29 marca 2013

32. Odnaleźć właściwą drogę. Czasami to trudne, ale nie niemożliwe. Wystarczy, że ktoś wskaże kierunek.




/Grzesiek/
     Miesiąc rozłąki z Karoliną minął. Póki byłem jeszcze w Rzeszowie i odbywałem zajęcia zaplanowane przez klub czas leciał szybko. Pod górę zaczęło się robić, gdy i w Resovi przyszedł czas na okres urlopów. To nie było dla mnie miłe doświadczenie. Zawsze w tym czasie byłem na zgrupowaniu reprezentacji, od 9 lat zakładałem na siebie biało czerwony strój i grałem w jakiś rozgrywkach, ale nie tym razem. W Spale mnie nie potrzebowali, kadra wybrała się na wojaże w ramach Ligi światowej a Fabian został na miejscu i to on był tym trzecim rozgrywającym powołanym na te rozgrywki. Miałem teraz okazję na normalne od wielu lat wakacje i powrót do domu tylko nie bardzo mi się to widziało. Wiedziałem jednak, że, jeżeli się tam nie zjawię spowoduję falę niewygodnych pytań i sprawie przykrość szczególnie babci Stasi, która uwielbiała, gdy ja albo Błażej jesteśmy w domu. Pojechałem, więc.
     Niby wszystko było tak jak zawsze, nikt nie zauważył zmiany jaka zaszła w moich relacjach z matką. Cóż dobrze się ukrywaliśmy. Rozmowa między nami była potrzebna, ale, skoro ona nie podjęła tematu to ja też tego nie zrobiłem. Jasne było dla mnie to, że, jeżeli nie chce rozmawiać to nie zmieniła stanowiska w sprawie mojego związku z Karoliną. Szatynka była zmartwiona tym co się dzieje. Na moją prośbę kontaktowaliśmy się ze sobą, nie za często, ale jednak. Z początku to ja dzwoniłem, ale któregoś wieczora miło zaskoczyło mnie to, że Karol wyszła z inicjatywą rozmowy i podekscytowana opowiadała o kolejnych warsztatach, tym razem w plenerze. Za każdym razem, gdy słyszałem jej słodki akcent utwierdzałem się w tym, że nie zrezygnuje z niej. Kochałem ją tak mocno, że jeszcze nigdy do nikogo nie czułem tego z taką siłą. Moje wcześniejsze związki w porównaniu z tym to było nic. Nawet to, co łączyło mnie z Natalią, której przecież planowałem się oświadczyć nie dało się porównać z tym co czułem teraz. Tym razem było zupełnie, inaczej. Pragnąłem Orzechowskiej nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Uzupełnialiśmy się i dogadywaliśmy na wiele tematów. Pierwszy raz czułem, że chcę być przy drugiej osobie zawsze, dać opiekę bezpieczeństwo, móc się śmiać i płakać. Dlatego nie miałem zamiaru dopuścić do tego, by na przeszkodzie stanęła mi jej choroba. Byłem skłonny wyrzec się rzeczy, której przez nią nigdy nie zostaną zrealizowane. Nawet tego, że nigdy nie zostanę ojcem. Szanowałem decyzje Karoliny, ale wychodziłem również z założenia, że i tak kiedyś możemy stworzyć prawdziwą rodzinę, od czego są adopcje. Jeżeli wiec kiedyś stanie się tak, że będziemy ze sobą już za zawsze nie zostaniemy w sytuacji bez wyjścia. Wybierając Orzechowską rezygnowałem też z własnej matki, ale tu była nadzieja, że kiedyś ta zrozumie swój błąd i zamiast potępiać zacznie wspierać. Niestety, ten moment prędko nie nadejdzie o czym miałem przekonać się za chwilę.
     Siedem spędzonych dni w Ostrołęce to nie było wiele i nie na to liczyła moja rodzina. Stawiając spakowaną torbę w przedpokoju w porze obiadowej zwróciłem na siebie tylko jeszcze większą uwagę. Babcia z tatą patrzyli na mnie zdziwionym wzrokiem a u mamy nie potrafiłem wyczytać nic.
- Jedziesz na zgrupowanie?! – wykrzyknęła babcia ukazując samą radość.
- Synu co się dzieje? – zapytał ojciec, dla którego jasne było to, że kadra i ja to teraz dwa sprzeczne dla siebie słowa.
- Wracam do Rzeszowa - oznajmiłem siadając przy stole.
- Ale już? Dlaczego? – zadali mi pytania, na które nie dostali odpowiedzi.
