/Karolina/
-Widzę,
że Jura czasu nie traci – zachichotał Grzesiek spoglądając na Magdę, gdy tylko
Rosjanin odjechał swoim audi.
-
Grzesiek nie zaczynaj - blondynka wyraźnie spięła się po tych słowach.
-
Żartuje przecież, z resztą ja tam nie mam nic przeciwko – szybko się tłumaczył.
-
Dziękuję za błogosławieństwo, ale niepotrzebnie, to był zwykły spacer. Dobra ja
was zostawiam. Karol widzimy się na górze – nie czekała na pożegnanie z naszej
strony, tylko wzięła po dwa schody tak, że chwilę później usłyszeliśmy trzask
drzwi kilka pięter wyżej.
-
Niepotrzebnie zacząłeś ten temat – chciałam przywołać Łomacza do porządku,
wiedziałam, że Magda nie lubi rozmawiać na temat Jurija – Ona jest wyraźnie w
tym wszystkim zagubiona, to tylko z zewnątrz tak ci się wydaje, że jest
pięknie, ładnie.
- Ale
może przy Juriju, by odżyła? Oni do siebie pasują, to widać. Ile można
rozpaczać po Kadziewiczu? – ten zaczął mi prawić swoje morały, typowe męskie
myślenie.
-
Grześ widać, że nie rozumiesz kobiet, taka już nasza natura – uśmiechnęłam się.
Dla facetów to zawsze wszystko było proste, to my rozkładałyśmy każdą rzecz na
czynniki pierwsze i sprawdzałyśmy co ze sobą się zgra, a co nie. Może i ja nie
powinnam się w ogóle wypowiadać, bo doświadczenie miałam w tych sprawach prawie
zerowe, ale obserwacje też wiele mówią.
-
Dobrze już nic nie mówię na ten temat. Powiesz mi wreszcie, o której masz tą
wizytę u doktora Sawczyńskiego? – od kilku dni drążył ten temat. Z początku
chciałam jak najmniej rozmawiać o chorobie, ale ten się uparł, że nie mogę go
tak odcinać od tego co jest częścią mojego życia.
- O
17.30, ale naprawdę pójdę sama , nic mi nie będzie – próbowałam go jakoś
odwieść od pomysłu, że pójdzie tam ze mną.
- To
zdążymy, ja kończę trening przed 17, przyjdziesz na Podpromie i pojedziemy
razem i nie chcę nawet słyszeć słów sprzeciwu – zagryzłam dolną wargę w geście
niezadowolenia. – Karolina słyszysz idziemy razem – jego dłonie znalazły się na
obu moich policzkach. – Nie zostawię cię z tym samej, już wystarczająco długo
sama musiałaś z tym walczyć – delikatnie musnął swoimi ustami moje, niczego
więcej nie wymagał.
To nie był nasz pierwszy pocałunek.
Ogólnie to, co się działo z nami w ostatnim czasie było dla mnie tak
nierealnie, że często budziłam się rano zastanawiając się, czy to aby na pewno
prawda. Delikatne pocałunki, uściski, trzymanie za rękę, to może nic takiego,
ale dla mnie dla kogoś, kto nigdy nie doświadczył tego typu rzeczy było to coś
wyjątkowego. Czułam, że już od dawna moja podświadomość pokochała Łomacza, ale
sama bałam się przed tym przyznać. Bałam się i często byłam o tym przekonana,
że w końcu do niego dotrze, że ze mną nie będzie miał żadnej przyszłości, że
nie dam mu takiego szczęścia jakiego mogą przeżywać inne pary. Strach, że
dotrze do niego, iż za parę lat mogę być niedołężna jak 80- latka był ciągle
obecny. Jednak on był głuchy na moje protesty i trzymał się swoich argumentów,
że chce być przy mnie i bierze, za to całą odpowiedzialność. Nie potrafiłam go
odrzucić, wiedziałam, że, wtedy zranię nie tylko jego, ale też siebie.
Pożegnaliśmy
się przy drzwiach mojego mieszkania, a kiedy weszłam do środka od razu poczułam
zapach jagodowej herbaty.
- Też
poproszę! – odstawiłam torbę z lustrzanką krzycząc z przedpokoju.
- Już
się robi – odpowiedziałam mi Magda.
- Kasi
nie ma? – zapytałam wchodząc do jasnego pomieszczenia.
