18 stycznia 2013

27. Teraz, gdy w ruchomych piaskach tonę już rozumiem swój błąd…


/Magda/

     Jurij wyjechał wczoraj do Moskwy. Sama już nie wiedziałam jak to jest z nami. Nie padły żadne deklaracje z jego strony, z mojej również. Czy byliśmy parą? Zachowywaliśmy się, jak para ale… sama nie wiem. Jeszcze na dobre nie zdążyłam się oswoić z myślą, że najprawdopodobniej zobaczymy się początkiem lipca w Gdańsku a ten już do mnie dzwonił wypytując się co robię, co u mnie? A co niby mogło się zmienić przez te 6 godzin o, kiedy go nie było? Rozbawiły mnie te jego pytania. Dziś wracałam do pracy. Sezon ligowy może i się skończył, ale moja praca i zawodników, którzy nie rozjeżdżali się na kadrę miała trwać do końca maja. Potem sama nie wiedziałam co ze mną będzie, czy zostanę w sztabie Sovi, a może mi podziękują? Kiedy zamykałam drzwi od mieszkania ze schodów zbiegał Łomacz.
- Grzesiek widzę, że ciężko ci się wyzbyć przyzwyczajeń – roześmiałam się, gdy zobaczyłam go z przewieszoną przez ramię torbą. – Dlaczego idziesz na trening, ty nie masz przypadkiem jeszcze tygodnia urlopu przed zgrupowaniem?
- Właściwie to nie mam. Andrea dzwonił i powiedział bym przygotowywał się w klubie i był w gotowości – widać było, że jest zawiedziony takim obrotem sprawy.
     Los nie sprzyjał ostatnio Grześkowi. Tak cieszył się, że pojedzie na kadrę a tu masz. Jeszcze to, co wydarzyło się w jego domu podczas świąt. Karolina wczoraj wieczorem mi wszystko opowiedziała i sama byłam w szoku. Nie spodziewałam się tego po matce Gregora. A sam Grzesiek pokazał swoim zachowaniem, że bardzo kocha Orzechowską i nie pozwoli, by ktoś sprawiał jej ból.
- Lipnie to wyszło. Miałam dać Andrei czystą kartkę, ale nie potrafię. Najpierw to ominięcie przy powołaniach Łukasza teraz akcja z tobą, będę musiała się do niego, inaczej przekonać. Może mi się uda – pchnęłam drzwi prowadzące na dwór i oboje ruszyliśmy w stronę Podpromia.
     Grzesiek również postanowił mi opowiedzieć o tym co się stało w Ostrołęce, pytał też o Kaśkę. Tu niewiele mogłam mu powiedzieć. Brunetka jeszcze nie przyjechała do Rzeszowa. Ja wiedziałam już, że muszę z nią porozmawiać, choćby drapała i kopała zmuszę ją do tego, by powiedziała mi co się dzieje. Dłużej nie mogłam znieść tego co dzieje się z naszą przyjaźnią. Jeżeli miała ona się skończyć to chciałam, to usłyszeć, a nie żyć w niewiedzy co będzie z nami dalej.
     Na treningu było dziwnie pusto, połowa zawodników wyjechała na urlopy przed zgrupowaniami, brakowało śmiechu i wygłupu Ignaczaka, dziwnych min Grozera nawet stukającego się raz po raz w czoło Kosoka. Siatkarze bardziej snuli się po boisku niż przeprowadzali rozgrzewkę. Ja przysiadłam się do Alka, który tylko się rozciągał.
- Jak tam pobyt w domu? Wesele się udało? – zagadałam. Wiedziałam, że powinnam iść do swojego gabinetu i zająć się pracą, ale przez te kilka dni zdążyłam się rozleniwić, dlatego przeciągałam ten moment.
-Tak, mam pełno fotek. Może wpadnę wieczorem to wszyscy pooglądamy? – zaczął.
- Aleh coś czuję, że to tylko pretekst, chcesz zobaczyć się z Kaśką? – byłam bezpośrednia przecież to było jasne, że o to mu chodzi.
- Zdemaskowałaś mnie – lekko się uśmiechnął. – Chcę spróbować pogadać z nią jeszcze raz. Wiesz co u niej?
- Niestety, nie wiem, jeszcze nie przyjechała. Też mam zamiar z nią pogadać, bo dłużej tego nie wytrzymam. Cieszę się, że ty również zmieniłeś zdanie – Białorusin był naprawdę kimś cholernie sympatycznym nie mogłam, więc zrozumieć tego dlaczego Kaśka go odrzucała. Przecież on się jej podobał. Dlaczego tak nagle jej się odwidziało?
- Zdałem sobie sprawę, że za łatwo odpuściłem. Wierz mi byłem w Grodnie a ciągle zastanawiałem się co u niej – zdradził.
- Miałam tak samo, byłam w Zakopanem, a moje myśli non stop krążyły wokół Kasi. Momentami miałam wrażenie, że Jurij jest na granicy wytrzymałości – choć Rosjanin sprawował się wzorowo czasami czułam, że powiem jeszcze jedno zdanie o Wieczorek a on wybuchnie. Z drugiej strony, gdyby on ciągle nawijał o Jewgieniju pewnie miałabym podobnie.
- Jura zdążył mi się pochwalić waszym wyjazdem – Ahrem rozluźnił się i roześmiał.
- A to pepla – dołączyłam ze śmiechem do przyjmującego ,zwracając uwagę innych siatkarzy w tym Łukasza, który z tego co wyczuwałam już od dłuższej chwili się nam przyglądała. – To co o 18 u nas? Kaśka powinna już, wtedy być w domu – miałam nadzieję, że tak będzie i, że, chociaż raz to, co zaplanowaliśmy się uda.

