/Karolina/
Cała
struchlałam. Reakcja pani Łomacz była bardzo agresywna. Już chciałam się
odezwać, choć tak naprawdę nie wiedziałam jakich mam
użyć słów, gdy wyręczył mnie Grzesiek.
- To aparat słuchowy Karoliny – powiedział bardzo spokojnie. Jego matka jeszcze bardziej poczerwieniała na twarzy i teraz rzuciła krótkie spojrzenie na mnie, a potem znów na aparat leżący na jej rozpostartej dłoni.
- Mam rozumieć, że ona jest głucha?! – syknęła.
- Karolina niedosłyszy, ale dzięki temu urządzeniu wczoraj nawet się nie połapałaś – brunet próbował jej wszystko wyjaśnić.
- Czyli robiliście ze mnie idiotkę i idiotów z całej naszej rodziny. Grzegorz nie spodziewałam się tego po tobie!. Co ty sobie wyobrażasz?! – Marzena zaczęła niebezpiecznie wymachiwać rękami , bałam się, że aparat upadnie a tym samym mógłby się uszkodzić.
- Pani Marzeno mogłaby mi pani go oddać – pełna strachu poprosiłam o to.
- Masz, nie chcę mieć z tym nic wspólnego – wcisnęła mi z całych sił urządzenie do ręki.
- Mamo ostrożnie to drogi sprzęt – Grzesiek nerwowo zareagował.
- Może mi jeszcze powiesz, że sam jej go kupiłeś?! – krzyknęła na syna.
- To nie ma nic do rzeczy. Jesteśmy razem i razem podjęliśmy decyzję- dłoń Grześka odnalazła moją i nasze palce splotły się ze sobą.
- A, więc to tak, teraz tak kaleka jest ważniejsza od naszej rodziny ! – bardzo bolały mnie słowa jego matki, mimo że byłam przyzwyczajona do takich reakcji. Po wczorajszym dniu myślałam, że rodzina Łomaczów jest bardziej otwarta na świat i ludzi z problemami. Jak widać przynajmniej jeden jej członek nie był tym kim wydawało mi się jeszcze kilka godzin wcześniej.
- Nie obrażaj Karoliny, to nie jest jej wina, ona sama sobie tego nie zrobiła, tylko się taka urodziła – jedyne co powstrzymywało mnie od ucieczki było to, że Grzesiek tak zażarcie mnie bronił i nadal ściskał moją rękę.
- Nie ma czasu na te rozmowy, zaraz będziemy spóźnieni. Doprowadźcie się do porządku i schodźcie na dół. I ani słowa o tym co się tu wydarzyło – odwróciła się na pięcie ucinając dalszą dyskusję. Dopiero, gdy dotarło do mnie, że po za zapachem jej perfum nic już nie obwieszcza jej obecności tutaj zorientowałam się, że cała się trzęsę a Grześ pociera moje ramiona, by, chociaż trochę mnie uspokoić.
- W porządku? – lazurowe tęczówki bruneta wpatrywały się we mnie z niepokojem. – Karol? – powtórzył.
- Mówiłam ci, że tak będzie. Ludzie nigdy mnie nie zaakceptują – usiadłam załamana na łóżku.
- Co ty mówisz? A ja, a dziewczyny? To się nie liczy? Moja matka tego nie rozumie, ale jak pozna cała prawdę… - chciał mnie przekonywać.
- To mnie znienawidzi. Grzesiek nie jestem dla ciebie. My nigdy nie będziemy mogli założyć prawdziwej rodziny. Nie zdecyduje się na dziecko mając świadomość, że mogę mu przekazać gen odpowiadający za moja chorobę – powiedziałam wreszcie to, co powinnam powiedzieć, nim Łomacz zdecydował się na dobre być ze mną. Ta wiadomość na pewno go zniechęci.
- Znajdziemy inne wyjście. Medycyna ciągle idzie do przodu – miałam ochotę go uderzyć. Jego pokłady optymizmu i pozytywnego myślenia czasami nie znały granic. Chciałam mu to porządnie wytłumaczyć, ale z dołu usłyszeliśmy głos pana Łomacza.
- Dzieci, bo się spóźnimy, schodźcie szybko! – zeszliśmy na dół a nic już nie było takie samo.
