/Magda/
To wszystko zaczynało wyglądać coraz gorzej. Jurij najwyraźniej nienawidził swoich porażek i teraz planował wyżyć się na mnie. Chciałam być odważna, silna, ale w głębi siebie zaczynałam się bać. Jaki będzie jego kolejny krok? Czy stać go na coś gorszego niż przepychanki słowne?
Oczywiście, gdy reszta drużyny pojawiła się na korytarzu udawał, że nic się nie stało. Odwrócił się i w towarzystwie Grozera ruszył do szatni.
- Dziękuję – spojrzałam na Alka i Krzyśka.
- On zaczyna przesadzać – Ahrem nadal był zdenerwowany.
-Może mu przejdzie. Zerwałam z nim, pewnie poczuł się urażony – nie chciałam go tłumaczyć, ale roztrząsać i nakręcać też nie.
- Magda on cię obraził! – wtrąciła się Kasia.
- Trudno, przeżyję to. Szkoda, że okazał się takim człowiekiem – próbowałam robić dobrą minę do całej tej sytuacji.
- Ale…- Wieczorek miała ochotę jeszcze coś dodać.
- Kaśka zostaw to, nic wielkiego się nie stało. Jedźcie z Alkiem świętować, bo macie przecież co. Dam sobie radę – nie czekałam na odpowiedź przyjaciółki, pocałowałam ją w policzek i szybko oddaliłam się mamrocząc, że muszę oddać te papiery Zahorskiemu. Nie długo byłam sama, Igła dogonił mnie w kilka sekund.
- Krzysiu nie potrzebuję ochrony, wierz mi – nie chciałam doprowadzić do tego, że teraz będę na świeczniku. Nie lubiłam tego.
- Co, ale, że ja? – wskazał na siebie. – Nie o to mi chodzi. Iwonka mówiła żebyś dziś wpadła do nas. Zrobiła tiramisu według twojego przepisu i chciała się pochwalić – to wydawało mi się podejrzane, ale nie miałam dobrej wymówki, by odmówić Libero.
- Dobrze, przyjadę wieczorem – zgodziłam się.
- Myślałem, że teraz pojedziemy. Obiecuję odwiozę cię później do domu – Krzysiek ani myślał, by jego propozycja upadła.
- Uparty jesteś. Zgoda, ale masz się uwinąć w piętnaście minut – nie potrafiłam mu odmówić.
… dopiero gdy czekałam na Ignaczaka pod halą i zobaczyłam jak wychodzi z niej z Łukaszem zorientowałam się, że ta dwójka przyjechała na trening razem. Gdybym stała w innym miejscu, a nie obok czarnej toyoto Igły już, by mnie tutaj nie było. Niestety, za nic nie mogłam niepostrzeżenie stąd zwiać. W głowie już ułożyłam sobie wiązankę jaką puszczę Krzyśkowi, ale jego przepraszające spojrzenie jakoś mnie w tym pohamowało. Zaskoczenie Łukasza również.
- Podrzucimy Kadzia do mieszkania i zwijamy się do mnie – Igła poinformował mnie, po czym usiadłam na tylnym siedzeniu wozu.
Nie było cześć, nie było jakiegoś uśmiechu między mną a środkowym. Wyglądało to tak jakbym dla niego nie istniała, a to, że siedziałam tuż za nim wcale nie miało miejsca. Jeżeli tak się bawimy to on też nie istniał dla mnie, mimo to, że siedział niecałe pół metra przede mną. Łukasz mógł iść piechotą, przecież do jego mieszkania było jakieś 15 minut drogi, ale jak widać dla niego było to za daleko i skorzystał z usług Igły taksówkarza.
- Do jutra- tylko na tyle było stać Kadziewicza, gdy przyjaciele zatrzymał się pod jego klatką.
- Przepraszam to nie było zaplanowane. Kompletnie zapomniałem, że mamy wracać razem – Krzyś tłumaczył się, gdy tylko zajęłam miejsce zwolnione przed chwilą przez środkowego. Charakterystyczny zapach jego perfum nadal tu był.
- Spoko, jak widzisz nie polała się między nami krew – próbowałam ironizować.
- Nie spodziewałem się, że nie będziecie się do siebie w ogóle odzywać – żalił się.
- Po tym co wczoraj odstawił nie mam zamiaru pierwsza wyciągać ręki w jego stronę. Z resztą sam powiedziałeś, że nic z tego nie będzie – przypomniałam
- Bo jesteście uparci. Oboje! – popatrzyła na mnie wymownie. – Łukasz nie pamiętać nic z wczorajszego wieczoru, nawet tego, że pił z Jurą. Gdy mu o tym powiedziałem z początku mnie wyśmiał i dopiero gdy chłopaki potwierdzili to uwierzył.