- Z
tego co tutaj nagryzmoliła – blondynka wskazała na kartkę papieru - … to jest u
Witka. Martwię się czy ona się znów w coś nie wpakuje. Dopiero dziś zauważyłam,
że ją ciągnie do Alka o wiele bardziej niż powinno, a to w jej sytuacji nie
wróży nic dobrego – usiadła obok mnie uśmiechając się gorzko.
- Jak
cię nie było to czasami o nim wspominała, ale jakoś nigdy nie rozwinęła tematu,
nie miałam pojęcia, że ona do niego coś więcej – zastanowiłam się. Kiedy Magdy
nie było to często z Kaśką mijałyśmy się, ja rano szłam do studia
fotograficznego, ona przeważnie spała, bo układ na uczelni miała tak korzystny,
że zajęcia zaczynała około 10, kiedy wracałam często szła albo do pubu albo do
Witka.
- Boję
się, że ona nie skończy z Witkiem, a zacznie z Alkiem. Kaśka nigdy nie myśli
takich rzeczach, a jak jej zwrócisz uwagę to odwróci kota ogonem – widać było,
że się o nią martwi. – Dobra nie będę roztrząsać tematu, bo może tak naprawdę
nie ma czego. Czemu mi nie powiedziałaś, że jesteś z Grześkiem? Myślałam, że w
jesteście na tym samym etapie co przed moim wyjazdem – nie miała do mnie
pretensji to było czuć, raczej to była zwykła ciekawość.
-
Przepraszam, że tak to wyszło. W sumie to my sami nawet o tym nie
rozmawialiśmy, Grzesiek podczas jednego spaceru wziął mnie za rękę a ja go nie
odtrąciłam i chyba już, wtedy zmieniliśmy rodzaj naszej relacji, a dalej
wszystko jakoś poszło – Magda rozpromieniła się na moje słowa.
-
Zasługujecie na siebie i muszę powiedzieć, że cholerne do siebie pasujecie.
Może ja sama też nie znam Grześka za długo, ale mogę ci powiedzieć, że on cię
kocha, nie masz się czego obawiać z jego strony – zapewniła mnie a ja bardzo
chciałam wierzyć, że tak będzie.
- A z
tobą a Jurijem to, jak jest? Zauważyłam, że niewiele brakowało i, by cię
pocałował. Gdyby nie Grzesiek i to, że się uparł, że was zaskoczy pewnie, to by
się stało – tym razem Magda na wzmiankę o Biereżce nie spięła się tak jak to
miało miejsce, gdy to Grzesiek jej o, nim napomknął.
- Nie
powiem ci nic mądrego, bo sama nie wiem, co się ze mną dzieje. Lubię go, ale
gdzieś tam jest też powracający ciągle temat Kadziewicza, a to nawet dla mnie
jest dziwne – westchnęła upijając łyk herbaty.
-
Mówią, że nowa miłość potrafi wyleczyć starą i posklejać złamane serce –
popatrzyła na mnie rozbawiona . – Ok. wybacz mi te farmazony.
- Nie,
masz rację, często tak się dzieje – poparła mnie uśmiechając się jeszcze
szerzej.
- Więc
może czas to sprawdzić? – trąciłam lekko swoim ramieniem jej ramię.
- Kto,
by pomyślał, że będziesz mi dawać rady na ten temat – Magda złożyła głowę na
moim barku.
-
Kiedyś trzeba zacząć praktykę. Będzie dobrze – przytuliłam ją do siebie,
rozmyślając o tym jak moje życie się zmieniło, odkąd do niego wkroczyły dwie
przyjaciółki.
***
/Magda/
Rano czekał mnie powrót na uczelnie oraz
załatwienie wszystkich formalności związanych z moją dwutygodniową absencją.
Poszło to sprawnie i bez żadnych niemiłych akcentów. Tak, że teraz mogłam iść
na Podpromie złożyć swój cotygodniowy raport. Tym razem moja praca ograniczyła
się do monitorowania mailowo wszystkich wyników, które podsyłał mi na bieżąco
Giovanni , ale spotkanie nie różnił się od wcześniejszych tak, że po 45
minutach miałam to już za sobą. Mogłam zabrać potrzebne dokumenty i iść do
domu. W planach miałam opracowanie nowych diet dla Grozera, który nadal miał
problemy z krążeniem, Aleh znów skarżył się na swoje kolana. Doszłam jednak do
wniosku, że tutaj na miejscu zrobię to szybciej, a może nawet uda mi się już
dziś, choć jedną z nich przekazać zawodnikowi. Dlatego zaszyłam się w swoim
gabinecie na jakieś półtorej godziny . Kiedy skończyłam zauważyłam, że do końca
treningu zostało około 15 minut, szybko wszystko zebrałam i ruszyłam w stronę
boiska, po drodze spotykając Karbarza.
