ty jesteś moim gościem, nie pozwolę ci spać na kanapie – protestował.
- Możesz zostać tutaj, jesteśmy przecież parą, to tylko sen, ile razy się już przytulaliśmy? – sama wyszłam z tą propozycją, łamałam tym samym granicę którą kiedyś nie wiadomo kto mi wydzielił.
- Jesteś tego pewna? Nie chcę cie krępować – martwił się.
- Jesteś osobą, która wie o mnie wszystko i w stu procentach to akceptuje. Ufam ci – Grzesiek wiedział o wszystkim, również o tym, że moje doświadczenia z mężczyznami są zerowe. To z, nim przeżywałam wszystko po raz pierwszym. To z Łomaczem pokonywałam każdy szczebel tej wędrówki.
- Dobrze rozpakujmy się i chodźmy na dół, bo, inaczej cała rodzina zwali się tutaj – uśmiechnął się muskając brzeg mojej dłoni swoimi palcami, a ja zaczynałam czuć, że wszystko będzie dobrze.
Popołudnie spędziliśmy wszyscy razem przy herbacie i serniku z piernikami, którzy Błażej z Grześkiem uparli się spróbować już dziś, nie zwracając uwagi na kategoryczne protesty babci Stasi, że dziś obowiązuje post. Nie znałam tych wszystkich tradycji, choć byłam wychowana w wierze katolickiej w Stanach nie obchodziliśmy ani Wielkanocy ani Bożego Narodzenia. Świętowaliśmy, za to Dzień Niepodległości 4 lipca i Święto Dziękczynienia jak na rodowici amerykanie, do których mój ojciec z matką chcieli się upodobnić. W rodzinie Łomaczów starano się trzymać tradycji, ale bracia jak zdążyła mi już powiedzieć pani Marzenia zawsze robili wszystko na przekór. Mama Grześka wydawała się sympatyczna, choć trzymała lekki dystans, z tych obserwacji zauważyłam, że podobnie traktuje też Anię, żonę Błażeja.
- Grzesiek, kiedy ty przestaniesz udawać niedźwiedzia polarnego? Zima się skończyła, już wiosna nie zauważyłeś? – dogryzał mu Błażej. – Karolina tobie ten zarost nie przeszkadza, ja jak mam kilkudniowy to Anka już za mną biega z maszynką
- Skoro Grzesiek go lubi, nie mam nic przeciwko. Lubię go w obu wersjach – zdradziłam. Grześ ostatnio bardziej preferował siebie z zarostem, ja się nie wtrącałam, bo wiedziałam, że, gdyby on wtrącał się na przykład do tego jak mam ułożyć włosy była bym zła.
- Błażej ma rację coś mógłbyś zrobić z tą brodą, przynajmniej ją przyciąć – dodała jego mama. Nie wiem czemu, ale przez myśl mi przemknęło, że robi to specjalnie, by sprawdzić co zrobi jej syn. Czy posłucha matki, czy wybierze moje zdanie.
- Nie macie poważniejszych tematów. Jak Grzesiek chce wyglądać jak z syberyjskiego łagru niech wygląda. Lepiej mi powiedzcie, kiedy ja zostanę prababcią – babcia Stasia wymownie spojrzała na starszego wnuka i Anię.
-Babuniu już ci tłumaczyłem, że Ania chce zrobić magistra, potem pomyślimy – Błażej stanął w obronie żony.
- To, po co się było żenić? Ten świat teraz stoi na głowie, w małżeństwie dzieci nie ma, a nieślubnych to na pęczki w okolicy – wyliczyła.
- Mamo dzieci zdecydują się, kiedy będę na to gotowi, jeszcze się doczekasz – pan Paweł starał się uspokoić własną matkę.
- Wiem, ale przydał, by się taki brzdąc w naszym domu. Może Grześ z Karolinką się postarają, już może być nieślubne – zrobiła rozmarzoną minę.
- Babciu, nie prędzej jak za kilka lat – Gregor szybko zatrzymał jej dalsze marzenia.
- Za kilka lat, za kilka lat od ilu lat już to słyszę. Idę na spacer z Peti a wy róbcie co chcecie – z początku myślałam, że się na nas wszystkich obraziła, ale, gdy tylko drzwi za nią i ratlerką się zamknęły reszta wybuchnęła śmiechem.
- Zawsze to samo – odparł pan Łomacz. – Karolina, Łomaczowie to rodzina takich wariatów, czas się przyzwyczaić.
Atmosfera tutaj była całkiem odmienna od tego co ja przeżywałam w swoi rodzinnym domu. Tutaj nikt niczego się nie wstydził. Nie pozował na nie wiadomo kogo. Byłam coraz bardziej spokojna, że, kiedy zdecyduję się wyznać swój sekret to zostanę wraz z, nim zaakceptowana, a nie odtrącona jak bywało wcześniej. Zasypialiśmy z Grześkiem szczęśliwi a jego kojący głos utwierdzał mnie, że to przy, nim chyba już na zawsze znalazłam swoje miejsce na ziemi.
Podczas porannej toalety przed wyjściem na mszę gdzieś zapodział się mój medalik, który dostałam od Siostry Francesci, kiedy przebywałam w Memphis Station Believe. Wyszłam na chwilę z łazienki, by go poszukać. Grzesiek już od kilku minut siedział głową w swojej szafie mamrocząc pod nosem, że garnitur, który włożył wygląda na nim tragiczne.
- Czego szukasz? – zauważył moją krzątaninę a tym samym przestał zwracać uwagę na swój jak to określi wcześniej mierny wygląd.
- Medalika. Nie widziałeś go? Ściągałam go wczoraj, a teraz nie wiem, gdzie jest – szukaliśmy razem w najlepsze pochłonięci tym zajęciem w końcu znalazł się obok nocnej szafki.
- Daj, zapnę ci – brunet przymierzał się do tego, kiedy w drzwiach stanęła pani Marzena.
- Grzegorz czy możesz mi wyjaśnić, co to jest!? – była zdenerwowana a w otwartej dłoni trzymała mój aparat, którego nie zdążyłam założyć, bo właśnie przypomniałam sobie o medaliku. Wychodząc z łazienki odłożyłam go na półkę w łazience, a teraz znalazł się w dłoniach mamy Grześka.
Po
tym rozdziale Witek na szafot!! Przyjaźń Magdy i Kaśki jest na krawędzi, cóż
nawet największe przyjaźnie kiedyś mogą się skończyć, przez głupotę. Biereżko,
oj Biereżko co ty robisz z Magdą i czytelnikami. Nikt już nie wie czy
twoje intencje są czyste, czy mają drugie dno. Ten, kto
przewidział kłopoty u Karoli i Grześka może teraz czuć satysfakcję. Nie wiem czemu, ale lubię ten rozdział :)
Wesołych świąt Dziewczęta :*
Ps. Boże, Narodzenie za pasem, a ja wam Wielkanoc prezentuje. Ok. zrobimy wymianę na Wielkanoc będzie Boże, Narodzenie w opowiadaniu, choć nie wiem czy dotrwam i czy zgra mi się to tak pięknie w czasie, ale może :P
Wesołych świąt Dziewczęta :*
Ps. Boże, Narodzenie za pasem, a ja wam Wielkanoc prezentuje. Ok. zrobimy wymianę na Wielkanoc będzie Boże, Narodzenie w opowiadaniu, choć nie wiem czy dotrwam i czy zgra mi się to tak pięknie w czasie, ale może :P