Cały poranek i przedpołudnie czułam na sobie baczne spojrzenia pani Marzeny. Mogłabym się założyć, że nie umknął jej żaden z moich gestów. Kobieta odnosiła się do mnie z udawaną uprzejmością, a to z minuty na minutę ciążyło mi coraz bardziej. Nie mogłam już cieszyć się z żartów Błażeja, śmiać się z docinek babci Stasi czy kiwać z uśmiechem, gdy bracia się wygłupiali. Sam Gregor również zachowywał się jakby mechanicznie, kiedy po południu padł jak kłoda na łóżko ii zasnął miałam okazję jeszcze raz wszystko przemyśleć. Tylko po co? Już tyle razy to robiłam. Tyle razy rozważałam za i przeciw. Kochałam Grześka, ale nie chciałam odbierać mu możliwości, by kiedyś mógł zostać ojcem, stworzyć prawdziwy dom. Może wybiegałam za daleko w przyszłość? Może i tak nie będzie nam pisane być razem? On powinien mieć pełną świadomość tego jakie konsekwencje wiążą się z tym, że wybrał mnie. Czasami miałam wrażenie, że Łomacz albo o tym nie myśli albo nie zdaje sobie sprawy z wielu rzeczy jakie wiążą się z moją chorobą.
Stojąc w oknie zauważyłam, że Peti zahaczyła obróżką o jeden z krzewów rosnących w ogrodzie i popiskiwała cicho. Gdyby nie aparat nawet nie usłyszała bym tych pisków. Niestety, on ciągle powodował wiele kontrowersji w moimi życiu. Zbiegłam szybko na dół a w drzwiach tarasu niemal zderzyłam się z panią Marzeną, która również ruszyła na pomoc suczce.
- Dobrze, że cię widzę, musimy porozmawiać. Na osobności – dodała poważnym i chłodnym tonem, po czym sama uwolniła psiaka z pułapki. Nie pozostało mi nic innego jak na nią poczekać i tak nie miałam, gdzie uciec.
- Rozumiem, że jest pani zła i zaskoczona – chciałam sama zacząć.
- Ty nic nie rozumiesz dziewczyno! Jak tak w ogóle można, co ty sobie myślisz? Wplątujesz mojego syna w taką sytuację, jesteś nieodpowiedzialna!- wytykała mi raz po raz a ja zamiast skulić się w sobie na te pstryczki jakie mi posyłała zrobiłam coś odwrotnego. Nie wiem skąd przypłynęła do mnie odwaga, by zmierzyć się z jej atakami.
- To pani nic nie rozumie. Grzesiek był w pełni świadomy tego, że jestem chora. Niczego przed nim nie ukrywałam, wręcz odpychałam go od siebie, ale ten nadal upierał się, że będzie ze mną, że mnie kocha. Dobrze wiem jak ludzie reagują na wieść o tym, że nie słyszę. Większość zaczyna mnie traktować tak jak pani jakbym była trędowata. Nie jestem temu winna, taka się urodziłam. Nie rozumiem czemu muszę płacić za coś, o co się nie prosiłam i czego sama nie spowodowałam?! – wyrzuciłam to wszystko niczym z armatki.
- Dlaczego mi o tym mówisz? Myślisz, że teraz będę ci współczuć? Nie jesteś wystarczająco dobra osobą dla mojego syna, ja nie zaakceptuje tego związku. Najlepiej będzie, jeżeli jak najszybciej znikniesz z naszego domu. Jeszcze lepiej, gdy znikniesz z życia Grzegorza – postawiła mi warunek.
- Mamo pozwól, że to może ja zdecyduje co będzie najlepsze dla Karoliny i dla nas. Nie spodziewałem się tego po tobie – usłyszałam wzburzony głos Grześka, a gdy odwróciłam się zobaczyłam, że jest wściekły. Jeszcze nigdy nie widziałam go takiego.
- Dopóki nie zmienisz swojej postawy względem Karoliny ten dom przestaje być twoim domem – z początku myślałam, że groźba rozgrywającego zrobiła wrażenie na jego matce i ta zmieni zdanie, ale ta po chwilowym szoku na powrót przybrała buntowniczy wyraz twarzy. – Będziesz tego żałować i wrócisz, by przyznać się, że miałam rację – rozzłoszczona trzasnęła drzwiami od tarasu wchodząc do środka.
