5 lipca 2013

39. W najlepszej z chwil i najgorszej też, będę z Tobą…



/Grzesiek/
     To co powiedziała mi Magda zaniepokoiło mnie. Dziwne zachowanie Karoliny na pewno nie znaczyło nic dobrego. Niestety, moje pytania były zbywane słowami, że wszystko jest dobrze. Już zdecydowałem, że pojadę do Rzeszowa na weekend, by przekonać się o tym na własnej skórze a w razie czego rozwiązać problem, który się pojawił. Kończyłem pakowanie, gdy z mojego laptopa odezwał się dźwięk przychodzącej rozmowy video. Dzwoniła Karolina.
- No hej, jeszcze 2 godzinki i będę u ciebie. To miała być niespodzianka, ale co mi tam – przywitałem ją radośnie.
- Grzesiu? – przygryzła nerwowo wargę.
- Karol teraz to już widzę aż za dobrze, że coś się dzieje. Cały tydzień jesteś przygaszona, nie chcesz rozmawiać .Martwię się – może takie ciągłe wymuszanie nie było dobrym sposobem, by się czegoś dowiedzieć, ale za każdym razem, gdy widziałem jej smutną twarz którą starała się ukryć pod sztucznym uśmiechem gotowało się we mnie.
- Grzesiu mogłabym przyjechać do ciebie i zostać na kilka dni? Nie chcę być teraz w Rzeszowie – wreszcie powiedziała ciut więcej, ale to i tak niczego nie wyjaśniało.
- Na sobotę i niedzielę mogłabyś przyjechać, ale w tygodniu, sam nie wiem, Andrzej nie był, by chyba zachwycony - rozważyłem jej prośbę.
- Zapomnij, że pytałam – odparła cicho jeszcze bardziej przygaszona niż przed chwilą.
- Nie Karolina nie zapomnę! Powiedz mi co się stało, mamy sobie ufać! – poniosło mnie, ale straciłem już swoją cierpliwość. Jak widać przez cały tydzień delikatnością i subtelnością nic nie zdziałałem.
- Mój ojciec tu był. Chce mnie zabrać z powrotem do Stanów – głos się jej łamał a spod powiek, które zamknęła wypłynęły pierwsze łzy.
     Takiej wiadomości się nie spodziewałem. O Macieju Orzechowskim wiedziałem niewiele. Z resztą przestał mnie obchodzić, gdy Karolina powiedziała mi, że to za jego sprawą rodzina odsunęła się od polskich korzeni a później, gdy zachorowała również od niej samej. To on przekonał jej matkę, by wysłać ich córkę do zakonu, bo nie zasługuje na, to by była kojarzona z rodziną Orzechowskich. Zrobili to i od tej pory nie interesowali się jej losem. Jak widać tatusia coś teraz skłoniło, by sobie przypomnieć, że ma córkę.
- Dlaczego? – na bardziej rozbudowane pytanie nie było mnie stać.
- Powiedział, że nie po to wydał tyle tysięcy dolarów na, to by siostry mnie przyjęły bym teraz to zaprzepaściła. Mogłam się domyślić, że jak tylko dowie się, że wyjechałam z zakonu to szybko mnie odnajdzie w domu swojej matki. Nie przypuszczałam, tylko że kiedykolwiek będzie chciał mnie szukać. Przecież, odkąd mnie zostawili to nie odezwali się ani słowem,. Nie zadzwonili, nie napisali listu, nothing. Grzesiu boję się, nie chcę cię zostawić. Nie chcę tam jechać – przerwała płacząc coraz mocniej a mi z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym przez nią rosła coraz większa gula w gardle.
- I nigdzie nie pojedziesz!- powiedziałem stanowczo. – Tu teraz jest twój dom i nikt nawet twój ojciec tego nie zmieni.
- Ale ty go nie znasz! – pisnęła szatynka. – On jak sobie coś postanowi to zawsze chce to zrealizować.
- Ja też i właśnie w tej chwili ci mówię, że nie pozwolę cię nigdzie zabrać – obiecałem. – Przyjadę do ciebie i wspólnie stawimy temu czoła. Nie będziesz przed nim uciekać i się ukrywać a tym bardziej nie będziesz się go bać. Nie, teraz gdy masz mnie – nie miałem zamiaru pozwolić, by przez niego cierpiała. Już wiele bólu jej przysporzył przez te wszystkie lata.
