15 marca 2013

31. Wciąż jesteś tak blisko, czy tego chcę czy nie…



/Magda/

     Czas leciał tak szybko, że ani się obejrzałam a był 30 maja. Mój przedostatni dzień w pracy. W minionym tygodniu miałam zawitać do Milicza, gdzie nasza kadra podejmowała Rosjan w ostatnim sprawdzianie przed Ligą światowa, ale, gdy okazało się, że Jurij zostaje w Moskwie na rehabilitacji odpuściłam ten wyjazd. Jeżeli chodzi o moje stosunki z Rosjaninem to było, to wszystko dziwne. Nie da się tego określić, inaczej. Przez okres półtora miesiąca biłam się ciągle z myślami jak to z nami jest. Jednym razem tęskniłam za jego obecnością, by za drugim wkurzył mnie tylko jednym zdaniem bądź bezsensowym pytaniem. Nauczyłam się jednego, nigdy nie wspominać mu o Łukaszu, bo ten temat działał na niego jak płachta na byka. To było jasne, że był zazdrosny, jednak ten rodzaj zazdrości nie podobał mi się, bo w każdej chwili mogło to przyjąć jakich chory obrót. Liczyłam, że Rosja zakwalifikuje się do finałów w Gdańsku a Jurij przyjedzie do Polski i wtedy sobie to jakoś wyjaśnimy.
     Wracając do osoby Łukasza tu też miałam mieszane uczucia. Przez ten miesiąc zbliżyliśmy się do siebie. Sprzyjało temu to, że na roztrenowaniu posezonowym było niewielu siatkarzy, ja też wiele do roboty nie miałam. Czasami miałam już wrażenie, że ustabilizowaliśmy nasze relacje na poziomie przyjaźni i tak już zostanie. Denerwowało mnie tylko jedno, moje rozmyślania na jego temat. Zastanawiałam czy on zostanie w Resovi? Media spekulowały, transfery u nas trwały, dołączył Piotrek Nowakowski a Sovia miała w szeregach teraz czterech środkowych. Do tego wszyscy to byli bądź obecni reprezentanci Polski. Dla kogoś miejsca zabraknie, ktoś będzie musiał pogodzić się z rolą rezerwowego, a to raczej nie było dla Łukasza. Oczywiście mogłam zapytać go o to co planuje, bałam się jednak usłyszeć odpowiedzi, która mnie zmartwi.
- Madzia możesz podejść teraz do Marka? – pani Grażynka zajrzała do mnie przez wpół otwarte drzwi. Spodziewałam się tego. Nadchodził mój czas pożegnania z klubem, przecież wypełniłam 3 miesięczną umowę. Poszłam od razu do niego.
- Tak panie Marku?
- Siadaj. Chciała bym zamienić z tobą kilka słów – już nie pamiętam czy kiedyś podczas spotkania z, nim denerwowałam się tak jak teraz.
- Twoje prace na plan żywieniowy dla zawodników na okres urlopu są interesujące. Zaskoczyłaś mnie tą skrupulatnością wykonując je dla wszystkich, mimo że nie wiedziałaś, kto z nami zostanie – zaczął. Czyżbym miała szansę zapytać go o Kadzia i pozostanie w podkarpackiej drużynie.
- To nie było takie trudne chodziło przecież tylko o Tomka, Wojtka i Łukasza – wymieniłam licząc, że podpuszczę go tym i powie coś więcej.
