31 stycznia 2014

54. The power of love.



/Karolina/

     Jasno oświetlony kościół pełen białych lilii i blado różowych tulipanów. W wąskich wysokich oknach po bokach ołtarza widoczny prószący delikatnie śnieg. Na dworze było zimno, ale i bajecznie, tu wewnątrz świątyni, za to przytulnie i ciepło. Kościółek był niewielki, ale wystarczający, by pomieścić wszystkich dzisiejszych świadków ceremonii. Głos kapłana nie był zagłuszany żadnymi niepożądanymi dźwiękami, nawet dzieci zachowywały się cichutko. Wiedziałam, że wokół mnie jest teraz grono osób, które życzą nam jak najlepiej. Kiedy szliśmy z Grześkiem do ołtarza witały nas ciepłe uśmiechy i skinienia głowy zarówno jego kolegów z drużyny jak i niektórych przyjaciół, było też kilkoro moich znajomych, których poznała dzięki pracy w studio fotograficznym. W pierwszym rzędzie zasiadła rodzina Grześka, na te chwilę nawet pani Marzena przestała mieć zatrwożoną minę. Nie wiedziałam, czy to tylko maska, ale zauważyłam za to, że Łomaczowi na widok matki siedzącej obok ojca i babci wyraźnie ulżyło. Do końca nie byliśmy pewni czy w ogóle przybędzie na ślub.
- Na znak zawartego małżeństwa nałóżcie sobie obrączki – po przysiędze przyszedł czas na obrączki. - Podajcie sobie prawe dłonie i powtarzajcie za mną – kontynuował ksiądz Leszek.
- Karolino przyjmij tę obrączkę…
- … na znak…
- …mojej miłości…
- …i wierności… - gdy złote krążki znalazły się na naszych serdecznych pacach a Grzesiek złożył pieczętujący pocałunek poczułam, że nic już nigdy nie będzie takie samo, będzie inne, lepsze.
     Kasia ocierała łzy wzruszenia, które leciały z jej oczu od samego rana. Madzia trzymała się dzielnie, ale i w jej oczach tańczyły lśniące łzy. Babcia Stasia ściskała za rękę pana Pawła i nie rozstawała się z chusteczkę którą ocierała mokre policzki. Tyle łez, ale były to łzy szczęścia, nawet Grzesiek był wzruszony, ale próbował tego po sobie nie okazywać.
     Z racji zimowej pory po zaślubinach nie wyszliśmy na zewnątrz kościoła, by przyjąć życzenia, ale dzięki uprzejmości księdza zostaliśmy zaproszeni do bocznej nawy, gdzie goście mogli złożyć życzenia. Posypał się ryż na szczęście, grosiki, by nigdy nie zabrakło nam pieniędzy i cukierki na osłodę życia. Potem potulnie stanęliśmy z boku i czekaliśmy na gości. Kasia przypilnowała, by pierwszy życzenia złożył nam mężczyzna co ma też przynieść pomyślność. Szczerze, ja nie przykładałam wagi do tych ślubnych przesądów, tu Wieczorek miała swoja chwilę i trzymała sie wszystkiego nad czym mogła mieć tylko kontrole. Kiedy pan Paweł a później babcia Stasia byli już po życzeniu szczęśliwych chwil a ja nie mogłam już powstrzymać łez po wszystkich miłych słowach jakie usłyszałam podeszła do nas pani Marzena.
- Dzieci…- samo to, że zwróciła się do nas w ten sposób zapowiadało pewną zmianę. – Przepraszam, musicie mnie zrozumieć. Będę się starać poprawić swoje zachowanie, chociaż wiem, że to nie wynagrodzi tej krzywdy którą już wyrządziłam. Karolino, jeżeli Grzesiu jest z tobą szczęśliwy to nie powinnam się wtrącać. Ja tylko boje się, że będzie cierpiał – broda zaczęła się jej trząść, wyraźnie zbierało się jej na płacz.
- Mamo nie teraz – Grzesiek czuł, że jego matka może się za bardzo zagalopować dlatego jej przerwał.
- Masz rację synku. Życzę wam dużo miłości, szczęścia i cierpliwości i zdrowia tego jak najwięcej – ucałowała najpierw Grześka, a potem mocno uścisnęła moje dłonie, po czym uciekła w tłum gości. Nie dziwiłam się takiej reakcji, to, że stanęła tutaj przed nami i powiedziała te słowa to było bardzo dużo.
     Po Madzi i Łukaszu oraz Ignaczakach zbliżyło się nieśmiało do nas dwóch mężczyzn. Nie wierzyłam w to, co widzę, Łomacz spojrzał na mnie zdziwiony co było normalną reakcją, bo ich nie znał. Ci uśmiechali się do nas niepewnie.
- Matt, Danny – zapytałam, po czym utknęłam w mocnym uścisku mojego starszego brata Daniela, którego w Stanach nazywaliśmy Dan.
- Myślałaś, że nie przyjedziemy – zwrócił się do mnie łamaną polszczyzną. Z mojego rodzeństwa tylko ja płynnie mówiłam po polsku, Dan znał większość słów, ale prawie nigdy nie używał tego języka, młodszy Matthew urodził się w USA i rodzice jakoś nigdy nie chcieli go zaznajomić z językiem jego dziadków.
- Ja nic nie wiedziałam – przeszłam szybko na angielski, by i Matt mógł mnie rozumieć – Grzesiu to są moi bracia Dan i Matthew.
- Udała się niespodzianka? – obok nas pojawiła się rozradowana Kasia. Już wiedziałam, że to ona za tym stoi, tak to było w jej stylu. Łomacz uściskał dłonie z moimi braćmi i we trojkę badali się wzrokiem. – No chłopcy składać życzenia młodej parze i was porywam, będziecie mieć dużo czasu, by wszystko nadrobić – Kaśka jak powiedziała tak też zrobiła.
- Nie wierzę –szepnęłam, gdy odchodzili z Wieczorek a następni goście jeszcze nie zdążyli do nas podejść.
- Ale jesteś szczęśliwa – odpowiedział rozgrywający czule muskając moją dłoń.
- To najszczęśliwszy dzień w moim życiu - ucałowałam jego policzek. Nie naginałam rzeczywistości, naprawdę tak było, przestałam czuć strach a czułam tylko radość którą mogłam obdarować też innych.
- Mój również – doda brunet nim wpadł w ramiona roześmianego Grozera.