/Kaśka/

     Jechałam na uczelnie jak na ścięcie. Doskonale wiedziałam co dziś się stanie. Wiktor nie omieszkał mi przypomnieć z samego rana, że czeka na moją decyzję, że to ja sama zdecyduję jak będzie dalej wyglądać moje życie. Czy zamieni się w piekło i jeszcze większe upokorzenie czy może…. Nie dla mnie co bym nie wybrała będzie to piekło. Wybór powrotu do Jabłońskiego w niczym, by nie pomógł. On również poniżałby mnie, gdyby tylko przyszła mu na to ochota. Stałabym się jego niewolnicą zdaną na jego humory. Cokolwiek dziś się wydarzy powinnam wreszcie porozmawiać z Magdą. Wolę, by ona dowiedziała się wszystkiego ode mnie, a nie od niego. Potem sama zdecyduje czy chce mieć ze mną jeszcze coś wspólnego.
     Szykowałam się na to, że, kiedy tylko przestąpię próg uczelni Witek zaraz się pojawi, nic takiego się nie stało. Zjawił się dopiero przed ostatnimi zajęciami z farmakologii. Nie silił się na żadne ceregiele a złapał za rękę i pociągnął mnie w oboczny, pusty o tej porze korytarz.
- I jak będzie moja piękna? – jego palec wskazujący jeździł po moim policzku. – Zdecydowałaś?
- Tak ,nie wrócę do ciebie! – wycedziłam przez zęby. Jego osoba przestawała mnie przerażać. Ciągle pamiętałam co chciał mi zrobić, ale teraz wstręt, który do niego czułam wygrywał ze strachem.
- Dobrze się zastanowiłaś? Możesz jeszcze zmienić zdanie i oszczędzić sobie wstydu – zachęcał mnie.
- Zrozum już nigdy nie będziemy razem. Wolę już, by wszyscy mięli mnie za dziwkę. Mam przyjaciół, którzy nigdy w to nie uwierzą! – wrzasnęłam.
- Czyżby? I, gdzie byli ci przyjaciele przez ostatnie tygodnie? Mi się wydaje, że zostałaś z tym całkiem sama – roześmiał się. – Nie taka jest prawda, Kasiu? Gdzie ten siatkarzyk, gdzie twoja Magda? – zadawał coraz więcej pytań. – Przyznaj się, że oni przejrzeli na oczy i zobaczyli jaka naprawdę jesteś. Ogromna szkoda, myślałem, że zrobię im niespodziankę tym zdjęciem – znów pokazał mi fotomontaż, którym mnie terroryzował. – Co prawda nie znam numeru tego siatkarzyka, ale wiem, gdzie mieszka. Myślę, że mocno się dziwi, gdy znajdzie to jutro w swojej skrzynce na listy. Jak nadal jesteś pewna, że tego chcesz?
- Tak – mój głos nie brzmiał już tak pewnie, jak jeszcze kilka minut wcześniej.
- To przygotuj się na show. Nie znasz dnia ani godziny, ale jestem już trochę tym znudzony, myślę, że to tylko kwestia godzin – zaczął się śmiać coraz głośniej. Śmiał się nadal, gdy od niego uciekłam. W moich uszach nie było słychać nic innego.
     Cała rozdygotana wybiegłam na zewnątrz. Nie ważne było to, że zaraz zaczynałam zajęcia. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Ze zdenerwowania nie mogłam odnaleźć kluczyków do samochodu, w końcu zrezygnowałam i postanowiłam iść pieszo, mimo że miałam do przejścia połowę miasta. Próbowałam ułożyć sobie to, co powiem Magdzie, ale nie wychodziło. Mój umysł zachowywał się chaotycznie i nie potrafił ułożyć ani jednego zdania. Potrzebne mi było rozluźnienie. Za zbawienie uznałam to, że stałam właśnie przed pubem „ Multiplex” , bez zastanowienia weszłam do środka. Dwie setki wystarczą, by mnie uspokoić.
- Dwie setki – odezwałam się do barmana, który zwrócił na mnie uwagę zaraz po tym jak usiadłam na barowym krześle. Po wypiciu jednej z nich usłyszałam dochodzący z torebki dźwięk sms-a . Gdy otworzyłam wiadomość moimi oczom powoli ukazywało się ciągle jeszcze ładujące się zdjęcie a pod nim wiadomość „ Zabawę czas zacząć”
- Jeszcze dwie – poprosiłam barmana. Zaczęło się. Teraz już wszyscy dowiedzą się kim jestem. Stałam się właśnie tworem, który wymyślił Jabłoński, jego marionetką.

