19 sierpnia 2012

17. Sekrety wychodzą na jaw.


/Kaśka/
     Obudziłam się z lekkim bólem głowy, co dawało mi do zrozumienia, że chyba przesadziłam z piciem, inaczej nic takiego nie miało, by miejsca. Nie otwierając oczu zaczęłam zastanawiać się czy Magda zrobiłam o to awanturę, ale nic takiego nie mogłam sobie przypomnieć. Może to przez, to, że była na tyle zajęta Biereżką, że nie zauważyła, a może wyszła z nim a ja to przegapiłam. Nie lubiłam mieć pijackich zaników pamięci dlatego poirytowana i ciekawa czy Krasikov smacznie śpi w swoim łóżku zerwałam się na równe nogi otwierając przy okazji oczy. To co się przed nimi ukazało przytłoczyło mnie na moment. To nie był mój pokój. W takim razie, gdzie ja jestem? Czyżbym sama zabalowała tak mocno, jak jeszcze przed chwilą posądzałam o to przyjaciółkę. No dobra, przesadzam, mam na sobie swoje ciuchy, więc tak gorąco to nie było. Ale nadal nie wiem, gdzie jestem. To miejsce ani trochę nie jest dla mnie znajome, nie jest to mieszkanie Gregora co w pierwszej chwili przyszło mi na myśl, a drugą osobą jaka automatycznie się nasuwa jest Aleh. To w sumie wyjaśniało, by kilka rzeczy. Chciałam utwierdzić się w swoim przekonaniu rozglądając się wokoło, ale nie znalazłam żadnej rzeczy, która potwierdziłaby moje przypuszczenia. Nie pozostało mi nic innego jak wyjść po za obręb tych 4 ścian. Narzekałam cicho, że nie ma w tym pomieszczeniu lustra splotłam swoje włosy w luźny warkocz i wyszłam cichaczem z pokoju. Teraz już bywał pewna, że to lokum Alka, ponieważ przedpokój był mi znany. Swoje kroki skierowałam prosto do kuchni mijając przy okazji salon, w którym już prawie nie było śladu po tym, że wczoraj odbyła się tutaj impreza.
- Cześć – zaczęłam niepewnie widząc bruneta stojącego przy kuchence. Jego osoba jakoś mnie onieśmielała. Nie wiem czemu. Może to przez, to, że był ona zarazem wesoły i ułożony i bałam się palnąć przy nim jakąś głupotę.
- Cieszę się, że wstałaś, kawy? – wskazała na swój kubek.
- Poproszę – usiadłam przy stole, a język ugrzązł mi w gardle. To zabawne, bo miałam już w swoim życiu kilka podobnych doświadczeń a pierwszy raz nie wiedziałam jak mam się zachować. Pewnie to przez, to, że, wtedy wszystko kończyło się w łóżku, a teraz ja tylko tutaj nocowałam. – Przepraszam za kłopot – wydukałam wreszcie, gdy drugi kubek został postawiony przede mną, a siatkarz usiadł naprzeciwko.
- Żaden problem – uśmiechnął się rozbrajająco.
- Zajęłam ci łóżko a my prawie się nie znamy, przepraszam za takie zachowanie, głupio się z tym czuje – tłumaczyłam nerwowo gestykulując .
- Kasia, przecież mówię, że mi to nie przeszkadza – dotknął mojej dłoni, która jeszcze przed chwilą wymachiwała esy floresy w powietrzu a mnie przeszedł po całym ciele mocny impuls, gdy nasza skóra się ze sobą zetknęła. To niemożliwe!
- Która godzina ? – speszona tym co się przed chwilą stało z moim ciałem szybko zmieniłam temat.
- Prawie 10 – jego ręka ponownie znalazła się na kubku.
- Tak późno! Ja muszę… - zabrakło mi wiarygodnej wymówki. – Będę już szła, wynagrodzę ci gościnę, obiecuje. Może wieczorem, kolacja? – zaproponowałam zupełnie bez kontroli nad tym co właśnie robię. Białorusin popatrzył na mnie zdziwiony. – Muszę ci się jakoś zrewanżować – wyjaśniłam.
- Ale nie trzeba… – próbował mnie od tego odwieść, ale ja miałam zamiar iść w zaparte.
- O 20 ci pasuje? Wszystko przyniosę i przygotuję – zapytałam już na korytarzu ubierając buty i kurtkę. Ten tylko zdezorientowany pokiwał głową na znak zgody. – To cześć!