     … wesele trwało od kilku godzin. Kasia biegała w tłumie niczym petarda, by wszystko było jak należy, bawiła się przy tym tak dobrze, że Alek musiał ją ciągnąc do tańca, gdy tylko znalazła się w jego pobliżu. Madzia wykonała kilka piosenek w tym tą przy, której zatańczyliśmy z Grześkiem po raz pierwszy jako małżeństwo. Krasikov bała się swojego wykonania, ale sama zaproponowała, że zaśpiewa piosenkę którą idealnie do nas pasuje „ Power of love”. Łukasz nie potrafił oderwać od niej wzroku, gdy podczas jednego z naszych tańców ta stała na scenie wykonując piosenkę Roxette„It must have been love” Blondynka upodobała sobie utwory z lat 80 i 90 co miało bardzo pozytywny wydźwięk wśród gości. Kadziu wyznał mi wtedy że zakochał siew niej, właśnie gdy stała na scenie i usłyszał ją po raz pierwszy. To, wtedy zapragnął mieć ją na zawsze. Zapytałam go czy jej o tym powiedział, przyznał się, że nie. Dostał, więc ode mnie polecenie, że ma to zrobić jak najprędzej. Nigdy nie przetańczyłam tylu tańców z tak różnymi partnerami, ale każdy powtarzał, że musi zatańczyć z panną młodą.
- Zostałaś dziś moją żoną a mam cię rzadziej niż wcześniej – pożalił mi się Grzesiek, gdy oboje przygotowywaliśmy się do rzucania bukietem i jego krawatką.
- Ale od dziś masz mnie już na zawsze i do końca życia – uśmiechnęłam się, ta myśl coraz bardziej mi się podobała.
- Wiem o tym pani Łomacz.
     Nie zdziwiło mnie to, że bukiet wylądował w rękach Kasi, krawatkę, za to złapał Piotrek Nowakowski czym wzbudził ogromny wybuch śmiechu. Najbardziej śmiała się jego Ola krzycząc do niego, że teraz to już się nie wywinie. Wesele nadal trwało, gdy z Grześkiem i moimi braćmi postanowiliśmy wrócić do domu. Musiałam z nami porozmawiać jeszcze tej nocy, a przy odgłosach z Sali weselnej to nie był dobry pomysł. Nikt nie miał nam za złe tego, że wychodzimy, reszta gość została, by bawić się do rana. Po krótkim boju moi bracia mieli zostać w grześkowym mieszkaniu a my u mnie na dole. Daliśmy, im chwilę na ogarniecie się i sami poszliśmy zrobić to samo.
- Na pewno nie jesteś zły, że wyszliśmy wcześniej ? – zapytałam bruneta, gdy pomagał mi zdjąć suknie ślubną bym mogła przebrać się w wygodny dres.
- To twoi bracia, widzę jak bardzo chcesz z nimi porozmawiać, wybawiłem się dość. Dam wam tyle czasu, ile będziecie chcieli – obiecał.
- Grzesiek, ale ja chcę byś był tam ze mną, chcę byś ich poznał. Nie chcę iść bez ciebie – nie miałam zamiaru pozwolić mu, by został sam. Wiedziałam, że w tej rozmowie będzie wszystko i Łomacz miał prawo to usłyszeć
     Było dużo płaczu, ale też zyskałam całkiem inne spostrzeżenie na wiele spraw. Bracia opowiedzieli mi jak teraz wygląda sytuacja w naszym domu. Matt ciągle mieszkał z rodzicami i był na świeczniku, Dan chciał zabrać go do siebie, ale ojciec uparł się, że ktoś musi przejąć firmę przewozową i właśnie Matta widział w tej roli.
- My naprawdę myśleliśmy, że ty do zakonu poszłaś dobrowolnie. Zawsze byłaś wycofana i nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to przez chorobę. Bardzo nas zdziwiła wiadomość o tym, że jesteś w Polsce a jeszcze bardziej, że bierzesz ślub. Gdy Kate zadzwoniła to myślałem, że to żart moich kumpli z pracy – wyjaśnił Dan. Bardzo wydoroślał przez te lata, gdy go nie widziałam. Gdy rodzicie poinformowali go, że poszłam do zakonu ten był w Collage i tak naprawdę mało go obchodziłam. Matt, który był ode mnie młodszy o 4 lata interesował się, wtedy jazdą na deskorolce, a nie zamkniętą w sobie siostrą. – Gdy się tylko dowiedziałem wsiadłem w samochód i pojechałem do domu, powiedziałem wszystko Mattowi a oboje przycisnęliśmy mamę, gdy ojciec wyjechał na wyjazd służbowy – dodał. Na wspomnienie o rodzicach skrzywiłam się, nie potrafiłam, im wybaczyć tego co mi zrobili.
- Mama żałuje, że dała się zmanipulować ojcu – dodał Matt, gdy zauważył moją reakcje na ich wspomnienie.
- Matt jej żal niczego nie zmieni. Nie wiem czy potrafiłabym jej wybaczyć to, co zrobiła, odrzuciła mnie. To, że była pod wpływem ojca nie do końca ją usprawiedliwia – powiedziałam to, co czułam, nie było sensu okłamywać i siebie i ich, że będzie, inaczej.
- Carol ona chciała tu przyjechać z nami, ojciec jej nie puścił – zapewnił mnie gorąco Dan. – My naprawdę cie przepraszamy, za to co się stało i teraz gdy juz wiemy, że jesteś tutaj i jesteś szczęśliwa, ale też chora chcemy być tobą, chcemy być w kontakcie – starszy z Orzechowskich ścisnął mnie za wolna rękę, drugą ciągle miałam w mocnym uścisku Grzegorza, który siedział obok mnie na kanapie.
- To ja się cieszę, że was odzyskałam – nigdy nie miałam żalu do braci o to co się działo. U nas każdy był inny, każdy był indywidualnością, ale tez byliśmy rodziną, nie chciałam ich teraz stracić.
     Świtało już, gdy postanowiliśmy się rozstać. Widziałam, że bracia są senni przecież przelecieli spory kawał drogi i od razu zjawili się w kościele. Za to ja wiedziałam, że teraz na pewno nie zasnę nie od nadmiaru tych wszystkich emocji. Zeszliśmy do mojego mieszkania a Sylwester, gdy tylko nas zobaczył domagał się swojego śniadanka, tak to była pora, by kociak zjadł swój pierwszy posiłek.
- Chyba trochę śmiesznie to zabrzmi, ale jest 7.30 dawaj Sylwkowi jeść i idziemy spać – popatrzyłam na Grześka, który opierał się o szafkę i w myślach sprawdzałam czy jest bardzo zmęczony, czy też nie -Dziewczyny jeszcze nie w wróciły, te to się dopiero muszą bawić.
- Z tego co wiem to dziś nie wrócą, dały nam mieszkanie do dyspozycji – spojrzałam na jego reakcję i tak jak podejrzewałam speszył się na te słowa.
- Karolina czy ty specjalnie zaplanowałaś to byśmy zostali sami? – brunet zaśmiał się nerwowo.
- Tak, Kaśka mi też trochę pomogła – teraz i mi zrobiło się trochę głupio.
- Mogłem się tego spodziewać – rozgrywający się uśmiechnął.
     Dziewczyny przygotowały mnie do tej „nocy”, chciałam już od dawna spędzić noc z Grzegorzem, kochać się z nim, ale miałam też swoje postanowienie, jeżeli kiedykolwiek miało do tego dojść to chciałam być po ślubie. Nie dzisiejsze? Może i tak, ale nie dla mnie. Oczywiście zabezpieczyłam się też na tą ewentualność i od prawie miesiąca zażywałam tabletki. Kaśka jak zawsze nawet i tutaj była nadgorliwa, za to Madzia powiedziała mi, że będę wiedzieć, kiedy ten moment nadejdzie a Grzesiek jest takim facetem, że na pewno nie będzie naciskał. Wiedziałam, że inicjatywa musi wyjść ode mnie, bo Łomacz nie chciał przekraczać granicy zawsze to ja mu pokazywałam, że możemy przejść o etap dalej. Zbliżyłam się do niego wkładając palce wskazujące w szlufki jego spodni.
- Nie pocałujesz swojej żony? – zapytałam zadzierając głowę i pewnie patrząc mu w oczy. Wyglądało na to, że długo nie musiałam go przekonywać, bo bardzo szybko wpił się w moje usta i pocałował bardzo gorliwie.
- Może pójdziemy do sypialni? – zapytałam, gdy przerwaliśmy.
- Na pewno chcesz? – ten znów zrobił się ostrożny.
- Tak chcę i mam nadzieję, że przeprowadzisz mnie przez to i będzie pięknie – rzuciłam pewnie. – Przy tobie nie boję się już niczego – oparłam ręce na jego torsie wyczuwając przyśpieszone bicie serca. –Chodźmy – ponagliłam go znikając za drzwiami swojej sypialni, gdzie siatkarz zjawił się kilka sekund po mnie.