- Mogę cię uspokoić Tomek z nami zostaje, Wojtkowi jutro kończy się angaż i wiemy, że jest nim zainteresowany Olsztyn, co do Łukasza teraz do niego należy decyzja, my ze swojej strony zaproponowaliśmy mu dogodne warunki – tym sposobem wiedziałam już wszystko. – Ale nie o tym chciałem z tobą mówić, wróćmy do tematu. Twoja współpraca z nami była owocna i zaskakująca. Nie spodziewaliśmy się, że ten eksperyment tak się sprawdzi . Vanny miał jednak rację. Niestety, jak sama wiesz musieliśmy oddać go pod skrzydła Andrei – uśmiechnął się ze swojego żartu – Trener Zahorski przejmie jego obowiązki – stało się dla mnie jasne, że nie zostanę. Jeżeli to wszystko był pomysł Vannego a jego już z nami nie było to nie miałam co liczyć na to, że będę dalej dietetykiem.
- To ja chciałabym podziękować za daną szansę i zaufanie. Wiele się nauczyłam a do tego spełniłam swoje marzenia. Dziękuję za wszystko – wygłosiłam jak najbardziej szczerze.
- Madziu to brzmi jak pożegnanie – uśmiechnął się tajemniczo – Ja ci chciałem zaproponować umowę na kolejne dwa lata.
- Naprawdę? O Boże, dziękuję – nie zważając na nic podbiegłam do niego i uściskałam.
- Mam rozumieć, że się zgadzasz? – roześmiał się, gdy go puściłam.
- Tak oczywiście – los się do mnie uśmiechnął przynajmniej w sferze zawodowej miałam mieć teraz ustabilizowane kolejne miesiące życia.
- Teraz, jeśli pozwolisz chodźmy się przejść – przytaknęłam i boje wyszliśmy na korytarz a, nim dotarliśmy na parking znajdujący się za halą. Drogę urozmaicała nam rozmowa o kadrze i pierwszym ich występie w Lidze światowej.
- Skoro już teraz jesteś naszym pełnoetatowym pracownikiem a z tego co wiem brakuje ci pewnej rzeczy – wskazał ręką na czerwoną, lśniącą Mazdę, która stała przed nami.
- Bardzo dziękuję, ale nie wiem, czy to mi potrzebne. Mieszkam przecież pięć minut od hali – byłam w ogromnym szoku, to było dla mnie za wiele jak na jeden dzień.
- Tak wiemy o tym, ale okres zgrupowań przedsezonowych planujemy za miastem. Andrzej zaznaczył nam, że w miarę możliwości chciałby mieć ciebie przy sobie, ponieważ jesteś częścią sztabu. Ten samochód ci się przyda. Proszę to są kluczyki – jego mina oznajmiała, że nie przyjmie sprzeciwu. Nadal pełna euforii wyciągnęłam rękę po zestaw brzęczących kluczyków.
     W doskonałym humorze spędzałam resztę popołudnia. Kaśka będzie miała ubaw, ja i czerwony samochód, kolor, który tolerowałam tylko na reprezentacyjnych i klubowych barwach. Żałowałam ze jej tu teraz nie ma. Niestety, nie miałam z kim podzielić się tą radością. Kasia siedziała w Tarnowie, Karolina była w Monachium a Jurij w Moskwie. Oczywiście obdzwoniłam ich wszystkich dzieląc się nowiną, ale to nie było to samo. Został mi tylko nasz kociak, z którym bawiłam się przeszło godzinę. Nadal rozpierała mnie energia dlatego postanowiłam zrobić ciasto ucierane z truskawkami z bitą śmietaną i pójdę świętować do Grześka. Sprzątałam po mojej twórczej przygodzie z przyrządami kuchennymi myjąc je w zlewie, kiedy jeden z kurków dosłownie wystrzelił mi z dłoni a woda tryskała we wszystkie strony. Próbowałam zatrzymać potok cieczy, ale ponowne założenie kurka nic nie dało. Byłam już cała mokra i nie wiedziałam co robić pędem pobiegłam do mieszkania Łomacza po pomoc.

