11 października 2012

20. Niepewność przed uczuciem.



 /Karolina/

-Widzę, że Jura czasu nie traci – zachichotał Grzesiek spoglądając na Magdę, gdy tylko Rosjanin odjechał swoim audi.
- Grzesiek nie zaczynaj - blondynka wyraźnie spięła się po tych słowach.
- Żartuje przecież, z resztą ja tam nie mam nic przeciwko – szybko się tłumaczył.
- Dziękuję za błogosławieństwo, ale niepotrzebnie, to był zwykły spacer. Dobra ja was zostawiam. Karol widzimy się na górze – nie czekała na pożegnanie z naszej strony, tylko wzięła po dwa schody tak, że chwilę później usłyszeliśmy trzask drzwi kilka pięter wyżej.
- Niepotrzebnie zacząłeś ten temat – chciałam przywołać Łomacza do porządku, wiedziałam, że Magda nie lubi rozmawiać na temat Jurija – Ona jest wyraźnie w tym wszystkim zagubiona, to tylko z zewnątrz tak ci się wydaje, że jest pięknie, ładnie.
- Ale może przy Juriju, by odżyła? Oni do siebie pasują, to widać. Ile można rozpaczać po Kadziewiczu? – ten zaczął mi prawić swoje morały, typowe męskie myślenie.
- Grześ widać, że nie rozumiesz kobiet, taka już nasza natura – uśmiechnęłam się. Dla facetów to zawsze wszystko było proste, to my rozkładałyśmy każdą rzecz na czynniki pierwsze i sprawdzałyśmy co ze sobą się zgra, a co nie. Może i ja nie powinnam się w ogóle wypowiadać, bo doświadczenie miałam w tych sprawach prawie zerowe, ale obserwacje też wiele mówią.
- Dobrze już nic nie mówię na ten temat. Powiesz mi wreszcie, o której masz tą wizytę u doktora Sawczyńskiego? – od kilku dni drążył ten temat. Z początku chciałam jak najmniej rozmawiać o chorobie, ale ten się uparł, że nie mogę go tak odcinać od tego co jest częścią mojego życia.
- O 17.30, ale naprawdę pójdę sama , nic mi nie będzie – próbowałam go jakoś odwieść od pomysłu, że pójdzie tam ze mną.
- To zdążymy, ja kończę trening przed 17, przyjdziesz na Podpromie i pojedziemy razem i nie chcę nawet słyszeć słów sprzeciwu – zagryzłam dolną wargę w geście niezadowolenia. – Karolina słyszysz idziemy razem – jego dłonie znalazły się na obu moich policzkach. – Nie zostawię cię z tym samej, już wystarczająco długo sama musiałaś z tym walczyć – delikatnie musnął swoimi ustami moje, niczego więcej nie wymagał.
     To nie był nasz pierwszy pocałunek. Ogólnie to, co się działo z nami w ostatnim czasie było dla mnie tak nierealnie, że często budziłam się rano zastanawiając się, czy to aby na pewno prawda. Delikatne pocałunki, uściski, trzymanie za rękę, to może nic takiego, ale dla mnie dla kogoś, kto nigdy nie doświadczył tego typu rzeczy było to coś wyjątkowego. Czułam, że już od dawna moja podświadomość pokochała Łomacza, ale sama bałam się przed tym przyznać. Bałam się i często byłam o tym przekonana, że w końcu do niego dotrze, że ze mną nie będzie miał żadnej przyszłości, że nie dam mu takiego szczęścia jakiego mogą przeżywać inne pary. Strach, że dotrze do niego, iż za parę lat mogę być niedołężna jak 80- latka był ciągle obecny. Jednak on był głuchy na moje protesty i trzymał się swoich argumentów, że chce być przy mnie i bierze, za to całą odpowiedzialność. Nie potrafiłam go odrzucić, wiedziałam, że, wtedy zranię nie tylko jego, ale też siebie.
Pożegnaliśmy się przy drzwiach mojego mieszkania, a kiedy weszłam do środka od razu poczułam zapach jagodowej herbaty.
- Też poproszę! – odstawiłam torbę z lustrzanką krzycząc z przedpokoju.
- Już się robi – odpowiedziałam mi Magda.
- Kasi nie ma? – zapytałam wchodząc do jasnego pomieszczenia.