/Kaśka/

    Ostatni z gości właśnie opuścili sale, wszystko się udało. Stało się nawet więcej, bo nie dość, że bracia Karoli przejechali na czas to jeszcze mama Grześka poszła po rozum do głowy i obiecała zrozumieć ich uczucie oraz popracować nad sobą. Klapnęłam na krzesło obok Alka i wypuściłam głośno powietrze.
- To co następne wesele jakie zorganizujesz to będzie twoje własne - Magda rzuciła we mnie bukietem, który i tym razem złapałam jak widać lgnęły do mnie.
- A żeby dopełnić tradycji to obok ciebie będzie Pit – zaśmiał się Łukasz. – Tylko nie wiem, co na to Ola i Alek – teraz to już śmiali się oboje.
- Ja Kasi nikomu nie oddam – wylądowałam w mocnym uścisku Białorusina tak, że teraz jego tors robił mi za oparcie.
- Mam taką nadzieję – poprawiła się na nowej pozycji tak, by było mi wygodnie. – I tak zobaczycie, że to nie ja pierwsza wypowiem słowa przysięgi tylko ona – wycelowałam palcem w Magdę.
- Chciałabyś – prychnęła. Znałam Krasikov, jej nie jarały śluby, jeżeli chodziło o jej własną osobę. Mogła być gościem, świadkiem czy śpiewać piosenki, ale nigdy nie była tą, która marzyła o szybkim wystawnym ślubie.
- A zdziwisz się – czułam jednak w głębi, że teraz, kiedy jest z Kadziewiczem może jej się w końcu odmieni ten pogląd.
- Hej, dziewczyny spokojnie – Kadziu wystawił rękę między nam bojąc się, że jeszcze się tu pobijemy.
- Mi się do ślubu nie spieszy – Magda szybko oddała swoje myśli a mi wydawało się, że przez ułamek sekundy środkowemu zrzedła mina.
- Mi, tym bardziej – okłamywałam chłopaków, Madzia tutaj nie dałaby się w życiu oszukać.      Tak , tak ja byłam zawsze wewnątrz tą dziewczynką, która marzyła o bajkowym ślubie, księciu u boku i wielkiej miłości. Mogłam mieć wszystko tylko zawsze brakowało tej miłości, teraz już ją miałam i był to Alek. Nie chciałam jednak wywierać presji, bo na wszystko przyjdzie czas.
- Dobra widzę, że już sobie to ustaliłyście, to co powiecie na śniadanie i mocna kawę – Alek puścił mnie, po czym wyciągnął rękę, by pomóc mi wstać.
- W tym stroju?- marudziła Krasikov.
- A, co to kogo obchodzi – Łukaszowi wyraźnie się pomysł przyjmującego spodobał sam pobiegł po nasze okrycia i szybko znaleźliśmy się na mieście w jednej z otwartych od rana restauracyjek.
Magda zajadała się rogalikiem, chłopaki zadowolili się kanapkami a ja oprócz sałatek wcisnęłam w siebie jeszcze omleta, dopiero gdy jadłam połapałam się, jak bardzo byłam głodna.
- Gdzie ona to wszystko mieści ?– mój niepohamowany apetyt nie umknął uwadze Łukasza.
- Sam bym chciał wiedzieć – Alek roześmiał się.
- Dopóki moja figura wygląda tak jak wygląda będę jadła wszystko, na co mam tylko ochotę – odpowiedziałam z pełnymi ustami.
     Po wypiciu przepysznej kawy Kadziu z Madzią zamówili taksówkę i pojechali do jego mieszkania my z Alkiem postanowiliśmy się przespacerować, bo do niego nie było aż tak daleko. Ludzie, którzy postanowili wstać wcześnie w ten niedzielny poranek patrzyli na nas nieco zdziwieni, bo to nie był codzienny widok widzieć siatkarza odstawionego w elegancki garnitur i płaszcz z kobietą w długiej sukni u boku.
- Skąd ty bierzesz tyle energii?- zastanawiał się Alek.
-Nie wiem, może ze słońca – zaśmiałam się. – A tak na poważnie to dzięki temu, że jestem szczęśliwa. To ty mnie uszczęśliwiasz.
- Co za zaszczyt- Alek również był w wyśmienitym humorze ja zaraz miałam nadzieję poprawić go jeszcze bardziej.
- Mogę cię o coś zapytać? – uspokoiłam się na chwilę.
-No pytaj – patrzył na mnie zaciekawiony,
- Czy ja mogłabym z tobą zamieszkać? Czuję się już gotowa – nie usłyszałam odpowiedzi tylko oderwałam się od ziemi, po czym brunet mocno mnie pocałował i dopiero potem postawił na chodniku.
- Możesz i to jeszcze dziś – dodał.
- Alek?- zerknęłam na niego.
- Co? – popatrzył na mnie z obawą.
- Ale ty wiesz, ile ja mam rzeczy, przydałabym mi się szafa- to byłam cała ja zawsze musiałam coś pokombinować do tego co wymyśliłam przed chwilą.
- Kupię ci nawet trzy jak będzie potrzeba i co tylko zechcesz – to go ani trochę nie przeraziło a, gdyby uśmiech potrafił ogrzać jak słońce to mogła bym spacerować po rzeszowskich ulicach tylko w bikini.




Uff… Ciężko było w tym tygodniu. Choroba, totalna pustka w głowie i radosna twórczość mojego Worda, który przekręcał niemal każdy wyraz. To był ciężki bój. Do tego zaczyna do nie docierać, że to już koniec mojej blogowej przygody. Jeszcze kilka publikacji i Melody oraz jej opowiadania przejdą do historii. Smutno mi.
W tym tygodniu nie do wszystkich z was dotarłam, ale przez kilka dni jak wspomniałam wyżej byłam chora i nie bardzo miałam ochotę na siedzenie przy komputerze, a potem to mi już czasu na to wszystko zabrakło. Odwiedzę was obiecuję.