- Grzesiek wytłumacz się – tym razem tata zwrócił się do mnie tonem nieznoszącym braku wyjaśnień.
- Co tu tłumaczyć. Jadę do Warszawy po Karolinę, odbieram ją z lotniska i wracamy do Rzeszowa – burknąłem.
- Nie możesz przywieźć jej tutaj? Co to w ogóle jest za zachowanie? – naskoczyła na mnie babcia Stasia. – Przecież nikt jej tu nie pogryzie. Czy ona nas nie polubiła? - tym razem posmutniała.
- Babciu to nie tak – zawsze śmieszyło mnie to, że to nie matka czy ojciec byli głową rodziny Łomaczów, ale właśnie seniorka Łomacz trzymała wszystkich w garści.
- A jak? Jeszcze trochę a przestanę rozumieć ten świat. Pora chyba do grobu iść – stwierdziła nostalgicznie.
- Mamo uspokój się i nie wygaduj głupstw – zdenerwowała się matka.
- Jak mam nie wygadywać, kiedy jeden z twych synów zamiast przebywać w domu ucieka na drugi koniec Polski!– zapowiadało się na kolejną konfrontacje na linii synowa– teściowa.
- Jak chce niech jedzie. Ja go na siłę zatrzymywać nie będę – prychnęła, zanurzając ponownie łyżkę w zupie.
- Co to za fanaberie Marzeno? Znów ci się coś nie podoba, to samo było z Anią Błażeja – babci ani myślała odpuścić.
- Mamo, Marzeno obie się uspokójcie. A ty Grzesiek mówi co znów nawywijałeś – tata próbował dość nieudolnie załagodzić gorącą atmosferę przy stole.
- Ja nic, muszę jechać, nie chcę, by Karolina na mnie czekała – wstałem od stołu licząc, że na tym skończy się ta rozmowa.
- Grzegorz w tej chwili stój! – krzyknęła babcia. Takiego tonu nie słyszałem u niej od lat. Dokładniej od czasu, gdy z Błażejem wybiliśmy okno w piwnicy sąsiada.
- Dobrze chcecie prawdę macie prawdę. Karolina nie jest tu mile widziana – ojciec z babcią popatrzyli na mnie jakby zobaczyli Ufo, a potem ich spojrzenia wylądowały na mamie, która nadal gapiła się w talerz.
- Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że ja mam rację? – odezwała się wreszcie. – Kim ty chcesz zostać? Pielęgniarzem na każde jej skinienie. Ty nie widzisz, że dla niej jesteś szansą na to, że dzięki tobie będzie miała zapewnione najlepsze warunki jaki sama nie była, by w stanie sobie zapewnić – wylała żal.
- A, kiedy ty rozumiesz, że ja ją kocham i jej nie zostawię?! Jej choroba nie ma dla mnie żadnego znaczenia – straciłem cierpliwość.
- Jaka choroba? – pisnęła babcia.
- Karolina choruje na postępującą głuchotę jest również ryzyku, że może stracić wzrok. Matka tego nie akceptuje i kazała mi wybierać albo ona albo Karolina. Już wszystko wiecie, wychodzę! – nie czekałem na ich reakcję. Opuściłem pomieszczenie, a za plecami aż dudniło od przekrzykujących się głosów. Szczerze ulżyło mi, że nie muszę już ukrywać tego co się stało. Miałem dość tej szopki jaką odstawialiśmy dla pozorów z matką.
Stałem na lotnisku Chopina w tłumie wypatrując dobrze znanej mi twarzy, wreszcie ją zobaczyłem z dwiema walizkami w dłoniach również rozglądała się za mną. Podbiegłem do niej szybko porywając w ramiona. Nie zwracałem uwagi na innych ludzi, którzy przyglądali się nam z zaciekawienie. Dopiero, teraz gdy miałem ją przy sobie odczułem jak mocno mi jej brakowało.
- Kocham cie Grzesiu i przepraszam za swoja głupotę – szepnęła mi do ucha i pocałowała tak jak jeszcze nigdy mnie nie całowała, Tymi słowami wyraziła wszystko to, co chciałem od niej usłyszeć i dała mi do rozumienia, że i ona uwierzyła, że nam się uda.