- A tą laskę pamięta? –fuknęłam. Może i potrafiłam w około pokazać, że nic mnie ona nie obchodzi, ale nie przeszkodziło mi, to by zlustrować ją sobie od góry do dołu.
-A Madziu co cię to tak interesuje? – Ignaczak zaśmiał się pod nosem doskonale tym pokazując, że moje zachowanie mówi tylko jedno: nadal mnie obchodzi życie Łukasza.
- Ok. nie było tematu. Mam nadzieję, że Iwona na pewno na mnie czeka, bo, inaczej pomyślę, że to ukartowałeś i chciałeś specjalnie sprawdzić naszą reakcje na siebie.
- Czeka, nie bój żaby, a to drugie jakoś samo wyszło przy okazji – gdyby nie prowadził to bym go trzepnęła, ale nie chciałam powodować niebezpiecznej sytuacji na drodze.
Iwonka czekała na mnie a tym samym Igła miał szczęście. Nawet Sebastian z Dominiką wiedzieli, że przyjadę, więc przestałam doszukiwać się innych powodów ściągnięcia mnie tutaj przez Libero. Spędziłam z rodziną Ignaczaków całe popołudnie jeszcze raz przekonując się, że często pierwsze wrażenie jest bardzo mylące. Kto, by powiedział po moim pierwszym spotkaniu z Iwoną, że będziemy teraz siedzieć w ogrodzie i popijać cappuccino i plotkować jakbyśmy się znały lata. Gdy wróciłam do mieszkania przekonałam się, że taki wypad był mi potrzebny. Naładowałam akumulatory i wierzyłam, że dam radę przetrwać humory Jurija.
/Karolina/
Pełna zapału zatrzasnęłam drzwi od mieszkania wypuszczając dwie pełne siatki zakupów. Gdy pierwszy raz zobaczyłam temat pracy konkursowej którą podesłał mi Adrian popatrzyłam na niego i miałam ochotę popukać się w czoło, a potem powtórzyć ten gest na jego głowie. „Komiksowy superbohater” – ten temat był komiczny i jedyne, na co miałam ochotę to śmiać się i śmiać. Oczywiście przeleciało mi przez głowę kilka obrazów z dzieciństwa, gdy z braćmi czytałam komiksy Marvela, ale nie byłam w stanie sobie wyobrazić, że potrafię z tego zrobić fotografię. Jedyne co przychodziło mi do głowy to dzieci bawiące się na dworze w przebraniach super bohaterów. Potem jednak olśniło mnie i postanowiłam wciągnąć w mój pomysł Grześka.
Po pracy odwiedziłam sklep z materiałami oraz pobliski papierniczy a moje siatki zapełniły się różnego rodzaju przyborami i tkaninami. Na początku chciałam od razu wtajemniczyć w to Grzesia, ale stwierdziłam, że niespodzianka będzie lepsza. Szukając dalszych inspiracji przeglądałam sieć i dzięki temu powstały trzy stroje: Supermena, Batmana i Spidermana . Nie był idealne, ale na pewno miały charakterystyczne wzory tych trzech postaci. Dla siebie bardziej dla żartu niż na poważne wycięłam maskę Zorro i zakrywając twarz zadzwoniłam do drzwi Łomacza. Grzesiek nie miał w zwyczaju patrzeć przez wizjer, kto go odwiedza tylko do razu otwierał drzwi. Jego zaskoczenia tym razem nie dało się opisać.
- Eeee…. Karolina? – patrzył na mnie zdziwiony.
- Nie Zorro, nie widzisz? – zachichotałam wpychając się do środka z reklamówką pełną strojów, aparatem i statywem.
- Mogę wiedzieć co ty robisz? – brunet patrzył na mnie zaskoczony.
- Możesz, ale najpierw powiedz tak – obawiałam się, że może nie zgodzić się na ten szalony pomysł w końcu jest osobą publiczną i Bóg wie, gdzie wylądują te fotografie.
- Mówię tak, bo ci ufam, ale mam nadzieję ze nie masz zamiaru pokroić mnie na kawałeczki – przypatrywał się, jak rozkładam w salonie sprzęt.
- Kroić cię nie będę, za to zrobię ci zdjęcia w tym – rzuciłam w niego strojem Supermena. A raczej tym co udało mi się stworzyć z niebieskiego podkoszulka i czerwonego materiału z którego zrobiłam pelerynę.
- Karolina! – jęknął
-Oj nic ci nie będzie. Jest ogólnopolski konkurs „ Komiksowy superbohater” i myślę, że mogę spróbować – wyjaśniłam ustawiając statyw w najlepszym miejscu – Już się zgodziłeś – przypomniałam.