- Kocham cie najmocniej na świecie – szepnęła ocierając łzy . W jej jasnych oczach dostrzegłem nadzieję, strach nie był już tak bardzo widoczny.
- Ja ciebie równie mocno. Niedługo przy tobie będę. Nie płacz już- miałem ochotę ją przytulić niestety na razie odległość mi na to nie pozwalała.
     Po tej rozmowie chciałem jak najszybciej znaleźć się w Rzeszowie. Chwyciłem na wpół zapakowaną torbę zamknąłem pokój. Dobrze, że na dziś nie mieliśmy już nic zaplanowane, bo nie wysiedział bym a tych zajęciach. Wpadłem do Magdy, by wyjaśnić jej wszystko. Blondynka chciała jechać ze mną, ale nie mogła sobie na to pozwolić, bo Andrzej wymyślił na weekend jakieś mini szkolenie dla całego sztabu.
- Dam sobie radę – zapewniłem ją.
- Ale, gdyby coś się działo dzwoń. Kaśka będzie na miejscu na pewno ona też nigdzie naszej Karol nie puści – o tak Krasikov miała racje co do tego.
- Ty też nie martw się na zapas – wierzyłem, że dam radę. Muszę.

/Magda/


     Grzesiek kazał mi się nie martwić, a to nie było takie proste. Nie mogłam zrozumieć jak rodzice mogą robić coś takiego własnemu dziecku. Sama zbyt długo nie cieszyłam się szczęśliwym życiem rodzinnym. Gdy mój tata zmarł miałam, zaledwie 9 lata, ale pamiętam dobrze, że bardzo się kochaliśmy. Nie wiem jak, by to wyglądało teraz, ale myślę, że wiele, by się w tym aspekcie nie zmieniło. Czy mój ojciec też stawiał, by mi warunki jak to robił Jan? Czy nie spodobałaby mu się droga jaką wybrałam w życiu? Może i nie ze wszystkiego był, by zadowolony, ale na pewno nie był, by takim despotą jak Podleśny. Potrafiłam to jednak akceptować, dopóki on był dobry dla mojej mamy a tu nie mogłam powiedzieć na niego ani jednego złego słowa. Kiedy przyjechałam do domu po moich gdańskich wojażach unikałam go umiejętnie a przy okazji spędziłam czas z mamą i naładowałam akumulatory. Czasami wychodziło nam z Janem to, że potrafimy spędzić pod jednym dachem kilka dni bez darcia kotów. Ciężko było mi sobie wyobrazić, przez co w Stanach przeszła Karolina, gdy cała rodzina się od niej odwróciła, przecież nie można przestać kochać z dnia na dzień z powodu wieści o chorobie a oni tak zrobili. Karolina w Polsce zyskała nowy dom i teraz to ja, Kasia a przede wszystkim Grzesiek byliśmy jej rodziną. Byłam cały sercem z nimi i obiecałam sobie ze wyrwę się z Kielnarowej, gdy tylko będę mieć kilka godzin wolnego. Czułam się już lepiej po serii kroplówek i nikt nie zorientował się, że moje zdrowie podupadło, raczej już dźwignęłam sie na nogi.
     Czekałam aż Jurij będzie dostępny online. W tym tygodniu nie rozmawialiśmy jeszcze przez skeypa musiała mi wystarczyć tylko krótka rozmowa telefoniczna odbyta w środowy poranek. Biereżko nie miał na nic czasu, rozumiałam go, sama przechodziłam przez podobny młyn. Wreszcie zobaczyłam zielone światełko i wcisnęłam połącz. Jura odebrał po kilku sekundach.
- Też miałem do Ciebie… -urwał w połowie przyglądając mi się uważnie.
- Jura coś się stało? Słyszysz mnie? – myślałam, że może coś z łączem jest nie tak.
- Obcięłaś włosy! – huknął.
- Tak, nie podoba ci się? – przeczesałam je palcami. Miałam ochotę się zaśmiać. Zawsze śmieszyła mnie ta zbyt mocna ingerencja partnera w to, jak ma czesać/ubierać się jego dziewczyna.
