28 marca 2014

58. Zdobyć świata szczyt.


/Magda/

      Hala na Podpromiu zapełniała się powoli nie mogło być, inaczej przecież do meczu naszej reprezentacji z Francją jeszcze dobre 45 minut. Jak na koniec maja było gorąco, na szczęście klimatyzowane pomieszczenie dawało radę w tych warunkach. Kasia przebierała z nogi na nogę. Zbeształam ją za to, że założyła te niewygodne czerwone szpilki. Zawodnicy powoli wchodzili na boisko a ja zaczęłam jęczeć widząc mizerne ataki Kłosa na rozgrzewce. Gdy usłyszałyśmy za sobą słowa sprzeciwu oniemiałam, gdy tylko się odwróciłam. Wspomniany przeze mnie przed chwilą Kadziewicz stał jak, gdyby nigdy nic i zawadiacko się do nas uśmiechał. Nasza rozmowa, choć krótka była bardzo miła i rzeczowa. Z resztą kontynuowaliśmy ją w samochodzie, gdy w niespodziewanym zbiegu okoliczności zaoferował nam podwózkę. Koleją niespodziankę sprawił mi po tygodniu, gdy zjawił się u mnie, by obejrzeć mecz, o tak, po prostu! Stało się to naszą małą tradycją.
     Moje zwierzenia i otworzenie się przed nim. Nasz pierwszy nie tak niewinny pocałunek, wspólny wyjazd do Katowic na jeden z meczy reprezentacji i poznanie chłopaków z kadry. Moje życie zaczynało się zmieniać właśnie pod jego wpływem. Paryż, poznanie Amelii i nasza wspólnie spędzona noc. Wierzyłam, że to może być coś trwałego, to, co powstało między nami. Niestety, pojawienie się Kamili wszystko zweryfikowało. Milczenie Łukasza dało mi do zrozumienia, że byłam niczym tylko wakacyjną przygodą.
     Nasze drogi jednak nie do końca chciały się rozejść, gdy oboje dostaliśmy prace w Resovi. Wszystko dzięki Grześkowi, który stał się moim wielkim przyjacielem. Obcowanie z Łukaszem w jednym miejscu było jednak ciężkie i do spięć dochodziło bardzo często. Do tego na horyzoncie pojawił się Jurij Biereżko i moje mocniej bijące serce. Sama nie wiedziałam jednak dlaczego to samo serce równie mocno biło, gdy w zasięgu wzroku pojawiał się środkowy. Moja słabość do Łukasza zesłała na mnie tyle samo szczęścia co cierpień, chwile zapomnienia i pocałunek a później kłótnia, która zakończyła naszą znajomość.      Coraz częstsze nierozumienie się z Jurijem, jego zazdrość i zaborczość, aż w końcu wszystko przerodziło się w strach. Ponowne pojawienie się Kadzia, gdy nie mogłam dać sobie rady z Jurijem i jego szybkie odejście. Moja walka o szatyna i wyznanie mu, że tak naprawdę to nigdy nie przestało mi na, nim zależeć.
     Nasze zejście i szczęśliwy związek. Nieoczekiwana przez nikogo ciąża, która okazałą się szczęśliwą nowiną a Łukasz jeszcze mocniej zdeklarował się, że ten świat jest dla nas. Wspólny dom, namiastka rodziny, szczęśliwe chwile przeplatane kłótniami. Szpital, białe ściany, grupa ludzi i jeden donośny głos.
- Pani Magdo proszę się uspokoić! Niech pani wyrówna oddech i będziemy przeć, a dziecku nic nie będzie. Raz, dwa, tr……..


     Słońce nieznośnie świeciło mnie w oczy. Przypuszczałam, że to wina niezasłoniętych żaluzji. Serce jeszcze biło mi mocno po tym co przed chwilą widziałam we śnie. Westchnęłam nie podnosząc powiek i delektując się to czernią którą niestety przebijała już szarość. To był niesamowity i bardzo realny sen. Czasami takie miałam, ale nie każdy był aż tak miły. Ten na pewno zapamiętam na długo. Uśmiechnęłam się zastanawiając się, jakby to było, gdyby wszystko stało się naprawdę. Tyle emocji, tyle wydarzeń. Do tego sama nie wiem czemu akurat przyśnił mi się Łukasz w roli głównej. Przecież ostatnio tak go niewiele w mediach przez tej jego wojaże po Rosji. Chciałam jak najdłużej leżeć w pościeli i przeżywać jeszcze raz to marzenie senne, ale dźwięk budzika, dziwnie inny zmusił mnie do otworzenia oczu. Nie mogłam dziś zaspać miałyśmy z Kaśką przecież jechać na mecz do Rzeszowa.
     Podniosłam powieki patrząc na nieznajome dla mnie ściany w odcieniach jasnego beżu. Regał pełen książek, duża toaletka przy ścianie. To nie był mój pokój! Zdałam sobie sprawę, że to był pokój z mojego snu. Drzwi powoli się otworzyły a w nich stanął ON!
-Przyszedłem sprawdzić czy sama wstałaś czy mam cie obudzić – zerknęłam to na Łukasza to pod kołdrę patrząc na dość duży brzuszek widoczny pod podwiniętą górą od piżamy.
- Jestem w ciąży! – wydukałam piskliwie.
- Oczywiście, że jesteś- zaśmiał się. – Zapomniałaś? – przysiadł w rogu łóżka.
- Jesteś prawdziwy – uszczypnęłam go w przedramię.
- Madzia czy ty dobrze się czujesz? – położył dłoń na moim czole sprawdzając czy nie mam gorączki.
- Nie wiem, chyba tak. Ja myślałam, że to sen, że to wszystko sen, a to jest prawdziwe.
- Bredzisz coś – moje mówienie wyraźnie sprawiało mu wiele radości, bo nie przestawał się uśmiechać. Opowiedziałam mu wszystko, każdy szczegół.
- To dlatego tak rzucałaś się w nocy po łóżku. Już miałem cie ochotę obudzić – zdradził kładąc się obok mnie.
-Dobrze, że tego nie zrobiłeś miło było przeżyć to jeszcze raz.
- Wiesz ja czasami myślę, że to my żyjemy w śnie- przytulił się do mnie. – Ciągle potrzebuje potwierdzenia, że jesteś obok, że mnie kochasz – wyznał.
- Oczywiście, że cię kocham głuptasie – pocałowałam go bardzo mocno chcąc zapamiętać tą chwilę na zawsze, bo, choć była zwyczajna to bardzo dla mnie ważna.
- Teraz to już i mnie się nie chce wstać, ale zróbmy to, czeka nas ostateczna bitwa – nawiązał do 4 meczu w finale mistrzostw Polski, który miał się odbyć za kilka godzin.
- Wygracie, czuję to – przekonywałam.
- Ja już wygrałem, wygrałem życie z tobą – pozwoliłam, by delikatnie pociągnął mnie za rękę pomagając wstać z niskiego łóżka.