- Ale getrów nie włożę – zastrzegł poważnie.
- Wiedziałam, że o czymś zapomniałam. Poczekaj Magda ma jakieś pewnie będą pasować – jego mina mówiła wszystko. Wystraszył się nie na żarty przerywając zakładanie podkoszulka. – Żartowałam. I tak miałam zamiar zrobić fotografię od torsu w górę. Getry nie będą potrzebne.
Zrobiliśmy te trzy przygotowane stylizacje, ale coś mi dalej nie grało. Chyba to przez brak odpowiedniego tła. Gdy chciałam dopasować jakieś w PS wychodziły zbyt sztuczne i nijakie.
- Jestem kiepskim modelem. Może to i dobrze świat nie zobaczy mnie w tym czymś – Grzesiek ściągnął z siebie ostatni strój Batmana a ja zapatrzona w niego wpadłam na jeszcze jedne pomysł.
- Zostań tak – zarządziłam a Łomacz zastygł bez ruchu trzymając wyciągnięte ręce do przodu. Podbiegłam do niego i zmierzwiłam mu jeszcze bardziej włosy. – Potrzebny mi żel – powiedziałam bardziej do siebie niż do rozgrywającego.
- W toalecie – brunet nie wiedział co zamierzam. W drodze do łazienki zahaczyłam jeszcze o kuchnię i zaopatrzyłam się w komplet noży stołowych.
- Ostatni raz – ustawiłam Grześka, uformowałam odpowiednio włosy a w zaciśnięte pięści powtykałam noże.- Zrób groźną minę – poprosiłam. Na widok tej miny miałam ochotę się roześmiać, ale utrzymałam powagę robiąc kilka szybkich ujęć. Kiedy na nie spojrzałam byłam zadowolona. Może było to zbyt przesadzone, ale miało w sobie to coś. Podbiegłam do Grześka z aparatem pokazując mu moim zdaniem najlepsze ujęcie.
- Mój prywatny Hugh Jackman, mój Wolverine, Kocham cię – uściskałam go składając subtelny pocałunek na jego miękkich ustach.
/Kaśka/
Nie dało się ukryć, że zachowanie Magdy mnie wkurzyło. Ja się o nią martwiłam a ta nakazuje mi zająć sie swoimi sprawami. Chciałam jej pokazać ze może na mnie liczyć a ona wygania mnie żebym świętowała z Alkiem. Nawet zapewnienia Aleha, że Magda wie, że zawsze jestem w stanie gotowości, gdy będzie mnie potrzebować nie chciały ugasić mojej złości. Przez całe zakupy, które urządziliśmy sobie z Ahremem w Lidlu chodziłam naburmuszona posyłając wściekłe spojrzenia nastolatką, które zbyt długo przyglądały się nam z za regałów. Pięknie teraz jeszcze na dodatek obsmarują mnie na Ciachach, że jestem rozkapryszoną i dumną księżniczką, do tego kurduplem, który nie pasuje do przyjmującego. Dopiero, gdy Alek zamachał mi przed oczami czekoladą z orzechami humor zaczął mi wracać. No tak mój chłopak był szczęśliwy a ja powinnam się cieszyć razem z nim. Już chciałam sięgając po moje ulubione różowe wino, gdy ręka zamarła mi w połowie drogi. Przecież ja wystrzegam się alkoholu od mojej ostatniej przygody z nim, gdy wylądowałam pod kołami samochodu. Bałam się, że znów, gdy spróbuję raz to nie będę w stanie się opanować. Silne ramię przyjmującego, które oplotło mnie w pasie oddało mi siły, by jak najprędzej oddalić się od tego stoiska.
- Zrobimy muffinki – zawróciłam wózek i pognałam przed siebie po potrzebne produkty. Oczywiście nie pamiętałam wszystkich składników, mimo że były to moje ulubione ciastka. To Madzia zawsze piekła je dla mnie. Po chwili zastanowienia czy nie będzie zła o telefon podejrzewając, że ja sprawdzam wcisnęłam szybkie wybieranie i przytknęłam aparat do ucha.
- …to będzie katastrofa – podsumowała na koniec blondynka po tym jak ja wyjawiłam jej swoje zamiary a ona podyktowała mi potrzebne produkty.
- Może mi się uda – przekonywałam ją jak i samą siebie.
- Trzymamy kciuki – usłyszałam połączone głosy Madzi i Iwony, po czym ruszyłam między półki, a potem do kasy, gdzie zostawiłam siatkarza.