- Z tego co tutaj nagryzmoliła – blondynka wskazała na kartkę papieru - … to jest u Witka. Martwię się czy ona się znów w coś nie wpakuje. Dopiero dziś zauważyłam, że ją ciągnie do Alka o wiele bardziej niż powinno, a to w jej sytuacji nie wróży nic dobrego – usiadła obok mnie uśmiechając się gorzko.
- Jak cię nie było to czasami o nim wspominała, ale jakoś nigdy nie rozwinęła tematu, nie miałam pojęcia, że ona do niego coś więcej – zastanowiłam się. Kiedy Magdy nie było to często z Kaśką mijałyśmy się, ja rano szłam do studia fotograficznego, ona przeważnie spała, bo układ na uczelni miała tak korzystny, że zajęcia zaczynała około 10, kiedy wracałam często szła albo do pubu albo do Witka.
- Boję się, że ona nie skończy z Witkiem, a zacznie z Alkiem. Kaśka nigdy nie myśli takich rzeczach, a jak jej zwrócisz uwagę to odwróci kota ogonem – widać było, że się o nią martwi. – Dobra nie będę roztrząsać tematu, bo może tak naprawdę nie ma czego. Czemu mi nie powiedziałaś, że jesteś z Grześkiem? Myślałam, że w jesteście na tym samym etapie co przed moim wyjazdem – nie miała do mnie pretensji to było czuć, raczej to była zwykła ciekawość.
- Przepraszam, że tak to wyszło. W sumie to my sami nawet o tym nie rozmawialiśmy, Grzesiek podczas jednego spaceru wziął mnie za rękę a ja go nie odtrąciłam i chyba już, wtedy zmieniliśmy rodzaj naszej relacji, a dalej wszystko jakoś poszło – Magda rozpromieniła się na moje słowa.
- Zasługujecie na siebie i muszę powiedzieć, że cholerne do siebie pasujecie. Może ja sama też nie znam Grześka za długo, ale mogę ci powiedzieć, że on cię kocha, nie masz się czego obawiać z jego strony – zapewniła mnie a ja bardzo chciałam wierzyć, że tak będzie.
- A z tobą a Jurijem to, jak jest? Zauważyłam, że niewiele brakowało i, by cię pocałował. Gdyby nie Grzesiek i to, że się uparł, że was zaskoczy pewnie, to by się stało – tym razem Magda na wzmiankę o Biereżce nie spięła się tak jak to miało miejsce, gdy to Grzesiek jej o, nim napomknął.
- Nie powiem ci nic mądrego, bo sama nie wiem, co się ze mną dzieje. Lubię go, ale gdzieś tam jest też powracający ciągle temat Kadziewicza, a to nawet dla mnie jest dziwne – westchnęła upijając łyk herbaty.
- Mówią, że nowa miłość potrafi wyleczyć starą i posklejać złamane serce – popatrzyła na mnie rozbawiona . – Ok. wybacz mi te farmazony.
- Nie, masz rację, często tak się dzieje – poparła mnie uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Więc może czas to sprawdzić? – trąciłam lekko swoim ramieniem jej ramię.
- Kto, by pomyślał, że będziesz mi dawać rady na ten temat – Magda złożyła głowę na moim barku.
- Kiedyś trzeba zacząć praktykę. Będzie dobrze – przytuliłam ją do siebie, rozmyślając o tym jak moje życie się zmieniło, odkąd do niego wkroczyły dwie przyjaciółki.
 ***
/Magda/

     Rano czekał mnie powrót na uczelnie oraz załatwienie wszystkich formalności związanych z moją dwutygodniową absencją. Poszło to sprawnie i bez żadnych niemiłych akcentów. Tak, że teraz mogłam iść na Podpromie złożyć swój cotygodniowy raport. Tym razem moja praca ograniczyła się do monitorowania mailowo wszystkich wyników, które podsyłał mi na bieżąco Giovanni , ale spotkanie nie różnił się od wcześniejszych tak, że po 45 minutach miałam to już za sobą. Mogłam zabrać potrzebne dokumenty i iść do domu. W planach miałam opracowanie nowych diet dla Grozera, który nadal miał problemy z krążeniem, Aleh znów skarżył się na swoje kolana. Doszłam jednak do wniosku, że tutaj na miejscu zrobię to szybciej, a może nawet uda mi się już dziś, choć jedną z nich przekazać zawodnikowi. Dlatego zaszyłam się w swoim gabinecie na jakieś półtorej godziny . Kiedy skończyłam zauważyłam, że do końca treningu zostało około 15 minut, szybko wszystko zebrałam i ruszyłam w stronę boiska, po drodze spotykając Karbarza.