17 stycznia 2014

53. Szczęście jest tak bardzo blisko, jeśli tego chcesz.




/Karolina/

     Przeglądając się w lustrze w ogromnej przymierzalni nie wierzyłam w to, co widzę. Biała suknia opinała mnie subtelnie w biuście a reszta delikatnie opadała w dół.<kilk> Tak właśnie wyobrażałam sobie swoją suknie ślubną. Nie jakieś ogromne falbany, tiule, które ograniczały mi ruchy, ale coś łagodnego z nutką magii. Kasia z początku była buntowniczo nastawiona do tych moich preferencji. Sama chętnie ubrała, by mnie coś na miarę sukni balowych z dawnych lat, tak, że wyglądała bym jaka bohaterka jednego z amerykańskich programów, który pamiętam „ Moje wielkie wesele”. Dopiero Magda przywołała ją do porządku przypominając jej, że to mój ślub a na swój własny będzie mogła się ubrać tak jak tylko sobie chce nawet, jeżeli dół sukni miałby rozpiętość dwóch metrów. To była jedyna rzecz w jakiej postawiłam się Wieczorek, wszystko inne było zrobione tak jak chciała oczywiście po konsultacji ze mną. Zgadzałam się na każdy jej pomysł, bo wychodziło jej to świetnie a widać było, że ma do tego smykałkę.
    Pewnie dla kogoś to było dziwne, że nieco miesiąc po zaręczynach braliśmy z Grześkiem ślub. Może dla kogoś to było za szybko, ale Grzesiek nawet zwierzył mi się nie zawodnicy mówią między sobą, że pewnie jestem w ciąży i tym samym w Resovi szykuje się małe baby bom. Sama, gdy już zdecydowałam, że chcę z Łomaczem spędzić resztę życia nie chciałam już czekać. Zmartwienia również nas nie opuściły. Zaraz po nowym roku miałam kontrole badanie słuchu i niestety okazało się, że mój ubytek się powiększył o 2,75% co w moim wypadku było bardzo dużą wartością. Musieliśmy zmienić leki i częstotliwość kontroli, by sprawdzić czy choroba ruszyła do przodu, czy to tylko taki jednorazowy atak. Nigdy nie zapomnę jak Grzesiek zaraz po tym jak wyszliśmy z gabinetu mocno mnie do siebie przytulił i zapewnił mnie jak bardzo mnie kocha i, że to co się stało przed chwilą niczego między nami nie zmienia.
- Pokażesz się wreszcie, bo ja tutaj jajko zniosę – z zamyślenia wyrwał mnie niecierpliwy głos Kaśki. Obejrzałam się jeszcze raz i mogłam wyjść do obszernego salonu sukien ślubnych jak to mówiła Kasia najlepszego w Rzeszowie.
- I jak? – zapytałam nieśmiało. Wyglądałam, inaczej a jednak wciąż czułam się sobą, zwyczajną Karoliną Orzechowską.
- Boże, zaraz się popłaczę. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to się dzieje – Wieczorek podskakiwała obok mnie niczym małą pchełka.
- Wyglądasz prześlicznie. Kasia się chyba ze mną zgodzi, że to tej sukni zrobimy ci upięcie z boku – Madzia podeszła do mnie i odgarnęła moje włosy na lewe ramie <kilk>– Odważyłam się na tą uroczystość odsłonić uszy, mój aparat naprawdę nie był tak widoczny, z resztą Ci, których kochałam najbardziej wiedzieli o nim i jak sami mi się przyznali zapomnieli już dawno o jego istnieniu.
- Dziękuję, gdyby nie wy nie wiem czy dała bym rade z tym wszystkim. Szkoda, tylko że nie spełniło się marzenie Grzesia, by ślub był w Walentynki – Łomacz bardzo chciał, by był to akurat ten dzień i to była jedyna rzecz jakiej nie udało się nam zorganizować.
     Żaden ksiądz nie miał zamiaru się na to zgodzić, za to proboszcz Leszek zgodził się, by przy ołtarzu nie było tylko nas i świadków, ale jeszcze druga grupa osób .Tak więc zarówno Madzia jak i Kasia mógł być moimi druhnami a Grzesiek wybrał na swoich drużbów Błażeja i Łukasza. Nie zapomnę jak zapytaliśmy o to Madzie i Kadzia, blondynka, wtedy tak bardzo się wzruszyła, ale prawdą było to, że, gdyby nie ta para to całkiem możliwe, że dziś nie bylibyśmy z Grześkiem w tym miejscu.
- To co teraz nasze kiecki – Kaska przyklasnęła i wręczyła Madzi niebieską suknie a dla siebie zabrała z rąk ekspedientki fioletową. Obie miały srebrne wstawki, które idealnie komponowały się z podobnym elementem, który ja miałam na swojej.
- Kaśka proszę zamień się, w tej niebieskiej naprawdę widać już brzuszek - jęczała Magda przez kotarę.
- Nie ma mowy, tobie jest idealnie w tym odcieniu, a że widać to co, niby kogo to obchodzi – brunetka była nieugięta a ja uśmiechnęłam się pod nosem, bo widziałam, że i Krasikov miała z nią przeprawę podobnie jak i ja.
- Widzisz – blondynka stanęła bokiem do lustra i tak jej 16 tygodniowy brzuszek było już delikatnie widać a przynajmniej widzieli go ci, którzy byli świadomi jej błogosławionego stanu.
- Magda kobiet w ciąży nie bije się po głowie, bo urodzą głupie dzieci, ale ja ci chyba raz, ale porządnie przywalę! – Kaśka zrobiła fikcyjny zamach a sprzedawczyni zaśmiała się cicho – Po za tym nie wciśniesz swoich stóp w tej moje piękne brokatowe pantofelki, które pasują do mojej kiecki. Koniec marudzenia, wszystko zostaje tak jak jest, bierzemy - zwróciła się do sprzedawczyni a Madzia musiała przełknąć swoją małą porażkę.
-Nie chcę nawet myśleć co będzie jak dojdzie kiedyś do mojego ślubu – szepnęła mi Magda, gdy Kaśka była za samochodem i pakowała wszystko.
- Znów będzie miała okazję, by porządzić ona to kocha – chichotałam w najlepsze.
- A ja podobnie jak ty sprawie jej zawód w tym najważniejszym, bo suknia ma być w stylu hiszpański i z koronki a nic innego się nie zgodzę – zwierzyła mi się.
- Te twoje upodobania raczej nie sprawdzą się na ciążowej figurze – Kaśka zaszła nas od tyłu dając nam do zrozumienia, że doskonale słyszała całą nasza rozmowę.
- A, kto powiedział, że będe brać ślub w najbliższych miesiącach? Daj żyć kobieto wystarczy mi ten maluch, którego tutaj mam nie potrzebuje tego całego ślubnego zamieszania …– Magda przewróciła oczami – …dzięki Bogu Łukasz nie wspominał nic na ten temat, a jak ja wspomniałam o nim to jedźmy już, bo za 15 minut będę spóźniona, bo się umówiliśmy – Krasikov pogoniła nas do samochodu.