     …- Można jeszcze raz? – zawołałam na Jacka, bo tak miał na imię barman.
- A ja myślę, że na dziś ci już starczy. Zamówię ci taksówkę – zwrócił się do mnie czule.
- Gdybyś wiedział kim jestem nie bawił byś się w moją opiekunkę. Znajdę inny bar, gdzie dostanę to czego chcę! – zataczając się wyszłam na zewnątrz.
     Nie bardzo wiedziałam, gdzie mam iść, czy na prawo czy przed siebie. Ruszyłam przed siebie. Wokoło było już ciemno co zdradzało, że przy kieliszku przesiedziałam co najmniej 3 godziny. Wreszcie pod dłuższej wędrówce zobaczyłam znajome skrzyżowanie. Zachęcona widokiem, który rozpoznałam ruszyłam na przód. Jedyną rzeczą którą po chwili zauważyłam było jaskrawe światło i piekielny pisk, który wypełnił moje bębenki.

/Magda/

     Gdy wróciłam do domu miałam nadzieje, że jakieś szczegóły zdradzą mi, że Kaśka jest już w Rzeszowie .Niestety, na próżno szukałam na parkingu seledynowego garbusa a w przedpokoju porzuconych szpilek. Zaczęłam wmawiać sobie, że pewnie pojechała prosto na uczelnie, ale nie byłam co do tego już tak mocno przekonana. Przed 18 zjawił się Ahrem z obiecanymi zdjęciami z wesela.
- Poczekajmy jeszcze na Grześka, skoczył do sklepu po coś słodkiego – wyjaśniłam. Po 15 minutach Łomacza nadal nie było.
- Mogłam iść sama, Grześka gdzieś wysłać to tak, to się kończy – roześmiała się Karolina, ale zaraz po jej słowach jak na zawołanie usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi.
- Patrzcie kogo spotkałem w sklepie! –wrzeszczał na całe gardło a ja wyszłam ze swojego pokoju, gdzie postanowiliśmy się rozsiąść. Za rozgrywającym w drzwiach stał Łukasz. – Chyba się nie gniewasz?
- Wchodźcie – zachęciłam ich ręka. Nie przeszkadzało mi to, że Gregor przyprowadził Kadzia. Nawet się ucieszyłam. Tak naprawdę znów nie wiedziałam jak to z nami jest, ostatnia rozmowa telefoniczna zakończyła się dziwnie.
-To, gdzie impreza? - Łomacz głupio zapytał szczerząc się przy tym. Wiedziałam, że cieszy się, że nie suszyłam mu głowy za to, że przyprowadził środkowego.
- U mnie – wskazałam drzwi bardziej Łukaszowi, który przecież jeszcze u nas nie był niż Grześkowi, który znał już mieszkanie na wylot.