-
Magda idziesz może do chłopaków? – zatrzymał mnie po przywitaniu się.
- Tak
miała właśnie zanieść Grozerowi nowy plan diety, może troszkę mu to pomoże –
pokazałam prezesowi teczkę.
-To
dobrze się składa. Mam tutaj powołania, przekaż je chłopakom. Zrobiłbym to sam,
ale myślę, że się nie pogniewasz jak ci je dam – oddał mi koperty, po czym
zostawił mnie na korytarzu samą.
Nie spodziewałam się tego, kiedy minął mi
pierwszy szok dotarło do mnie co trzymam w rękach. Skoro i tak miałam je rozdać
to szybko zerknęłam na wypisane na kopertach nazwiska. Z każdym kolejnym serce
biło mi szybciej, a gdy doszłam do ostatniego białego prostokąta poczułam
zawód. Nie było wśród nich nazwiska Łukasza, jeżeli ja poczułam żal na te fakt
to, co poczuje sam zainteresowany? Spoglądając na zegarek zobaczyłam, że
zmarnowałam na to wszystko prawie 10 minut, szybko truchcikiem podążyłam na
boisko. Na pierwszy ogień poszedł Grozer, który siedział już przy krzesełku,
oddałam mu powołanie i dietę dając ostatnie wskazówki. Potem przyszła pora na
Kosoka, który był bardzo zaskoczony. Zauważyłam, że inni siatkarze dostrzegli,
że coś się dzieje, bo zerkali na mnie. Jurij nie czekał aż do niego podejdę sam
odrzucił piłkę i podbiegł z jednym wielkim pytaniem wymalowanym na twarzy.
-
Dostałeś – pokazałam mu kopertę a ten złapał mnie w pasie podnosząc do góry.
Całkiem zaskoczył mnie tym co zrobił a do moich uszu doszły gwizdy nie tylko
niektórych zawodników, ale i paru kibiców, których zawsze można było podczas
treningów zobaczyć na hali.
- Jura
zgłupiałeś! Chcesz swoje kolana doprowadzić do całkowitej rozsypki – strofował
go Miale, a ten nieźle się przeraził, bo zaraz mnie puścił.
-
Zapomniałem się – uśmiechnął się nerwowo w stronę trenera od przygotowania
fizycznego– Magda nie jest ciężka – dodał dla uspokojenia.
-
Muszę rozdać resztę przed końcem treningu – tak po prawdzie zostały mi tylko
dwie koperty. Jedną z nich dałam Łomaczowi, który już obijał się przy bandach
reklamowych rozmawiając z Karoliną i Kaśką. Przywitałam się z nimi i ruszyłam w
stronę Igły a tym samym również Kadzia, bo ten stał obok. Obaj już dobrze
wiedzieli, po co idę w ich kierunku . Nie wiedziałam jak mam to zrobić? Jak
powiedzieć mu, że nie dostał powołania. W końcu, gdy nasze spojrzenia się
spotkały delikatnie, prawie niewidocznie zaprzeczyłam głową, a on zrozumiał, po
czym spuścił wzrok. Oddałam kopertę Krzyśkowi, który wyglądał tak jakby wetował
swoja głowę, by znaleźć jakieś śmieszne stwierdzenie, by odciągnąć Łukasza od
tego co się dzieje, gdy na hali rozległ się wesoły okrzyk.
-
Tata! – powędrowałam za tym głosem i zobaczyłam Amelię, która biegiem leciała w
stronę Kadzia. Właśnie teraz spojrzałam na niego i dostrzegłam w jego oczach
łzy, ale zostały one szybko wyparte przez radość, gdy tylko spojrzał na swoją
córkę. Amelia, gdy się do nas zbliżyła przystanęła, podparła ręce pod boki i
zaczęła się nam przyglądać, a po chwili pisnęła wesoło.
-Madzia!