-Nie chciałam tego, nie chciałam cię stawiać w takiej sytuacji – przepraszałam go.
- To nie ty to zrobiłaś , to ona nie potrafi zaakceptować tego, że co, by się nie działo ja z tobą jestem szczęśliwy – Grzesiek chciał mnie wyprowadzić z błędu.
- Ale to twoja mama – próbowałam dalej.
- To ty teraz jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu i nie zrezygnuje z ciebie, czy to się jej podoba czy nie.
Po niewielkim kłamstwie, że nim wrócimy do Rzeszowa chcę jeszcze zobaczyć kawałek Mazur opuszczaliśmy Ostrołękę. Nieświadoma niczego część rodziny Łomaczów żegnała mnie serdecznie i już planowali kolejne nasze odwiedziny, do których najprawdopodobniej nigdy nie dojdzie, o co się już pani Marzena postara.
/Aleh/
- To aparat słuchowy Karoliny – powiedział bardzo spokojnie. Jego matka jeszcze bardziej poczerwieniała na twarzy i teraz rzuciła krótkie spojrzenie na mnie, a potem znów na aparat leżący na jej rozpostartej dłoni.
- Mam rozumieć, że ona jest głucha?! – syknęła.
- Karolina niedosłyszy, ale dzięki temu urządzeniu wczoraj nawet się nie połapałaś – brunet próbował jej wszystko wyjaśnić.
- Czyli robiliście ze mnie idiotkę i idiotów z całej naszej rodziny. Grzegorz nie spodziewałam się tego po tobie!. Co ty sobie wyobrażasz?! – Marzena zaczęła niebezpiecznie wymachiwać rękami , bałam się, że aparat upadnie a tym samym mógłby się uszkodzić.
- Pani Marzeno mogłaby mi pani go oddać – pełna strachu poprosiłam o to.
- Masz, nie chcę mieć z tym nic wspólnego – wcisnęła mi z całych sił urządzenie do ręki.
- Mamo ostrożnie to drogi sprzęt – Grzesiek nerwowo zareagował.
- Może mi jeszcze powiesz, że sam jej go kupiłeś?! – krzyknęła na syna.
- To nie ma nic do rzeczy. Jesteśmy razem i razem podjęliśmy decyzję- dłoń Grześka odnalazła moją i nasze palce splotły się ze sobą.
- A, więc to tak, teraz tak kaleka jest ważniejsza od naszej rodziny ! – bardzo bolały mnie słowa jego matki, mimo że byłam przyzwyczajona do takich reakcji. Po wczorajszym dniu myślałam, że rodzina Łomaczów jest bardziej otwarta na świat i ludzi z problemami. Jak widać przynajmniej jeden jej członek nie był tym kim wydawało mi się jeszcze kilka godzin wcześniej.
- Nie obrażaj Karoliny, to nie jest jej wina, ona sama sobie tego nie zrobiła, tylko się taka urodziła – jedyne co powstrzymywało mnie od ucieczki było to, że Grzesiek tak zażarcie mnie bronił i nadal ściskał moją rękę.
- Nie ma czasu na te rozmowy, zaraz będziemy spóźnieni. Doprowadźcie się do porządku i schodźcie na dół. I ani słowa o tym co się tu wydarzyło – odwróciła się na pięcie ucinając dalszą dyskusję. Dopiero, gdy dotarło do mnie, że po za zapachem jej perfum nic już nie obwieszcza jej obecności tutaj zorientowałam się, że cała się trzęsę a Grześ pociera moje ramiona, by, chociaż trochę mnie uspokoić.
- W porządku? – lazurowe tęczówki bruneta wpatrywały się we mnie z niepokojem. – Karol? – powtórzył.
- Mówiłam ci, że tak będzie. Ludzie nigdy mnie nie zaakceptują – usiadłam załamana na łóżku.
- Co ty mówisz? A ja, a dziewczyny? To się nie liczy? Moja matka tego nie rozumie, ale jak pozna cała prawdę… - chciał mnie przekonywać.