     Dopiero na zewnątrz mogłam ochłonąć. Nie rozumiałam co się stało tam na górze. Wczoraj przecież nic takiego nie wyczułam, a dziś wszystko się zmieniło. Oczywiście podczas imprezy flirtowaliśmy trochę, ale nic więcej, a teraz po jednym dotyku moje serce zaczęło walić niezdrowo, a mój wzrok dopominał się, by ciągle patrzeć w tą uśmiechniętą twarz. Czytałam o tym, ba nawet w to wierzyłam , to coś nazywało się pokrewieństwem dusz, gdy człowiek w jednej chwili zdaje sobie sprawę, że ta druga osoba jest tą właściwą. A może ja już zgłupiałam do reszty? Może tylko ja to poczułam? Całą drogę do naszego mieszkania rozmyślałam o tym. Pojawiał się też kłopot, był też Witek. Przecież to z nim do 2 miesięcy tworzyłam szczęśliwy związek, ale przy nim nigdy czegoś takiego nie poczułam , nawet wtedy gdy pozwalaliśmy sobie na dużo więcej. Teraz jednak miałam inny problem: kolacja, Magda mnie zabije za to, że ją w to wplątałam.
     Blondyna oczywiście dobrze wiedziała, że niedługo wrócę i wcale nie zdziwiło mnie to, że siedzi w kuchni przeglądając album ze zdjęciami.
- Jesteś na mnie zła? – podeszła do niej przytulając się do jej pleców.
- A jak myślisz? Obiecałaś mi, że nie będziesz już tak pić. Kaśka masz prawie 24 lata, nie wydaje ci się, że powinnaś stać się trochę bardziej odpowiedzialna? To, że cię zostawiłam u Aleha to miała być dla ciebie nauczka – strzeliła mi wykład. Znów miała rację, ale co ja mam począć z tym, że to ona w tej przyjaźni jest tą rozsądną, a ja tą, która ciągle pakuje się w jakieś dziwne wydarzenia.
- Wierz mi była, głupio się poczułam. Przepraszam. Ty już wiesz jak u mnie wyglądała impreza, a ja nie wiem jak u ciebie, zniknęłaś mi z oczu. Mów, gdzie cię wywiało. Czyżbyś z Jurijem wolała dokończyć ją tylko we dwoje- zaczęłam żartować, ale po jej minie szybko przestała, - Coś się stało?
- Żebyś wiedziała. Czy wszystko musi być takie pogmatwane? Nic nie jest proste i klarowne. Nienawidzę takiego zamętu i niepewnego gruntu – zaczęła, a ja kompletnie nie miałam pojęcia, o co jej chodzi.
- Madziu jaśniej, mam kaca nie myślę zbyt przytomnie – uśmiechnęła się gorzko na moją uwagę.
- Najjaśniej jak potrafię i jednym słowem: Kadziewicz. – zamilkła na dłuższa chwilę i już myślałam, że resztę opowieści będę musiała z niej wyciągnąć siłą, ale w końcu opowiedziała wszystko. Po tym doszłam do wniosku, że moje poranne dylematy z tym co przeżywa właśnie Krasikov to mały pikuś.
- Nie powiem ci nic modrego, musisz pogadać z nimi. Oczywiście nie z dwójką na raz, ale z każdym z osobna. Łukasz nie może cię tak traktować, a Jurek, no, jeżeli ci się podobało i chcesz to dalej ciągnąć, to też chyba pasowałoby dać mu to do zrozumienia, bo po tym jak uciekłaś to nie wiem jak on to odczyta
- Najchętniej to bym zasnęła i obudziła się wtedy gdy będzie już po wszystkim, niestety tak się nie da – podsumowała moje słowa.
- O nie moja droga żadnego zasypiania, mam dla ciebie zadanie. Obiecaj mi, tylko że nie będziesz krzyczeć, a ja ci zagwarantuje, że, na co najmniej dwie godziny nie będziesz o tym myśleć – zaśmiałam się tajemniczo i trochę nerwowo.
- Coś ty znów wymyśliła? – zapytała niespokojna.
- Nic wielkiego, takie małe coś, słowo na „ K” w ramach podziękowania dla Alka za nocleg – Magda od razu domyśliła się, o co mi chodzi, bo już raz w coś podobnego ją wpakowałam.
- Żartujesz? – pokręciłam głową.
- Myślisz, że kurczak Alfredo się nada? – ryzykowałam, ale wiedziałam, że się zgodzi, nawet, jeżeli z początku będzie prezentować, że jest na mnie zła.
- Nie ma mowy – zaprzeczyła.
- Madziu nie udawaj i tak wiem, jak będzie – ona też wiedział, bo strzeliła w moja stronę kilka groźnych min a puściej obie wybuchnęłyśmy wesołym śmiechem.