/Łukasz/

     Siedzieliśmy z Gregorem przy piwie i oglądaliśmy powtórkę pierwszego meczu naszych z USA. Nie miałem pojęcia dlaczego Łomacz się tym katuje. Ja przyzwyczaiłem się już do myśli, że nigdy nie zagram z orzełkiem na piersi. Grzesiek wiedział, że godnie zastąpił, by, choćby Woickiego na rezerwie, niestety trener miał inne zdanie. Byłem świadom, że najprawdopodobniej jest to nasz ostatni taki spęd w najbliższym czasie. Nikomu jeszcze nie mówiłem, ale oferta z Surgutu była naprawdę kusząca, do tego znałem to miasto i warunki jakie panowały w klubie. Wszystko przemawiało na tak. No dobra prawie wszystko. Były jeszcze dwie kobiety, które zakłócały niemal ten idealny plan: Amelia i Magda. Nie wiedziałem już co mam zrobić z Krasikov, traktowała mnie jak kolegę, może nawet jak przyjaciela. Czasami podczas spotkań podczas treningów przekomarzaliśmy się dwuznacznie ze sobą, ale ona odbierała to tylko jako żarty. Ja chciałem przekazać jej w tych docinkach coś więcej, ale ona tego raczej nie dostrzegała. Amelii zaś obiecałem, że już nie wyjadę tak daleko. Wiedziałem jednak, że, jeżeli zdecyduje się na Rosję to Mela zrozumie.
     Oboje usłyszeliśmy głośny trzask a zaraz potem w pokoju Grześka, który robił za prowizoryczny salon pojawiła się Magda całkiem przemoczona. Biała bokserka przylepiła się do jej płaskiego brzucha a koronkowy stanik wyraźnie prześwitywał przez materiał. Z włosów blondynki, które miała zaczesane na bok skapywała woda a krótkie spodenki oraz jej lekko opalone nogi również były wilgotne od cieczy. Nie dziwiłem się sobie, że przez głowę przeleciała mi myśl, że wygląda teraz cholernie pociągająco.
- Pomóżcie, kran mi wysiadł! – jęknęła błagalnie. – Zaraz zaleję sąsiadów.
- Grzesiek masz klucz francuski ? – wypaliłem w kierunku bruneta.
- Nie wiem, jak już coś mam, to w samochodzie. Lepiej chodźmy w Jastrzębiu miałem podobnie, sąsiedzi mnie zalali to była katastrofa – Łomacz w swoim stylu się rozgadał.
- Może idź poszukaj tego klucza, ja przez ten czas coś wykombinuje – spojrzałem na niego wymownie licząc, że zrozumie, że chcę być z Magdą sama na sam.
- Ok. idźcie ja lecę szukać – rozumiał tak jak sobie założyłem.
Spacerem tego nazwać nie mogliśmy, bo Magda zbiegła ze schodów jakby się paliło a ja za nią. Kuchnia nie wyglądała za dobrze, na płytkach zalegała już warstwa wody.
- Madzia przynieś ręcznik albo lepiej dwa – ta momentalnie zrobiła to, o co ją poprosiłem. Przytknąłem puchowe ręczniki do zaworu, by woda nie tryskała we wszystkie strony, owinąłem je wokół kranu tak, że teraz nasiąkły, ale woda ściekała do zlewu, a nie na wszystko wokoło. W tych parę chwil nawet ja byłem cały mokry.
- Gdzieś tu musi być zawór wody – powiedziałem – Musimy go znaleźć, inaczej będę tak stał w nieskończoność.
- Może zadzwonię do Karol i zapytam? – próbowała coś wymyślić.
- To potrwa za długo, sprawdź pod szafką albo w korytarzu w tej białej skrzynce – pod zlewem zaworu nie było, ale w przedpokoju już tak, bo Magda oznajmiła mi to okrzykiem, że znalazła. – Przekręć wajchę do ściany – wiedziałem, że się udało, bo woda przestała napierać na moja dłoń którą przytrzymywałem ręczniki. – Działa.
- Łukasz dziękuję ci, nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła – zdążyłem tylko odczepić dłonie do kranu, by te znalazły się na ciele Magdy, która właśnie rzuciła mi się na szyję. Byłem mega zaskoczony jej reakcją. Czując jak nasze ciała mokre od wody kleją się do siebie od razu zrobiło mi się gorąco. Madzia odchylił głowę i popatrzyła na mnie. Zaskoczenie malowało się w jej oczach, chyba sama zdziwiła się swoją reakcją na to, co zrobiła.
- Możesz mnie już puścić – poprosiła. Ani myślałem to zrobić. W głowie miałem zupełnie inny plan. Z natarczywością nie puszczając jej ani na chwilę wpiłem się w jej usta licząc się z tym, że zaraz zostanę brutalnie sprowadzony przez nią na ziemię a nasze koleżeńskie relację pójdą się jebać. Po chwili poczułem coś, co rozwiało moje obawy, Magda odwzajemniła pocałunek z taka samą zachłannością szukała moich warg a nasze języki splotły się ze sobą od niepamiętnych czasów. Jej palce znalazły się w moich mokrych włosach a moje ręce pod jej wilgotną koszulką gładziły mokrą skórę pleców. Znów miałem ją tylko dla siebie.
- Znalazłem! – okrzyk Grześka otrzeźwił nas i Magda wyrwała się z mojego uścisku. Nie patrzyła już na mnie, ale ja na jej policzkach dostrzegłem piękne rumieńce. To mi wystarczyło. Już wiedziałem – zostaję w Rzeszowie!

