14 września 2012

19. Rodzicielski nalot.




/Magda/

     Od mojej rozmowy z Łukaszem i Jurijem minęły 2 tygodnie, może i w tym czasie wydarzyłoby się coś więcej, ale nie dane mi było, by to sprawdzić. Wszystko za sprawą Marka Karbarza, który wysłał mnie wraz z drużyną z Młodej Ligi na zgrupowanie do Kielnarowej. Miałam być tam tylko trzy dni a wyszło z tego czternaście, a to przez to, że wśród sztabu wybuchła jakaś epidemia i każda dodatkowa para rąk była potrzebna. Byłam trochę przerażona, do tego wszystkiego na pomoc z Rzeszowa przyjechała Iwona. Nie miałam pojęcia jak będzie się nam współpracowało. Wiedziałam, że Ignaczakowa również jest zatrudniona w Resovi, ale większość prac wykonywała w domu, tak, że jeszcze nie miałyśmy się okazji spotkać na Podpromiu. Imprezy u Ahrema nie wliczam, bo tam zamieniłyśmy ze sobą tylko kilka uprzejmych i ogólnych zdań. Moje obawy okazały się jednak bezpodstawne i po dwóch dniach trzymania dystansu między nami wszystko pękło i rozmawiałyśmy już na luzie, umiejętnie omijając temat Kadziewicza. Dało się wyczuć, że ona również nie chce wchodzić na ten grząski grunt, za to Krzysiek miał całkiem inne plany, jeżeli o to chodzi.

/Po kilku dniach pobytu w Kielnarowej/

     Przeglądałam właśnie wyniki metaboliczne siatkarzy, gdy ze skupienia wyrwał mnie wesoły śpiew Alwina oznajmiający, że ktoś próbuje się ze mną skontaktować. Może i miałam dziecinny dźwięk ustawiony na telefonie, ale on zawsze poprawiał mi humor. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, kto chce zemną rozmawiać.
- Krzysiu numery ci się przypadkiem nie pomyliły? – zapytałam poprzez śmiech.
- A wiesz, że nie. Dzwonię byś miała oko na moją Iwonkę. Ona ma coś słabość do dużo młodszy od siebie – próbował podać jakiś sensowny powód.
- Weź nie ściemniaj – coś czułam, że wcale nie po to dzwoni.
- Kiedy ja mówię najszczerszą prawdę – zapierał się w najlepsze.
- A ja jestem Kleopatra – dodałam
- Lubisz kąpać się w mleku? Też chcę kiedyś spróbować, może mnie zaprosisz na jakąś kąpiel w najbliższym czasie – te wygłupy najwyraźniej bardzo mu spasowały.
- A tak na poważnie to, o co chodzi – drążyłam, inaczej nie była bym sobą.
- Bo wiesz, wystarczy jedno twoje słowo a przyjedziemy. Pogadacie jeszcze raz tak na spokojnie bez świadków - podejrzewałam, że pod słowem świadków kryje się tylko jeden „świadek” Biereżko. - …wyjaśnicie sobie wszystko – chciał jeszcze coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Krzysiu ja już sobie wszystko z Łukaszem wyjaśniłam. Dzięki za troskę, ale nie.
- Jesteś pewna – nie wiedziałam już co ten Kadziewicz mu nagadał.
- Tak, między nami już jest wszystko dobrze– Igła powinien zrozumieć. Skoro dzwonił, to znaczy, że Łukasz powiedział mu co nieco na temat naszej ostatniej rozmowy.
- Nie tak dobrze, jak być powinno – westchnął.
- Lepiej nie będzie. Było i już nie wróci – naprawdę miałam nadzieję, że z czasem wszystko się jakoś poukłada.
- Wiesz co ci powiem, że ja i tak zatańczę na waszym weselu, że będę świadkiem na ślubie – przekonywał mnie.
- Optymista – roześmiałam się, nie byłam zła, za to co Krysiek sobie ubzdurał w tej swojej głowie, na niego nie można było się gniewać.
- Jestem prorokiem, jeszcze wspomnisz moje słowa. Dobra nie będę cię już zamęczał, ale Iwony pilnuj – zakończył cmokiem do słuchawki.
     Jeszcze kilka dni temu ta rozmowa wyprowadziła, by mnie z równowagi, ale teraz było, inaczej. Może niedługo będę całkiem dobrze znosić wspomnienia o tym co było kiedyś między mną a Kadziem.