Oczywiście kupiłam za dużo produktów, ale obiecałam brunetowi, że nic się nie zmarnuje. Alek już znał moje możliwości kulinarne, a raczej ich brak i był nieco przerażony.
- Pomożesz mi? – zapytałam, gdy wyłożyłam wszystkie potrzebne produkty przed siebie i wybrałam składniki, po czym kazałam Alkowi odmierzać ilość. Miałam nadzieję, że dobrze zapamiętałam czego, ile potrzeba. – A teraz wymieszać – wpakowałam mikser do garnka a większa część sypkiej zawartości wylądowała na naszych twarzach, ubraniach i blacie stołu.
- To na pewno miało być tak?- zapytał ze strachem brunet.
- Miałam wymieszać wszystkie sypkie składniki to wymieszałam. Jej nigdy się tak nie robi –czułam, że klęska jest już blisko i to na samym początku.
-Może wystarczy łyżką? – próbował Alek.
- Skoro wiesz lepiej, to proszę – przyjmujący zabrał się za wymieszanie wszystkiego i efekt był taki jak zawsze u Krasikov. – Teraz, jajka, mleko, olej – wyliczyłam rozbijając przy tym jedno jajko, które znalazło się na podłodze. – Przepraszam – jęknęłam oblewając się czerwienią. Nikt normalny przed swoim chłopakiem nie pokaże swojej nieudolności w kuchni. Nikt normalny po za mną oczywiście!
Wspólnymi siłami udało nam się zrobić coś, co powinno wyglądać jak ciasto, tylko że nie wyglądało, było jakieś takie za gęste.
- Alek, a co z tym budyniem? Jak go wciśniemy do środka? – czemu ja nigdy nie przyglądałam się do końca jak Magda to robi?
- A to nie tak jak z pączkami?- zapytał.
- Nie wiem, do tego tam masa – podniosłam łyżkę a ciasto ani myślało odczepić się od łyżki. – Widzisz to nawet nie chce się odkleić – zaczęłam potrząsać sztućcem i dopiero, wtedy część ciasta spadła. Tylko, że większość nie wylądowała powrotem w garnku, ale na policzku siatkarza, który pochylał się nade mną.
- O rzesz ty? – Alek zanurzył palce w cieście i rozsmarował mi je na twarzy.
- Tak chcesz się bawić! – wzięłam garść masy i rzuciłam nią prosto w niego. I tak to się przerodziło w nierówną wojnę. Alek miał przewagę i zawsze udało mu się zagarnąć do dłoni większą ilość ciasta. Gdy skończyliśmy siedzieliśmy na płytkach opierając się o lodówkę jedyny mebel, który w kuchni nie został pokryty ciemną masą. Nasze twarze, ubrania oraz włosy były całe obklejone w cieście. Oblizałam palce z tego co mi jeszcze na nich pozostało.
- Zamieszkaj ze mną – powiedział niespodziewanie a ja zamarłam w swojej poprzedniej czynności.
- Alek schlebiasz mi, ale ja chciałabym zaczekać. Chcę cieszyć się każda chwilą, nie przyśpieszać niczego – przyznam się, że już kiedyś rozważyłam w głowie co powiem mu, gdyby ta propozycja padła za wcześnie. Według mnie to było za wcześnie, byliśmy ze sobą dopiero od 3 miesięcy. Ja chciałam, choć raz przeżyć swój związek normalnie. – Mam nadzieję, że się o to na mnie nie pogniewasz?
- Nie, gdy będziesz gotowa powiedz mi to – uśmiechnął się do mnie, na szczęście nie widziałam w jego oczach rozczarowania z powodu mojej odmowy. – Za to na ten pomysł na pewno przystaniesz. Idziemy pod prysznic, razem, teraz, zaraz – nie czekał nawet na to, co powiem. Podniósł się, a potem wziął mnie na ręce zanosząc do łazienki, którą z początku wypełniły nasze śmiech, a potem już tylko gorące pocałunki i szum lecącej cieplej wody.
To wszystko zaczynało wyglądać coraz gorzej. Jurij najwyraźniej nienawidził swoich porażek i teraz planował wyżyć się na mnie. Chciałam być odważna, silna, ale w głębi siebie zaczynałam się bać. Jaki będzie jego kolejny krok? Czy stać go na coś gorszego niż przepychanki słowne?
Oczywiście, gdy reszta drużyny pojawiła się na korytarzu udawał, że nic się nie stało. Odwrócił się i w towarzystwie Grozera ruszył do szatni.
- Dziękuję – spojrzałam na Alka i Krzyśka.
- On zaczyna przesadzać – Ahrem nadal był zdenerwowany.