/Kaśka/

     Od trzech tygodni siedziałam w Tarnowie. Takie było zalecenia mojego adwokata. Nie udało się uniknąć totalnego zamieszania jakie spotkało mnie po zgłoszeniu się na policje. Witek nie odpuścił, straszył mnie i Alka sądem. Wniósł na mnie i na Ahrema sprawę o zastraszanie i pobicie, niestety miał mocne argumenty w postaci obdukcji. Oboje z Białorusinem byliśmy zszokowani tym co wymyślił. Alek bał się, że sprawa wymknie się spod kontroli i trafi do prasy, nawet poinformował o wszystkim klub. Na całe szczęście ci byli po jego stronie, choć o zadowoleniu, kiedy usłyszeli o pobiciu mówić się nie da. Moja rodzina dowiedziała się o wszystkim i po chwilowej złości okazali mi wsparcie. Najbardziej bałam się reakcji taty, ale ten był wyrozumiały, załatwił dobrego adwokata dla mnie oraz dla Aleha. Zaskoczył mnie tą pomocą, zawsze sceptycznie podchodziło każdego faceta, który kręcił się blisko mnie. Czułam, że mama maczała w tym palce, ale byłam jej wdzięczna. Dziś zaś miał nadejść dzień, gdy obaj się poznają .
     Mnie z Alkiem wiele łączyło z każdym dniem więcej, ale nie byłam gotowa na kolejny krok. Nasza bliskość ograniczała się do trzymania za ręce i przytulania w razie potrzeby co nadal zdarzało mi się często. Może, gdybym została w Rzeszowie sprawy potoczyły, by się inaczej? Nudziłam się w domu, brakowało mi tu dosłownie wszystkiego, nawet studiów, niestety musiałam wziąć dziekankę. Było jasne, że nie nadrobię zaległości, a i lepiej dla mnie było bym znalazła się daleko o Jabłońskiego, na którego zawsze na uczelni wpaść mogłam.      Tęskniłam za Magdą, ona za mną, na całe szczęście miałyśmy się zobaczyć za kilka dni. W jej życiu też wiele się działo po tym jak pocałowała się Kadziewiczem. Nie potrafiłam jej nic doradzić, sama nie wiedziałam co dla niej będzie właściwe. Ona również nadal miotała się. Nie pomogło też to, że sezon klubowy ostatecznie zakończył się dla wszystkich a tym samym Kadzia wywiało do Olsztyna a Magda nie kwapiła się, by coś z tym zrobić. Pozostała w tym zawieszeniu. Znów byłyśmy w podobnych, ale innych sytuacjach, szkoda, że teraz do tego byłyśmy daleko od siebie.
    Sygnał z komórki oznajmił mi, że Aleh dojechał do celu, wyszłam z domu, by się przywitać.
- Jesteś przed czasem – zaśmiałam się, gdy Białorusin parkował na podjeździe.
- Nie chciałem się spóźnić – wyjaśnił rozglądając się dookoła. Dziś tak naprawdę pierwszy raz był u mnie. Wcześniej, gdy mnie odwiedzał spotykaliśmy się na mieście.
- Robi wrażenie? – zapytałam, gdy przyglądał się fasadzie naszego domu.
- Piękny, nie chwaliłaś się, że mieszkasz w pałacu – nie odrywając wzroku od domu rozglądał się dalej.
- Nie przesadzaj. Jak chcemy zdążyć na spotkanie to chodźmy, zaplanowałam, że pójdziemy do Bombaju pieszo – pociągnęłam go w stronę wyjścia z ogrodu. – To nie daleko – dodałam, gdy zobaczyłam jego zbolałą minę.
     Przeszliśmy niemały kawałek. Specjalnie szłam okrężną drogą, by Ahrem zobaczył to czego jeszcze u nas nie widział. Najbardziej zachwycał się deptakiem, który niedawno powstał nad naszą rzeką. Wreszcie dodarliśmy do celu stając przy dużym kamienny słoniu, który stał przy wejściu.
- To tutaj – w środku panował spokój, w sumie jak zawsze o tej porze dnia.
- Ładnie tu – Aleh ogarnął wzrokiem jasne pomieszczenie skąpane w pomarańczowych i brązowych dodatkach.
- Dzięki, pójdę poszukać taty – przyjmujący skinął głowa a ja ruszyłam w stronę kuchni, wiedziałam, że tata jak zwykle przesiaduje tam, by wszystkiego doglądnąć. Doszłam tylko do połowy sali, gdy mój ojciec pojawił się w kuchennych drzwiach.
- Widzę, że już jesteś. Aleh jest z tobą? – zapytał, po czym jego wzrok spoczął na siatkarzu, który znajdował się centralnie za mną.
- Tak, chodźmy – szybko doszliśmy do stolika przy, którym siedział Ahrem. – Tato to Aleh, Aleh to mój tato Jerzy Wieczorek.
- Witam, chciałbym panu podziękować za pomoc – Alek wstał i podał mu rękę na przywitanie.