     Po za tym telefonem Igły były to spokojne dwa tygodnie. Od czasu do czasu dzwoniła Kasia z Karol, a nawet Grzesiek, więc byłam w miarę na bieżąco, z tym co u nich się dzieje, ale to nie było to, co być tam na miejscu. Dwa razy zadzwonił tej Jurij, ale nasze rozmowy były krótkie i trochę o niczym, ale już wolałam to niż jakieś próby wymuszenia na mnie decyzji.
     Iwona właśnie zaparkowała pod Popromiem z zamiarem zajrzenia jeszcze na halę, ja ruszyłam prosto pod blok. Miałam się stawić na uczelni jak najszybciej po moim powrocie, ale stwierdziłam, że jeden dzień więcej nie zrobi chyba różnicy. Jak na koniec marca wiosna w pełni rozgościła się w Rzeszowie, a słońce mocno przygrzewało nawet jak na późną popołudniową godzinę. Na ławce przed blokiem dostrzegłam znajomą sylwetkę i od razu pomyślałam, że coś się musiało stać. Mina dostrzeżonej przeze mnie osoby wyrażała jednak coś innego.
- Mamo co ty tutaj robisz? Dlaczego nie zadzwoniłaś – usiadłam na ławeczce równocześnie tuląc do siebie rodzicielkę.
- Zabrałam się z Basią i jestem. Przyjechałam, bo mam wrażenie, że to u ciebie coś jest nie tak – spojrzała na mnie zatroskana
- Nic takiego się nie dzieje, przecież ci mówiłam przez telefon – próbowałam się tłumaczyć.
- Kiedy ja mam wrażenie, że, odkąd zaczęłaś pracę w Resovi coś się zmieniło. Czy chodzi o Łukasza? – oczywiście mama była we wszystko wtajemniczona, no może pomijając kilka szczegółów a tym samym ostatni miesiąc, który jednak w swoich relacjach mocno okroiłam.
- Chodźmy na górę wszystko ci opowiem – obie ruszyłyśmy w stronę wejścia do klatki.
     … mieszkanie było puste, Karolina pewnie była jeszcze w pracy, a Kasia jak w każdą środę zaglądała do „ Jamnika” lecznicy dla zwierząt znajdującej się w okolicy. Miałam, więc z mamą dogodne warunki do obgadania wszystkiego, tyle że nie wiedziałam od czego zacząć.
- Widzę, że sama nie zaczniesz – uśmiechnęła się. – Dobrze ci się z nim pracuje, nie przysparza ci to smutku? Naprawdę z twoich zdawkowych telefonów ciężko coś wyczytać – rzuciła jakby z pretensją.
- Mamo tak jak mówiłam daje sobie radę, po za tym ostatnio rozmawiałam z Łukaszem i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Nic wielkiego się nie dzieje.
- Na pewno? – nie dziwiło mnie to, że się o mnie martwi, w sumie miała tylko mnie, Jana w to nie wliczałam, on to, co innego.
- Tak, wszyscy przyjęli mnie bardzo ciepło, a ja łączę swoje dwie pasje dietetykę i siatkówkę – przypomniałam jej już kolejny raz o tym,.
- To powiedz mi co nieco o tym jak to wygląda. Mamy czas, Basia pojechała na zakupy, a potem miała zobaczyć się z Kasią – zachęciła mnie pełna zaciekawienia, w końcu to ja ją zaraziłam miłością do tego sportu. Zaczęłam swoją opowieść.
- Córciu powiedz mi czy tylko mi się tak wydaje czy polubiłaś Jurija? Często przewija się w tym co mówisz – nietrudno było to zauważyć, byłam pewna, że się połapie.
- Wiedziałam, że to wyczujesz, polubiłam go, tyle że nasze relacje się trochę poplątały. Jura chyba chciałby czegoś więcej, a ja sama nie wiem. Po tym co wydarzyło się między mną a Łukaszem…- zamyśliłam się.
- Pamiętaj nie rób nic na siłę, chcesz być ostrożna to bądź, jeżeli jest wart to powinien, to zaakceptować – potrzebna mi była taka szczera rozmowa z mamą i jej rady. Oczywiście pomoc Kaśki czy Karoliny również była nieodzowna, ale spostrzeżenie dojrzałej kobiety to coś innego.