- Magda idziesz może do chłopaków? – zatrzymał mnie po przywitaniu się.
- Tak miała właśnie zanieść Grozerowi nowy plan diety, może troszkę mu to pomoże – pokazałam prezesowi teczkę.
-To dobrze się składa. Mam tutaj powołania, przekaż je chłopakom. Zrobiłbym to sam, ale myślę, że się nie pogniewasz jak ci je dam – oddał mi koperty, po czym zostawił mnie na korytarzu samą.
     Nie spodziewałam się tego, kiedy minął mi pierwszy szok dotarło do mnie co trzymam w rękach. Skoro i tak miałam je rozdać to szybko zerknęłam na wypisane na kopertach nazwiska. Z każdym kolejnym serce biło mi szybciej, a gdy doszłam do ostatniego białego prostokąta poczułam zawód. Nie było wśród nich nazwiska Łukasza, jeżeli ja poczułam żal na te fakt to, co poczuje sam zainteresowany? Spoglądając na zegarek zobaczyłam, że zmarnowałam na to wszystko prawie 10 minut, szybko truchcikiem podążyłam na boisko. Na pierwszy ogień poszedł Grozer, który siedział już przy krzesełku, oddałam mu powołanie i dietę dając ostatnie wskazówki. Potem przyszła pora na Kosoka, który był bardzo zaskoczony. Zauważyłam, że inni siatkarze dostrzegli, że coś się dzieje, bo zerkali na mnie. Jurij nie czekał aż do niego podejdę sam odrzucił piłkę i podbiegł z jednym wielkim pytaniem wymalowanym na twarzy.
- Dostałeś – pokazałam mu kopertę a ten złapał mnie w pasie podnosząc do góry. Całkiem zaskoczył mnie tym co zrobił a do moich uszu doszły gwizdy nie tylko niektórych zawodników, ale i paru kibiców, których zawsze można było podczas treningów zobaczyć na hali.
- Jura zgłupiałeś! Chcesz swoje kolana doprowadzić do całkowitej rozsypki – strofował go Miale, a ten nieźle się przeraził, bo zaraz mnie puścił.
- Zapomniałem się – uśmiechnął się nerwowo w stronę trenera od przygotowania fizycznego– Magda nie jest ciężka – dodał dla uspokojenia.
- Muszę rozdać resztę przed końcem treningu – tak po prawdzie zostały mi tylko dwie koperty. Jedną z nich dałam Łomaczowi, który już obijał się przy bandach reklamowych rozmawiając z Karoliną i Kaśką. Przywitałam się z nimi i ruszyłam w stronę Igły a tym samym również Kadzia, bo ten stał obok. Obaj już dobrze wiedzieli, po co idę w ich kierunku . Nie wiedziałam jak mam to zrobić? Jak powiedzieć mu, że nie dostał powołania. W końcu, gdy nasze spojrzenia się spotkały delikatnie, prawie niewidocznie zaprzeczyłam głową, a on zrozumiał, po czym spuścił wzrok. Oddałam kopertę Krzyśkowi, który wyglądał tak jakby wetował swoja głowę, by znaleźć jakieś śmieszne stwierdzenie, by odciągnąć Łukasza od tego co się dzieje, gdy na hali rozległ się wesoły okrzyk.
- Tata! – powędrowałam za tym głosem i zobaczyłam Amelię, która biegiem leciała w stronę Kadzia. Właśnie teraz spojrzałam na niego i dostrzegłam w jego oczach łzy, ale zostały one szybko wyparte przez radość, gdy tylko spojrzał na swoją córkę. Amelia, gdy się do nas zbliżyła przystanęła, podparła ręce pod boki i zaczęła się nam przyglądać, a po chwili pisnęła wesoło.
