18 stycznia 2013

27. Teraz, gdy w ruchomych piaskach tonę już rozumiem swój błąd…


/Magda/

     Jurij wyjechał wczoraj do Moskwy. Sama już nie wiedziałam jak to jest z nami. Nie padły żadne deklaracje z jego strony, z mojej również. Czy byliśmy parą? Zachowywaliśmy się, jak para ale… sama nie wiem. Jeszcze na dobre nie zdążyłam się oswoić z myślą, że najprawdopodobniej zobaczymy się początkiem lipca w Gdańsku a ten już do mnie dzwonił wypytując się co robię, co u mnie? A co niby mogło się zmienić przez te 6 godzin o, kiedy go nie było? Rozbawiły mnie te jego pytania. Dziś wracałam do pracy. Sezon ligowy może i się skończył, ale moja praca i zawodników, którzy nie rozjeżdżali się na kadrę miała trwać do końca maja. Potem sama nie wiedziałam co ze mną będzie, czy zostanę w sztabie Sovi, a może mi podziękują? Kiedy zamykałam drzwi od mieszkania ze schodów zbiegał Łomacz.
- Grzesiek widzę, że ciężko ci się wyzbyć przyzwyczajeń – roześmiałam się, gdy zobaczyłam go z przewieszoną przez ramię torbą. – Dlaczego idziesz na trening, ty nie masz przypadkiem jeszcze tygodnia urlopu przed zgrupowaniem?
- Właściwie to nie mam. Andrea dzwonił i powiedział bym przygotowywał się w klubie i był w gotowości – widać było, że jest zawiedziony takim obrotem sprawy.
     Los nie sprzyjał ostatnio Grześkowi. Tak cieszył się, że pojedzie na kadrę a tu masz. Jeszcze to, co wydarzyło się w jego domu podczas świąt. Karolina wczoraj wieczorem mi wszystko opowiedziała i sama byłam w szoku. Nie spodziewałam się tego po matce Gregora. A sam Grzesiek pokazał swoim zachowaniem, że bardzo kocha Orzechowską i nie pozwoli, by ktoś sprawiał jej ból.
- Lipnie to wyszło. Miałam dać Andrei czystą kartkę, ale nie potrafię. Najpierw to ominięcie przy powołaniach Łukasza teraz akcja z tobą, będę musiała się do niego, inaczej przekonać. Może mi się uda – pchnęłam drzwi prowadzące na dwór i oboje ruszyliśmy w stronę Podpromia.
     Grzesiek również postanowił mi opowiedzieć o tym co się stało w Ostrołęce, pytał też o Kaśkę. Tu niewiele mogłam mu powiedzieć. Brunetka jeszcze nie przyjechała do Rzeszowa. Ja wiedziałam już, że muszę z nią porozmawiać, choćby drapała i kopała zmuszę ją do tego, by powiedziała mi co się dzieje. Dłużej nie mogłam znieść tego co dzieje się z naszą przyjaźnią. Jeżeli miała ona się skończyć to chciałam, to usłyszeć, a nie żyć w niewiedzy co będzie z nami dalej.
     Na treningu było dziwnie pusto, połowa zawodników wyjechała na urlopy przed zgrupowaniami, brakowało śmiechu i wygłupu Ignaczaka, dziwnych min Grozera nawet stukającego się raz po raz w czoło Kosoka. Siatkarze bardziej snuli się po boisku niż przeprowadzali rozgrzewkę. Ja przysiadłam się do Alka, który tylko się rozciągał.
- Jak tam pobyt w domu? Wesele się udało? – zagadałam. Wiedziałam, że powinnam iść do swojego gabinetu i zająć się pracą, ale przez te kilka dni zdążyłam się rozleniwić, dlatego przeciągałam ten moment.
-Tak, mam pełno fotek. Może wpadnę wieczorem to wszyscy pooglądamy? – zaczął.
- Aleh coś czuję, że to tylko pretekst, chcesz zobaczyć się z Kaśką? – byłam bezpośrednia przecież to było jasne, że o to mu chodzi.
- Zdemaskowałaś mnie – lekko się uśmiechnął. – Chcę spróbować pogadać z nią jeszcze raz. Wiesz co u niej?
- Niestety, nie wiem, jeszcze nie przyjechała. Też mam zamiar z nią pogadać, bo dłużej tego nie wytrzymam. Cieszę się, że ty również zmieniłeś zdanie – Białorusin był naprawdę kimś cholernie sympatycznym nie mogłam, więc zrozumieć tego dlaczego Kaśka go odrzucała. Przecież on się jej podobał. Dlaczego tak nagle jej się odwidziało?
- Zdałem sobie sprawę, że za łatwo odpuściłem. Wierz mi byłem w Grodnie a ciągle zastanawiałem się co u niej – zdradził.
- Miałam tak samo, byłam w Zakopanem, a moje myśli non stop krążyły wokół Kasi. Momentami miałam wrażenie, że Jurij jest na granicy wytrzymałości – choć Rosjanin sprawował się wzorowo czasami czułam, że powiem jeszcze jedno zdanie o Wieczorek a on wybuchnie. Z drugiej strony, gdyby on ciągle nawijał o Jewgieniju pewnie miałabym podobnie.
- Jura zdążył mi się pochwalić waszym wyjazdem – Ahrem rozluźnił się i roześmiał.
- A to pepla – dołączyłam ze śmiechem do przyjmującego ,zwracając uwagę innych siatkarzy w tym Łukasza, który z tego co wyczuwałam już od dłuższej chwili się nam przyglądała. – To co o 18 u nas? Kaśka powinna już, wtedy być w domu – miałam nadzieję, że tak będzie i, że, chociaż raz to, co zaplanowaliśmy się uda.