     …zdążyliśmy już obejrzeć wszystkie fotografie jakie przyniósł Alek i skomentować każde z nich a Kaśki jak nie było tak nawet nie zanosiło się na to, że miałaby się zjawić.
- Poczekam jeszcze pół godziny i się zmywam i tak się zasiedziałem – odezwał się rozczarowany Białorusin.
- Zadzwonię do niej. Cholera może ona nadal siedzi w Tarnowie. Po niej to już nie wiadomo czego się spodziewać – zatwierdziłam rozmowę i czekałam. Kaśka nie odebrałam co oczywiście mnie nie zdziwiło, ostatnio była to u niej norma.
- Zabrzmi to tak, że się wtrącam, ale co tak naprawdę się z nią dzieje ?- zapytał Łukasz.
- Sami nie wiemy, coś ewidentnie jest nie tak. Nie można do niej dotrzeć. Mieliśmy plany z Alkiem, że dziś spróbujemy, ale jak widzisz chyba się nie uda – wytłumaczyłam Kadziowi lekko sytuację. Zrobiłam to bardzo oszczędnie, ale naprawdę nie miałam ochoty kolejny raz tego wałkować.
- Jak się wali to wszystko – westchnął Gregor.
- Ty chyba nie musisz narzekać – dogryzł mu Łukasz delikatnie uśmiechając się pod nosem – Masz zajebistą dziewczynę, raczej czystą sytuację – wyliczył.
- To byś się zdziwił. Jakoś moja matka uważa, inaczej – czułam, że Grześka bardzo ubodło to, jak jego mama zareagowała na chorobę Karoliny. Przestraszyło mnie jednak to, że chce poruszać ten temat przy siatkarzach.
- Nie chcesz powiedzieć, że nie akceptuje Karoliny, bo nie uwierzę – Kadziu upierał się przy swoim.
- Łukasz to będziesz musiał uwierzyć – Orzechowska z początku mówiła bardzo cicho, ale z każdym słowem jej głos nabierał mocy. – Nie wszystko jest takie jak się wam wydaje. Mama Grześka mnie nie akceptuje, bo jestem chora na postępującą głuchotę – te słowa wypowiedziała z taka odwagą i dojrzałością, że zrobiła wrażenie nie tylko na niczego nieświadomych siatkarzach, ale i na mnie i na Grześku.
- Chcesz powiedzieć, że nie słyszysz? – tym razem odezwał się Ahrem.
- Tak, ale dzięki aparatom słuchowym jak na razie mogę normalnie funkcjonować – wyjaśniła spokojnie szatynka.
- Boże, w życiu bym nie uwierzył, nawet ich nie widać – Łukasz zaczął bardziej przyglądać się Karolinie, ta to zauważyła i odwróciła się do niego bokiem tak, by mógł dostrzec w jej uchu maleńkie urządzenie.
- Wam to nie przeszkadza? – teraz w jej głosie można było wyczuć niepewność.
- Jak dla mnie to nic nie zmienia, to nie jest twoja wina. Nadal będę cie lubił tak samo, jak wcześniej – zdeklarował się środkowy.
- Kadziu ma racje. Cieszę się, że mam takich przyjaciół – odetchnęłam z ulgą, że obaj przyjęli tą wiadomość właśnie w taki sposób. – Dobrze, że Grzesiek zostaje na kolejny rok w Sovi, paczka zostanie nienaruszona. Tylko Łukasz z tobą nie wiadomo co dalej – Ahrem zahaczył o temat, który i w moich myślach wraz z końcem sezonu zaczął się pojawiać. Czy Łukasz zostanie w Rzeszowie na kolejny rok? Czy ja tego chcę? A, jeżeli chcę to dlaczego?
- Jeszcze nie wiem, zdecyduję się pewnie w ostatniej chwili – uśmiechnął się tak jak tylko on potrafi.
- Chcecie jeszcze coś do picia? – wiem, że wyskoczyłam z tym jak Filip z konopi ,ale chciałam zagłuszyć narastające pytania w mojej głowie.
- Ja poproszę cokolwiek, po tych ciastkach strasznie mnie suszy -spojrzał ma nie Gregor.      Wyszłam z pokoju nadal pogrążając się w myślach. Tak wiele spraw dziś omówiliśmy, nieświadomie weszliśmy nawet na te najważniejsze. Szkoda, że z Kaśką się to nam raczej nie uda.
- A ty byś chciała żebym został na kolejny sezon? – niespodziewanie tuż za sobą usłyszałam głos Łukasza. Pojawił się bezszelestnie czym mnie zaskoczył. Odwróciłam się do niego patrząc pewnie w jego stronę.
- Czy to pytanie ma jakiś podtekst? – jasne było, że tak jest, inaczej, by mnie nawet nie spytał albo zrobił to przy wszystkich.
- A chcesz, by miało? – Kadziu najwyraźniej idealnie wczuł się w styl rozmowy.- To jak będzie?
-Tu masz przyjaciela, Rzeszów to piękne miasto, Sovia jeden z najlepszych klubów w kraju ,a w Polsce jest Mela, to dla niej wróciłeś – wliczyłam.
- Wiesz, że twoja odpowiedź sugeruje, że mówisz dosłownie tak, tak chcę żebyś został ?– nie wmawiał mi tego, prędzej właśnie uświadomił, że tego chciałam. Nie musiałam mu się jednak do tego przyznawać.
- A ty wiesz, że to ty to powiedziałeś, a nie ja? – droczyłam się z nim. On coraz mocniej zaczął zmniejszać dystans między naszymi ciałami, gdy z pokoju usłyszałam podniesiony głos Łomacza.
- Madzia telefon ci dzwoni!- krzyczał.
- Kto ?! –Łukasz nie odsunął się ani o milimetr, miałam wrażenie, że jeszcze się przysunął.
- Nie wiem jakiś nieznany numer – jeszcze raz wrzasną brunet.
- Muszę sprawdzić, kto to – Kadziewicz niechętnie, ale wypuścił mnie ze swojej wirtualnej pułapki i ruszył za mną do pokoju. – Słucham.
- Dobry wieczór przepraszam, że niepokoję, ale nazywam się Marcin Nadecki jestem pielęgniarzem w szpitalu Chopina w Rzeszowie i na ten numer z telefonu poszkodowanej było najwięcej połączeń. Czy mogę wiedzieć z kim rozmawiam? – zapytał a mi na samo słowo szpital zrobiło się niedobrze.
- Magdalena Krasikov, może pan powiedzieć, o co chodzi? – byłam zdenerwowana i zirytowana. Nie rozumiałam dlaczego ludzie w takich sytuacjach nie mówią jasno do początku tylko okręcają wszystko dookoła .
- Mam pani kontakt od pani Katarzyny Wieczorek. Czy zna ją pani? – co za durne pytanie jakbym nie znała to niby skąd miałaby mój numer.
- To moja przyjaciółka, powie pan wreszcie co się dzieje?! –teraz nerwy już mi wysiadły.
- Pani Katarzyna miała wypadek… - nie byłam w stanie słuchać jego dalszej paplaniny. Słowa pojawiały się pojedynczo a w głowie dźwięczało, że nie jest z nią dobrze.