/Kaśka/

     To nie było do mnie podobne bym nie mogła spać. Chyba pierwszy raz czułam to, co czuje Madzia przed każdym wielkim spotkaniem. Ta niepewność, ten strach o to co będzie. A było już tak dobrze, dwa wygrane mecze w Bełchatowie do tego odniesione w pięknym stylu. Bezradna Skra i Resovia mająca na wyciągniecie ręki Mistrzostwo Polski. Hala na Podpromiu miała przynieść szczęście a przyniosła niepokój i otrzeźwienie, że jeszcze przecież nic nie wygraliśmy. Zawodnicy już przed wczorajszym meczem byli sparaliżowani jakby bali się osiągnąć to, na co ich przecież stać Doping, który miał pomóc bardziej dekoncentrował i przeszkadzał. Oczekiwania były wielkie nie tylko ze strony kibiców rzeszowskiego zespołu. Detronizacji Skry wyczekiwali wszyscy ci, którzy nie sympatyzowali z tą drużyna, zaczynając od kibiców przechodząc na dziennikarzy a kończąc nawet na działaczach z samej góry. To wszystko przerosło też Alka a wiadomość, która spadła na nich w szatni po meczu pogorszyła wszystko. Byłam zdania ze Grozer niepotrzebnie mówi o tym, że odchodzi z Resovi, powinien to zachować dla siebie do końca rozgrywek. Zawodnicy nie wiedzieli jak mają się zachować, co mówić a dziennikarze od razu wyczuli sensację.      Wracaliśmy do domu w ciszy, zjedliśmy kolacje unikając tematów siatkarskich i szybko poszliśmy spać. Łóżko stało się naszym więzieniem na kolejnych kilka godzin. Alek ciągle wstawał, ja udawałam, że śpię, wiedziałam, że potrzebuje być sam. Gdy w końcu zasnęłam niebo robiło się już szare.
     Otwierając rano oczy zamiast widoku śpiącego bruneta na poduszce zobaczyłam tylko małe beżowe pudełko. Nie ośmieliłam się go otworzyć. Najpierw musiałam znaleźć Aleha. Nie zwracając uwagi na swój okropny wygląd po ciężkiej nocy ruszyłam do kuchni licząc, że tam go zastanę. Gdy zobaczyłam jego minę już wiedziałam, że wczorajsze rozczarowanie zniknęło, znów pojawiła się wola walki.
- Alek, co to jest? – pokazałam pudełko, które trzymałam delikatnie w palcach.
- Myślałem, że otworzysz jak się obudzisz – powiedział z lekkim rozczarowaniem.
- Mogę otworzyć je teraz, chyba że chcesz bym była przy tym sama – już nie wiedziałam, kiedy i jak mam to zrobić. Ten pokręcił tylko głową. Podniosłam, więc wieczko a w środku na atłasowym wykończeniu leżał piękny złoty pierścionek.
- Czy to…- nie musiałam dokończyć tego pytania, bo Ahrem właśnie przede mną uklęknął.
- Kasiu zostaniesz moją żoną?- zapytał wpatrując się we mnie intensywnie.
- Tak – upadłam na kolana mocno ściskając go za szyję. Białorusin uspokoił mnie, by móc mi założyć pierścionek na palec.
- Teraz już wiem, że mi nie uciekniesz i powiem ci, gdzie zagram w przyszłym sezonie – powiedział poważnie jednak nadal z uśmiechem na ustach.
-To, gdzie będę do ciebie latać? – pamiętałam, że mam skończyć studia w Polsce, tak jak mu obiecałam.
- Nigdzie! – krzyknął czym mnie trochę wystraszył.
- Jak to? Alek nie denerwuj mnie – dziwne myśli zaczęły mi przychodzić do głowy.
- Zostaję w Resovi i nigdzie się nie wybieram – znów się na niego rzuciłam tym razem przewracając nas na zimne kafelki.
- Alek powiedz mi, że nie zrobiłeś tego ze względu na mnie- wolałam się upewnić.
- Tu w Rzeszowie mam wszystko czego mi potrzeba, tu jest teraz mój dom, moi przyjaciele, moja praca i moja narzeczona – zaakcentował bardzo wyraźnie ostatnie słowo, po czym wpił się w moje usta przygniatając mnie swoim ciężarem.