- To mnie znienawidzi. Grzesiek nie jestem dla ciebie. My nigdy nie będziemy mogli założyć prawdziwej rodziny. Nie zdecyduje się na dziecko mając świadomość, że mogę mu przekazać gen odpowiadający za moja chorobę – powiedziałam wreszcie to, co powinnam powiedzieć, nim Łomacz zdecydował się na dobre być ze mną. Ta wiadomość na pewno go zniechęci.
- Znajdziemy inne wyjście. Medycyna ciągle idzie do przodu – miałam ochotę go uderzyć. Jego pokłady optymizmu i pozytywnego myślenia czasami nie znały granic. Chciałam mu to porządnie wytłumaczyć, ale z dołu usłyszeliśmy głos pana Łomacza.
- Dzieci, bo się spóźnimy, schodźcie szybko! – zeszliśmy na dół a nic już nie było takie samo.
Cały poranek i przedpołudnie czułam na sobie baczne spojrzenia pani Marzeny. Mogłabym się założyć, że nie umknął jej żaden z moich gestów. Kobieta odnosiła się do mnie z udawaną uprzejmością, a to z minuty na minutę ciążyło mi coraz bardziej. Nie mogłam już cieszyć się z żartów Błażeja, śmiać się z docinek babci Stasi czy kiwać z uśmiechem, gdy bracia się wygłupiali. Sam Gregor również zachowywał się jakby mechanicznie, kiedy po południu padł jak kłoda na łóżko ii zasnął miałam okazję jeszcze raz wszystko przemyśleć. Tylko po co? Już tyle razy to robiłam. Tyle razy rozważałam za i przeciw. Kochałam Grześka, ale nie chciałam odbierać mu możliwości, by kiedyś mógł zostać ojcem, stworzyć prawdziwy dom. Może wybiegałam za daleko w przyszłość? Może i tak nie będzie nam pisane być razem? On powinien mieć pełną świadomość tego jakie konsekwencje wiążą się z tym, że wybrał mnie. Czasami miałam wrażenie, że Łomacz albo o tym nie myśli albo nie zdaje sobie sprawy z wielu rzeczy jakie wiążą się z moją chorobą.
Stojąc w oknie zauważyłam, że Peti zahaczyła obróżką o jeden z krzewów rosnących w ogrodzie i popiskiwała cicho. Gdyby nie aparat nawet nie usłyszała bym tych pisków. Niestety, on ciągle powodował wiele kontrowersji w moimi życiu. Zbiegłam szybko na dół a w drzwiach tarasu niemal zderzyłam się z panią Marzeną, która również ruszyła na pomoc suczce.
- Dobrze, że cię widzę, musimy porozmawiać. Na osobności – dodała poważnym i chłodnym tonem, po czym sama uwolniła psiaka z pułapki. Nie pozostało mi nic innego jak na nią poczekać i tak nie miałam, gdzie uciec.
- Rozumiem, że jest pani zła i zaskoczona – chciałam sama zacząć.
- Ty nic nie rozumiesz dziewczyno! Jak tak w ogóle można, co ty sobie myślisz? Wplątujesz mojego syna w taką sytuację, jesteś nieodpowiedzialna!- wytykała mi raz po raz a ja zamiast skulić się w sobie na te pstryczki jakie mi posyłała zrobiłam coś odwrotnego. Nie wiem skąd przypłynęła do mnie odwaga, by zmierzyć się z jej atakami.
- To pani nic nie rozumie. Grzesiek był w pełni świadomy tego, że jestem chora. Niczego przed nim nie ukrywałam, wręcz odpychałam go od siebie, ale ten nadal upierał się, że będzie ze mną, że mnie kocha. Dobrze wiem jak ludzie reagują na wieść o tym, że nie słyszę. Większość zaczyna mnie traktować tak jak pani jakbym była trędowata. Nie jestem temu winna, taka się urodziłam. Nie rozumiem czemu muszę płacić za coś, o co się nie prosiłam i czego sama nie spowodowałam?! – wyrzuciłam to wszystko niczym z armatki.
- Dlaczego mi o tym mówisz? Myślisz, że teraz będę ci współczuć? Nie jesteś wystarczająco dobra osobą dla mojego syna, ja nie zaakceptuje tego związku. Najlepiej będzie, jeżeli jak najszybciej znikniesz z naszego domu. Jeszcze lepiej, gdy znikniesz z życia Grzegorza – postawiła mi warunek.