-Może mu przejdzie. Zerwałam z nim, pewnie poczuł się urażony – nie chciałam go tłumaczyć, ale roztrząsać i nakręcać też nie.
- Magda on cię obraził! – wtrąciła się Kasia.
- Trudno, przeżyję to. Szkoda, że okazał się takim człowiekiem – próbowałam robić dobrą minę do całej tej sytuacji.
- Ale…- Wieczorek miała ochotę jeszcze coś dodać.
- Kaśka zostaw to, nic wielkiego się nie stało. Jedźcie z Alkiem świętować, bo macie przecież co. Dam sobie radę – nie czekałam na odpowiedź przyjaciółki, pocałowałam ją w policzek i szybko oddaliłam się mamrocząc, że muszę oddać te papiery Zahorskiemu. Nie długo byłam sama, Igła dogonił mnie w kilka sekund.
- Krzysiu nie potrzebuję ochrony, wierz mi – nie chciałam doprowadzić do tego, że teraz będę na świeczniku. Nie lubiłam tego.
- Co, ale, że ja? – wskazał na siebie. – Nie o to mi chodzi. Iwonka mówiła żebyś dziś wpadła do nas. Zrobiła tiramisu według twojego przepisu i chciała się pochwalić – to wydawało mi się podejrzane, ale nie miałam dobrej wymówki, by odmówić Libero.
- Dobrze, przyjadę wieczorem – zgodziłam się.
- Myślałem, że teraz pojedziemy. Obiecuję odwiozę cię później do domu – Krzysiek ani myślał, by jego propozycja upadła.
- Uparty jesteś. Zgoda, ale masz się uwinąć w piętnaście minut – nie potrafiłam mu odmówić.
… dopiero gdy czekałam na Ignaczaka pod halą i zobaczyłam jak wychodzi z niej z Łukaszem zorientowałam się, że ta dwójka przyjechała na trening razem. Gdybym stała w innym miejscu, a nie obok czarnej toyoto Igły już, by mnie tutaj nie było. Niestety, za nic nie mogłam niepostrzeżenie stąd zwiać. W głowie już ułożyłam sobie wiązankę jaką puszczę Krzyśkowi, ale jego przepraszające spojrzenie jakoś mnie w tym pohamowało. Zaskoczenie Łukasza również.
- Podrzucimy Kadzia do mieszkania i zwijamy się do mnie – Igła poinformował mnie, po czym usiadłam na tylnym siedzeniu wozu.
Nie było cześć, nie było jakiegoś uśmiechu między mną a środkowym. Wyglądało to tak jakbym dla niego nie istniała, a to, że siedziałam tuż za nim wcale nie miało miejsca. Jeżeli tak się bawimy to on też nie istniał dla mnie, mimo to, że siedział niecałe pół metra przede mną. Łukasz mógł iść piechotą, przecież do jego mieszkania było jakieś 15 minut drogi, ale jak widać dla niego było to za daleko i skorzystał z usług Igły taksówkarza.
- Do jutra- tylko na tyle było stać Kadziewicza, gdy przyjaciele zatrzymał się pod jego klatką.
- Przepraszam to nie było zaplanowane. Kompletnie zapomniałem, że mamy wracać razem – Krzyś tłumaczył się, gdy tylko zajęłam miejsce zwolnione przed chwilą przez środkowego. Charakterystyczny zapach jego perfum nadal tu był.
- Spoko, jak widzisz nie polała się między nami krew – próbowałam ironizować.
- Nie spodziewałem się, że nie będziecie się do siebie w ogóle odzywać – żalił się.
- Po tym co wczoraj odstawił nie mam zamiaru pierwsza wyciągać ręki w jego stronę. Z resztą sam powiedziałeś, że nic z tego nie będzie – przypomniałam
- Bo jesteście uparci. Oboje! – popatrzyła na mnie wymownie. – Łukasz nie pamiętać nic z wczorajszego wieczoru, nawet tego, że pił z Jurą. Gdy mu o tym powiedziałem z początku mnie wyśmiał i dopiero gdy chłopaki potwierdzili to uwierzył.
- A tą laskę pamięta? –fuknęłam. Może i potrafiłam w około pokazać, że nic mnie ona nie obchodzi, ale nie przeszkodziło mi, to by zlustrować ją sobie od góry do dołu.
-A Madziu co cię to tak interesuje? – Ignaczak zaśmiał się pod nosem doskonale tym pokazując, że moje zachowanie mówi tylko jedno: nadal mnie obchodzi życie Łukasza.
- Ok. nie było tematu. Mam nadzieję, że Iwona na pewno na mnie czeka, bo, inaczej pomyślę, że to ukartowałeś i chciałeś specjalnie sprawdzić naszą reakcje na siebie.