/ Magda/
     Czy moje życie kiedykolwiek przestanie być tak skomplikowane? Odkąd pamiętam pakowałam się w różnego rodzaju historie, ale to co się działo teraz przebijało je o 100, a może nawet 200 procent. Nie lubiłam siebie takiej. Nienawidziłam niewiedzy i stanu zawieszenia a tak to teraz u mnie wyglądało. Pocałunek z Łukaszem zmienił wiele. Nie powiem, że wszystko, bo tak nie było. Na pewno dostarczył mi multum wątpliwości i pytań. Zastanawiałam się, kiedy taka się stałam : niezdecydowana, nieogarnięta i niewiedząca czego chcę do życia. Kiedy myślałam, że sprawy się prostują wszystko musiało się zepsuć i legło w gruzach to, co sobie poukładałam. Co było najgłupsze w tym wszystkim to, że nie potrafiłam pogadać z Łukaszem o tym co się miedzy nami stało. Spuściłam na te wydarzenia zasłonę milczenia. Z własnej głupoty teraz gryzłam się z tym od środka. Z resztą Kadziewicz najwyraźniej też nie miał ochoty ruszać tego tematu, bo nie powiedział nic.      Zachowywaliśmy się, jak dwójka gówniarzy, a może wręcz odwrotnie jak dwójka dorosłych, który postanowili, że przecież nic wielkiego się nie stało. To był tylko pocałunek przecież nic wielkiego, ale do cholery jaki pocałunek!. Nie , nie mogłam kłamać, że nic się nie dzieje. Do tego w głowie ciągle miałam, że zdradziłam Jurija, a może nie? Czy to można uznać za zdradę? Przecież my nie byliśmy oficjalnie parą czy w takim razie nie miałam wolnej ręki i mogłam robić co mi się tylko podoba? Tylko, że ja nie byłam taka, nie potrafiłam o tak przejść, wobec tego co się dzieje obojętnie. Zawsze grałam czysto, ale jak widać od czasu, gdy w moim życiu pojawił się pewien środkowy o szaroniebieskich oczach coś mi się w mózgu poprzestawiało. Jak już wspominałam o oczach nie wiedziałam jak spojrzę w te brązowe tęczówki Biereżki, gdy pojadę do Gdańska. Czy mam mu powiedzieć? Wiedziałam, że przecież ci dwaj się nie znoszą. A co, jeżeli Łukasz zrobił to specjalnie, by dopiec Rosjaninowi? Znał mnie przecież i wiedział, że najprawdopodobniej mu o wszystkim powiem. Wariowałam już od tej ilości pytań.
- Magda wołam cie od połowy drogi ze sklepu a ty nic. Już myślałam, że jesteś na mnie o coś zła – zdyszana Kaśka zrównała się ze mną.
- Zamyśliłam się dlatego nie słyszałam – uściskałam ją i przyglądnęłam się jej. – Przytyłaś – stwierdziłam z uśmiechem. Uważałam, że Kaśka jest za chuda, dlatego ten widok bardzo mnie ucieszył.
- Wiesz obiadki mamusi – pogładziła się po i tak płaskim brzuchu – Nie myśl sobie, że dam się nabrać i zmieniasz temat. Dlaczego nie przyszłaś do mnie od razu jak przyjechałaś? Masz mi się pochwalić tym twoim czerwonym cudeńkiem . Ja tu umieram z nudów a ty szlajasz się po okolicy beze mnie – to była dawna Kaśka. Teraz byłam już pewna, że odzyskałam dawną Wieczorek i, że ta radzi sobie z tym co się dzieje w jej życiu. Potrzebowała tylko wsparcia bliskich osób.
-A widzisz co mam w siatkach? – otworzyłam je. – Lody czekoladowe i jagodowe. Do tego sok bananowy. Nasz święty zestaw na pogaduchy. Miałam do ciebie właśnie wstąpić – wytłumaczyłam się.
- Wybaczam – Kasia nonszalancko machnęła ręki robiąc teatralną minę niczym jakaś nabzdyczona arystokratka. - Nadal myślisz nad tym ekscesem z Kadziewiczem? – zapytała nie czekając na odpowiedź. – Matko posiwiejesz mi do tego. Zostaw to tak jak jest. On nie zrobił nic więcej, ty też nie, trudno i żyje się dalej – podsumowała.
- O wielka mądra! A, kto trzęsie portkami przed wyjazdem do Grodna i spotkaniem przyszłych teściów? – odgryzłam się jej.
- Znów zmieniasz temat – marudziła. – Madzia mówię poważnie daj iść wydarzeniom własna drogą. Analizujesz wszystko a i tak nic z tego nie masz. Ok. Łukasz był kimś ważnym w twoim życiu, ale nie musi być tak do końca świata. Teraz jest Jurij spróbuj z, nim, skoro sama mówisz, że coś w sobie ma a i on jest zainteresowany. Pamiętaj on jest Wodnikiem a Wodnik i Byk to walnięte, ale i obiecujące połączenie – znów zaczęła swoje astrologiczne porady.