***
/Kaśka/
- Proszę cię, obejrzeć go, chociaż możesz – nalegałam wychodząc z lecznicy. W jednej ręce trzymałam telefon w drugiej transporter z włochatą zawartością.
- …
- Nie, one nie gryzą – zachichotałam.
- …
- Gwarantuje ci, że nie urośnie. Alek proszę cie wpadnij do mnie to pogadamy, będę w domu na jakieś 10-15 minut. – Zbliżyłam się do swojego garbusa, gdy obok mnie zatrzymało się czarne mitsubishi. Dobrze mi znane auto, bo należące do mojego taty, za kierownicą zobaczyłam, za to mamę.
- Wiedziałam, że cię tutaj znajdę- mama szybko wysiadła z wozu i podbiegła, by mnie wyściskać. Wiele osób mówiło, że bardziej wyglądamy na siostry, niż na matkę i córkę. Mogę powiedzieć, że moja mama dobrze się trzymała mimo swojego wieku, różniło nas tylko jedno kolor oczu, swoje zielone odziedziczyłam po tacie. Ja byłam nawet skłonna się uprzeć, że charakter też mam po mamie, tylko że ona z racji swojego wieku potrafiła go okiełznać, ja tej umiejętności jeszcze nie nabyłam.
- Kolejny zwierzak do kolekcji – zajrzała do transportera, gdzie siedział brązowy królik.
- To dla przyjaciela, przynajmniej mam taką nadzieję – nie wiedziałam czy Alek się zgodzi przygarnąć Bambiego. Jeżeli nie to czekało go schronisko.
- Przyjaciela – mama poruszyła brwiami.
- Przyjaciela, jak chcesz to ci, to przeliteruję –zezłościłam się.
     W sumie to nie wiedziałam nawet czy mogę Aleha nazywać przyjacielem? Znaliśmy się zbyt krotko, byliśmy raptem na dwóch kawach i jednym przypadkowym spacerze, gdy spotkaliśmy się w osiedlowym sklepiku. Sama starałam się trzymać dystans, by nasze relacje nie zabrnęły za daleko, przecież oficjalnie byłam z Witkiem. Ok. brunet mi się podobał, ale nie potrafiłam tego rozegrać, bałam się, że coś popsuję. Dlatego całkiem jak nie ja pozwoliłam, by samo to jakoś ewoluowało, a potem się zobaczy.
     Kiedy zjawiliśmy się z mamą w mieszkaniu Achrem już był, siedział w kuchni wraz z Magdą i panią Agatą. Gdy nas zobaczył szybko zerwał się z miejsca.
- Poznaj Aleh to moja mama Barbara, mamo to Alek – przedstawiłam ich sobie, a ten nieoczekiwanie ucałował ją w rękę, zaskoczył mnie tym szarmanckim gestem.
- Basia wystarczy, panie Alku. A teraz wy sobie załatwcie co macie załatwić a ja się tutaj z dziewczynami kawki napiję – prawie wypchnęła nas z kuchni a sama stała już przy ekspresie. Miałam jej rzucić na odchodne „ Mamo czuj się, jak u siebie”, ale ugryzłam się w język.
- Pokaż mi tego potwora – zaczął wesoło Ahremn, gdy postawiłam transporter na swoim łóżku.
- To nie żaden potwór, popatrz jaki słodziak – wyciągnęłam Bambiego i posadziłam na łóżku. Ten popatrzyła na nas z zaciekawieniem, a potem pokicał chowając się za ułożone poduszki. – Chyba się przestraszył takiego olbrzyma jak ty.
- Widzisz, a ty chcesz mi go dać – widziałam jednak, że zwierzak mu się spodobał, podszedł do łóżka i przykucną niedaleko jego kryjówki. – Jak się jej woła? Chyba nie kici kici – ruszał palcami, które położył na łóżku, by zwabić go do siebie.
- Spróbuj truś, truś, ale to nie wiem czy zadziała – nim jednak Białorusin się odezwał Bambi wyskoczył z za poduszek i złapał przyjmującego za palec.
- Mówiłaś, że nie gryzie – Alek próbował wyciągnąć palec.
-Oj tam, polubił cię, widzisz, już cię puścił –futrzak pokicał w przeciwny kraniec łóżka.
- Co się z nim stanie jak go nie wezmę? – zapytał a oczy wyraźnie mu posmutniały.
- Schronisko. On naprawdę nie potrzebuje dużo uwagi. Jak będziesz wyjeżdżał na mecze, to wystarczy, że go zapakujesz do transportera i dasz nam go na przechowanie – szybko dałam mu alternatywę.
- Jesteś przekonana, że dam sobie z tym radę? – chyba pytał, by zapytać, bo w jego oczach nie widziałam już wahania.
- Dasz, a ja zawsze służę pomocą – w pokoju pojawił się również Sylwek wyraźnie zainteresowany obecnością nowego zwierzaka.
- Masz dar przekonywania, ale pamiętaj, że obiecałaś pomagać. Mogę wiedzieć co on je i co mu potrzeba? – patrzył jak kot przygląda się królikowy, który buszował po łóżku.
- Wszystko ci napisze, możemy pojechać też razem, ale dopiero jutro, wiesz mama i te sprawy. Na dziś wystarczy mu jakiś spodeczek, kocyk w transporterze masz, prześpi się w nim, tylko zostaw otwarte drzwiczki a wokoło rozłóż gazety, by ci nie nabrudził – rzeczowo wyjaśniłam, uwielbiałam dawać wskazówki dotyczące opieki nad zwierzętami.
- Profesjonalistka – stwierdził łapiąc królika, po czym trzymał go w swoich ramionach przypatrując mu się.
- Staram się. Naprawdę dziękuję, nie miałbym serca go oddać, a dziewczyny nie były, by zadowolone z kolejnego lokatora nie wiadomo czy polubił, by się z Sylwkiem – dobra, to z dziewczynami skłamałam, ale Aleh nie musiał o tym wiedzieć.
- To ja będę zmykał, gdyby coś się działo to będę dzwonił, nawet w środku nocy. Bądź czujna – zapakowaliśmy ponowne Bambiego do klatki i wyszliśmy na korytarz. – Dziękuję za kawę i gościnę. Miło było poznać – pożegnał się z naszymi rodzicielkami.
Kiedy wróciłam do kuchni na twarzy mojej mamy malowało się jedno wielkie podekscytowanie.
- Ukrainiec? – wypaliła, gdy usiadłam przy stole.
-Białorusin, czy to jest jakiś problem?– nie miałam pojęcia skąd takie pytanie.
- Dla mnie nie, ale wiesz z tatą możesz mieć problem. Z drugiej strony przeżył twojego rockmena, może z tym też sobie poradzi – zaczęła się rozwodzić.
- Mamo o czym ty mówisz, ja się z Alkiem tylko koleguję – zdenerwowałam się, chyba ja lepiej wiedziałam co się dzieje.
-Kasiu widzę jak na niego patrzysz, nawet, jeżeli na razie to tylko kolega to już niedługo – dodała przekonująco.
- Nieprawda! –trzymałam się swojego.
- Zobaczymy. Teraz porozmawiajmy o czymś innym, bo jeszcze chwila a piorun goszczący w twoich oczach porazi mnie i padnę trupem – mama się roześmiała a Magda i Pani Agata szybko do niej dołączyły, ja sama też długo nie wytrzymałam i śmiałam się razem z nimi.