– i zamiast w ramionach Kadziewicza znalazła się w moich, bo, gdy tylko
zorientowałam się, że mała obrała kierunek wprost na mnie wyciągnęłam je przed
siebie tak, że Melka wylądowała wprost między nimi. Gdy podniosłam ją do góry
mała całowała mnie już w policzek. To było krepująca sytuacja, jeszcze, gdy
byłam pewna, że wszyscy wokoło się nam przyglądają, ale dla niej skłonna byłam
to przecierpieć.
-
Gdzie bylas? Tesknilam za toba – wypytywała bawiąc się moimi przydługimi
włosami.
-
Melka mówiłem ci, że Magda była daleko – Łukasz starał się mnie ratować.
- Ale
teraz juz jest blisko i idziemu razem na lody – Kadziu chyba chciał
protestować, ale dałam u do zrozumienia, że nie trzeba.
- Idź
teraz do tatusia na rączki, ja jeszcze coś załatwię – oddałam Amelię Łukaszowi.
- Ale
wrocisz do nas? – pytała niepewnie.
-
Wrócę – pocałowałam ją w policzek oddalając się szybko.
Co ja najlepszego wyprawiam? Nie chciałam
Amelii sprawić zawodu, dlatego się zgodziłam na te lody. Zignorowałam zdziwione
i chyba trochę zazdrosne spojrzenie Jurija i dołączyła do Kaśki, Karoli i
Grześka, a zaraz po mnie zjawił się również Aleh.
-
Jakbym was nie znał to bym was wziął za szczęśliwą rodzinę – Aleh spojrzał to
na mnie to na Łukasza od, którego dołączyła właśnie Iwona z Dominiką i
Sebastianem
-
Gdyby Kadziewicz nie był taki głupi to może i tak, by było – buntowniczo
zareagowała Kaśka, nadal była cięta na Łukasza.
-Hej,
chyba nie będziecie się o to kłócić – wolałam zatrzymać dyskusję nim na dobre
się rozwinęła, po za tym nie lubiła, gdy ktoś gada o mnie.
- Ale
racje mi możecie przyznać – Ahrem postanowił jeszcze coś dodać.
- Alek
wiesz co ci powiem kiedyś gdzieś przeczytałam coś takiego: Związki doskonałe
się rozpadają, a te pozornie niemożliwie trwają w najlepsze, widocznie coś w
tym jest. Chociaż jak spojrzeć na mnie i Łukasza to też idealni nigdy nie
byliśmy, ale ja się w to zagłębiać nie będę – puściłam do niego oczko. – Tak w ogóle
to przyszłam powiedzieć, że wrócę dziś później – rzuciłam zostawiając ich
samych. Wiedziałam, że, inaczej mi nie odpuszczą i jeszcze tutaj będą chcieli
wyciągnąć ze mnie jak najwięcej szczegółów. Chwilę później drogę zastąpił mi
Jurij.
-
Pójdziemy gdzieś świętować moje powołanie? – zapytał.
-Przepraszam,
ale już jestem umówiona na dziś – nie chciałam mówić nic więcej, bo to nic
dobrego, by nie przyniosło.
- Nie
możesz tego przełożyć – dopytywał.
- Nie,
obiecałam a ja nie lubię nie dotrzymywać obietnic. Może jutro? – zaproponowałam
-
Jutro to my gramy mecz – odparł, teraz już wyraźnie był zły – Zapomniałaś?
Półfinał z Kędzierzynem.
-
Przepraszam wyleciało mi z głowy Nie będę ci nic proponować po meczu, bo pewnie
skończy się późno po za tym kolejny gracie w sobotę, to może w niedzielę? – nie
chciałam, by się złościł, dlatego zaproponowałam mu, że będę do dyspozycji w
innym terminie.
-
Niedziela nie będzie już tak aktualna, ale, skoro ci pasuje – złość zniknęła a
na jego twarzy pojawił się wesoły uśmieszek, może miał on w sobie nutę jakiegoś
diabolicznego uśmiechu, ale lubiłam go. W głowie kotłowałam i się teraz tylko
jedna myśl jak on to robił, że z chwili na chwilę potrafił być innym raz miły,
raz zły. Które oblicze było tym co częściej bierze w nim górę? Nie
zastanawiałam się jednak nad tym długo, czekała na mnie Amelka, Amelka z
Łukaszem, sama w to nie wierzyłam, ale tak się działo.