Nie ma to, jak dramat prawda dziewczynki? Dużo się dzieje w tym rozdziale, taki troszkę chaos chyba. Jest wreszcie Kadziu.
Dziś krótko kilka słów ode mnie. Ostatnio mam dni, że nie wiem jak się nazywam i zdarza mi się zasnąć nawet podczas meczu. Tak było w środę podczas meczu Zenitu Kazań i nie mogłam przez to na Jurę popatrzeć. Po drugie ręczni pochłaniają moją całą energię jaka mi została. Jak to się mówi, byle do wiosny, to jeszcze tylko jakieś 2-3 miesiące :P

3 stycznia 2013

26. Zostać czarną owcą w rodzinie można zawsze.



/Karolina/

     Cała struchlałam. Reakcja pani Łomacz była bardzo agresywna. Już chciałam się odezwać, choć tak naprawdę nie wiedziałam jakich mam użyć słów, gdy wyręczył mnie Grzesiek.
- To aparat słuchowy Karoliny – powiedział bardzo spokojnie. Jego matka jeszcze bardziej poczerwieniała na twarzy i teraz rzuciła krótkie spojrzenie na mnie, a potem znów na aparat leżący na jej rozpostartej dłoni.
- Mam rozumieć, że ona jest głucha?! – syknęła.
- Karolina niedosłyszy, ale dzięki temu urządzeniu wczoraj nawet się nie połapałaś – brunet próbował jej wszystko wyjaśnić.
- Czyli robiliście ze mnie idiotkę i idiotów z całej naszej rodziny. Grzegorz nie spodziewałam się tego po tobie!. Co ty sobie wyobrażasz?! – Marzena zaczęła niebezpiecznie wymachiwać rękami , bałam się, że aparat upadnie a tym samym mógłby się uszkodzić.
- Pani Marzeno mogłaby mi pani go oddać – pełna strachu poprosiłam o to.
- Masz, nie chcę mieć z tym nic wspólnego – wcisnęła mi z całych sił urządzenie do ręki.
- Mamo ostrożnie to drogi sprzęt – Grzesiek nerwowo zareagował.
- Może mi jeszcze powiesz, że sam jej go kupiłeś?! – krzyknęła na syna.
- To nie ma nic do rzeczy. Jesteśmy razem i razem podjęliśmy decyzję- dłoń Grześka odnalazła moją i nasze palce splotły się ze sobą.
- A, więc to tak, teraz tak kaleka jest ważniejsza od naszej rodziny ! – bardzo bolały mnie słowa jego matki, mimo że byłam przyzwyczajona do takich reakcji. Po wczorajszym dniu myślałam, że rodzina Łomaczów jest bardziej otwarta na świat i ludzi z problemami. Jak widać przynajmniej jeden jej członek nie był tym kim wydawało mi się jeszcze kilka godzin wcześniej.
- Nie obrażaj Karoliny, to nie jest jej wina, ona sama sobie tego nie zrobiła, tylko się taka urodziła – jedyne co powstrzymywało mnie od ucieczki było to, że Grzesiek tak zażarcie mnie bronił i nadal ściskał moją rękę.
- Nie ma czasu na te rozmowy, zaraz będziemy spóźnieni. Doprowadźcie się do porządku i schodźcie na dół. I ani słowa o tym co się tu wydarzyło – odwróciła się na pięcie ucinając dalszą dyskusję. Dopiero, gdy dotarło do mnie, że po za zapachem jej perfum nic już nie obwieszcza jej obecności tutaj zorientowałam się, że cała się trzęsę a Grześ pociera moje ramiona, by, chociaż trochę mnie uspokoić.
- W porządku? – lazurowe tęczówki bruneta wpatrywały się we mnie z niepokojem. – Karol? – powtórzył.
- Mówiłam ci, że tak będzie. Ludzie nigdy mnie nie zaakceptują – usiadłam załamana na łóżku.
- Co ty mówisz? A ja, a dziewczyny? To się nie liczy? Moja matka tego nie rozumie, ale jak pozna cała prawdę… - chciał mnie przekonywać.
- To mnie znienawidzi. Grzesiek nie jestem dla ciebie. My nigdy nie będziemy mogli założyć prawdziwej rodziny. Nie zdecyduje się na dziecko mając świadomość, że mogę mu przekazać gen odpowiadający za moja chorobę – powiedziałam wreszcie to, co powinnam powiedzieć, nim Łomacz zdecydował się na dobre być ze mną. Ta wiadomość na pewno go zniechęci.
- Znajdziemy inne wyjście. Medycyna ciągle idzie do przodu – miałam ochotę go uderzyć. Jego pokłady optymizmu i pozytywnego myślenia czasami nie znały granic. Chciałam mu to porządnie wytłumaczyć, ale z dołu usłyszeliśmy głos pana Łomacza.
- Dzieci, bo się spóźnimy, schodźcie szybko! – zeszliśmy na dół a nic już nie było takie samo.