- Czeka, nie bój żaby, a to drugie jakoś samo wyszło przy okazji – gdyby nie prowadził to bym go trzepnęła, ale nie chciałam powodować niebezpiecznej sytuacji na drodze.
Iwonka czekała na mnie a tym samym Igła miał szczęście. Nawet Sebastian z Dominiką wiedzieli, że przyjadę, więc przestałam doszukiwać się innych powodów ściągnięcia mnie tutaj przez Libero. Spędziłam z rodziną Ignaczaków całe popołudnie jeszcze raz przekonując się, że często pierwsze wrażenie jest bardzo mylące. Kto, by powiedział po moim pierwszym spotkaniu z Iwoną, że będziemy teraz siedzieć w ogrodzie i popijać cappuccino i plotkować jakbyśmy się znały lata. Gdy wróciłam do mieszkania przekonałam się, że taki wypad był mi potrzebny. Naładowałam akumulatory i wierzyłam, że dam radę przetrwać humory Jurija.
/Karolina/
Pełna zapału zatrzasnęłam drzwi od mieszkania wypuszczając dwie pełne siatki zakupów. Gdy pierwszy raz zobaczyłam temat pracy konkursowej którą podesłał mi Adrian popatrzyłam na niego i miałam ochotę popukać się w czoło, a potem powtórzyć ten gest na jego głowie. „Komiksowy superbohater” – ten temat był komiczny i jedyne, na co miałam ochotę to śmiać się i śmiać. Oczywiście przeleciało mi przez głowę kilka obrazów z dzieciństwa, gdy z braćmi czytałam komiksy Marvela, ale nie byłam w stanie sobie wyobrazić, że potrafię z tego zrobić fotografię. Jedyne co przychodziło mi do głowy to dzieci bawiące się na dworze w przebraniach super bohaterów. Potem jednak olśniło mnie i postanowiłam wciągnąć w mój pomysł Grześka.
Po pracy odwiedziłam sklep z materiałami oraz pobliski papierniczy a moje siatki zapełniły się różnego rodzaju przyborami i tkaninami. Na początku chciałam od razu wtajemniczyć w to Grzesia, ale stwierdziłam, że niespodzianka będzie lepsza. Szukając dalszych inspiracji przeglądałam sieć i dzięki temu powstały trzy stroje: Supermena, Batmana i Spidermana . Nie był idealne, ale na pewno miały charakterystyczne wzory tych trzech postaci. Dla siebie bardziej dla żartu niż na poważne wycięłam maskę Zorro i zakrywając twarz zadzwoniłam do drzwi Łomacza. Grzesiek nie miał w zwyczaju patrzeć przez wizjer, kto go odwiedza tylko do razu otwierał drzwi. Jego zaskoczenia tym razem nie dało się opisać.
- Eeee…. Karolina? – patrzył na mnie zdziwiony.
- Nie Zorro, nie widzisz? – zachichotałam wpychając się do środka z reklamówką pełną strojów, aparatem i statywem.
- Mogę wiedzieć co ty robisz? – brunet patrzył na mnie zaskoczony.
- Możesz, ale najpierw powiedz tak – obawiałam się, że może nie zgodzić się na ten szalony pomysł w końcu jest osobą publiczną i Bóg wie, gdzie wylądują te fotografie.
- Mówię tak, bo ci ufam, ale mam nadzieję ze nie masz zamiaru pokroić mnie na kawałeczki – przypatrywał się, jak rozkładam w salonie sprzęt.
- Kroić cię nie będę, za to zrobię ci zdjęcia w tym – rzuciłam w niego strojem Supermena. A raczej tym co udało mi się stworzyć z niebieskiego podkoszulka i czerwonego materiału z którego zrobiłam pelerynę.
- Karolina! – jęknął
-Oj nic ci nie będzie. Jest ogólnopolski konkurs „ Komiksowy superbohater” i myślę, że mogę spróbować – wyjaśniłam ustawiając statyw w najlepszym miejscu – Już się zgodziłeś – przypomniałam.
- Ale getrów nie włożę – zastrzegł poważnie.
- Wiedziałam, że o czymś zapomniałam. Poczekaj Magda ma jakieś pewnie będą pasować – jego mina mówiła wszystko. Wystraszył się nie na żarty przerywając zakładanie podkoszulka. – Żartowałam. I tak miałam zamiar zrobić fotografię od torsu w górę. Getry nie będą potrzebne.
Zrobiliśmy te trzy przygotowane stylizacje, ale coś mi dalej nie grało. Chyba to przez brak odpowiedniego tła. Gdy chciałam dopasować jakieś w PS wychodziły zbyt sztuczne i nijakie.