***
/Kaśka/
Zamurowało mnie, kiedy córka Łukasza bez
żadnych oporów wylądowała w ramionach Madzi. Patrzyłam tak na nich i serce mi
się krajało, bo był to widok jak z katalogu. Dostrzegłam też wzrok innych
siatkarzy, który zerkali w tamtą stronę. Jednym się uśmiechali, inni byli
zaskoczeni a Jurij był wściekły. To utwierdziło mnie w tym, że jest o moją
blondynkę zazdrosny, a aktualnie to dobrze wróży.
-
Jakbym was nie znał to bym was wziął za szczęśliwą rodzinę – Aleh zwrócił się
do Magdy zaraz jak stanęli obok nas.
-
Gdyby Kadziewicz nie był taki głupi to może i tak, by było – rozzłoszczona
rzuciłam słowami w Białorusina. W sumie to on nie był niczemu winien, ale nadal
nie mogłam się pogodzić z tym jak Łukasz potraktował Magdę.
-Hej,
chyba nie będziecie się o to kłócić?! – Magda szybko postanowiła opanować
sytuację.
-Ale
racje mi możecie przyznać – Alek najwyraźniej miał ochotę ciągnąć to dalej a ja
ostatkiem sił trzymałam język za zębami.
- Alek
wiesz co ci powiem kiedyś gdzieś przeczytałam coś takiego: Związki doskonałe
się rozpadają, a te pozornie niemożliwie trwają w najlepsze, widocznie coś w
tym jest. Chociaż jak spojrzeć na mnie i Łukasza to też idealni nigdy nie
byliśmy, ale ja się w to zagłębiać nie będę – nie poznawałam swojej
przyjaciółki. Jeszcze dwa miesiące temu mogłam się założyć, że nie powiedziała,
by czegoś takiego, a teraz proszę. Mówiła o tym tak spokojnie, nawet z nutką
typowego dla niej humoru, który niewiele osób potrafiło wyczuć. Może uczucie,
którym darzyła Łukasza wreszcie w niej wygasło?
Miałam ochotę poobserwować jeszcze
rozradowaną Krasikov, ale zostawiła nas i ruszyła w stronę wyjścia. Nie zaszła
jednak za daleko, bo drogę zaszedł jej Biereżko. Chciałam dalej przyglądać się
temu wszystkiemu, ale trajkotanie Gregora całkowicie mnie pochłonęło.
- …
pewnie będzie z tydzień wolnego, a potem znów harówa, ale i tak się cieszę –
paplał wymachując jakąś kartką.
- Co
tam masz? – zapytałam, bo kompletnie nie byłam w temacie.
-
Powołanie do reprezentacji – Łomacz przystawił mi kartkę niema przed nos.
-
Grzesiek, bo się spóźnimy– ponaglała go Karolina.
- O
matko to już tyle godzin?! Chodź idziemy, masz kluczyki od… - i tyle ich
widziałam i zostałam z Ahremem sama.
- A ty
nie dostałeś? – ok. nadal byłam zielona w wielu sprawach czysto siatkarskich.
-Tym
razem nie, zmieniłem obywatelstwo i teraz już nie mogę grać w kadrze Białorusi,
może, za to kiedyś zagram dla Polski – tłumaczył cierpliwie.
-
Nigdy nie byłam dobra w tych wszystkich kruczkach siatkarskich, wybacz to
pytanie – czasami chciałam mieć w głowie taką wiedzę siatkarską jak Magda,
przynajmniej nie robiłabym z siebie idiotki, pytając o takie oczywiste fakty.
- Nic
nie szkodzi. To przyniosłaś te tabletki? – brunet zmienił temat, chyba wyczuł,
że poczułam się niekomfortowo.
- Tak
mam je tutaj, wszystko tak jak ci wcześniej mówiłam, włóż mu ją do pyszczka i
przytrzymaj – wolałam mu jeszcze raz to wytłumaczyć.
- Boję
się, że mi to nie wyjdzie – chyba udawał, ale urzekł mnie ta swoją
nieporadnością.
- Aż
taka sierota z ciebie – pokiwał tylko głową. – Dobra pojadę z tobą.
… w mieszkaniu Aleha znaleźliśmy się po
jakiś 20 minutach, zahaczając wcześniej jeszcze o pobliskiego Lidla, bo jak
twierdził siatkarz w lodówce miał tylko światło. W sumie to przydałam się na
coś, bo mogliśmy przy okazji kupić potrzebne dla Bambiego rzeczy.