- Mamo pozwól, że to może ja zdecyduje co będzie najlepsze dla Karoliny i dla nas. Nie spodziewałem się tego po tobie – usłyszałam wzburzony głos Grześka, a gdy odwróciłam się zobaczyłam, że jest wściekły. Jeszcze nigdy nie widziałam go takiego.
- Dopóki nie zmienisz swojej postawy względem Karoliny ten dom przestaje być twoim domem – z początku myślałam, że groźba rozgrywającego zrobiła wrażenie na jego matce i ta zmieni zdanie, ale ta po chwilowym szoku na powrót przybrała buntowniczy wyraz twarzy. – Będziesz tego żałować i wrócisz, by przyznać się, że miałam rację – rozzłoszczona trzasnęła drzwiami od tarasu wchodząc do środka.
-Nie chciałam tego, nie chciałam cię stawiać w takiej sytuacji – przepraszałam go.
- To nie ty to zrobiłaś , to ona nie potrafi zaakceptować tego, że co, by się nie działo ja z tobą jestem szczęśliwy – Grzesiek chciał mnie wyprowadzić z błędu.
- Ale to twoja mama – próbowałam dalej.
- To ty teraz jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu i nie zrezygnuje z ciebie, czy to się jej podoba czy nie.
Po niewielkim kłamstwie, że nim wrócimy do Rzeszowa chcę jeszcze zobaczyć kawałek Mazur opuszczaliśmy Ostrołękę. Nieświadoma niczego część rodziny Łomaczów żegnała mnie serdecznie i już planowali kolejne nasze odwiedziny, do których najprawdopodobniej nigdy nie dojdzie, o co się już pani Marzena postara.
/Aleh/
Patrzyłem na moją młodszą siostrę Katię, kiedy na jej serdecznym palcu znalazła się złota obrączka a jej uśmiech stał się jeszcze szerszy niż był przed chwilą. Moja mała Kat, miała 22 lata a wyglądało na to, że dla niej los ma już plan na życie. Z Valentinem znaliśmy się wszyscy od dziecka, ale nikt nie spodziewał się, że tych dwoje jest sobie pisanych. Zerknąłem na boczną nawę kościoła, gdzie siedziała Nastia. Zmieniła się, jej blond włosy zastąpił brąz z rudym odcieniem a zamiast długich warkoczy miała spięte, pofalowane włosy. Ciekaw byłem co myślała? Może przewinęły się przez jej głowę te same myśli co mi, że to my powinniśmy tam stać. Czy żałowała tego, że nam nie wyszło i tego, że pewnego wieczora spakowała walizkę i uciekła z Grecji z powrotem do Grodna? Spojrzała na mnie, a ja speszony tym, że jej się przyglądam odwróciłem wzrok ponownie na młodą parę. Za każdym razem, gdy wymawiałem imię siostry przed oczami stawał mi obraz drobnej zielonookiej brunetki. Katai i Kasia. Moim marzeniem było, by te dwie dziewczyny się poznały, ale najwyraźniej nic z tego nigdy nie będzie. Kaśka podjęła decyzję i nie chciała mnie w swoim życiu. Powinienem zawalczyć, ale tego nie zrobiłem. Powinienem domagać się szerszych wyjaśnień a odpuściłem. Najwidoczniej nie jestem tym kogo ona szuka. Magda wspominała mi o niej niewiele, a z tego co mówiła dowiedziałem się, że między nimi nie jest dobrze. Może, gdyby nie musiał wyjechać to, inaczej, by się to potoczyło, a może to tylko takie złudzenie? Po weselu i tak wracałem do Polski, to tam miała być przeprowadzona moja rehabilitacja kolan. Do końca maja zostawałem w Rzeszowie. A co potem? Tego sam nie wiedziałem. Od momentu uzyskania obywatelstwa polskiego już nie mogłem spełniać roli kapitana reprezentacji Białorusi, władze były tak nieprzychylne, że nawet nie chciały mnie w kadrze. Zawirowania na szczeblu politycznym byłem w stanie rozumieć i zdawałem sobie sprawę, że tak to może się skończyć. Nie spodziewałem się za to, że i w rodzinie niektórzy moi bliscy zaczną patrzeć na mnie wilkiem, że wybrałem inny kraj, nie rozumieli, że to ułatwi mi bardzo wiele spraw od zawodowych poprzez prywatne. Nawet teraz podczas ślubu czułem te spojrzenia cioć i wujów.