     Cały poranek i przedpołudnie czułam na sobie baczne spojrzenia pani Marzeny. Mogłabym się założyć, że nie umknął jej żaden z moich gestów. Kobieta odnosiła się do mnie z udawaną uprzejmością, a to z minuty na minutę ciążyło mi coraz bardziej. Nie mogłam już cieszyć się z żartów Błażeja, śmiać się z docinek babci Stasi czy kiwać z uśmiechem, gdy bracia się wygłupiali. Sam Gregor również zachowywał się jakby mechanicznie, kiedy po południu padł jak kłoda na łóżko ii zasnął miałam okazję jeszcze raz wszystko przemyśleć. Tylko po co? Już tyle razy to robiłam. Tyle razy rozważałam za i przeciw. Kochałam Grześka, ale nie chciałam odbierać mu możliwości, by kiedyś mógł zostać ojcem, stworzyć prawdziwy dom. Może wybiegałam za daleko w przyszłość? Może i tak nie będzie nam pisane być razem? On powinien mieć pełną świadomość tego jakie konsekwencje wiążą się z tym, że wybrał mnie. Czasami miałam wrażenie, że Łomacz albo o tym nie myśli albo nie zdaje sobie sprawy z wielu rzeczy jakie wiążą się z moją chorobą.
     Stojąc w oknie zauważyłam, że Peti zahaczyła obróżką o jeden z krzewów rosnących w ogrodzie i popiskiwała cicho. Gdyby nie aparat nawet nie usłyszała bym tych pisków. Niestety, on ciągle powodował wiele kontrowersji w moimi życiu. Zbiegłam szybko na dół a w drzwiach tarasu niemal zderzyłam się z panią Marzeną, która również ruszyła na pomoc suczce.
- Dobrze, że cię widzę, musimy porozmawiać. Na osobności – dodała poważnym i chłodnym tonem, po czym sama uwolniła psiaka z pułapki. Nie pozostało mi nic innego jak na nią poczekać i tak nie miałam, gdzie uciec.
- Rozumiem, że jest pani zła i zaskoczona – chciałam sama zacząć.
- Ty nic nie rozumiesz dziewczyno! Jak tak w ogóle można, co ty sobie myślisz? Wplątujesz mojego syna w taką sytuację, jesteś nieodpowiedzialna!- wytykała mi raz po raz a ja zamiast skulić się w sobie na te pstryczki jakie mi posyłała zrobiłam coś odwrotnego. Nie wiem skąd przypłynęła do mnie odwaga, by zmierzyć się z jej atakami.
- To pani nic nie rozumie. Grzesiek był w pełni świadomy tego, że jestem chora. Niczego przed nim nie ukrywałam, wręcz odpychałam go od siebie, ale ten nadal upierał się, że będzie ze mną, że mnie kocha. Dobrze wiem jak ludzie reagują na wieść o tym, że nie słyszę. Większość zaczyna mnie traktować tak jak pani jakbym była trędowata. Nie jestem temu winna, taka się urodziłam. Nie rozumiem czemu muszę płacić za coś, o co się nie prosiłam i czego sama nie spowodowałam?! – wyrzuciłam to wszystko niczym z armatki.
- Dlaczego mi o tym mówisz? Myślisz, że teraz będę ci współczuć? Nie jesteś wystarczająco dobra osobą dla mojego syna, ja nie zaakceptuje tego związku. Najlepiej będzie, jeżeli jak najszybciej znikniesz z naszego domu. Jeszcze lepiej, gdy znikniesz z życia Grzegorza – postawiła mi warunek.
- Mamo pozwól, że to może ja zdecyduje co będzie najlepsze dla Karoliny i dla nas. Nie spodziewałem się tego po tobie – usłyszałam wzburzony głos Grześka, a gdy odwróciłam się zobaczyłam, że jest wściekły. Jeszcze nigdy nie widziałam go takiego.
- Dopóki nie zmienisz swojej postawy względem Karoliny ten dom przestaje być twoim domem – z początku myślałam, że groźba rozgrywającego zrobiła wrażenie na jego matce i ta zmieni zdanie, ale ta po chwilowym szoku na powrót przybrała buntowniczy wyraz twarzy. – Będziesz tego żałować i wrócisz, by przyznać się, że miałam rację – rozzłoszczona trzasnęła drzwiami od tarasu wchodząc do środka.
-Nie chciałam tego, nie chciałam cię stawiać w takiej sytuacji – przepraszałam go.
- To nie ty to zrobiłaś , to ona nie potrafi zaakceptować tego, że co, by się nie działo ja z tobą jestem szczęśliwy – Grzesiek chciał mnie wyprowadzić z błędu.
- Ale to twoja mama – próbowałam dalej.
- To ty teraz jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu i nie zrezygnuje z ciebie, czy to się jej podoba czy nie.
    Po niewielkim kłamstwie, że nim wrócimy do Rzeszowa chcę jeszcze zobaczyć kawałek Mazur opuszczaliśmy Ostrołękę. Nieświadoma niczego część rodziny Łomaczów żegnała mnie serdecznie i już planowali kolejne nasze odwiedziny, do których najprawdopodobniej nigdy nie dojdzie, o co się już pani Marzena postara.