/Karolina/

     Gwar, śmiechy i głośne rozmowy. Nie mogło być, inaczej przecież odwiedziła nas cała rodzina Łomaczów. Ciężko było ulokować ich wszystkich przy jednym stole w maleńkiej kuchni. Babcia z panią Marzeną, a może już dla mnie mamą Marzeną krzątały się przy kuchence kategoryczne zabraniając nam podchodzić. Panowie, Ania i ja siedzieliśmy grzecznie rzucając co jakiś czas w ich stronę krótkie spojrzenia.
- Też przez to przechodziłam – szepnęła do mnie Ania ściskając mnie za rękę ze zrozumieniem. – Gdy mieliśmy pierwszy rodzinny nalot po ślubie wyglądało to podobnie, tylko Grześka nie było, bo był, wtedy z kadrą w Wenezueli.
- Szwagierka nie spiskuj z moją żoną- Grzesiek wyraźnie niepocieszony, że nie wie o czym rozmawiamy rzucił w Ankę kostką cukru. Po czym wraz z Błażejem wybuchneli śmiechem.
- Nie pozwalaj sobie- Ania wycelowała w niego palcem – A ty…- popatrzyła na Błażeja – …mógłbyś bronić swojej żony, a nie śmiać się.
- Dzieci spokój, bo nie dostaniecie śniadania – babcia Stasia odwróciła się do nas i pokiwała groźnie drewnianą łyżką.
- Ja muszę zjeść, mam dziś najważniejszy mecz w sezonie- dopominał się Grzesiek.
- Dla ciebie mam coś specjalnego – odezwała się mama Grześka.
- Tylko nie to – jęknął.
- O co chodzi? – popatrzyłam na wszystkich zdziwiona.
- Grzesiu jak był młodszy to Marzenka na ważne mecze przyrządzała mu specjalny zestaw śniadaniowy – zdradził mi tata Paweł.
- Nie zjem tego chcę normalną jajecznicę jak inni – rzucał się brunet jakby miał kilka lat.
- Grzegorz zachowuj się, akurat w tym temacie mam podobne zdanie co Marzena. Masz zjeść wszystko bez gadania. Chcesz wygrać prawda? – po tych słowach babci Stasi temat był skończony.
Ja byłam zdania, że zestaw mojego męża wcale nie był zły, ale on ciągle łypał na babcie i mamę dość groźnym wzrokiem.
- Jak przegramy to przez, to – warknął w ich stronę popijając wszystko ogromnym łykiem herbaty.
- Nie wydziwiaj – prychnęła babcia. – Zjadłeś wreszcie teraz możecie posprzątać. Dziewczyny idziemy na spacer – strasznie mi się podobało to, że seniorka rodu trzymała całą rodzinę w szachu i nikt jej się nie sprzeciwiał.
     Zostawiłyśmy chłopaków i poszyłyśmy na spacer po pobliskim deptaku. Gdy szłyśmy tak wszystkie razem i rozmawiałyśmy o tych mniej lub bardziej poważnych sprawach czułam, że stałam się już pełnoprawnym członkiem rodziny dla wszystkich. Mocny uścisk mamy Grześka i jej czułe słowa pokazały mi, że czasami warto wierzyć, że jeszcze wszystko może się zmienić na lepsze.


/Magda/

     Nie skłamałabym, gdybym powiedziała, że rzeszowska hala pękała dziś w szwach. Nie dość, że pełno było kibiców to jeszcze zjawił się ogrom dziennikarzy, chyba jeszcze więcej niż wczoraj. Znów wszystko było przygotowane na to, że Resovia dziś wygra. Konfetti, szampan, medale, puchar. To wszystko tak blisko, wystarczyło tylko wygrać trzy sety. Wyjątkowo dziś usiadłam z rodzinami zawodników dumnie ubierając klubową koszulkę Łukasza, a nie swój służbowy strój. Bałam się tego co będzie, gdy wybiegną na parkiet, z Łukaszem umówiłam się, że nie rozmawiamy o dzisiejszym spotkaniu, dlatego cały dzień unikaliśmy tego tematu. Uświadomiłam też sobie, że, gdyby Resovia dziś wygrała już nie spotkamy się w tym samym składzie. Odejdzie Jurij, odejdzie Grozer, nadal nie wiedziałam co będzie z Alkiem. Zerkałam na rzeszowskich zawodników, nie było juz tego niepokoju co wczoraj, była moc, ale i w zawodnikach z Bełchatowa znów widziałam wiarę, że się uda. Kaśka mocno dopingowała chłopaków podczas rozgrzewki. Nie umknęło mi, że na jej palcu znajduje się nowa ozdoba.
- Kiedy go kupiłaś? – świecidełka u Wieczorek nie były dla mnie czymś nowym często kupowała jakąś biżuterię.
- Alek mi go dał – przysunęła się do mnie i szepnęła mi do ucha – Zaręczyliśmy się – oniemiałam zapewne szeroko otwierając usta. – Nie złość się, że i nie powiedziałam, uzgodniliśmy z Alkiem, że powiemy wszystkim dopiero po dzisiejszym meczu – wytłumaczyła.
- Nie jestem zła – szok mi szybko minął. Raczej byłam pod wrażeniem, że to już. Nie spodziewałam się tego.- Cieszę się – uściskałam ją mocno, ale krótko, by nie wzbudzić zbyt wielkiego zainteresowania.

     Duże nerwy i jeszcze większy szok, że poszło tak łatwo Grozer był na ogromnej fali, ładował piłki raz po raz w pomarańczowe pole Bełchatowian. Reszta dokładała swoje na innych pozycjach. Jeszcze dwa sety, jeszcze set i marzenie stało się piękną rzeczywistością. Gdy brakowało nam jeszcze tylko jednego punktu juz wiedziałam, że to się stało. Resovia została Mistrzem Polski. Ostatni punkt i dowiedziała się o tym cała Polska. Tego co działo się potem nie da sie opisać, to zostanie na zawsze w pamięci, ale ciężko ubrać to w słowa. Moc uścisków, krzyków i podskoków. My dziewczyny cieszyłyśmy się w swoim gronie a panowie skakali z radości po całym boisku raz ze sztabem działaczami i kibicami. Zapanował szał. Rozdanie medali, gorące wywiady i nasze pierwsze podziękowania, które akurat u mnie ograniczyły sie tylko do długiego i mocnego pocałunku Łukasza. Na rozmowy mieliśmy czas dopiero w autokarze, ale i tu był wesoło. Śpiewy, Igła szalejący z kamerą, Sebastian próbujący wgramolić się na barana do taty co skończyło się ich bolesnym upadkiem.
- Fatum odeszło w dal – wtuliłam się w Łukasza, który zechciał usiąść na chwilę koło mnie. Nie wymagałam od niego, by był teraz przy mnie miał prawo cieszyć się z kolegami.
- Powiem coś w stylu Kaski jesteś moim talizmanem – cmoknął mnie w policzek i pognał na tyły autobusu wygłupiać się dalej z resztą drużyny.