- A, kto mówił mi wcześniej, że Łukasz jest Panną i to z, nim miało być idealnie? – wytknęłam jej.
- Cóż od każdej reguły są wyjątki – zaśmiała się – Naprawdę nie męcz się już tym.
- Dobrze to pomęczę ciebie – śturchnęłam ją między żebra – Spakowana?
- Dobrze wiesz, że jadę dopiero za tydzień. Ale to wszystko porypane, chciałam jechać do Gdańska a wyląduje w Grodnie – westchnęła mi tutaj. – Kto tam ciebie będzie pilnować jak nie zabraknie.
- Poradzę sobie, nie musisz jęczeć. Nie bój się ciotką nie zostaniesz – na to zdanie wybuchnęła głośnym chichotem. – Za to ja mam dla ciebie zadanie specjalnie. Ty masz z tego Grodna wrócić z Alkiem jako para, inaczej mi się nie pokazuj na oczy – zagroziłam. – Wszyscy widzą, że wy do siebie pasujecie. Daj mu szansę, przecież tego chcesz – prosiłam.
- Swatka się znalazła – podsumowała moją prośbę.
- A ty jak mnie swatasz to dobrze jest?! Z resztą ja wiele robić nie muszę, bo wiem, co siedzi w twoim sercu. Alek się tam rozgościł na dobre widzę to – wskazałam palcem na jej klatkę piersiową.
- Wróżką jesteś? Ten świat staje na głowie Magda i jej porady to się porobiło – nadal nie mogła przestać się śmiać. Ja śmiałam się z nią, brakowałam mi tych naszych głupich rozmów i śmiechu. Ktoś inny mógł, by uznać, że nie potrafimy rozmawiać poważnie o ważnych rzeczach. My wiedziałyśmy swoje i tak prowadzona rozmowa była dla nas czymś szczerym i prawdziwym obie wiedziałyśmy, wtedy wszystko, co chce przekazać druga osoba.

/Łukasz/


     Olsztyn, jedyne miejsce na ziemi, gdzie czułem się, jak w domu. Nawet w rodzinnym Dobrym Mieście tak nie było. To tu wracałem po sukcesach i porażkach zarówno tych sportowych jak i życiowych. Tym razem wróciłem do stolicy Warmii i Mazur z mieszanymi uczuciami. Owszem, przekroczyliśmy z Magdą granice, ale nic z tego nie wynikło. Ona udawała, że nic się nie stało a ja aż dziwne nie poruszyłem tego tematu. Teraz tłumaczyłem sam sobie, że nie było okazji, bo w ostatnim dniu, gdy się widzieliśmy w klubie było oficjalne zakończenie sezonu i spotkaliśmy się wszyscy razem: działacze, pracownicy i zawodnicy. Gdybym się jednak postarał stworzył bym dogodną okazję dzięki, której moglibyśmy porozmawiać. Nie robiłem tego i teraz plułem sobie w brodę i wściekałem się na własną głupotę.
     Może, gdybym nie umówił się z Kamilą, że cały czerwiec i połowę lipca będę opiekował się Amelią został bym w Rzeszowie na dłużej. Nie chciałem jednak w ostatniej chwili zmieniać planów i znów podpaść przez to byłej żonie, bo to przecież Mela była najważniejsza.
Ułożyłem małą do snu po dość intensywnym dniu. Zawsze, gdy spędzałem czas z Amelką chciałem jej wynagrodzić z nawiązką miesiące rozłąki i spędzać czas wspólnie. Patrzeć na to czego się nauczyła, jak staje się coraz bardziej podobna do mnie może nie z wyglądu, ale charakter na pewno miała mój. Już teraz wiedziałem, że przysporzy jej to później wiele problemów, ale byłem też pewien, że dzięki niemu poradzi sobie w każdej sytuacji. Usłyszałem cicho otwierające się z klucza drzwi. Wiedziałem, że to Kamila, która miała dowieźć ubranka dla Amelii. Dziwne było to, że nadal miała klucze do mojego mieszkania, jeszcze dziwniejsze, że nigdy jej ich nie odebrałem. Nie czułem jednak takiej potrzeby, skoro i tak byłem tu częściej gościem niż prawowitym mieszkańcem i tak naprawdę nigdy mi to nie przeszkadzało.
- Mam wszystko, o co poprosiłeś – postawiła torbę na krześle – Melcia już śpi?
- Tak dopiero co zasnęła. Napijesz się? – wskazałem na dzbanek kompotu czereśniowego.
- Chętnie – odparła, siadając na narożnej ławce. – Łukasz to prawda, że zostajesz w Polsce?