- Jestem kiepskim modelem. Może to i dobrze świat nie zobaczy mnie w tym czymś – Grzesiek ściągnął z siebie ostatni strój Batmana a ja zapatrzona w niego wpadłam na jeszcze jedne pomysł.
- Zostań tak – zarządziłam a Łomacz zastygł bez ruchu trzymając wyciągnięte ręce do przodu. Podbiegłam do niego i zmierzwiłam mu jeszcze bardziej włosy. – Potrzebny mi żel – powiedziałam bardziej do siebie niż do rozgrywającego.
- W toalecie – brunet nie wiedział co zamierzam. W drodze do łazienki zahaczyłam jeszcze o kuchnię i zaopatrzyłam się w komplet noży stołowych.
- Ostatni raz – ustawiłam Grześka, uformowałam odpowiednio włosy a w zaciśnięte pięści powtykałam noże.- Zrób groźną minę – poprosiłam. Na widok tej miny miałam ochotę się roześmiać, ale utrzymałam powagę robiąc kilka szybkich ujęć. Kiedy na nie spojrzałam byłam zadowolona. Może było to zbyt przesadzone, ale miało w sobie to coś. Podbiegłam do Grześka z aparatem pokazując mu moim zdaniem najlepsze ujęcie.
- Mój prywatny Hugh Jackman, mój Wolverine, Kocham cię – uściskałam go składając subtelny pocałunek na jego miękkich ustach.
/Kaśka/
Nie dało się ukryć, że zachowanie Magdy mnie wkurzyło. Ja się o nią martwiłam a ta nakazuje mi zająć sie swoimi sprawami. Chciałam jej pokazać ze może na mnie liczyć a ona wygania mnie żebym świętowała z Alkiem. Nawet zapewnienia Aleha, że Magda wie, że zawsze jestem w stanie gotowości, gdy będzie mnie potrzebować nie chciały ugasić mojej złości. Przez całe zakupy, które urządziliśmy sobie z Ahremem w Lidlu chodziłam naburmuszona posyłając wściekłe spojrzenia nastolatką, które zbyt długo przyglądały się nam z za regałów. Pięknie teraz jeszcze na dodatek obsmarują mnie na Ciachach, że jestem rozkapryszoną i dumną księżniczką, do tego kurduplem, który nie pasuje do przyjmującego. Dopiero, gdy Alek zamachał mi przed oczami czekoladą z orzechami humor zaczął mi wracać. No tak mój chłopak był szczęśliwy a ja powinnam się cieszyć razem z nim. Już chciałam sięgając po moje ulubione różowe wino, gdy ręka zamarła mi w połowie drogi. Przecież ja wystrzegam się alkoholu od mojej ostatniej przygody z nim, gdy wylądowałam pod kołami samochodu. Bałam się, że znów, gdy spróbuję raz to nie będę w stanie się opanować. Silne ramię przyjmującego, które oplotło mnie w pasie oddało mi siły, by jak najprędzej oddalić się od tego stoiska.
- Zrobimy muffinki – zawróciłam wózek i pognałam przed siebie po potrzebne produkty. Oczywiście nie pamiętałam wszystkich składników, mimo że były to moje ulubione ciastka. To Madzia zawsze piekła je dla mnie. Po chwili zastanowienia czy nie będzie zła o telefon podejrzewając, że ja sprawdzam wcisnęłam szybkie wybieranie i przytknęłam aparat do ucha.
- …to będzie katastrofa – podsumowała na koniec blondynka po tym jak ja wyjawiłam jej swoje zamiary a ona podyktowała mi potrzebne produkty.
- Może mi się uda – przekonywałam ją jak i samą siebie.
- Trzymamy kciuki – usłyszałam połączone głosy Madzi i Iwony, po czym ruszyłam między półki, a potem do kasy, gdzie zostawiłam siatkarza.
Oczywiście kupiłam za dużo produktów, ale obiecałam brunetowi, że nic się nie zmarnuje. Alek już znał moje możliwości kulinarne, a raczej ich brak i był nieco przerażony.
- Pomożesz mi? – zapytałam, gdy wyłożyłam wszystkie potrzebne produkty przed siebie i wybrałam składniki, po czym kazałam Alkowi odmierzać ilość. Miałam nadzieję, że dobrze zapamiętałam czego, ile potrzeba. – A teraz wymieszać – wpakowałam mikser do garnka a większa część sypkiej zawartości wylądowała na naszych twarzach, ubraniach i blacie stołu.
- To na pewno miało być tak?- zapytał ze strachem brunet.