     Staliśmy na scenie przed tysiącami kibiców, którzy zgromadzili się na płycie rynku. My trochę z tyłu chłopcy na pierwszym planie. Każdy chciał coś powiedzieć, każdy dziękował i każdy się cieszył. Gdy Igła wziął mikrofon wiedziałam, że teraz będzie śmiesznie i długo. Nie pomyliłam się. Krzysiek zdążył nawet wcisnąć na swoje miejsce za kilka lat Sebastiana a kibice tak jak się tego spodziewałam przyjęli z radością taka propozycję.
– Dobra juz prawie skończyłem – zakomunikował Libero. – Teraz oddaje mikrofon Kadziowi, bo wiem, że i on ma coś ważnego do powiedzenia. No Łukasz chodź tu i zdób co do ciebie należy.
Patrzyłam na Kadziewicza, który przejmuje mikrofon od Igły. Nastawiłam się na jakąś zabawną anegdotę środkowego a zaczęło dziać się coś zupełnie innego.
- Przez to, co zaraz zrobię zostanę pewnie zabity, więc to moje ostatnie chwile z wami – wybuchnęło kilka śmiechów, ale tłum jakby ucichł.- Zostałem w Rzeszowie nie tylko dlatego, że to według mnie najbardziej profesjonalny klub do uprawiania tego sportu w Polsce. Dziś jest to też klub dzięki któremu zdobyłem to czego brakowało w mojej karierze upragniony złoty medal – podniósł złoty krążek w stronę tłumu. – Jestem tutaj też dla kogoś innego. Kogoś, kto stał się drugą po mojej córce najważniejszą osobą w życiu – słuchałam jak zaczarowana i powoli docierało do mnie, że to o mnie mowa. – Madziu chodź tutaj – odwrócił siew moją stronę a ja stałam jak sparaliżowana i to Krzysiek musiał mnie lekko popchnąć bym się ruszyła.
- Zabijesz mnie, za to co teraz zrobię, ale zaryzykuję – sięgnął do kieszeni jeansów wyciągając z niego brokatowe czerwone pudełko – Niedługo zostaniemy rodzicami naszego synka a już dziś chce cię o coś zapytać. –Madziu wyjdziesz za mnie? –nie uklęknął tylko złapał mnie za rękę, przez jego delikatny dotyk czułam ten żar jaki przepływa nam przez palce, gdy stykaliśmy je ze sobą. Mogłam się założyć, że miałam w tym momencie przerażoną minę a tłum kibiców wiwatował i krzyczał.
Nie zakładałam, że ten moment nadejdzie już niedługo, myślałam, że jeśli już to może za kilka lat. Do tego te okoliczności. Czy jednak mogłam sobie wymarzyć lepszą chwile? Dziś oboje byliśmy tak samo szczęśliwy a mogliśmy być jeszcze bardziej wystarczyło tylko jedno słowo, trzy litery.
- Tak – szepnęłam, by tylko on mógł to usłyszeć, chciałam, by dowiedział się wcześniej niż inni, reszta dowiedziała się kilka sekund później, gdy pierścionek znalazł się na moim palcu a ja w jego ogromnych ramionach.



Tadam, tadam, tadam :) Powiem wam, że tej historii nie pisałam tak naprawdę sama, pisali ją też siatkarze Resovi, którzy właśnie tak postanowili zakończyć sezon 2011/2012. I powiem wam, że taki finał mnie satysfakcjonuje. Czekałam na to szmat czasu, by obraz przelać w słowa, ale w końcu mam. To wszystko stało się też dzięki wam, gdyby nie wasza obecność i słowa wsparcia mogło, by być różnie. To dziś nie pod epilogiem chcę podziękować wszystkim, którzy byli tu ze mną. Tym, którzy byli od początku do końca, tym, którzy dotarli tu w połowie nadrabiając rozdziały i tym, którzy odeszli gdzieś po środku. Każde słowo zostawione przez was pomagało. Dziękuję tym, które pisały komentarze systematycznie, tym, które pojawiały się raz na jakiś czas, a nawet tych, które czytały wszystko w ukryciu.
Tradycyjnie mam prośbę o to, by każdy z was, kto przeczyta ten rozdział zostawił, choćby słowo, że tutaj był. Ja z wami pożegnam się za dwa tygodnie czy ostatecznie, tego jeszcze nie wiem, może to właśnie wasza obecność tu pod tym rozdziałem pomoże podjąć mi decyzję.

PS. Mocne uściski pocieszenia dla czytelniczki R, bardzo cię przepraszam, że zakończyłam to opowiadanie, ja wiem, że chciałaś więcej, ale moja wena powiedziała dość.