- Co ci odbiło? – niestety ton jego głosu wcale nie powodował, że na ten śmiech ma mi się zaraz zebrać.
- Jurij to tylko włosy – byłam w szoku, że to stanowi dla niego aż taki problem
- A czy ty w ogóle bierzesz pod uwagę moje zdanie? – był zły, patrzył ma nie, jakby to ująć najdokładniej z męczarnią.
- Moje włosy, moja decyzja. Czy ty aby nie przesadzasz?- o nie, nie miałam zamiaru dać się atakować, nie z takiego powodu.
- Ciekawe czy byś tak mówiła, gdybym ogolił się na łyso- myślałam, że może zacznie właśnie żartować, ale jego mina nie wskazywała na to.
- Przyzwyczaiłabym się. Robisz z igły widły. Wszyscy uważają, że lepiej mi w tej fryzurze. Tylko tobie nie pasuje. Stwarzasz problem tam, gdzie go nie ma – próbowałam mu to uświadomić.
-Kadziewiczowi na pewno się podoba tak jak jest teraz, Widziałem was na zdjęciach jak byłaś z, nim to miałam identyczną fryzurę –wypalił wbijając mnie tymi słowami w materac łóżka. Nie miałam pojęcia, gdzie miał widzieć moje zdjęcia z Łukaszem. – Co zaskoczyłem się? Widziałem wasze foty z Paryża na twoim komputerze.
- Teraz to już przesadziłeś. Miałam taką fryzurę długo przed tym nim poznałam Łukasza. Jak w ogóle mogłeś przeglądać mojego laptopa? Nie przypominam sobie bym sam ci te zdjęcia pokazała! – to już nie o fryzurę się kłóciliśmy, ale o to, że Biereżko chyba za bardzo miał ochotę kontrolować moje życie. Miałam zamiar mu właśnie uświadomić, że tak nie będzie. – Nie jestem twoja własnością i będę robić co mi się podoba. Nie ma to nic do rzeczy czy jesteśmy parą, czy też nie. Tak w ogóle to może oboje się zastanowimy czy jest sens być razem, skoro nawet takie proste sprawy jak zmiana fryzury są nie po twojej myśli!- nie czekałam na odpowiedź rozłączyłam się szybko.
     Tak bardzo cieszyłam się, że będziemy mieli wreszcie czas porozmawiać a on wszystko zepsuł. Nie uważałam, że przesadziłam , to on przesadził. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Co znów- szepnęłam sam do siebie kierując się w ich stronę.
- Słyszałem podniesiony głos. Coś się stało? – na korytarzu stał Łukasz.
- Zacznę podejrzewać, że koczujesz pod moim drzwiami – sama nie wiedziałam czy mam ochotę z nim rozmawiać.
-Tylko przechodziłem – tłumaczył.
- Tak, ty zawsze tylko przechodzisz. Nic się nie dzieje, nikt mnie nie morduje- weszłam w głąb pomieszczenia ignorując totalnie dźwięk dochodzący z laptopa i tak wiedziałam, że Biereżko dzwoni, nie musiałam nawet tam patrzeć.
- To, jak już tu jestem to może obejrzymy jakiś film? – Łukasz wcale nie był upierdliwy, o nie.
- Nie mam ochoty znajdź sobie innego chętnego – zatrzasnęłam laptop a tym samym uciszyłam go na dobre. Po chwili odezwałam się moja komórka. Kadziu był bliżej niej i podał mi ją ze stolika wcześniej patrząc na wyświetlacz.
- Twój chłopak dzwoni - oddał mi Nokię.
- Obyło, by się bez tej złośliwości w głosie – warknęłam. Łukaszowi nie udało się ukryć tego jak wypowiadał te słowa. Sama nie wiedziała czemu, ale chyba próbowałam odreagować złość na Kadziewiczu a on przecież nie był niczemu winien. Rzuciłam komórkę na łóżko. – Idę się przejść. Jak chcesz możesz iść ze mną mam tylko jeden warunek nie odzywaj się – byłam pewna, że Łukasz nie pójdzie ze mną, był zbyt gadatliwy, by wytrzymać bez słowa. Zaskoczył mnie jednak, bo szedł ramie w ramię ze mną trzymając się tego, by się nie odzywać.