-Madzia! – i zamiast w ramionach Kadziewicza znalazła się w moich, bo, gdy tylko zorientowałam się, że mała obrała kierunek wprost na mnie wyciągnęłam je przed siebie tak, że Melka wylądowała wprost między nimi. Gdy podniosłam ją do góry mała całowała mnie już w policzek. To było krepująca sytuacja, jeszcze, gdy byłam pewna, że wszyscy wokoło się nam przyglądają, ale dla niej skłonna byłam to przecierpieć.
- Gdzie bylas? Tesknilam za toba – wypytywała bawiąc się moimi przydługimi włosami.
- Melka mówiłem ci, że Magda była daleko – Łukasz starał się mnie ratować.
- Ale teraz juz jest blisko i idziemu razem na lody – Kadziu chyba chciał protestować, ale dałam u do zrozumienia, że nie trzeba.
- Idź teraz do tatusia na rączki, ja jeszcze coś załatwię – oddałam Amelię Łukaszowi.
- Ale wrocisz do nas? – pytała niepewnie.
- Wrócę – pocałowałam ją w policzek oddalając się szybko.
     Co ja najlepszego wyprawiam? Nie chciałam Amelii sprawić zawodu, dlatego się zgodziłam na te lody. Zignorowałam zdziwione i chyba trochę zazdrosne spojrzenie Jurija i dołączyła do Kaśki, Karoli i Grześka, a zaraz po mnie zjawił się również Aleh.
- Jakbym was nie znał to bym was wziął za szczęśliwą rodzinę – Aleh spojrzał to na mnie to na Łukasza od, którego dołączyła właśnie Iwona z Dominiką i Sebastianem
- Gdyby Kadziewicz nie był taki głupi to może i tak, by było – buntowniczo zareagowała Kaśka, nadal była cięta na Łukasza.
-Hej, chyba nie będziecie się o to kłócić – wolałam zatrzymać dyskusję nim na dobre się rozwinęła, po za tym nie lubiła, gdy ktoś gada o mnie.
- Ale racje mi możecie przyznać – Ahrem postanowił jeszcze coś dodać.
- Alek wiesz co ci powiem kiedyś gdzieś przeczytałam coś takiego: Związki doskonałe się rozpadają, a te pozornie niemożliwie trwają w najlepsze, widocznie coś w tym jest. Chociaż jak spojrzeć na mnie i Łukasza to też idealni nigdy nie byliśmy, ale ja się w to zagłębiać nie będę – puściłam do niego oczko. – Tak w ogóle to przyszłam powiedzieć, że wrócę dziś później – rzuciłam zostawiając ich samych. Wiedziałam, że, inaczej mi nie odpuszczą i jeszcze tutaj będą chcieli wyciągnąć ze mnie jak najwięcej szczegółów. Chwilę później drogę zastąpił mi Jurij.
- Pójdziemy gdzieś świętować moje powołanie? – zapytał.
-Przepraszam, ale już jestem umówiona na dziś – nie chciałam mówić nic więcej, bo to nic dobrego, by nie przyniosło.
- Nie możesz tego przełożyć – dopytywał.
- Nie, obiecałam a ja nie lubię nie dotrzymywać obietnic. Może jutro? – zaproponowałam
- Jutro to my gramy mecz – odparł, teraz już wyraźnie był zły – Zapomniałaś? Półfinał z Kędzierzynem.
- Przepraszam wyleciało mi z głowy Nie będę ci nic proponować po meczu, bo pewnie skończy się późno po za tym kolejny gracie w sobotę, to może w niedzielę? – nie chciałam, by się złościł, dlatego zaproponowałam mu, że będę do dyspozycji w innym terminie.
- Niedziela nie będzie już tak aktualna, ale, skoro ci pasuje – złość zniknęła a na jego twarzy pojawił się wesoły uśmieszek, może miał on w sobie nutę jakiegoś diabolicznego uśmiechu, ale lubiłam go. W głowie kotłowałam i się teraz tylko jedna myśl jak on to robił, że z chwili na chwilę potrafił być innym raz miły, raz zły. Które oblicze było tym co częściej bierze w nim górę? Nie zastanawiałam się jednak nad tym długo, czekała na mnie Amelka, Amelka z Łukaszem, sama w to nie wierzyłam, ale tak się działo.