/Magda/

     Kiedy dojeżdżałyśmy pod nasz blok po ostatnich przedślubnych przepychankach leksus Łukasza już stał na wolnym miejscu parkingowym a on siedział w środku. Szybko pożegnałam się z dziewczynami i pobiegłam do czerwonego wozu.
- Cześć, długo czekasz? - pocałowałam go w policzek, po czym zapięłam pasy.
-Nie – wcisnął wsteczny na skrzyni biegów i powoli wycofał auto. –Magda ty przypadkiem za cienko się nie ubierasz, zimno jest? – to prawda luty przywitał nas mrozami i sporą ilością śniegu.
-Naprawdę jest mi ciepło resztą co ja chodzę po tym zimnym powietrzu tylko po kilka minut – dbałam o siebie, teraz gdy musiałam dbać o dziecko pilnowałam się prawie na każdym kroku.
- Martwię się o was – powiedział czule. – Mam nadzieję, że dziś dobrze się czujesz, bo szykuję niespodziankę – ukradkiem spojrzał na mnie, po czym wjechał na główną ulice.
- Niespodziankę chyba nie zasłużyłam – powiedziałam zachowawczo.
Łukasz w ostatnim czasie był na mnie troszkę zły. Poszło o zwykłą głupotę. Gdy Sovia jechała na mecz do Stambułu w ramach Pucharu CEV uparłam się, że polecę z nimi. Miałam już na to zgodzę prezesa i Andrzeja, a nawet mojej ginekolog, ale nie dostałam zgody Łukasza. Powiedział mi, że to zbyt niebezpieczne i, że to nie jest czas na moje dziwacznie zachcianki przynajmniej nie takie. A ja tak bardzo chciałam zobaczyć nie tyle co kraj, ale Miljkovicza w akcji więcej niż ten jeden raz, gdy przyjadą do nas na Podpromie. Kadziu jednak się uparł i wyszło na jego a ja obejrzałam mecz w telewizji.
- Bo to nie jest niespodzianka tylko dla ciebie a Ivana dziś zobaczysz wiec mogę powiedzieć, że jesteśmy kwita – zaśmiał się tak jak tylko to on potrafił. Już wiedziałam, że mu przeszło, na początku był zły, że tak bardzo uparłam się na Serba, ba nawet chyba był zazdrosny na całe szczęście poszedł po rozum do głowy i nie dokładał sobie do tego jakiś ideologii.

     W ciągu czasu jaki mieszkałam w Rzeszowie nie udało mi się poznać go na tyle, by wiedzieć, gdzie wiezie mnie Łukasz. Próbowałam sprawdzić jego GPS, ale jak na złość ten nie miał zamiaru się nim posługiwać. Przez chwilę miałam wrażenie, że jedziemy do Ignaczaków, ale, kiedy minęliśmy skręt do nich już nie wiedziałam, gdzie zmierzamy.
- Dalej się przejdziemy – Łukasz zaparkował na poboczu mało uczęszczanej uliczki, przynajmniej wywnioskowałam to z zalęgającego na jezdni śniegu.
- Ale Łukasz, gdzie mnie wywiozłeś? – wysiadłam z wozu momentalnie zanurzając swoje śniegowce w kilkunastocentymetrowym zbitym puchu. Jeżeli ten spacer potrwa dłużej niż kilka minut to na pewno przemarznę. Te myśl zachowałam jednak dla siebie, bo było całkiem możliwe, że Kadziu zrezygnował, by ze swojego pomysłu zaciągnięcia mnie w nieznane.
- Powiedział bym ci żebyś zamknęła oczy, ale grunt jest niepewny i wolę żebyś wiedziała, gdzie idziesz – złapał mnie za rękę i pociągnął na nieco lepiej odśnieżony chodnik. – To niedaleko – ruszyłam pokornie za nim, wiedziałam, że nie zdradzi mi ani słowa więcej. Nie szliśmy długo może w sumie ze dwie, trzy minuty.
- Jesteśmy – środkowy zatrzymał się przy żeliwnej zdobionej bramie za którą stał spory dom.
- Kto tutaj mieszka? – popatrzyłam zdziwiona.
- Mam nadzieję, że my. Chodź – nie poczekał na moja odpowiedź, ale ciągle trzymając nasze palce splecione drugą ręką wystukał na klawiaturze przy furtce jakiś kod i weszliśmy na teren działki.
- Ale Łukasz ja ci już mówiłam chciałam poczekać – chciałam stanąć w miejscu, ale on ani myślał teraz przystanąć i uparcie ciągnął mnie w stronę drzwi, które otworzył z klucza. – Łukasz słuchasz mnie? Coś ty zrobił? – staliśmy przed otwartymi drzwiami, gdzie rozpościerał sie widok na szeroki przedpokój, który niezauważalnie przechodził w salon i połączoną z nim kuchnie.<kilk>Wszystko było w jasnych kolorach i do tego już urządzone.
- Madzia powiedz mi jedno, dlaczego z tobą wszystko idzie tak opornie? Jesteś bardziej uparta ode mnie.- Kadziewicz załamał ręce. – Będziemy mieć dziecko, nasze dziecko. To normalne, że chcę z tobą zamieszkać a ty upierasz się przy swoim.
- Nie musiałeś kupować domu, czyś ty oszalał!? – krzyknęłam chyba trochę zbyt głośno.
- A, jeśli nawet to z miłości – zaśmiał się. – Dom wynająłem, a raczej wpłaciłem zaliczkę. Wszystko zależy czy się zgodzisz. Spójrz. Karola bierze ślub z Grześkiem, Kaśka pewnie tez niedługo przeprowadzi się do Alka tylko ty się zawzięłaś – to nie było tak, że jego argumenty do mnie nie docierały. Ja wewnątrz siebie miałam jakąś niewidzialną barierą, której bałam się przejść. –Nie będę cie ciągał po tym domu, bo później mi powiesz, że cie wszystkim przytłoczyłem i było ci przykro i dlatego się zgodziłaś. Podejmij decyzję tutaj w progu – wiedziałam, że się nie wywinę.
     Łukasz jasno postawił sprawę mam mu odpowiedzieć teraz, nie jutro, nie za tydzień czy miesiąc, ale teraz. Wygląd jego twarzy był bardzo poważny, nie lubiłam go takiego, bo patrzył na mnie jakbym coś zmalowała, wolałam, gdy był beztroski a ten wariackie ogniki lśniły w jego oczach. Jeżeli mu teraz odmówię to sprawię tym przykrość i zbuduję barierę między nami. To ja zawsze wszystko komplikowałam, to ja nadal bałam się poważnego związku, nawet, teraz gdy z moim facetem spodziewaliśmy się malucha, to ja bałam się zmian i analizowałam wszystko po 100 razy. Musiałam podjąć decyzję jaka ona, by nie była wymagała ode mnie odwagi.
- To kiedy parapetówka? – zapytałam a na jego twarzy od razu pojawił się szczery i ogromny uśmiech a usta szybko odnalazły moje przyciskając moje plecy do drewnianej futryny.
- Gdybym za dwie godziny nie rozgrywał meczu to kochał bym się z tobą tutaj teraz przez całą noc – powiedział, gdy przerwał pocałunek. – Kocham cię – pociągnął mnie do środka pokazując każde pomieszczenie. Większość była umeblowana. Tylko trzy pokoje stały puste, a raczej dwa, pokój dla malucha i Amelii, bo w sypialni zdążyło sie znaleźć wielkie łóżko. Łukasz obiecał, że w ciągu miesiąca wszystko się wypełni. Nie chciałam się z nim przekomarzać, że dołożę do tego swoje pieniądze wiedziałam, że ubodłaby go ta uwaga.