- A co ty w takim nostalgicznym nastroju? – z myśli wyrwał mnie cichy głos Nasti. – Czyżbyś myślał o tym co ja? O tym, że to mogliśmy stać tam – wskazała delikatnie palcem na Katię i Valentina, którzy przyjmowali życzenia.
- Rozmyślam ogólnie nad swoim życiem jak to się wszystko toczy, nie zawsze tak jak sobie wcześniej założyliśmy – miałem, więc rację, że i jej przemknęła przez głowę myśl o naszej wspólnej przyszłości, do której nigdy nie dojdzie.
- O tak u ciebie to się dzieje. Przyznam się, że troszkę śledzę to w sieci a resztę zdradza mi Kat. Zaskoczyłeś mnie z tym obywatelstwem – widać, że i dla niej ten temat wzbudzał wiele emocji.
- Może nie uwierzysz, ale chyba to tam zostanę na stałe – wypowiedziałem te słowa a na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie, którego nie potrafiła ukryć.
- Dla kobiety? – Nastka co było pewne, bo ją przecież znałem chciała na swój sposób wybadać moją obecną sytuację.
- Kto wie, może kiedyś – odpowiedziałem wymijająco.
- Przyznam się, że spodziewałam się ciebie w jakimś towarzystwie i nie wiem jak mam interpretować to, że jesteś tutaj sam. Twoja wybranka nie dostała wizy – nutka złośliwości zagościła w jej głosie.
- Nie mam nikogo, choć jest ktoś na kim mi zależy – nie miałem zamiaru jej w tej kwestii okłamywać. Jeszcze spowodowałby jakieś zalążki nadziei. Tak naprawdę nigdy nie rozmówiliśmy się ostatecznie, a to była nasza pierwsza rozmowa, w której nie uczestniczył ktoś trzeci. Nastia wyjechała, przestała odbierać telefony, a gdy przyjeżdżałem do Grodna unikała mnie. Gdy już się spotkaliśmy to zawsze w większym gronie, tego nie dało się uniknąć, ponieważ mieliśmy wspólnych przyjaciół. Wszystko było skończone, ale w jakiś dziwny jakby urwany sposób.
- Ona jest Polką? – jej ciekawości też nie dało się zamaskować.
- Tak, a, czy to jakiś problem? – czyżbym i od niej miał usłyszeć jakieś zaściankowe poglądy?
- Nie, ale wystawiasz swoją rodzinę na wiele prób, już od miesiąca o tobie plotkują „na mieście”.
- Pierwsze słyszę, rodzicie i Katia jakoś mi o tym nie mówili – nie wiedziałem czy ta wyolbrzymia problem czy taka jest prawda.
- Mówię jak jest. Nie chcę żebyś pomyślał, że cie krytykuję znasz mnie zawsze powiem ci prawdę. Pamiętaj nie każdy jest tu życzliwy. To jednak nie czas na takie rozmowy, trzeba się radować szczęściem twojej siostry i tym, że zyskałeś brata.
- Valentin w naszej rodzinie to już dawno traktowany jest jak syn – wspomniałem, sam od dawna traktowałem go jak młodszego brata.
- To porządny chłopak, Kat nie mogła wybrać lepiej. Aleh może dotrzymasz mi dziś towarzystwa ? – zapytała niespodziewanie czym mocno mnie zaskoczyła.
- Dobrze – byłoby niegrzecznie odmówić dlatego się zgodziłem. Między nami nadal było wiele wspomnień i chociaż nasza rozmowa była na początku troszkę nieprzyjemna to wiedziałem, że u jej boku można się wyśmienicie bawić.
Zabawa ani myślała ustać a cała rodzina pokazywała, że wie jak wykorzystać nadarzające się okazję, by poczuć się swobodnie. Rodin mój najlepszy przyjaciel zdążył już wypytać mnie o najmniejsze szczegóły życia na obczyźnie. Oczywiście najbardziej interesowały go kobiety. Obiecałem, że, jeżeli ten zdecyduje się opuścić swoją małą firmę, chociaż na parę dni i przyjechać do Polski to ugoszczę go najlepiej jak potrafię. To z nim od godziny siedzieliśmy przy stole opijając każdą okazję jaka nam przyszła do głowy. Procenty dawały już o sobie znać, ale w takim dniu jak dziś nie zwracałem na to uwagi.