- Tak, zostaję na kolejny rok w Rzeszowie – nie zdążyłem się jeszcze podzielić z nikim tą informacją.
- Więc nie Surgut – zamyśliła się. Wcześniej poinformowałem ją, że rozważam decyzję o kolejnym wyjeździe do Rosji. Po rozwodzie ustaliliśmy, że będę ją informował o moich kolejnych ruchach zawodowych.
- Nie poznaje cię. Byłam pewna, że wyjdziesz. Podobało ci się przecież w Surgucie – to pokazywało, że Kamila nadal wiedział sporo o tym co dzieje się w mojej głowie.
- Wiesz ostatnio sam siebie nie poznaje – mruknąłem.
- Chodzi o nią? Przyznaj się – skinęła głową na otwarty laptop, który stał na szafce kuchennej a na jego ekranie widniało zdjęcie Ignaczaków i Magdy z Amelią zrobione przeze mnie przed hotelem w Disneylandzie.
- Skąd taka myśl? - tak naprawdę o Magdzie z Kamilą ostatnio rozmawialiśmy w zeszłym roku i nie była to przyjemna rozmowa, od razu spodziewałem się, że teraz będzie podobnie.
- Amelia ostatnio, gdy u ciebie była po powrocie ciągle wspomina o Madzi. Nie jestem głupia posklejałam fakty i mam już jasny obraz. Widzę, że nadaj się spotykacie – wytłumaczyła spokojnie, czym dała mi do zrozumienia, że zmieniła zdanie co do osoby Krasikov. Już nie miała jej za kolejną dziunie, która leci na moją forsę i źle wpływa na nasze dziecko.
- Magda jest dietetykiem Resovi, dlatego Melka o niej mówi - złapałem się na tym, że nie do końca potrafię wytłumaczyć Kamie całą tą sytuację.
- Łukasz nie mydl mi oczu. Może i Magda tam pracuje, ale między wami też coś jest. Powiem ci wprost, że nic mi do tego. W zeszłym roku popełniłam błąd. Wkurzyłeś mnie wtedy że nie zapytałeś mnie czy nie mam nic przeciwko waszemu wspólnemu wyjazdowi. Oceniłam ją zbyt pochopnie. Przepraszam cię, za to. Nie musicie się już ukrywać – moja była bardzo rzadko przyznawała się do swoich błędów. Doceniłem, że była w stanie zrobić to teraz.
- Kamila my nie jesteśmy razem – odpadłem. – Byliśmy, ale nie wyszło.
- Nie wyszło przeze mnie - nie przytaknąłem, bo przecież to nie była jej wina, tylko moja – Łukasz nie znam jej, ale Amelka ją lubi, a to akurat jest nowość, jeżeli chodzi o twoje podboje miłosne. Może mógłbyś spróbować jeszcze raz? – nakłaniała mnie.
-Kama wiesz co, mógłbym powiedzieć o tobie wszystko, ale nie to ze będziesz dawała mi takie rady – byłe m zaskoczony jej postawą.
- Cóż ludzie się zmieniają. Ty i ja jesteśmy tego przykładem – zatrzymała rękę na moim ramieniu. – Wykorzystaj szansę nim ucieknie ci na zawsze.


Nie jestem zachwycona tym co powyżej. Ogólnie ostatnio miałam taki kryzys jakiego jeszcze nigdy nie było. Wcale nie chodziło o moje własne pisane, bo do tych kryzysów już się przyzwyczaiła, ale zaczął mnie irytować cały ten blogowy światek. Powodem było głównie to, że brakowało mi czasu na wszystko, na blogi szczególnie. Nie wiem czy teraz jest lepiej, ale jakoś przestałam się złościć na to. Napisanie tego rozdziału przyszło mi z tym większym trudem, że mam złamany palec u lewej reki i pisze mi się przez to okropnie, gdy do użytku mam tylko w tej ręce 2 palce.
Kamila miała tu być zołzą do tego zołzą, która chce ponownie Kadzia złapać w swoje sidła, ale się rozmyśliłam. Nie chciałam komplikować i tak skomplikowanej sytuacji.

Tak się udało, że rozdział przed samymi świętami. Dlatego chcę wam życzyć spokojnych i szczęśliwych Świąt i może jakiegoś powiewu wiosny, której nie widać.
Chcę też podziękować z całego serca Paulince za jej opowiadanie Błędy młodości. Ona wie jakie jest dla mnie ważne :*

Pozdrawiam czytelniczki, które się ostatnio ujawniły: Magdę i Maję :)