Ps2. I znów nici z mojego zaskoczenia Shelby znów mnie rozszyfrowała  ;)

14 marca 2014

57. Mimo tak wielu granic… Mimo tylu nieznanych… I tak będę z Tobą.



/Magda/

     Minęło kilka dnia a my dalej z Łukaszem byliśmy dalecy od porozumienia. Tak tutaj odzywał się nasz ośli upór. Żadne z nas nie chciało się przełamać. W sumie krok należał do mnie, bo Łukasz mnie przeprosił a ja nadal byłam na niego zła. Złość nigdy nie przechodziła mi łatwo. Na szczęście Amelia wróciła do Olsztyna, bo przy niej było nam bardzo trudno udawać, że wszystko jest w porządku. Był to tak naprawdę nasz pierwszy poważny kryzys i, jeżeli każdy kolejny miał być podobny to wiedziałam, że łatwo nie będzie. Łukasz starał się zrehabilitować i po dwóch dniach zaakceptował obecność Dynamo w naszym domu, może jeszcze nie do końca się do niego przyzwyczaił, ale było lepiej. Psiak jednak traktował go z rezerwą pewnie pamiętał te jego krzyki z pierwszego dnia. Dzięki Bogu labrador nie sprawiał większych problemów, bo, wtedy pewnie mielibyśmy na ten temat nie jedną sprzeczkę.
     Bacznie też obserwowałam jak Kadziu będzie teraz reagował na Jurija. Na całe szczęście ignorował go tak jak dotychczas a przynajmniej robił tak, gdy byłam w pobliżu. Mój kontakt z Biereżką jako tako się odnowił, ale rozmawialiśmy tylko o tym jak sprawuje się Dynamo i szybko wracaliśmy do swoich spraw, tu już nic się nigdy nie zmieni.
- Hej! – usłyszałam głos Kaśki, która stanęła w drzwiach mojego gabinetu. Brunetka kontrolowała mnie, odkąd dowiedziała się o mojej sprzeczce ze środkowym.
- Co znów kontrola? – zaśmiałam się podnosząc wzrok nad tabelek kalorycznych.
- Tylko się nie złość, z resztą już widziałam, że nic się nie zmieniło, bo znów przyjechaliście osobno. Widziałam wasze samochody – rozsiadła się wygodnie w fotelu, który miałam naprzeciwko biurka.
- To nie ma nic do rzeczy. Łukasz ma jeszcze tylko półgodziny treningu a ja tu siedzę do wieczora, by mieć resztę tygodnia wolnego – wytłumaczyłam. Jednak troszkę oszukiwałam. Łukasz przecież zawsze, by po mnie przyjechał, gdybym tylko tego chciała.
- Ty się przypadkiem nie przemęczasz trochę? – spojrzała na mnie mrużąc oczy.
- A co będę robić w domu, kiedy jego obecność w, nim tak mnie irytuje – Kadziewicz specjalnie plątał się po mieszkaniu i zjawiał się w tych samych pomieszczeniach co ja. A to golił sie, gdy robiłam pranie, to znów zgłodniał, gdy przygotowywałam sałatkę, a nawet obejrzał ze mną po raz jedną z części Harrego Pottera, którego ponoć nie znosił.
- Magda to już przesada, weź mu wybacz – radziła przyjaciółka. – Madzia! – krzyknęła, gdy nadal milczałam.
- Zrobię to, jak zrozumie swoje zachowanie, nie jestem pewna czy już to nastąpiło. Jak go przetrzymam jeszcze parę dni to nic mu nie będzie – taki miałam plan wiem byłam wredna, ale Łukasz musiał się nauczyć, że nie może dorabiać sobie dziwnych ideologi do każdego mojego spotkania z kimś o kogo jest zazdrosny. Krzątałam się po gabinecie jak w ukropie, jak na złość nie mogłam znaleźć wyników Kosoka i Nowakowskiego z zeszłego miesiąca. Przewalałam już kolejny segregator i nic.
- Zazdrośnik z niego, ale Magda kochany zazdrośnik – próbowała mnie przekonać. – Z resztą niedługo mu przejdzie Alek mi mówił, że Biereżko odchodzi z Rzeszowa.
- Tak, przenosi się do Rosji, do Zenitu. Kto wie może będzie twoim sąsiadem? – próbowałam odwrócić temat i przenieść rozmowę na Kaśkę. Wiedziałam, że niepewny pobyt Aleha na kolejny sezon w Resovi wpłynął na nią. Chciała z nim jechać, ale nie chciała zostawiać tego co ma tutaj, była rozdarta.
- Znów mnie prowokujesz! Jak zacznę to analizować, to się popłacze jeszcze. Będzie co ma być – powiedziała.
- Będzie dobrze, ja ci mówię, że Alek zostanie w…- jeden z ostatnich segregatorów wypadł mi z ręki a ja złapałam się półki od regału.
- Madzia co ci jest?- Kasia momentalnie znalazła się przy mnie.
- Nie wiem coś mnie za kłuło – przeraziłam się tym co się właśnie stało.
- Usiądź ja lecę po Łukasza – nie protestowałam, nawet, gdybym chciała to bym nie zdążyła, bo brunetka niczym błyskawica wypadła na korytarz. Usiadłam na krześle bojąc się, że ten ból się powtórzy. Nie minęło 5 minut a oboje byli już przy mnie.
- Co się dzieje, gdzie cię boli? – Łukasz dopadł krzesła kucając przy mnie.
- Nie wie, to gdzieś w dole brzucha coś mną jakby szarpnęło – serce biło mi coraz mocniej a jego przestraszona mina wystraszyła mnie jeszcze bardziej.
- Jedziemy do szpitala!- zadecydował. Szybko sie zebraliśmy i powoli, ale o własnych siłach doszłam do leksusa siatkarza.
     Usiadłam z przodu a Kaśka bez pytania wpakowała się do tyłu. W sumie ucieszyła mnie jej obecność, przecież była dla mnie jak siostra. Droga dłużyła się, na całe szczęście żaden ból już się nie pojawił, ale i ja nie dałam mu ku temu żadnej sposobności, bo siedziałam bez ruchu. Zrobiło mi się jednak niedobrze o czym szybko poinformowałam Kadziewicza.
- Wytrzymaj, zaraz będziemy – spojrzał w moją stronę, a potem ni z tego ni z owego krzyknął – Wiedziałem, że tak to się skończy. Najpierw uparłaś się, że będziesz studiować i pracować teraz jeszcze ten pies! Co chwila schylasz się do niego, nosisz na rękach a moje zdanie już wcale cię nie obchodzi! – kontynuował, gdy staliśmy na czerwony przy skrzyżowaniu.
- Przestań wszystko sprowadzasz do jednego!- warknęłam – Obwiniasz Dynamo a tak naprawdę to już nie wiem na kogo jesteś zły na mnie czy na Jurija! Przypominam ci, że są takie kobiety, które w ciąży pracują i mają jeszcze powiedzmy dwójkę większych dzieci na głowie i do tego nieznośnego męża – jak mu miałam wytykać to już na całego.
- Ty nie jesteś inną kobietą ty jesteś moja kobietą! – może i bym się ucieszyła z tych słów, ale w takim tonie jakim je wypowiedział wcale mi się nie spodobały.
- Do tego jeszcze jesteś typem despoty, tego mi nie potrzeba!- kłóciliśmy się już na całego.
- Przestańcie! Tu chodzi o wasze dziecko! Czy moglibyście się uspokoić?!- Kaśka wrzasnęła tak jak już dawno nie słyszałam, poskutkowało, resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu.