- Porywam go – usłyszałem za plecami wesoły głos Nastki a jej dłonie spoczęły na moich ramionach – Obgadaliście już wszystkich ze dwa razy, już ja was znam.
Szybkie i wolne tańce z Nastią zlały się w jedno co dawało mi do zrozumienia, że przeholowałem z piciem. Miałem też oszczędzać kolana a wyjdzie na to, że nasz klubowy rehabilitant złapie się za głowę, gdy je ponownie zobaczy. Nie zauważyłam nawet jak wraz z Nastią znaleźliśmy się pod jednym z licznych pokoi jakie znajdował się w hotelu.
- Muszę się odświeżyć, wejdźmy na chwilę – mówiła ściszonym głosem.
- To ja może wrócę na dół – zachowałem jeszcze reszki przytomności.
- Aleh daj spokój – zaśmiała się, po czym otworzyła drzwi ciągnąć mnie do środka. Usiadłem na łóżku patrząc na szatynkę, która zniknęła za drzwiami łazienki.
Nie wyszliśmy z pokoju, Nastka na szafce miała jedną z butelek wytrawnego wina, które były prezentem młodych dla weselników. Sam nie mogłem się zorientować, kiedy zacząłem jej opowiadać o Kasi, powiedziałem wszystko, a ta tylko słuchała. Wyżaliłem się a na koniec poprosiłem nawet o radę, te słowa jakoś tak zwyczajnie wypłynęły z moich ust.
- Też byłam tak głupia, że cię odtrąciłam. Gdybym mogła cofnąć czas zastanowiłabym się, wtedy dwa razy, a nie wyjechała. Aleh daj nam jeszcze jedną szansę, czuję, że tym razem się nam uda – jej twarz zdecydowanie znalazła się zbyt blisko mojej a nim się obejrzałem jej usta całowały moje. Nie pozwoliłem, by to trwało nadal, stanowczo odsunąłem ją od siebie.
- Natka przestań! – wstałem zbierając się do wyjścia.
- Co zrobiłam nie tak? – w jej głosie było pełno rozżalenia.
- Nie kocham cie już od dawna, nie będziemy razem – chciałem jeszcze dodać, że to, iż mnie pocałowała było czymś czego było mi potrzeba. Głupie? A jednak tak było. Uświadomiło mi to czego ja oczekuje od życia. Gdy jej usta spoczęły na moich prze oczami miałem tylko roześmianą twarz Kaśki. To dzięki temu nieudanemu pocałunku wiedziałem już, że nie powinienem tak odpuszczać, że nie mogę tego robić, muszę, za to spróbować zawalczyć o Kasię.
Chyba
nie tylko ja uważam, że Łukasz na tym zdjęciu wygląda
cholernie hot, hot, hot. Moja sympatia do niego jest niezmiennie ogromna, mało
go jak na razie w tym opowiadaniu i jakoś tak mizernie wypada, ale kiedyś
obiecuję, że to się zmieni.
Dziś troszkę taki rozdział inny, przynajmniej ta część poświęcona Ahremowi, taki wypełniacz, wybaczcie, że jak zawsze więcej przynudzania niż akcji.
Nastia całkiem możliwie, że jeszcze się tutaj pojawi, więc dla ciekawskich moje wyobrażenie jej osoby <klik>
Ps. Witam nową czytelniczkę,której chciało się nadrabiać te 25 rozdziałów. Mam nadzieję, że będziesz wpadać częściej :)
Dziś troszkę taki rozdział inny, przynajmniej ta część poświęcona Ahremowi, taki wypełniacz, wybaczcie, że jak zawsze więcej przynudzania niż akcji.
Nastia całkiem możliwie, że jeszcze się tutaj pojawi, więc dla ciekawskich moje wyobrażenie jej osoby <klik>
Ps. Witam nową czytelniczkę,której chciało się nadrabiać te 25 rozdziałów. Mam nadzieję, że będziesz wpadać częściej :)