- Miałam wymieszać wszystkie sypkie składniki to wymieszałam. Jej nigdy się tak nie robi –czułam, że klęska jest już blisko i to na samym początku.
-Może wystarczy łyżką? – próbował Alek.
- Skoro wiesz lepiej, to proszę – przyjmujący zabrał się za wymieszanie wszystkiego i efekt był taki jak zawsze u Krasikov. – Teraz, jajka, mleko, olej – wyliczyłam rozbijając przy tym jedno jajko, które znalazło się na podłodze. – Przepraszam – jęknęłam oblewając się czerwienią. Nikt normalny przed swoim chłopakiem nie pokaże swojej nieudolności w kuchni. Nikt normalny po za mną oczywiście!
Wspólnymi siłami udało nam się zrobić coś, co powinno wyglądać jak ciasto, tylko że nie wyglądało, było jakieś takie za gęste.
- Alek, a co z tym budyniem? Jak go wciśniemy do środka? – czemu ja nigdy nie przyglądałam się do końca jak Magda to robi?
- A to nie tak jak z pączkami?- zapytał.
- Nie wiem, do tego tam masa – podniosłam łyżkę a ciasto ani myślało odczepić się od łyżki. – Widzisz to nawet nie chce się odkleić – zaczęłam potrząsać sztućcem i dopiero, wtedy część ciasta spadła. Tylko, że większość nie wylądowała powrotem w garnku, ale na policzku siatkarza, który pochylał się nade mną.
- O rzesz ty? – Alek zanurzył palce w cieście i rozsmarował mi je na twarzy.
- Tak chcesz się bawić! – wzięłam garść masy i rzuciłam nią prosto w niego. I tak to się przerodziło w nierówną wojnę. Alek miał przewagę i zawsze udało mu się zagarnąć do dłoni większą ilość ciasta. Gdy skończyliśmy siedzieliśmy na płytkach opierając się o lodówkę jedyny mebel, który w kuchni nie został pokryty ciemną masą. Nasze twarze, ubrania oraz włosy były całe obklejone w cieście. Oblizałam palce z tego co mi jeszcze na nich pozostało.
- Zamieszkaj ze mną – powiedział niespodziewanie a ja zamarłam w swojej poprzedniej czynności.
- Alek schlebiasz mi, ale ja chciałabym zaczekać. Chcę cieszyć się każda chwilą, nie przyśpieszać niczego – przyznam się, że już kiedyś rozważyłam w głowie co powiem mu, gdyby ta propozycja padła za wcześnie. Według mnie to było za wcześnie, byliśmy ze sobą dopiero od 3 miesięcy. Ja chciałam, choć raz przeżyć swój związek normalnie. – Mam nadzieję, że się o to na mnie nie pogniewasz?
- Nie, gdy będziesz gotowa powiedz mi to – uśmiechnął się do mnie, na szczęście nie widziałam w jego oczach rozczarowania z powodu mojej odmowy. – Za to na ten pomysł na pewno przystaniesz. Idziemy pod prysznic, razem, teraz, zaraz – nie czekał nawet na to, co powiem. Podniósł się, a potem wziął mnie na ręce zanosząc do łazienki, którą z początku wypełniły nasze śmiech, a potem już tylko gorące pocałunki i szum lecącej cieplej wody.
Dawno
się tak nie ubawiłam pisząc rozdział. Przypomniały mi się czasy Niepokładanych
marzeń i rozdziałów o niczym. Przecież nie zawsze musi być tragicznie, czasami
trzeba mieć odskocznie, prawda? Fragment z Karoliną i Grześkiem jest
sponsorowany przez Karola Kłosa i jeden z jego wpisów na Fb z czasów
Uniwersjady w Kazaniu.
Dokładnie dwa lata temu jeszcze na Onecie pojawił się Prolog tego opowiadania. Sam pomysł jest jeszcze starszy, bo pochodzi z grudnia 2010 roku. To jest przerażające w jakim tempie idzie mi pisanie tej historii, ale myślę, że już bliżej niż dalej do końca. Ostatnio sobie postanowiłam, że nie będę pisać dłużej jak do maja 2014 roku zobaczymy jak będzie z tym postanowieniem.
Dokładnie dwa lata temu jeszcze na Onecie pojawił się Prolog tego opowiadania. Sam pomysł jest jeszcze starszy, bo pochodzi z grudnia 2010 roku. To jest przerażające w jakim tempie idzie mi pisanie tej historii, ale myślę, że już bliżej niż dalej do końca. Ostatnio sobie postanowiłam, że nie będę pisać dłużej jak do maja 2014 roku zobaczymy jak będzie z tym postanowieniem.
Ostatnio się tu moja Sis panoszyła, ona was również pozdrawia :)