     W szpitalu okazało się, że moja ginekolog nie ma dziś dyżuru, to jednak nie było teraz ważne. Czekaliśmy na innego lekarza w gabinecie. Kaśka nie chciała nas zostawiać samych, ale do środka mogła wejść tylko jedna osoba z pacjentem i nie było mowy, by Kadziu się z nią zamienił miejscami.
- Pani Magdaleno już sprawdzimy co sie dzieje – po wstępnym wytłumaczeniu lekarzowi co się stało ten zabrał się za robienie USG – Mamy tu 21 tydzień ,wyczuwała pani już ruchy dziecka? – zapytał smarując mi brzuch zimnym żelem.
- Jeszcze nie, ale doktorze to na pewno nie to, to było takie dziwne uczucie, tak jakby mnie ktoś pociągnął za rękę – próbowałam wyjaśnić.
- Już sprawdzimy co tam słychać – przyłożył urządzenie i wpatrując się w monitor bacznie obserwował dziecko. My też widzieliśmy wszystko na ekranie a i bicie serduszka można było usłyszeć z przyciszonego głośnika.
- Doktorze czy coś wiadomo? – Łukasz się niecierpliwił.
- Nie widzę tutaj żadnych niepokojących zmian. Serce bije bardzo mocno, widać też ruchy – wskazał na monitor – Chłopak jest już duży i silny, pewnie wyrośnie z niego gigant jak tata- zerknął na Łukasza.
- Chłopak? – zapytał szatyn.
- Nie znali państwo wcześniej płci dziecka? – zdziwił sie lekarz.
- Chcieliśmy mieć niespodziankę, ale teraz chyba ważniejsze jest to, że nic mu nie jest – widziałam łzy w oczach Łukasza, gdy zwrócił się do lekarza.
- Zlecę jeszcze badania, które zrobimy jeszcze dziś, proszę tutaj na mnie poczekać – doktor wyszedł z gabinetu a ja uśmiechałam się to do Łukasza to do siebie.
- Synek – szepnęłam.
- Mój synek, nasz synek – Kadziu podchwycił moje myśli ściskając mnie mocno za rękę. – Madzia ja cię jeszcze raz przepraszam. Już nie wiem, co mam robić byś mi wybaczyła.
- Dziś zrobiłeś o wiele więcej . Dziękuję ci, że jesteś przy mnie, gdy cie potrzebuję, że mnie kochasz i wspierasz – uznałam, że wystarczy tej katorgi między nami.
- Zawsze będę zapamiętaj to. Choćby nie wiem, co nas dzieliło, ile będziemy się kłócić i złościć na ciebie. Zawsze będę i zawsze będę cie kochał - to były drugie najpiękniejsze słowa jakie dziś usłyszałam pierwsze to oczywiście wieść o tym, że urodzę synka.
- Zawołaj Kasię ma prawo pierwsza się dowiedzieć, że już niedługo na świat przyjdzie jej przyszywany siostrzeniec – powiedziałam z ulgą wiedząc, że między nami już wszystko dobrze , że z naszym dzieckiem też wszystko jest jak najlepiej.

/Karolina/

     Ze smutkiem pożegnałam braci, którzy dziś musieli wracać do Stanów te 6 tygodni wiele nam dało. Już wiedziałam, że zobaczę się z nimi jeszcze tego lata. Wtedy też miało dojść do spotkania z moją mamą. W tym czasie, gdy Matt i Dan byli w Polsce prowadzili kontrolowane mediacje między nami. Nie było to łatwe, bo ja naprawdę nie mogła uwierzyć, że za wszystkim co przykrego spotkało mnie z jej strony stoi nasz ojciec. Starałam się zaufać, ale nie było to proste. Na wybaczenie może kiedyś przyjdzie pora, na razie nie mogłam tego zrobić. Patrzyłam jak samolot kołuje w stronę pasa startowego, nie było to ich docelowy środek transportu, czekała ich jeszcze przesiadka na boeinga w Warszawie, który zabierze ich do Atlanty.
- Niedługo się z nimi zobaczysz – Grzesiek mocniej objął mnie w pasie.
- Obiecaj, że pojedziesz tam ze mną – wiedziałam, że, gdyby nie obowiązki kadrowe Grzesia zgodził, by się z miejsca. W tym roku jednak czekał na siatkarzy Londyn, a może i miejsce w kadrze dla Grześka.
- Pojedziemy, obiecuję – wierzyłam, że logistycznie co, by się nie działo uda nam się to zorganizować. Łomacz jako siatkarz nie miał takich problemów wizowych jak zwykli ludzie w Polsce. Ogólnie byłam zaskoczona, że kraj, w którym spędziłam 18 lat życia stwarza taki problemy Polakom. – Chodź odwiozę cie do pracy.
- Powinnam chyba rozejrzeć się za tym samochodem Nie musiał byś mnie wszędzie wozić – mogłam poruszać się autobusem albo tramwajem Grzesiek jednak, gdy miał tylko okazje wszędzie mnie woził.
- To jest świetny pomysł, cieszę się, że w końcu przyznałaś mi rację – już kiedyś wypłynął temat mojego własnego auta, ale, wtedy Łomacz uparł się, że mi go kupi dlatego unikałam wspominania o tym.
- Nie przyznałam ci racji co do tego byś mi go kupił, mam odłożone pieniądze na jakieś małe 15-letnie auto i nie chce słyszeć sprzeciwu – od razu mu zakomunikowałam.
- A pozwolisz mi, chociaż poszukać go z tobą czy tu też nie mam nic do gadania? – zrobił skruszoną minę. Ucieszyłam się, że nie zaczął znów wywlekać tych wszystkich argumentów co ostatnio, że nowe auto jest lepsze, nie wyeksploatowane, nie ma usterek i na pewno jest bezpieczniejsze.
- Pozwolę, a teraz chodźmy obiecałam Adrianowi, że zjawie się nie później jak o 15 – uśmiechnęłam się do siebie ciesząc się, że tak zgrabnie poszło mi przy tej rozmowie o moim środku transportu.