***

/Karolina/

     Przygotowywałam się na przyjście Grześka. Tak jak obiecałam miałam zamiar mu o wszystkim powiedzieć. Dzisiejszy dzień nadawał się do tego idealnie. Łomacz nie miał treningu i znając go to cały dzień przesiedział w domu. Rano napisałam mu sms-a, że będę na niego czekać po południu i choć w pierwszym momencie poczułam lekkie uczucie ulgi, że będę mogła przestać się kryć później moje nerwy był coraz bardziej napięte. Dziewczyny już o wszystkim wiedziały i na każdym kroku starały się dodać mi otuchy. Pomagało na parę chwil a później znów pojawiał się strach. Bałam się jego reakcji, raz po raz układałam sobie w głowie jak będzie wyglądać ta rozmowa. Chcąc, choć na chwilę zająć przynajmniej ręce czymś innym jak nerwowym trzęsieniem się pomagałam w przygotowaniu kolacji dla Alka. Magda ani myślała przygotowywać ją sama, Kaśka jej pomagała, było jednak w tym więcej szkody niż pożytku, dlatego to we mnie blondynka miała większą pomoc. Ani się spostrzegłam a zadzwonił dzwonek do drzwi a ja spojrzałam na zegarek, który wskazywał umówioną z Grześkiem godzinę.
- Ja otworzę. Dasz radę Karol – Kaśka wyczuła pretekst, by ulotnić się z kuchni i pobiegła do drzwi. Ja w tym czasie otarłam ręce, które były ubrudzone mąką i wzięłam kilka głębokich oddechów.
- Czuję, że coś pichcicie, co to? Dacie spróbować? - wesoły głos rozgrywającego niósł się po mieszkaniu.
-Kurczak Alfredo, ale to nie dla ciebie – zastrzegła sobie Wieczorek. Grzesiek przywitał się ze mną i Magdą buziakiem w policzek, po czym jego głowa prawie wylądowała w garnku.
- Dlaczego nie chcecie się tym Alfonzo podzielić? Same macie to zamiar zjeść – widać, że miał wielką ochotę skosztować.
- Nie Alsonzo a Alfredo, po za tym ty nie po to tu przyszedłeś – Magda przepchnęła go jak najdalej kuchenki. Widać było, że zaskoczyło go to, iż dziewczyny wiedzą jaki jest cel tej wizyty.
- Może już chodźmy – nie czekałam dłużej, zaprowadziła Łomacza do swojego pokoju wskazując łóżko, by usiadł.
- Jak tutaj masz ślicznie, sama malowałaś?! –wskazał na drzewo, które namalowałam na jednej ze ścian.
- Tak, czasami maluję – wskazałam na sztalugę, na której akurat teraz nic więcej się nie znajdowało. Zima to nie była dla mnie dobra pora do inspiracji. – Grzesiek nie obraź się, ale chcę mieć to już za sobą. Musisz mi tylko obiecać, że mi nie przerwiesz.
- Obiecam ci wszystko – przyrzekł wpatrując się we mnie z czułością którą tak łatwo było dostrzec w tych niebieskich tęczówkach. Zebrałam w sobie całą odwagę i rozpoczęłam.