     Ośrodek był duży a tym samym miejsca do spacerowania sporo. Na rabatkach rosło pełno kwiatów. Środkowy zerwał jednego i na migi pokazał, że to dla mnie. Było to miłe a jeszcze bardziej zabawne. Jego wygłupy pozwoliły mi zapomnieć o kłótni z Jurijem

/ Grzesiek/

     Karolina była dosłownie przerażona. Ja też byłem przerażony, ale z zupełnie innego powodu. Kiedy przyjechałem do niej w piątek za drzwiami w jej pokoju zastałem ukryte dwie spakowane walizki. Gdy zdałem sobie sprawę, że, gdyby nie powiedziała mi prawdy o przyjeździe ojca to poniedziałek byłaby gotowa potulnie z nim wyjechać. Wystraszyłem się. Ona naprawdę była gotowa zgodzić się na warunki ojca. Nie darowałbym sobie tego, gdyby odeszła, do tego w takich okolicznościach. Poniosło mnie, gdy zobaczyłem te walizki. Zacząłem jej rozpakowywać, rzucając ubraniami na prawo i lewo i krzycząc sam już nie bardzo wiedząc co. Gdyby, wtedy nie powstrzymała mnie Kaśka, która wróciła do mieszkania nie wiem, jakby to się skończyło. To był jakiś napad furii, wcale nie skierowany w kierunku Karoliny. Chyba próbowałem wyładować złość za całą niesprawiedliwość jaka ją spotykała. Nie pamiętam słów wykrzyczanych, wtedy, w głowie przelatują mi tylko migawki nieskładnych obrazów i siarczysty policzek wymierzony przez Kaśkę. Rozpłakałem się, wtedy ze wstydu i niemocy, ale dziś byłem już twardy i spokojny a przynajmniej starałem się ten spokój zachować. Umówiłem się z Wieczorek, że będę chciał to załatwić sam a ona zostanie w gotowości, nie wiem może i nawet po, to by wykręcić numer na policje. Sam nie wiedziałem jak to się poukłada. Wiedziałem, tylko że nie oddam Karoliny za żadne skarby. Trzymałem teraz rękę szatynki i mogłem wyczuć jej drgania, tak bardzo się bała kolejnej konfrontacji z ojcem.
     Wreszcie nadszedł długo wyczekiwane moment. Poszedłem otworzyć zostawiając ukochaną w kuchni. Za drzwiami stał przysadzisty facet w dobrze skrojonym garniturze, który i tak na niego nie pasował.
- Przyszedłem po Karolinę – odezwał się po polsku. Byłem zdziwiony, ponieważ Karol uprzedziła mnie, że ojciec niechętnie używa ojczystego języka. Czyżby chciał stworzyć pozory?
- Jak mniemam pan Orzechowski. Powiem panu, że Karolina nigdzie nie pojedzie. Tu teraz jest jej dom i tu ma rodzinę, która ją kocha i szanuje – odparłem. – Mam powtórzyć po angielsku bym pan zrozumiał? – musiałem to wtrącić, było to silniejsze ode mnie.
- A ty to kto? – zapytał z nonszalancją próbując wcisnąć się do środka. Byliśmy tego samego wzrostu, ale wagowo Maciej sporo mnie prześcignął.
- Nie przypominam sobie żebyśmy przeszli na ty?- stanąłem tak, by nie dał rady przejść.
- Smarkaczu nie pozwalaj sobie! Przyszedłem po moją córkę! – warknął.
- Pańska córka jest już pełnoletnia i decyduje sama za siebie a ten bilet… – rzuciłem papier na posadzkę – …możesz sobie wsadzić!
- Gówniarzu! – próbował chwycić mnie za koszulkę, ale mu się nie udało. Orzechowski sprawiał tylko wrażenie silnego, był wątły jak galareta.
- Powiedziałem coś panu. Proszę stąd iść i więcej nie nachodzić Karoliny, inaczej zdzwonimy na policję. Ona już pana nie potrzebuje. To wasza wina, że nie chce mieć z wami nic wspólnego .Odpłaca się tym samym co wy zrobiliście jej kilka lat wcześniej!- wszystko miałem poukładane w głowie i plan realizował się tak jak założyłem.
- Chcę to usłyszeć od niej – Orzechowski jakby lekko spuścił z tonu.