     Gdy weszliśmy do studia od drzwi uderzył w nas krzyk przemieszany z płaczem dzieci. Pobiegłam w głąb pomieszczenia, gdzie mieliśmy małe studio zdjęciowe i zobaczyłam Adriana, który próbował uspokoić dwóch chłopców w wielu 3 lub 4 lat.
- Co tu się dzieje? – zapytałam mojego szefa a ten oderwał się od dzieci pozwalając, im na regularną walkę.
- Matka zostawiła tych bliźniaków na sesji a sama powiedziała, że wróci za godzinę. Gdy tylko wyszła ci zaczęli bójkę i tak to wygląda do teraz. Nie wiem już co robić – wyjaśnił, spojrzeliśmy na nieboraków, którzy szarpali się właśnie za bluzy.
- Gdzie Helena? Ona, by sobie z nimi poradziła – ratunek widziałam tylko w żonie Adriana.
- Pojechała do rodziców. Karolina pomóż, ja już nie daje rady – błagał.
- Ja…?- jęknęłam przerażona. Nie miałam zbyt dużej styczności z dziećmi w sumie tylko z Amelką, Sebastianem i Dominiką, nigdy nie wiedziałam jak mam się zachowywać w ich obecności. Chłopcy okładali się coraz mocniej pięściami, wiedziałam, że muszę ich przynajmniej rozdzielić. – Grzesiek pomóż.
- Ja spróbuje się skontaktować z matką – Adrian czmychnął na zaplecze, a Łomacz nie mniej przerażony jak ja próbował zbliżyć się do bliźniaków.
Nie obyło się bez ofiar, ja mogłam zaliczyć pęk wyrwanych włosów, Grześka najprawdopodobniej czekała śliwa na policzku. Nie spodziewałam się, że małe dzieci potrafią mieć w sobie tyle siły a do tego mogą być tak agresywne. Po kilku minutach jednak rozdzieliliśmy chłopców i, chociaż obaj obrażeni wreszcie siedzieli spokojnie. Marcel bawił się breloczkiem od moich kluczy a Kacper opakowaniem po zużytej rolce fotograficznej. Ciągle łypali na siebie od czasu do czasu, ale już nie mieli ochoty na rękoczyny.
- Nie było tak źle- zaśmiał się Grzesiek rozmasowując skórę pod okiem.
- Pokaż to – usiadłam przyglądając się zaczerwienionej już skórze na twarzy mojego męża.
- Daliśmy radę, to mógł być dobry sprawdzian dla nas na przyszły czas – powiedział a ja zamarłam.
- Grzesiu przecież wiesz, że ja boję się, że przekażę swoja chorobę dziecku – oczywiście już wcześniej o tym rozmawialiśmy wiec troszkę się przestraszyłam, że Grzesiek wspomina o dzieciach.
- Pamiętam ,ale wiedz, że, jeżeli kiedyś zmieniłabyś zdanie…- zaczął.
- Chciałabym mieć kiedyś dzieci, ale strach jest silniejszy – byłam jeszcze młoda, ale za parę lat wiedziałam, że i u mnie obudzi się chęć posiadania własnego dziecka.
- Są lekarze, będziemy szukać próbować i przecież wiesz, że nie mam nic przeciwko adopcji – przekonywał mnie z czułością.
- Wiem Miśku, wiem – powiedziałam zamyślona.
- To ciebie kocham najbardziej i to twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze – zdążył jeszcze powiedzieć siatkarz nim Adrian wrócił z zaplecza informując nas, że matka chłopców już jedzie. Te kilka minut spędzone z bliźniakami otworzyło we mnie jakąś niewidzialną dotąd furtkę i zbudziło wiele nowych myśli.

/Magda/

     Moskwa. Nie mogłam uwierzyć, że tu jestem. Wiedziałam, że tym razem nie przepuszczę takiej okazji. Wszystkie dziewczyny wybierały się na decydujący mecz w walce o zwycięstwo w rozgrywkach CEV. Dostałam zgodę swojej ginekolog, naszego sztabu i prezesa, a nawet bez większych bojów zgodę od Łukasza. Chyba w końcu zrozumiał jak w pewnych sytuacjach powinien się zachować. Pierwszy mecz na Podpromiu przegraliśmy minimalnie i wciąż była nadzieja na triumf. Znów odbył się pięciosetowy bój niestety przegrany przez rzeszowskich zawodników. Szkoda, że w tych rozgrywkach liczy się tylko zwycięzca, bo, inaczej też mielibyśmy co świętować.
-To już jest fatum. Mówię ci, że ze mą w składzie to nigdy niczego nie wygramy – powiedział Łukasz do Krzyśka, który dołączył właśnie od Iwony.
- Przestań za przeproszeniem pieprzyć! – warknął Igła, ale też był zły.
- Wicemistrzostwo świata, wicemistrzostwo z Biełgorodem, wicemistrzostwo z Jastr…- Łukasz miał zamiar wyliczać.
– Łukasz daj spokój, nie widzisz, że jest zły – szepnęłam.
- Widzę, ale mnie też to wkurza. Dobrze, że tu jesteś od razu jest mi lepiej i lżej – zdradził przytulając mnie mocno i całując we włosy.
- A nie będziesz zły jak zniknę na kilka godzin. Dziewczyny chcą iść na zakupy - wczoraj Kadziu pokazał mi trochę Moskwy .Dziś an wieczór planowaliśmy spacer po Placu Czerwonym.
- Jak wrócisz na czas i kupisz mi coś ładnego to nie będę – zaśmiał się. Ten śmiech mnie ucieszył, bo martwiłam się, że będzie rozpamiętywał tą przegrana przez dłuższy czas.
- Materialista – wetknęłam mu place w żebra, a raczej próbowałam to zrobić, bo przebić się przez jego masę mięśniową nie było łatwo.