  ***
/Kaśka/
     Zamurowało mnie, kiedy córka Łukasza bez żadnych oporów wylądowała w ramionach Madzi. Patrzyłam tak na nich i serce mi się krajało, bo był to widok jak z katalogu. Dostrzegłam też wzrok innych siatkarzy, który zerkali w tamtą stronę. Jednym się uśmiechali, inni byli zaskoczeni a Jurij był wściekły. To utwierdziło mnie w tym, że jest o moją blondynkę zazdrosny, a aktualnie to dobrze wróży.
- Jakbym was nie znał to bym was wziął za szczęśliwą rodzinę – Aleh zwrócił się do Magdy zaraz jak stanęli obok nas.
- Gdyby Kadziewicz nie był taki głupi to może i tak, by było – rozzłoszczona rzuciłam słowami w Białorusina. W sumie to on nie był niczemu winien, ale nadal nie mogłam się pogodzić z tym jak Łukasz potraktował Magdę.
-Hej, chyba nie będziecie się o to kłócić?! – Magda szybko postanowiła opanować sytuację.
-Ale racje mi możecie przyznać – Alek najwyraźniej miał ochotę ciągnąć to dalej a ja ostatkiem sił trzymałam język za zębami.
- Alek wiesz co ci powiem kiedyś gdzieś przeczytałam coś takiego: Związki doskonałe się rozpadają, a te pozornie niemożliwie trwają w najlepsze, widocznie coś w tym jest. Chociaż jak spojrzeć na mnie i Łukasza to też idealni nigdy nie byliśmy, ale ja się w to zagłębiać nie będę – nie poznawałam swojej przyjaciółki. Jeszcze dwa miesiące temu mogłam się założyć, że nie powiedziała, by czegoś takiego, a teraz proszę. Mówiła o tym tak spokojnie, nawet z nutką typowego dla niej humoru, który niewiele osób potrafiło wyczuć. Może uczucie, którym darzyła Łukasza wreszcie w niej wygasło?
     Miałam ochotę poobserwować jeszcze rozradowaną Krasikov, ale zostawiła nas i ruszyła w stronę wyjścia. Nie zaszła jednak za daleko, bo drogę zaszedł jej Biereżko. Chciałam dalej przyglądać się temu wszystkiemu, ale trajkotanie Gregora całkowicie mnie pochłonęło.
- … pewnie będzie z tydzień wolnego, a potem znów harówa, ale i tak się cieszę – paplał wymachując jakąś kartką.
- Co tam masz? – zapytałam, bo kompletnie nie byłam w temacie.
- Powołanie do reprezentacji – Łomacz przystawił mi kartkę niema przed nos.
- Grzesiek, bo się spóźnimy– ponaglała go Karolina.
- O matko to już tyle godzin?! Chodź idziemy, masz kluczyki od… - i tyle ich widziałam i zostałam z Ahremem sama.
- A ty nie dostałeś? – ok. nadal byłam zielona w wielu sprawach czysto siatkarskich.
-Tym razem nie, zmieniłem obywatelstwo i teraz już nie mogę grać w kadrze Białorusi, może, za to kiedyś zagram dla Polski – tłumaczył cierpliwie.
- Nigdy nie byłam dobra w tych wszystkich kruczkach siatkarskich, wybacz to pytanie – czasami chciałam mieć w głowie taką wiedzę siatkarską jak Magda, przynajmniej nie robiłabym z siebie idiotki, pytając o takie oczywiste fakty.
- Nic nie szkodzi. To przyniosłaś te tabletki? – brunet zmienił temat, chyba wyczuł, że poczułam się niekomfortowo.
- Tak mam je tutaj, wszystko tak jak ci wcześniej mówiłam, włóż mu ją do pyszczka i przytrzymaj – wolałam mu jeszcze raz to wytłumaczyć.
- Boję się, że mi to nie wyjdzie – chyba udawał, ale urzekł mnie ta swoją nieporadnością.
- Aż taka sierota z ciebie – pokiwał tylko głową. – Dobra pojadę z tobą.

     … w mieszkaniu Aleha znaleźliśmy się po jakiś 20 minutach, zahaczając wcześniej jeszcze o pobliskiego Lidla, bo jak twierdził siatkarz w lodówce miał tylko światło. W sumie to przydałam się na coś, bo mogliśmy przy okazji kupić potrzebne dla Bambiego rzeczy.