/Aleh/
 
     Patrzyłem na moją młodszą siostrę Katię, kiedy na jej serdecznym palcu znalazła się złota obrączka a jej uśmiech stał się jeszcze szerszy niż był przed chwilą. Moja mała Kat, miała 22 lata a wyglądało na to, że dla niej los ma już plan na życie. Z Valentinem znaliśmy się wszyscy od dziecka, ale nikt nie spodziewał się, że tych dwoje jest sobie pisanych. Zerknąłem na boczną nawę kościoła, gdzie siedziała Nastia. Zmieniła się, jej blond włosy zastąpił brąz z rudym odcieniem a zamiast długich warkoczy miała spięte, pofalowane włosy. Ciekaw byłem co myślała? Może przewinęły się przez jej głowę te same myśli co mi, że to my powinniśmy tam stać. Czy żałowała tego, że nam nie wyszło i tego, że pewnego wieczora spakowała walizkę i uciekła z Grecji z powrotem do Grodna? Spojrzała na mnie, a ja speszony tym, że jej się przyglądam odwróciłem wzrok ponownie na młodą parę. Za każdym razem, gdy wymawiałem imię siostry przed oczami stawał mi obraz drobnej zielonookiej brunetki. Katai i Kasia. Moim marzeniem było, by te dwie dziewczyny się poznały, ale najwyraźniej nic z tego nigdy nie będzie. Kaśka podjęła decyzję i nie chciała mnie w swoim życiu. Powinienem zawalczyć, ale tego nie zrobiłem. Powinienem domagać się szerszych wyjaśnień a odpuściłem. Najwidoczniej nie jestem tym kogo ona szuka. Magda wspominała mi o niej niewiele, a z tego co mówiła dowiedziałem się, że między nimi nie jest dobrze. Może, gdyby nie musiał wyjechać to, inaczej, by się to potoczyło, a może to tylko takie złudzenie? Po weselu i tak wracałem do Polski, to tam miała być przeprowadzona moja rehabilitacja kolan. Do końca maja zostawałem w Rzeszowie. A co potem? Tego sam nie wiedziałem. Od momentu uzyskania obywatelstwa polskiego już nie mogłem spełniać roli kapitana reprezentacji Białorusi, władze były tak nieprzychylne, że nawet nie chciały mnie w kadrze. Zawirowania na szczeblu politycznym byłem w stanie rozumieć i zdawałem sobie sprawę, że tak to może się skończyć. Nie spodziewałem się za to, że i w rodzinie niektórzy moi bliscy zaczną patrzeć na mnie wilkiem, że wybrałem inny kraj, nie rozumieli, że to ułatwi mi bardzo wiele spraw od zawodowych poprzez prywatne. Nawet teraz podczas ślubu czułem te spojrzenia cioć i wujów.
- A co ty w takim nostalgicznym nastroju? – z myśli wyrwał mnie cichy głos Nasti. – Czyżbyś myślał o tym co ja? O tym, że to mogliśmy stać tam – wskazała delikatnie palcem na Katię i Valentina, którzy przyjmowali życzenia.
- Rozmyślam ogólnie nad swoim życiem jak to się wszystko toczy, nie zawsze tak jak sobie wcześniej założyliśmy – miałem, więc rację, że i jej przemknęła przez głowę myśl o naszej wspólnej przyszłości, do której nigdy nie dojdzie.
- O tak u ciebie to się dzieje. Przyznam się, że troszkę śledzę to w sieci a resztę zdradza mi Kat. Zaskoczyłeś mnie z tym obywatelstwem – widać, że i dla niej ten temat wzbudzał wiele emocji.
- Może nie uwierzysz, ale chyba to tam zostanę na stałe – wypowiedziałem te słowa a na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie, którego nie potrafiła ukryć.
- Dla kobiety? – Nastka co było pewne, bo ją przecież znałem chciała na swój sposób wybadać moją obecną sytuację.
- Kto wie, może kiedyś – odpowiedziałem wymijająco.
- Przyznam się, że spodziewałam się ciebie w jakimś towarzystwie i nie wiem jak mam interpretować to, że jesteś tutaj sam. Twoja wybranka nie dostała wizy – nutka złośliwości zagościła w jej głosie.
- Nie mam nikogo, choć jest ktoś na kim mi zależy – nie miałem zamiaru jej w tej kwestii okłamywać. Jeszcze spowodowałby jakieś zalążki nadziei. Tak naprawdę nigdy nie rozmówiliśmy się ostatecznie, a to była nasza pierwsza rozmowa, w której nie uczestniczył ktoś trzeci. Nastia wyjechała, przestała odbierać telefony, a gdy przyjeżdżałem do Grodna unikała mnie. Gdy już się spotkaliśmy to zawsze w większym gronie, tego nie dało się uniknąć, ponieważ mieliśmy wspólnych przyjaciół. Wszystko było skończone, ale w jakiś dziwny jakby urwany sposób.
- Ona jest Polką? – jej ciekawości też nie dało się zamaskować.
- Tak, a, czy to jakiś problem? – czyżbym i od niej miał usłyszeć jakieś zaściankowe poglądy?
- Nie, ale wystawiasz swoją rodzinę na wiele prób, już od miesiąca o tobie plotkują „na mieście”.