- Jak dobrze wiesz i co z resztą słychać lata mieszkałam w Stanach. Moi rodzice wyjechali, kiedy byłam malutka, a to mieszkanie należało wcześniej do mojej babci. Z początku wiodło się nam bardzo przeciętnie, ale ojciec założył firmę, która z roku na rok zaczęłam lepiej prosperować aż nasza rodzina stała się jedna z tych bardziej znaczących w Atlancie. Można powiedzieć, że byliśmy na językach wszystkich. Niestety, gdy to się stało moi rodzice zaczęli pozować na rodowitych Amerykanów odcinając się od swoich korzeni a ja tak bardzo chciałam wiedzieć jak najwięcej o Polsce, mieć kontakt z babcią, a to również zostało w naszym domu zakazane. Czułam, że tam nie pasuję, ale nic nie mogłam zrobić. Później było coraz gorzej, zaczęłam odczuwać, że różnie się od swoich rówieśników i że coś niedobrego się ze mną dzieje. Rodzice również to dostrzegli, zabrali mnie do lekarza. Później do kolejnego i kolejnego, ale każdy z nich potwierdzał tylko pierwsza diagnozę. Mam zespół Ushera, wiem, że ci to nic nie mówi… - sięgnęłam za ucho wyciągając aparacik i pokazując mu go na otwartej dłoni. – Nie słyszę tak jak wszyscy wokoło, z roku na rok słyszę coraz gorzej i muszę pomagać sobie tym o to aparatem. Już teraz, mimo że mam 20 lat to słuch mam jak u niejednego staruszka i często, gdyby nie to urządzenie, to nie słyszałabym wcale szczególnie z dalszej odległości. – zauważyłam, że chciał mu już przerwać, ale powstrzymałam go. –To nie wszystko, zespół Ushera jest chorobą genetyczną, choć z tego co wiem nie zawsze się ujawnia, do tego całkiem możliwe, że jak choroba wykończy mój układ słuchowy zajmie się wzrokowym, więc za parę lat mogę być nie tylko ślepa i głucha. Rodzice nie chcieli mieć takiego odmieńca w rodzinie. Dlatego odesłali mnie do sióstr zakonnych i miałam wstąpić do klasztoru. Niedługo przed złożeniem ślubów dowiedziałam się, że w spadku otrzymałam to mieszkanie i przyjechała tutaj. Moja rodzina nawet nie wie, że tutaj jestem, odkąd zostawili mnie w klasztorze nie odwiedzali mnie. Dali mi do zrozumienia, że w momencie, gdy zachorowałam przestałam być ich córką. Teraz już powinieneś, chociaż trochę zrozumieć moje zachowanie względem ciebie – spojrzałam na niego pierwszy raz, odkąd zaczęłam mówić on patrzył pewnie na mnie od dłuższego czasu a w jego oczach zauważyłam łzy.
- Karolina ja…- powiedział, po czym wybiegł zostawiając otwarte na oścież drzwi. Były, więc to łzy rozczarowania.