     Co to był za mecz. Niesiona wydarzeniami sprzed kilku godzin dopingowałam z całych sił naszą drużynę a kibice już dawno nie zrobili rywalom takiego kotła jak dziś. Resovia wygrała mecz 3-1, ale, by przejść do kolejnej rundy musiała wygrać jeszcze złotego seta. Moje zdenerwowanie potęgował jeszcze fakt, że Łukasz od drugiego seta był na boisku. Wściekał się na każde nieudane zagranie z naszej strony i bałam się, że Andrzej podejmie decyzję i zdejmie go z boiska za takie reakcje. Tak zaciętego seta nie przeżyłam już dawno. Piętnasty punkt już dawno był za nami a drużyny wciąż grały punkt za punkt. Wreszcie ten upragniony ostatni padł po naszym udanym zagraniu a na Podpromiu zapanował szał radości.
- Gotowa na wyczekiwane spotkanie? – Łukasz stanął przy mnie wskazując głową Ivana, który właśnie zdejmował plastry z palców. W sumie zapomniałam, że mieliśmy z nim porozmawiać.
- Teraz jest mi trochę głupio – szepnęłam zmieszana do Kadzia a ten się zaśmiał.
- Cała ty jak przychodzi co do czego to chcesz się wykręcić. Będę przy tobie. No chodź pochwale się przed Ivanem swoją ukochaną dziewczyną, tylko masz tu coś jeszcze – szatyn dał mi jedną ze swoich koszulek klubowych. – Wypadałoby żebyś ją nosiła - ze śmiechem założył mi ją przez głowę a z rękawkami poradziłam sobie sama, po czym poszłam spełniać jedno ze swoich marzeń.


Jestem przewidywalna, piszę schematami i pewnie zastanawiacie się, po co w ogóle czytać kolejny raz to samo tylko z innymi bohaterami. Nie poradzę nic, że wątek ślubny zawsze gdzieś mi się wplącze. Tłumaczyłam już to pod swoim pierwszym opowiadaniem tak jestem i tego nie zmienię. Wiem, że końcówka rozdziału jest głupia, ale ja też normalna nie jestem.

3 stycznia 2014

52. Wszystko zaczyna się układać.



/ Magda/

     Czwartego stycznia w ramach kolejnej rundy Pucharu Polski Sovia grała mecz z Olsztynem w ich hali. Była to doskonała okazja bym mogła poznać rodziców Łukasza. Dlatego razem z drużyną zapakowałam się do klubowego autobusu dzień wcześniej i ruszyłam w drogę do stolicy województwa warmiński-mazurskiego.
- Cykorek? – roześmiany Ignaczak klepnął na fotelu obok mnie tym samym przerywający mi oglądanie na laptopie zaległego odcinka The Walking Dead. A już myślałam ze spokojnie nadrobi zaległości, ale z Igłą raczej tego nie zrobię. Łukasz, gdy tylko zobaczył co odpaliłam na komputerze uciekł do Alka i Lotmana, którzy oglądali śmieszne filmiki na youtubie.
- Sama nie wiem. Chyba tego trochę za dużo jak na jeden raz. Oni dopiero co mnie poznają a jeszcze Łukasz uparł się, że od razu powiemy, im o tym, że znów zostaną dziadkami. To nie przesada? – zapytałam Libero.
     Miałam spore obawy co do tego. Moja mama przynajmniej znała Łukasza a tu. Wiem od Kadziewicza, że jego rodzice wiedzą o moim istnieniu, że już w święta próbował ich nastroić, że niedługo podzieli się wielką nowiną z nimi i naszykował ich na moja wizytę, ale ja byłam niedowiarkiem i podchodziłam do tego z wielką rezerwą. Podobno Amelia już od dawna nawija podczas wizyt u dziadków o tajemniczej Madzi, więc moje istnienie tajemnicą nie było. To chyba był jedyny plus.
- Magda lepiej jak dowiedzą się teraz. Potem to nie wiadomo kiedy będziecie mieli okazję się spotkać – Krzysiek miał tutaj rację. Całkiem możliwe, że kolejne spotkanie wypadnie dopiero po zakończeniu sezonu a, wtedy już będzie widać, że jestem w ciąży.
- Boję się, że mnie nie polubią – zwierzyłam się Krzyśkowi. Wciąż miałam w głowie opowieść Karoliny, która nie uzyskała akceptacji przyszłej teściowej, nawet po tym jak Grzesiek się jej oświadczył.
- Ciebie?! – Igła podniósł zdziwiony brwi. – Niemożliwe. – przynajmniej on był pewien tego jak będzie, ja miałam coraz większe wątpliwości.

     Nawet nie wiem jaki przebieg miał mecz z Olsztynem. Siedziałam między Mieszkiem a Tomkiem i rozglądałam się po trybunach. Niestety, nigdzie nie mogłam zobaczyć twarzy, które Łukasz pokazał mi na fotografii.
- Gotowa? – aż się wzdrygnęłam, gdy Kadziu stanął obok mnie. – Nie bój się – próbował dodać mi otuchy.
- Łatwo ci mówić – posłałam mu wymuszony uśmiech .
     Ruszyliśmy naprzód w stronę oddalonych band, które otaczały boisko. Stała tam jeszcze spora ilość kibiców. Wreszcie udało mi się wypatrzeć znajomo wyglądające twarze, ale tak naprawdę zaraz potem uwagę skupiłam na osobie, która stała razem z nimi i trzymała ich za rękę. Gdy Amelka nas zobaczyła dziadek puścił jej rączkę a ta podbiegła do nas.
- Tatusiu! – Łukasz złapał małą i ucałował w oba policzki. – Babcia z dziadkiem mówili, że przyjedziesz.
- Cześć słoneczko – ja również ucałowałam jej różowy policzek a ta zaczęła się śmiać. Tak we trójkę pokonaliśmy pozostałą odległość, która dzieliła nasz od rodziców Kadzia.
- Cześć – zaczął Łukasz ciągle trzymając Melkę w ramionach.
- Dzień dobry – chciałam jak najszybciej się przywitać, jego rodzicie skinęli mi na to przywitanie głowami.
- Urszula.
- Tadeusz – oboje podali mi dłonie bym je uściskała.
- Magda – odwzajemniłam gest, starając się ciągle uśmiechać. Na razie było dość oficjalnie, ale czego ja się miałam spodziewać.
- Myślałem, że się już nie doczekam i mój syn popadnie w jakiś kawalerski stan na zawsze – dobre 3 lata nikogo nam nie przedstawiał zdradził pan Tadeusz. Znałam przeszłość Łukasza i to ze od czasów, gdy spotkał się z Magdą Mroczkiewicz którą poznał na Igrzyskach w Pekinie z nikim nie był na tyle długo, by nazwać to czymś poważnym.
- O czym ty mówisz, z jego charakterem on starym kawalerem, chyba rozum postradałeś – pani Ula niemal postukała się po czole.
- Dzięki za świetną reklamę kobieciarza – Łukasz zaczął się śmiać. – To co idziemy na kolację tam, gdzie zawsze? – państwo Kadziewicz pokiwali zgodnie głowami.