- Pierwsze słyszę, rodzicie i Katia jakoś mi o tym nie mówili – nie wiedziałem czy ta wyolbrzymia problem czy taka jest prawda.
- Mówię jak jest. Nie chcę żebyś pomyślał, że cie krytykuję znasz mnie zawsze powiem ci prawdę. Pamiętaj nie każdy jest tu życzliwy. To jednak nie czas na takie rozmowy, trzeba się radować szczęściem twojej siostry i tym, że zyskałeś brata.
- Valentin w naszej rodzinie to już dawno traktowany jest jak syn – wspomniałem, sam od dawna traktowałem go jak młodszego brata.
- To porządny chłopak, Kat nie mogła wybrać lepiej. Aleh może dotrzymasz mi dziś towarzystwa ? – zapytała niespodziewanie czym mocno mnie zaskoczyła.
- Dobrze – byłoby niegrzecznie odmówić dlatego się zgodziłem. Między nami nadal było wiele wspomnień i chociaż nasza rozmowa była na początku troszkę nieprzyjemna to wiedziałem, że u jej boku można się wyśmienicie bawić.
     Zabawa ani myślała ustać a cała rodzina pokazywała, że wie jak wykorzystać nadarzające się okazję, by poczuć się swobodnie. Rodin mój najlepszy przyjaciel zdążył już wypytać mnie o najmniejsze szczegóły życia na obczyźnie. Oczywiście najbardziej interesowały go kobiety. Obiecałem, że, jeżeli ten zdecyduje się opuścić swoją małą firmę, chociaż na parę dni i przyjechać do Polski to ugoszczę go najlepiej jak potrafię. To z nim od godziny siedzieliśmy przy stole opijając każdą okazję jaka nam przyszła do głowy. Procenty dawały już o sobie znać, ale w takim dniu jak dziś nie zwracałem na to uwagi.
- Porywam go – usłyszałem za plecami wesoły głos Nastki a jej dłonie spoczęły na moich ramionach – Obgadaliście już wszystkich ze dwa razy, już ja was znam.
Szybkie i wolne tańce z Nastią zlały się w jedno co dawało mi do zrozumienia, że przeholowałem z piciem. Miałem też oszczędzać kolana a wyjdzie na to, że nasz klubowy rehabilitant złapie się za głowę, gdy je ponownie zobaczy. Nie zauważyłam nawet jak wraz z Nastią znaleźliśmy się pod jednym z licznych pokoi jakie znajdował się w hotelu.
- Muszę się odświeżyć, wejdźmy na chwilę – mówiła ściszonym głosem.
- To ja może wrócę na dół – zachowałem jeszcze reszki przytomności.
- Aleh daj spokój – zaśmiała się, po czym otworzyła drzwi ciągnąć mnie do środka. Usiadłem na łóżku patrząc na szatynkę, która zniknęła za drzwiami łazienki.
     Nie wyszliśmy z pokoju, Nastka na szafce miała jedną z butelek wytrawnego wina, które były prezentem młodych dla weselników. Sam nie mogłem się zorientować, kiedy zacząłem jej opowiadać o Kasi, powiedziałem wszystko, a ta tylko słuchała. Wyżaliłem się a na koniec poprosiłem nawet o radę, te słowa jakoś tak zwyczajnie wypłynęły z moich ust.
- Też byłam tak głupia, że cię odtrąciłam. Gdybym mogła cofnąć czas zastanowiłabym się, wtedy dwa razy, a nie wyjechała. Aleh daj nam jeszcze jedną szansę, czuję, że tym razem się nam uda – jej twarz zdecydowanie znalazła się zbyt blisko mojej a nim się obejrzałem jej usta całowały moje. Nie pozwoliłem, by to trwało nadal, stanowczo odsunąłem ją od siebie.
- Natka przestań! – wstałem zbierając się do wyjścia.
- Co zrobiłam nie tak? – w jej głosie było pełno rozżalenia.
- Nie kocham cie już od dawna, nie będziemy razem – chciałem jeszcze dodać, że to, iż mnie pocałowała było czymś czego było mi potrzeba. Głupie? A jednak tak było. Uświadomiło mi to czego ja oczekuje od życia. Gdy jej usta spoczęły na moich prze oczami miałem tylko roześmianą twarz Kaśki. To dzięki temu nieudanemu pocałunku wiedziałem już, że nie powinienem tak odpuszczać, że nie mogę tego robić, muszę, za to spróbować zawalczyć o Kasię.
 

Chyba nie tylko ja uważam, że Łukasz na tym zdjęciu wygląda cholernie hot, hot, hot. Moja sympatia do niego jest niezmiennie ogromna, mało go jak na razie w tym opowiadaniu i jakoś tak mizernie wypada, ale kiedyś obiecuję, że to się zmieni.
Dziś troszkę taki rozdział inny, przynajmniej ta część poświęcona Ahremowi, taki wypełniacz, wybaczcie, że jak zawsze więcej przynudzania niż akcji.
Nastia całkiem możliwie, że jeszcze się tutaj pojawi, więc dla ciekawskich moje wyobrażenie jej osoby <klik>
Ps. Witam nową czytelniczkę,której chciało się nadrabiać te 25 rozdziałów. Mam nadzieję, że będziesz wpadać częściej :)