***

/Grzesiek/

     Każde kolejne słowo powodowało u mnie coraz większy ból i wyrwę w sercu. To jak Karolina została potraktowana przez swoją rodzinę przez los i było dla mnie nie do pojęcia. Ile ona musiała wycierpieć, ile upokorzeń znieść. W tym wszystkim była zupełnie sama. Wystraszyło mnie to o czym mówiła, że nie wiadomo jak choroba dalej u niej się rozwinie, że może zasiać aż takie spustoszenie w jej organizmie. Tym bardziej podziwiałem ją za odwagę, że daje sobie z tym radę i na co dzień zupełnie nie widać, że jest chora. Jest przecież wesołą dziewczyną żyjącą tak jak zdrowi ludzie, a ma na sobie wyrok. Dotarło do mnie, że pewnie chce czerpać z życia jak najwięcej. Słuchałem uważnie jej słów, analizując wszystko na poczekaniu. Ich moc była tak wielka, ale pokazała mi coś jeszcze mimo mojego strachu utwierdziłem się tylko w tym, że nadal chcę o nią walczyć i być przy niej. Nie mam mowy bym ją zostawił z tym samą . Ledwo powstrzymałem łzy, które cisnęły mi się do oczu. Zbiegłem na dół do kwiaciarni nie zastanawiając się co robię.
- Poproszę 30 najpiękniejszych róż jakie pani ma – zdyszany już przy wejściu krzyknąłem.
- To musi być bardzo ważna okazja – stwierdziła kwiaciarka przy formowaniu bukietu z pięknych różowych róż.
- Tak, chcę pokazać pewnie wyjątkowej dziewczynie jak bardzo mi na niej zależy – szybko zapłaciłem i pędem wróciłem do mieszkania dziewczyn
- Karolina spokojnie – doszedł do mnie głos Magdy i płacz.
- Ja go normalnie zabije! – krzyczała Kaśka.
Dopiero teraz do mnie dotarło jak się zachowałem. Przecież po jej wyznaniu wybiegłem bez nawet słowa i ona odebrała to jako odrzucenie.
- Karolina… - szepnąłem stajać w progu jej pokoju. Dziewczyny spojrzały na mnie i już wiedziały, że nie takie miałem intencje.
- Chodź – Magda pociągnęła za sobą Kaśkę – Będziemy obok – dodała przymykając za sobą drzwi.
- Przepraszam nie powinienem był – zbliżyłem się do Karoli a ta ocierała łzy ze swoich policzków. – Chcę żebyś wiedziała, że dla mnie nadal jesteś tą Karoliną którą poznałem. Dla mnie nie ważnie jest to, że jesteś chora i tak stałaś się najważniejszą dla mnie osobą. Już dawno się w tobie zakochałem i to się teraz nie zmieniło. Chciałbym się Toba opiekować, teraz już nawet dosłownie w kwestii medycznej również. Chcę mieć się przy sobie, gdy się uśmiechasz i smucisz. Gdy malujesz, robisz zdjęcia, chcę widzieć, wtedy ten błysk w oku, który masz. Daj mi szansę – uklęknąłem przy niej składając na jej kolanach bukiet.
- Grzesiek, ale chyba nie zrozumiałeś – zaczęła drżącym głosem.
- Zrozumiałem wszystko i nie zmienię zdania. Do niczego cię nie zmuszam, wiem, że ty do mnie nie czujesz tego co ja do ciebie. Po prostu chciałbym być z Tobą od czasu do czasu, móc cie przytulić może kiedyś potrzyma za rękę – widziałem wahanie w jej oczach.
- Ale… - próbowała.
- Chcę tylko byś była szczęśliwa – ta znów wybuchnęła płaczem, ale później przytuliła się do mnie ściskając mnie mocno za szyję. Płakała a moje oczy również zrobiły się mokre od łez. Starając się ją uspokoić delikatnie głaskałem jej plecy.

Wróciła ckliwa Mel. Nie chcę ocieniać tego co wyżej. Z resztą od tego jesteście wy. Nie bardzo wiem, co mam napisać. Niedługo stuknie mi tutaj rok. Nie wiem, czy dodam coś w okrągłą rocznicę, bo jak na razie to pomysłu mi brak. To jest wstyd, że po roku jest tu tylko 17 rozdziałów, niestety to opowiadanie ze mną nie współpracuje w ani jednym procencie. Cóż z tego, że ja bym chciała jak nie idzie.
Ok. spadam, nie wiem, kiedy kolejny, mam nadzieję, że jednak nie dłużej niż za miesiąc.