     Kolacja toczyła się w bardzo sympatycznej atmosferze udało mi się zaobserwować, że charakter Łukasza jest złożony z obu charakterów jego rodziców i dlatego często było ciężko go odczytać. Czułam jednak, że jego mama coś podejrzewa. Ciągle wypytywała nas o to czy chcemy jej coś jeszcze powiedzieć a ja czekałam aż Łukasz powie to pierwszy. Z wiadomością o ciąży wolałam sama nie wyskakiwać przecież to jego rodzice. Pani Ula cieszyła się, że poznała mnie już teraz, że nie mogła się doczekać po tych wszystkich opowieściach Amelii i oczywiście przepytała mnie na wszystkie strony a ja miałam wrażenie, że opowiedziałam jej moje 10 lat życia. Kiedy Amelia poszła z dziadkiem do bufetu wybrać deser pani Ula zwyczajnie skorzystała z okazji i przyparła nas do muru.
- Chyba nie będzie lepszego momentu bym was o to spytała. Spodziewacie się dziecka? – prawie zakrztusiłam się przed chwilą wypitą herbatą – Znam mojego syna i potrafię odczytać jego zachowanie z resztą nie zapominajcie, że jestem położną. Potwierdziłam się w swoich domysłach, gdy zaproponowali nam wino do steku a ty Madziu się spięłaś a Łukasz zrobił zaciętą minę. O przytulaniu i głaskaniu twojego brzucha przez mojego syna wspominać chyba nie muszę – podsumowała.
- Mamo czy ty nie zastanawiałaś się nad zostaniem wróżką? – zapytał środkowy, nie był zły raczej rozbawiony.
- Chyba jasnowidzem, to by bardziej pasowało. Znam Łukasza i po waszym zachowaniu podejrzewam, że to wpadka, ale widzę, że się kochacie. Mogę się tylko cieszyć, że pojawi się kolejny Kadziewicz albo Kadziewiczówna na świecie – sama nie wiedziałam jak mam się zachować. Mama Łukasza sprawiała wrażenie, że ta wiadomość wcale jej nie zszokowała raczej przyjęła ją tak jakby jej się spodziewała.
-Nie jest pani zła? – wreszcie otrząsnęłam się na tyle, by móc cokolwiek powiedzieć.
- A dlaczego miałabym być? Kochacie się, przypominacie mi tym uczuciem mnie samą, a to jak ty Łukaszu patrzysz na Madzie przywołuje mi wspomnienia tego jak patrzył na mnie twój ojciec, gdy się poznaliśmy. Będę trzymać za was kciuki, by wszystko się ułożyło. Oczywiście najważniejsze byście ze sobą wytrzymali a uczucie nie wygasło.
-Dziękuję pani za te ciepłe słowa – ulżyło mi, że tak rozwinęła się ta rozmowa.
- To co powiecie teraz Amelii i ojcu? Chcę widzieć ich miny – wskazała głową na niczego jeszcze nieświadomą dwójkę, która ciągle nie mogła zdecydować się na odpowiedni deser.

     Pomyśleć, że od tej rozmowy minęły już ponad trzy tygodnie. Miałam wrażenie, że od czasu, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży świat przyśpieszył przynajmniej dwukrotnie. Na razie udawało mi się pogodzić prace, studia i moje objawy ciążowe, do których już się przyzwyczaiłam. Uparłam się, że chce skończyć studia w pierwszym terminie, a to równało się z tym, że musiałam dokończyć do marca moją prace magisterską. Chciałam stać się pełnoprawnym dietetykiem i nadal móc pracować w drużynie Resovi. Łukasz oczywiście chciał bym zwolniła i odpuściła przynajmniej jedną z tych rzeczy, ale najbardziej upierał się przy tym bym się do niego przeprowadziła. Wciąż zbywałam go w tej kwestii. Bałam się, że jak zaczniemy przebywać ze sobą 24 godziny na dobę to możemy mieć szybko siebie dość. Każde z nas miało odmienne przyzwyczajenia a ja bardzo ciężko przyzwyczajałam się do nowych sytuacji. Chciałam, by, chociaż to odbyło się stopniowo, tylko że znałam już Łukasza na tyle i mogłam spodziewać się po nim tego, że kiedyś zwyczajnie spakuje moje rzeczy i wszystkie przeniesie do siebie.