***
/Magda/
     Po wizycie mam szybko szykowałam się do snu. Marzyłam o ciepłej kąpieli i łóżku, które było puste przez dwa tygodnie. Kaśka zaszyła się u siebie dając co chwilę telefoniczne rady Alkowi. Coś mi podpowiadało, że on to robi specjalnie i wydzwaniał do niej z każdą drobnostką, ale nie miałam nic przeciwko temu. Szłam właśnie do łazienki, kiedy rozdzwonił się dzwonek, przekonana, że to Karolina szybko otworzyłam.
- Słyszałam od Igły, że dziś wróciłaś – w drzwiach stał Jurij.
- Jak widać. Coś się stało? – rozmowa z mamą dała mi do myślenia. Nie było sensu bym się dalej oszukiwała, Rosjanin miał w sobie coś, co mi się podobało, różnił się od Kadzia i to znacznie, ale ciągnęło mnie do jego osoby.
- Dasz się gdzieś wyciągnąć? – zapytał pełen nadziei.
-Jest już trochę późno, jestem zmęczona – sama nie wiedziałam czy już teraz mam zacząć próbować i sprawdzać czy Biereżko to ktoś, kto może stać się dla mnie kimś szczególnym.
- Pół godziny nie więcej. Przejdziemy się tylko po deptaku nad Wisłokiem – nalegał.
- Dobrze – do wskazanego miejsca nie było daleko, po za tym sama lubiłam się tam przechadzać. Założyłam adidasy i kurtkę nie siląc się na żadną zmianę stroju czy makijaż. – Kaśka, wychodzę! – Krzyknęłam, po czym zatrzasnęłam drzwi.
      Jurij miał rację ten spacer dobrze mi zrobił. Przyjemnie rześkie powietrze i bliskość wody dały mi orzeźwienie i dziwną lekkość. Siatkarz szedł obok mnie niewiele mówiąc, nie wykonywał też żadnych gestów, które świadczyły, by o jego próbie zbliżenia się do mnie, a to bardzo mi pomagało, bo nie czułam się do niczego zmuszana, a tego obawiałam się po naszym ostatnim spotkaniu.
- Jutro ostatni dzień, kiedy federacje przysyłają powołania. Chyba w tym roku jestem spalony – zaczął smutno.
- Przecież grasz na tyle na, ile pozwala ci kontuzja. Myślisz, że Alekna zrezygnuje? – może to było trochę chamskie, ale tak naprawdę mało mnie obchodziło czy Jurek dostanie powołanie. Bardziej w głowie siedziało mi powołanie dla kogoś innego, miałam nadzieję, że Anastasi przypomni sobie o pewnym środkowym.
- Papiery odnośnie kontuzji zostały wysłanie, trener je przeczyta i zobaczymy. Andrzej jednak mówi, że na blokadach nie pociągnę zbyt długo i operacja tak czy siak będzie mi potrzebna – żalił się.
- To może lepiej zrobić ją zaraz jak się skończy sezon, będą przecież jeszcze Mistrzostwa Europy i pewnie Puchar Świata – próbowałam go jednak podnieść na duchu, nie musiałam mówić co siedzi w mojej głowie. Po za tym i tak mi go było żal, kontuzja do sportowca to była największa katorga.
-Też miałem taki zamiar, ale teraz sam nie wiem myślałem, że, jeżeli dostałbym powołanie to grą w Lidze Światowej znalazłbym sobie jakiś klub – zaskoczył mnie takim planami.
- Przecież masz kontrakt z Sovią na 2 lata – pamiętałam ten szczegół, gdy zapoznawałam się z dokumentacją zawodników.
- Bo mam, jest jednak opcja, że jak klub będzie niezadowolony ze współpracy to może mi podziękować – o tym już nie wiedziałam
-Wiesz co Jurij, może pojadę teraz najzwyklejszym banałem, ale nie martw się na zapas. Może już jutro nie będziesz miał, o co – nie miałam na teraz dla niego lepszej rady.
-Dzięki za tą rozmowę, naprawdę wiele mi ona dała, miałem dość tego, że gryzłem to w sobie – zbliżył się do mnie i delikatnie przytulił. Możliwe, że wydarzyło, by się między nami coś więcej, ale obok nas pojawiła się Karolina z Gregorem. Oboje tacy uśmiechnięci i zadowoleni, że nie sposób było tego nie zauważyć, tak jakby wokół nich rozpylała się jakaś aura. Ja zauważyłam coś jeszcze, dłonie tej dwójki były mocno splecione ze sobą. Uśmiechnęłam się, gdy to dostrzegłam. Już we czwórkę wróciliśmy pod blok, żegnając się z Jurijem przy jego audi.