-
Widzę, że zrobiłeś mu naprawdę przytulny kącik – w sypialni obok łóżka królik
miał już swoja klatkę, tyle że teraz była ona otwarta. – Nie chcę cię martwić,
ale nie ma go w środku.
-
Znów, już 3 raz mi zwiał a jest tutaj dopiero od wczoraj – zrobił zbolałą minę.
- Może
zwiedza, ale musisz mu założyć dodatkowe zabezpieczenie. Jak go złapiemy to ci
pokażę jak.
Oboje zaczęliśmy szukać królika po
mieszkaniu. Z początku było to nawet zabawne, ale, kiedy po kwadransie go nadal
nigdzie nie było przestało to być tak wesołe. Na czworakach zaglądaliśmy
wszędzie, gdzie się da, wyglądając przy tym pewnie przekomicznie.
-
Jest! Krzyknęłam, gdy zobaczyłam jak królik kica z powrotem do sypialni.
Zerwaliśmy się na równe nogi, a kiedy weszliśmy do środka ten potulnie siedział
w swojej klatce jakby nigdy nic.
- Ale
aparat z niego – roześmiałam się. – Jeszcze głupka udaje – wyciągnęłam Bambiego
z klatki siadając na łóżku. – Teraz możesz przynieść tabletkę, leży w kuchni na
stole – Alek przyniósł to, o co go poprosiłam. – To proste popatrz tylko –
Białorusin zbliżył się przyglądając się co robię. Kilka chwil później było po
wszystkim.
- I
już? – zapytał zdziwiony odkładając Bambiego na łóżko.
- Już,
ale nie radzę ci go tak zostawiać, bo znów ci zwieje – ostrzegłam go, ale
królik miał chyba teraz inne zamiary, bo zaczął wichrować narzutę jakby chciał
się w niej zakopać. – Słodziak.
- Też
już go polubiłem. Dziękuję ci za niego, teraz już się nudzić nie będę – jego
twarz niebezpiecznie zbliżała się do mojej a lewa ręka wylądowała na mojej
dłoni.
- Alek
ja… - odezwałam się, kiedy poczułam jego ciepły oddech na twarzy. – Nie mogę,
jestem z Witkiem. Nie chcę byś sobie pomyślał o mnie że…- sama nie wiedziałam
jakich słów mam użyć.
- Cii,
rozumiem – odpowiedział odsuwając się ode mnie.
-
Chyba nie rozumiesz, podobasz mi się, ale nie chcę być nie fer. Wiesz, że nie
jestem sama – jeszcze rok temu mało mnie to obchodziło czy całowałam się z kimś
będąc zupełnie z kimś innym. Nigdy jednak nie przekraczałam granicy, nie szłam
z nikim do łóżka, dla mnie to już była zdrada. Teraz moje sumienie postanowiło
przesunąć granicę i wyznaczyć, że już pocałunek jest niestosowny w takiej
sytuacji.
- To
przynajmniej wiem, że podobam się tobie jak tym mi – odparł wesoło, pokazując
mi, że nie dotknęło go moje odrzucenie.
-
Wiem, że muszę coś z tym zrobić i zrobię – zdecydowałam
Czułam, że nie ma sensu ciągnąć związku z
Witkiem, uświadomiłam sobie, że byłam z blondynem o tak zwyczajnie, by być z
kimkolwiek. Alek pokazał mi, że jemu zależy, inaczej nie próbował, by mnie
pocałować, teraz ruch należał do mnie. Żegnając się z, nim w drzwiach minęłam
się z Biereżką, który miał wypakowaną siatkę Tyskim. Dziwny sposób jak na
przygotowywanie się do ważnego meczu, ale ja wnikać nie będę.
Nie
za długi? Wybaczcie ostatnio brak mi jakiegokolwiek wyczucia. Przepraszam
również za tak długą przerwę, jeszcze nie zaczęłam zajęć na uczelni a już
ciężko z moim wolnym czasem. Do tego chyba momentami mam napady jesiennej
depresji, bo czuje się tak jakoś nijako i to samo jest z moim pisaniem. Nie
wiem jak jest z jakością rozdziału, jeżeli coś jest nie tak to piszcie,
postaram się poprawić.
Za
błędy przepraszam, pewnie jak zawsze coś pominęłam. Ściskam ciepło w coraz
chłodniejsze jesienne dni :*
Opowiadanie
można znaleźć również na chomiku do pobrania tutaj