     Poszłyśmy na zakupy w szóstkę. Ja, Kaśka, Karolina, Iwona, Ola i Paulina. Dziewczyny obrały kurs na drogie butki znanych projektantów. Z Karolina czułyśmy się nieswojo nigdy nie byłyśmy przyzwyczajone do wydawania takich sum na kawałek materiału. Do tego ja nie widziałam za bardzo sensu w kupowaniu czegoś w co i tak się nie wcisnę.
- Magda nie przeliczaj dolarów na złotówki, bo cie głowa rozboli! – krzyknęła Iwona, gdy zerknęłam na jedną z metek.
-Kiedy ja nie potrafię – oglądałam jakieś letnie zwiewne sukienki. Na pewno nie były warte kilkaset złotych.
- Tą byś mogła kupić. Ślicznie ci w liliowym jak się opalisz – Kaśka ściągnęła lekką sukienkę z wieszaka. – Będziesz miała w sam raz na wakacje.
- Chyba za rok, przypominam ci, że mam termin na przełom lipca i sierpnia – niby to jeszcze daleko a ja już wiedziałam, że zleci jak z bicza strzelił.
- Wybraliście już imię? Słyszałam od Piotrka, że to będzie chłopiec- zapytała Ola.
- To u nas drażliwy temat jest. Jak Łukasz zaczął wytaczać swoje propozycje to nic mi się nie podobało. Gdy zapytał o moje wolałam mu nawet nie mówić – zdradziłam. Podjęliśmy ten temat jeden raz i szybko odwiodłam Kadziewicza od dalszej rozmowy o tym, bo wiedziałam, że będzie awantura.
-Łukasz zawsze się śmiał, że nazwie chłopaka Krzysiek – wspomniała Iwona.
- Iwonka mi się to imię podoba i nic przeciwko niemu nie mam, ale wiesz ja też mam jakieś tam swoje propozycję.
- Powiedz wreszcie jakie? Madzia nie trzymaj nas w niepewności. Nawet mi nie powiedziała! – burzyła się Kaśka.
- Bo wiedziałam, że zaraz wszystkim wypaplasz – rzuciłam w nią kapeluszem, który był na jednej z półek.
- Powiesz nam czy nie? - Iwona już się zniecierpliwiła. Zdecydowałam się, że powiem, bo i tak niedługo to wyjdzie.
- Ja bym chciała Wiktora, Igora albo Ivana, Łukasz Kubę, Krzyśka lub Maćka.
- Wszystkie śliczne – potwierdziły dziewczyny.
- Wiesz Madziu co ci powiem, pójdziecie na kompromis z tym, zawsze tak jest, wiem to z doświadczenia – pocieszyła mnie Iwona. Pewnie miała racje jako mężatka z tak długim stażem i dwójką dzieci „w dowodzie”.

     Spacerując szeroką aleją, gdzie po bokach wciąż miałyśmy pełno znanych sklepów a dookoła mnóstwo bogatych Rosjan i Rosjanek dostrzegłyśmy grupę podejrzanie wysokich mężczyzn i nie byłybyśmy sobą gdybyśmy nie poszyły w tamtą stronę. Chłopaki stali przed wejściem do jubilera.
- Mieliście zostać w hotelu! – wytknęła Ola parząc podejrzliwie na Piotrka.
- Musieliśmy osłodzić sobie przegraną – zaśmiał się Nowakowski.
- Chwalić się co kupiliście -Paulina nie myślała czekać na to. Chyba każda z nas ciekawa była.
- My nic, tylko Krzysiek – Łukasz zdradził przyjaciela a Iwona momentalnie zgromiła Igłę wzrokiem.
- Tylko mi nie mów, że kolejny zegarek – złapała Libero za rękę podciągając mu rękaw od kurtki –Czy ty kiedyś dorośniesz !? To już chyba 8 w twojej kolekcji. Ostatni kupiłeś w Tokio kilka miesięcy temu.
- Kochanie dla ciebie też coś mam – Krzysiek widząc złość żony sięgnął do kieszeni otwierając małe pudełeczko, gdzie znajdowała się delikatna bransoletka.
- A w co, naprawdę nic nie kupiliście? – zastanawiała się Kaśka patrząc z wyczekiwaniem w stronę Alka.
- Przed nimi nic się nie ukryje zaśmiał się Grzesiek. Może założycie jakieś biuro detektywistyczne – okazało się, że każda z nas otrzymała mały upominek od swojej długiej połowy. W kolczykach, które kupi mi Łukasz zakochałam się z miejsca i nawet nie zastanawiałam się, ile to mogło kosztować.




A teraz będzie ryk. Coraz bardziej dociera do mnie, że to już prawie pożegnanie. Będzie m i tego bardzo, ale to bardzo brakować, ale wena to nie sługa, poszła sobie i nie ma zamiaru do mnie wrócić, by rzucić mi jeszcze jakiś pomysł. Chciałabym, ale wiecie, że nie można nic na siłę, bo z tego nic nie będzie. Na pocieszenie jeszcze dwa. Ostatni rozdział i epilog, a potem będziemy mogły płakać wspólnie.