Witam w świecie ślamazarnego tempa akcji według Mel :P
Wiem, że zachowanie Magdy może was denerwować, ale ona nie wie, co siedzi w głowie Jurija, po za tym jest, nim zauroczona. On jej nic nie zrobił ,a Łukasz mocno ją zranił. Ja nie potrafiłabym zaufać komuś na kim się zawiodłam ,nie tak od razu. Nie dziwicie się, że Magda ucieka, by być bliżej Rosjanina, myśli, że tam będzie jej lepiej. My same w relacjach z facetami też nie jesteśmy nieomylne, czasami trzeba popełnić błąd, by dostrzec co jest dla nas ważne. Wybaczcie, że nie ma wątku Karoliny i Grześka, ale nie jestem w stanie za każdym razem pisać o perypetiach wszystkich bohaterek.
Ostatnio, jeżeli chodzi o to opowiadanie to po głowie plącze mi się mnóstwo pomysłów, tylko nie wiem jak mam je wkleić w fabułę, ale może jakoś sobie poradzę, lepsze to niż nie mieć żadnego pomysłu. 

Nie radzę się przyzwyczajać, że rozdziały pojawiają się w miarę regularnie. Od października zaczynam 5 rok studiów, do tego muszę znaleźć nową prace, a to raczej będzie się wiązać z tym, że mogę być bardzo ograniczona czasowo. Niestety, nie ma opcji bym została na pracy wakacyjnej po za sezonem a szkoda :(

ps. Dla ciekawskich wygląd mamy Magdy <Agata Krasikov- Podleśnia> i mama Kaśki <Barbara Wieczorek>