- A proszę bardzo. Karol! – zawołałem. Wcześniej ustaliliśmy, że Karolina nie zaryzykuje i zbytnio nie zbliży się od ojca. Teraz stała w głębi korytarza, ale ten widział i słyszał ją doskonale.
- To co mówi Grzesiek to prawda. Nie chcę mieć z wami nic wspólnego. Dobrze wiem, że chcesz mnie tylko oddać do zakonu, by twoje pieniądze się nie zmarnowały. Jeżeli chcesz kogoś obwiniać za moją chorobę to sobie, bo to w twoich genach ona jest. Powinieneś sie cieszyć, że zniknęłam z rodziny i nikt już nie powie, że klan Orzechowskich nie jest godzien odpowiedniego traktowania. Przecież tego właśnie chciałeś. Wyjdź i nigdy nie wracaj. Tak jak chciałeś nie masz już córki – krzyknęła.
- Po tym wszystkim co ci dałem masz czelność tak się do mnie odzywać. Kto cię posyłał do najlepszych szkół, dawał lekcje rysunku? – też wrzasnął.
- Dałeś mi tylko ból i cierpienie i to, że nie potrafiłam się zaakceptować. Wynoś się! – powiedziała to z taka odwagą, że aż mi dech zaparło.
- Nie masz już rodziny zapamiętaj to sobie! Wyrzekam się ciebie!
- Nie, to ja wyrzekam się was! – szatynka podbiegła do drzwi i zatrzasnęła je ojcu przed nosem, po czym wpadła w moje ramiona.
- Jestem z ciebie taki dumny – mocno ją przytuliłem
- To ja z ciebie jestem dumna. Gdyby nie ty, to ja nie dałabym rady – zaczęła.
- Ciii już wszystko jest dobrze – ucałowałem jej czoło.
- Moje dwa skarby – Kaśka również wyszła w z kuchni.- To co zbiorowy uścisk – przyłączyła się do nas uśmiechając się – Wałek nie był mi potrzebny a tak na to liczyłam – zażartowała. Kasia zawsze potrafiła nawet w tych najbardziej dramatycznych okolicznościach znaleźć promyczek humoru i pozwolić, by strach odpłyną szybciej.


Trochę teatralne, trochę przesadzone, ok. nie trochę, za bardzo, ale mnie poniosło. Tyle tego dobrego przejdźmy do mniej miłych rzeczy.

Długo biłam się z myślami, by napisać to o czym przeczytacie za chwilę, ale zdecydowałam się to zrobić. To, że jestem weteranką wśród autorek blogów wcale nie oznacza, że mój motor napędowy sam się napędza. Wydaje mi się, że niektóre z was tak myślą, bo na gadu zapewniają mnie, że czytają a pewnie wcale tak nie jest. Co mam niby myśleć, kiedy niektórych nie widzę tu od miesięcy a, żeby było śmieszniej/tragiczniej, gdzie indziej docierają. Oczywiście są wyjątki, o których mi wiadomo i te słowa nie są skierowane do tych dziewczyn(nie czujcie się wiec kochane urażone). Komentarze, to jest to, co daje mi tego kopa, bo wiem, że to co piszę dociera do szerokiego grona. Zdaje sobie sprawę, że moja fabuła nie jest już popularna wśród mody jaka zapanowała ostatnio(teraz królują inne historie). Ja jestem starej daty i stylu nie zmienię. Nie zrozumcie mnie źle, doceniam każdy komentarz, który się tu pojawił, ale mając listę informowanych, gdzie jest ponad 50 osób a widząc 15-20 komentarzy pod rozdziałem coś chyba jest nie tak. Cóż pewnie te słowa jak zawsze wpadną w próżnie, ale mi jest lżej na sercu. Nie chodzi mi o nabicie statystyk, ale o bardzo prostą sprawę: nie czytasz to powiedz mi to a ja przestanę zalewać twoje gg swoim powiadomieniami i szargać swoje nerwy. Wolę mieć na liście informowanych 20 stałych czytelników, a nie 50 fikcyjnych. Szantażu, że znikam nie będzie, bo historia prędzej lub później się zakończy.
Pozdrawiam serdecznie czytelniczki, które są ze mną pod każdym nowym rozdziałem. :*