- To ja chciałbym podziękować panu za opiekę nad moja córką i to, że jesteś przy niej. Myślałem, że już nic mnie nie zdziwił a już na pewno nie kolejny jej wybranek, a tu nie dość, że obcokrajowiec to jeszcze siatkarz – lekko się uśmiechnął. – Proszę mnie źle nie zrozumieć nie mam nic przeciwko, chcę, by ona była szczęśliwa nic więcej.
- Tato Alek to mój przyjaciel – zaczęłam protestować, bo już przemawiał od siatkarza jakby był co najmniej moim narzeczony.
- Ja tam swoje wiem – dodał puszczając mi oczko.
- Jakbym słyszała mamę – prychnęłam a w duchu odetchnęłam z ulgą, bo wiedziałam, że tata polubił Alka.
     Podczas tego spotkania omówiliśmy wiele spraw nie pomijając tej najważniejszej, czyli sprawy Wiktora, potem było już mniej oficjalnie, bo panowie rozgadali się na temat hokeja kompletnie mnie ignorując. Nie miałam im tego za złe, raczej cieszyłam się, że szybko złapali wspólną „falę”.
- Dość już tego dobrego, obiecałam Alkowi pokazać jeszcze nasz park, tato kradniesz cały mój czas. Jeszcze zdążycie się nagadać – przerwałam w końcu ich pogadankę, bo ileż można.
- Mam nadzieję, że teraz będziesz tu częstym gościem. Miło było poznać.
- Mogę panu obiecać, że jeszcze was odwiedzę. Zapraszam w sezonie ligowy na nasze mecze.
     Kiedy wreszcie się pożegnali a i to nie przyszło im łatwo mogłam zabrać Aleha do naszego parku. Nazywałam ten park naszym, bo był położony blisko mojego domu. Nic więcej ze mną nie miał wspólnego, oczywiście po za wszelkiego rodzaju wspomnieniami od wygłupów z Magdą, wspólnym łażeniu po drzewach tam rosnących i pierwszych randkach, które tam spędziłam.
- Ten park jest wasz naprawdę? – jak widać Aleh tak myślał.
- Nie tak go po prostu nazywam – wyjaśniłam.
- Nie spodziewałem się tego co dziś zobaczę – lekko się miotał.
- Alek powiedz wprost, nie spodziewałeś się, że moja rodzina jest tak zamożna – powiedziałam to, co jak widać nie chciało przejść mu przez gardło.
- Po to tobie tego nie widać – te słowa to był najpiękniejszy komplement jaki mogłam usłyszeć. W Tarnowie znali nasz niemal wszyscy, a mnie jak i moich braci mieli za rozpuszczonych bachorów z pieniędzmi.
- Cieszę się, że tak mówisz. Zdradzę ci, że nie widziałeś nawet 30% tego co należy do mojej rodziny. Jesteśmy normalni, zwyczajnie tato miał kiedyś szczęście i podjął dobre decyzje. Czasami nie jest tak miły, jak dziś, ale cieszę się, że cię polubił.
- Ja też się cieszę i mam nadzieję, że kiedyś poznam te pozostałe 70% tak ze zwyczajnej ciekawości. A, jak już jesteśmy przy poznawaniu to mam pewien pomysł – spojrzał na mnie z ognikami w oczach.
- Jaki? – ciekawość momentalnie zaczęła mnie zżerać.
- Jedź ze mną do Grodna – powiedział. – Poznasz moja rodzinę, siostrę, moje miejsca.
- Alek ja nie wiem – wahałam się. W jakim charakterze miałam tak pojechać? Co ze sprawą, która się toczyła?
- Już wszystko sprawdziłem z adwokatem, możesz jechać. Gdyby coś się działo zaraz wrócimy. Proszę cię jedź ze mną.
- Dobrze – nie potrafiłam mu odmówić. Nie, teraz gdy patrzył na mnie z takim wyczekiwaniem a jego oczy lśniły przy blasku słońca, które przenikało przez gęstwinę liści. Tak bardzo bym chciała móc znów poczuć go blisko siebie, ale wiedziałam, że jeszcze nie czas. Jeszcze nie czas na to, za bardzo się bałam, że coś przeze mnie może się nie udać, wolałam poczekać, czułam, że ten wyjazd da mi odpowiedź.
 

Mogę odfajkować kolejne etapy na mojej liście którą mam w wyobraźni. Lubię pisać te fragmenty, które jasno zarysowują się w mojej głowie i nie muszę błądzić po omacku patrząc na białą kartkę papieru. Jak sobie jednak pomyśle, ile punktów do opisania mi zostało i ile czarnych dziur po między nimi to jestem przerażona, bo wyjdzie mi z tego totalna Moda na sukces a wszystkie inne autorki które znam przejdą na emeryturę. Muszę chyba przygotować jakiś prezent dla każdego, kto tu wytrwa do końca, o ile sama wytrwam :)

Sovio ty moja! mam przez ciebie teraz trwały uszczerbek na zdrowiu, który jeszcze się pogłębi w tym sezonie. Moje przeczucie tak mi właśnie podpowiada.