/Kaśka/

     Siedziałam u siebie w pokoju nie wiedząc do końca co mnie do cholery naszło bym aż tak zagłębiała siew karierę Aleha. Ok. wiedziałam, że jest siatkarzem nad przeciętnym, byłym kapitanem drużyny narodowej, naszym kapitanem. Na bieżąco byłam ze wszystkim, ale o tym co znalazłam jak Boga kocham nie wiedziałam. Zabrałam laptop i pewnie nadal z wielkim szokiem na twarzy wparowałam do pokoju Magdy, która oddawała się błogiemu lenistwu z książka w ręku.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? – wyrwałam jej wysłużonego Harrego Pottera z rąk i wepchnęłam na jego miejsce mój laptop.
- O czym? – blondynka wykonała kilka nerwowych i śmiesznych ruchów próbując ustabilizować wciśnięty w dłonie komputer.
- O tym! – wskazałam jej na filmik, gdzie Aleh stoi na drugim miejscu podium w Lidze Mistrzów.
- Myślałam, że wiesz – zaśmiała się. – Z resztą dziwne, przecież ten finał oglądałyśmy razem, coś ci makówka szwankuje – postukała mnie w czoło.
- Proszę śmiej się ze mnie, a może przypomnij sobie, że ja, wtedy interesowałam się nasza kadrą a klubówki to tylko przez ciebie oglądałam. Z tamtego czasu to tylko Świdra i Winiara pamiętam, że tam grali. Nie rozumiem jak mogłaś mnie nie uświadomić! – załamałam się.
- Kaśka przeżywasz coś, co mnie ma znaczenia – Magda przestała się śmiać i popatrzyła na mnie poważnie.
- Wcale nie, wyszłam na idiotkę. Mój facet jest tak utalentowany a ja nawet nie dałam mu do zrozumienia, że wiem o tak istotnych faktach w jego karierze – miałam wrażenie, że tak być nie powinno.
- Aleh pokochał cię za coś innego, a nie dlatego, że interesujesz się siatkówką i wiesz o, nim wszystko. Pokochał twoją osobowość, styl bycia i charakter, a nie to, że potrafisz mu wyliczyć, ile punktów zdobył w danym meczu i na jakim procencie. Zawsze możesz mu pokazać, że wiesz o jego dokonaniach, że się tego uczysz, to go na pewno ucieszy – tłumaczyła mi.
- Myślisz? – miałam wrażenie, że przyjaciółka mówi z sensem, a nie próbuje mydlić mi oczy.
- Pewnie, że tak. Jak mam ci coś zdradzić to ja już dawno zapomniałam, że Łukasz zdobywał medale Mistrzostw świata i Rosji. Odkąd go poznałam to liczy się on jako człowiek, a nie jako siatkarz. Oczywiście kocham w nim to, że dzielimy ze sobą pasję, że dzięki niemu mam z tym styczność, na co dzień, ale, gdyby był z zawodu powiedzmy ekonomistą, to by niczego między nami nie zmieniło – chyba będę musiała to sobie gdzieś zapisać, bo Magda mówiła bardzo mądrze.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła? – przytuliłam ją.
- Zginęła byś jak ciotka w Czechach - uśmiechnęła się posyłając mi kuśkańca w bok.
- O widzę, że w doskonałym humorze jesteś. Jak tam Kadziewicz junior albo juniorka. Hej tu ciocia Kasia! – zaczęłam lekko stukać w brzuch Magdy.
- Dobrze się czujesz? – ta próbowała strzepnąć moją rękę.
-Jak najbardziej, chociaż zastanawiam się, że ze mną coś jest nie tak chyba stoję w miejscu. Ty w ciąży Karolina wychodzi za mąż – zrobiłam zmartwioną minę. Chciałam ją wkręcić akurat było mi dobrze tak jak jest z Alkiem osiągnęliśmy taką fajną stabilizacje i naprawdę wychodziło nam to nieźle.
- Kaśka! – Magda zgromiła mnie wzrokiem, czyli udało mi się ją podpuścić.
- No co może ja ciąże i ślub załatwię za jednym zamachem – udałam zamyśloną minę. – Co będę się na raty rozdrabniać – ciągnęłam.
- Powiem o tym Alehowi na pewno ucieszy się z twoich planów.
- Zwariowałaś! Żartowałam przecież, może kiedyś, ale jeszcze nie teraz. Naprawdę wystarczy mi to, że Karola poprosiła mnie o organizacje jej przyjęcia i ślubu – zaczęłam ją stopować, bo u niej wszystko było możliwe.
- I, kto tu kogo nabrał?! - wybuchnęła śmiechem a ja zdałam sobie sprawę, że to ona mnie wkręciła.
- Ty małpo – rzuciłam się na nią, ale opamiętałam się przypominając sobie o dziecku. Wstałam jak oparzona. – Madzia ok? Nie chciałam się tak na ciebie rzucać to ci nie zaszkodzi?
- Przestań nie jestem z porcelany, dzięki Bogu Łukasz się tak ze mną nie cacka – wytłumaczyła.
- Chcesz mi powiedzieć, że wszystko dozwolone i w łóżku nadal robicie co chcecie – poruszam brwiami w górę i w dół.
- Boże, tobie coś powiedzieć –załamała ręce. – Przestańmy pleść głupoty, bo się na tą twoja zbiórkę spóźnimy, jeszcze Karolinę mamy zabrać.
- Hej zmieniasz temat, powiedz mi – nalegałam ciągnąc ją za łokieć niczym mała dziewczynka.
- Nie, bo nie zasłużyłaś – Krasikov próbowała udawać poważną.
- Jesteś małpą – wystawiłam jej język.
- A ty jeszcze większą – rzuciła się na mnie od tyłu ściskając mnie za szyję – Może ci powiem jak będziesz grzeczna – zakończyła, po czym zaczęłyśmy się obie zbierać.

     Siatkarze jednak potrafią zdziałać cuda. Chodziliśmy po rzeszowskim rynku parami i nie było przechodnia, który ominął, by nas obojętnie, gdy już się do niego zbliżyliśmy, z reszta wielu podchodziło samych. Zrobienie takiej kwesty z ich udziałem to był strzał w dziesiątkę. Kasetki na pieniądze zapełniały się a mi serce urosło o kilka rozmiarów.
- I jak zadowolona – Aleh z Paulem przynieśli kolejną zapełnioną puszkę.
- Jesteście wspaniali, bez was, by się nie udało- dobrze o tym wiedziałam, że, gdyby nie oni to tak kolorowo, by nie było.
- Bez ciebie również – oboje potwierdzili to szczerymi uśmiechami. – Jeszcze godzinka i będziemy lecieć, reszta zbiórki na Podpromiu.
Impreza finałowa Pucharu Polski na dobre się rozkręciła. Najpierw odbył się mecz między Zaksą i Jastrzębiem. Na koniec to drużyna ze śląska schodziła z boiska zwycięska. Czekając na mecz Sovi ze Skrą, do którego zostało jakieś 40 minut obserwowałam co tym razem wymyślił nasz klub kibica. Kiedy zobaczyłam, że w górę idzie transparent „ Pokaż serce Resoviaka, daj pieniążki na zwierzaka” rozpłakałam się . Nic o tym nie wiedziałam, szybko podbiegłam do Krzysztofa prezesa KK, by mu podziękować. Krzysiek nosił koszulkę z takim samym napisem jak na transparencie. Chwilę później pojawiła się Magda, która była ubrana w identyczną, tyle że w białym kolorze a mi wręczyła czerwoną.
- Kasiu załatwiliśmy coś z Alkiem, tylko nie bądź zła. Ubieraj się w to i idziemy – szybko wcisnęłam koszulkę na swój top i poszłam za blondynką. Zobaczyłam, że idziemy w stronę Alka, który rozmawia z Marcinem Lepą. Ahrem, gdy nas zobaczył przerwał rozmowę.
- Kasia co powiesz na to, że razem opowiemy przed kamerą o całej akcji, szefostwo się zgodziło – zamurowało mnie, wcale nie ze strachu raczej z wrażenia. Przytaknęłam, a potem posłusznie wysłuchałam Lepy, który dał mi szybki instruktarz jak mam się zachować, gdzie patrzeć i co mniej więcej mówić.
Dobrze, że należę do osób, które potrafią się szybko ogarnąć z resztą Alek nie dał mi się stresować, bo był cały czas przy mnie, a kiedy zaczęłam się lekko jąkać nic sobie nie rozbił, że jest na wizji tylko przytulił mnie do siebie.
- Tak wiele dla mnie rozbicie – odezwałam się do Alka i Magdy po wszystkim.
- Bo zasługujesz, te zwierzaki zasługują – przekonał mnie przyjmujący – A teraz trzymaj kciuki byśmy skopali Skrę – pożegnał się szybkim całusem i pobiegł do szatni.
Sovia przegrała, ale jako drużyna odniosła sukces dając swój wizerunek mojej akcji dobroczynnej, która okazała się czymś wielkim. Pieniądze, które udało się nam zebrać wystarczą na obdarowanie wszystkich schronisk, które były objęte zbiórką i to nie będą małe datki. Pomyśleć, że wszystko to zaczęło się od niewielkiego marzenia.




Jeżeli mój słowotok pozwoli to czeka nas jeszcze 5 może 6 rozdziałów i epilog. Zacznijmy się, więc powoli żegnać, choć w sumie to jeszcze jakieś 3 może 4 miesiące ;)
Nie wiem czemu, ale strasznie lubię w tym rozdziale Kasię, chyba przez to, że kocham ją, za to mniej lub bardziej kontrolowane ADHD.