- Widzę, że zrobiłeś mu naprawdę przytulny kącik – w sypialni obok łóżka królik miał już swoja klatkę, tyle że teraz była ona otwarta. – Nie chcę cię martwić, ale nie ma go w środku.
- Znów, już 3 raz mi zwiał a jest tutaj dopiero od wczoraj – zrobił zbolałą minę.
- Może zwiedza, ale musisz mu założyć dodatkowe zabezpieczenie. Jak go złapiemy to ci pokażę jak.
     Oboje zaczęliśmy szukać królika po mieszkaniu. Z początku było to nawet zabawne, ale, kiedy po kwadransie go nadal nigdzie nie było przestało to być tak wesołe. Na czworakach zaglądaliśmy wszędzie, gdzie się da, wyglądając przy tym pewnie przekomicznie.
- Jest! Krzyknęłam, gdy zobaczyłam jak królik kica z powrotem do sypialni. Zerwaliśmy się na równe nogi, a kiedy weszliśmy do środka ten potulnie siedział w swojej klatce jakby nigdy nic.
- Ale aparat z niego – roześmiałam się. – Jeszcze głupka udaje – wyciągnęłam Bambiego z klatki siadając na łóżku. – Teraz możesz przynieść tabletkę, leży w kuchni na stole – Alek przyniósł to, o co go poprosiłam. – To proste popatrz tylko – Białorusin zbliżył się przyglądając się co robię. Kilka chwil później było po wszystkim.
- I już? – zapytał zdziwiony odkładając Bambiego na łóżko.
- Już, ale nie radzę ci go tak zostawiać, bo znów ci zwieje – ostrzegłam go, ale królik miał chyba teraz inne zamiary, bo zaczął wichrować narzutę jakby chciał się w niej zakopać. – Słodziak.
- Też już go polubiłem. Dziękuję ci za niego, teraz już się nudzić nie będę – jego twarz niebezpiecznie zbliżała się do mojej a lewa ręka wylądowała na mojej dłoni.
- Alek ja… - odezwałam się, kiedy poczułam jego ciepły oddech na twarzy. – Nie mogę, jestem z Witkiem. Nie chcę byś sobie pomyślał o mnie że…- sama nie wiedziałam jakich słów mam użyć.
- Cii, rozumiem – odpowiedział odsuwając się ode mnie.
- Chyba nie rozumiesz, podobasz mi się, ale nie chcę być nie fer. Wiesz, że nie jestem sama – jeszcze rok temu mało mnie to obchodziło czy całowałam się z kimś będąc zupełnie z kimś innym. Nigdy jednak nie przekraczałam granicy, nie szłam z nikim do łóżka, dla mnie to już była zdrada. Teraz moje sumienie postanowiło przesunąć granicę i wyznaczyć, że już pocałunek jest niestosowny w takiej sytuacji.
- To przynajmniej wiem, że podobam się tobie jak tym mi – odparł wesoło, pokazując mi, że nie dotknęło go moje odrzucenie.
- Wiem, że muszę coś z tym zrobić i zrobię – zdecydowałam
      Czułam, że nie ma sensu ciągnąć związku z Witkiem, uświadomiłam sobie, że byłam z blondynem o tak zwyczajnie, by być z kimkolwiek. Alek pokazał mi, że jemu zależy, inaczej nie próbował, by mnie pocałować, teraz ruch należał do mnie. Żegnając się z, nim w drzwiach minęłam się z Biereżką, który miał wypakowaną siatkę Tyskim. Dziwny sposób jak na przygotowywanie się do ważnego meczu, ale ja wnikać nie będę.

Nie za długi? Wybaczcie ostatnio brak mi jakiegokolwiek wyczucia. Przepraszam również za tak długą przerwę, jeszcze nie zaczęłam zajęć na uczelni a już ciężko z moim wolnym czasem. Do tego chyba momentami mam napady jesiennej depresji, bo czuje się tak jakoś nijako i to samo jest z moim pisaniem. Nie wiem jak jest z jakością rozdziału, jeżeli coś jest nie tak to piszcie, postaram się poprawić.

Za błędy przepraszam, pewnie jak zawsze coś pominęłam. Ściskam ciepło w coraz chłodniejsze jesienne dni :*

Opowiadanie można znaleźć również na chomiku do pobrania tutaj