/Kaśka/

     Jechałam na uczelnie jak na ścięcie. Doskonale wiedziałam co dziś się stanie. Wiktor nie omieszkał mi przypomnieć z samego rana, że czeka na moją decyzję, że to ja sama zdecyduję jak będzie dalej wyglądać moje życie. Czy zamieni się w piekło i jeszcze większe upokorzenie czy może…. Nie dla mnie co bym nie wybrała będzie to piekło. Wybór powrotu do Jabłońskiego w niczym, by nie pomógł. On również poniżałby mnie, gdyby tylko przyszła mu na to ochota. Stałabym się jego niewolnicą zdaną na jego humory. Cokolwiek dziś się wydarzy powinnam wreszcie porozmawiać z Magdą. Wolę, by ona dowiedziała się wszystkiego ode mnie, a nie od niego. Potem sama zdecyduje czy chce mieć ze mną jeszcze coś wspólnego.
     Szykowałam się na to, że, kiedy tylko przestąpię próg uczelni Witek zaraz się pojawi, nic takiego się nie stało. Zjawił się dopiero przed ostatnimi zajęciami z farmakologii. Nie silił się na żadne ceregiele a złapał za rękę i pociągnął mnie w oboczny, pusty o tej porze korytarz.
- I jak będzie moja piękna? – jego palec wskazujący jeździł po moim policzku. – Zdecydowałaś?
- Tak ,nie wrócę do ciebie! – wycedziłam przez zęby. Jego osoba przestawała mnie przerażać. Ciągle pamiętałam co chciał mi zrobić, ale teraz wstręt, który do niego czułam wygrywał ze strachem.
- Dobrze się zastanowiłaś? Możesz jeszcze zmienić zdanie i oszczędzić sobie wstydu – zachęcał mnie.
- Zrozum już nigdy nie będziemy razem. Wolę już, by wszyscy mięli mnie za dziwkę. Mam przyjaciół, którzy nigdy w to nie uwierzą! – wrzasnęłam.
- Czyżby? I, gdzie byli ci przyjaciele przez ostatnie tygodnie? Mi się wydaje, że zostałaś z tym całkiem sama – roześmiał się. – Nie taka jest prawda, Kasiu? Gdzie ten siatkarzyk, gdzie twoja Magda? – zadawał coraz więcej pytań. – Przyznaj się, że oni przejrzeli na oczy i zobaczyli jaka naprawdę jesteś. Ogromna szkoda, myślałem, że zrobię im niespodziankę tym zdjęciem – znów pokazał mi fotomontaż, którym mnie terroryzował. – Co prawda nie znam numeru tego siatkarzyka, ale wiem, gdzie mieszka. Myślę, że mocno się dziwi, gdy znajdzie to jutro w swojej skrzynce na listy. Jak nadal jesteś pewna, że tego chcesz?
- Tak – mój głos nie brzmiał już tak pewnie, jak jeszcze kilka minut wcześniej.
- To przygotuj się na show. Nie znasz dnia ani godziny, ale jestem już trochę tym znudzony, myślę, że to tylko kwestia godzin – zaczął się śmiać coraz głośniej. Śmiał się nadal, gdy od niego uciekłam. W moich uszach nie było słychać nic innego.
     Cała rozdygotana wybiegłam na zewnątrz. Nie ważne było to, że zaraz zaczynałam zajęcia. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu. Ze zdenerwowania nie mogłam odnaleźć kluczyków do samochodu, w końcu zrezygnowałam i postanowiłam iść pieszo, mimo że miałam do przejścia połowę miasta. Próbowałam ułożyć sobie to, co powiem Magdzie, ale nie wychodziło. Mój umysł zachowywał się chaotycznie i nie potrafił ułożyć ani jednego zdania. Potrzebne mi było rozluźnienie. Za zbawienie uznałam to, że stałam właśnie przed pubem „ Multiplex” , bez zastanowienia weszłam do środka. Dwie setki wystarczą, by mnie uspokoić.
- Dwie setki – odezwałam się do barmana, który zwrócił na mnie uwagę zaraz po tym jak usiadłam na barowym krześle. Po wypiciu jednej z nich usłyszałam dochodzący z torebki dźwięk sms-a . Gdy otworzyłam wiadomość moimi oczom powoli ukazywało się ciągle jeszcze ładujące się zdjęcie a pod nim wiadomość „ Zabawę czas zacząć”
- Jeszcze dwie – poprosiłam barmana. Zaczęło się. Teraz już wszyscy dowiedzą się kim jestem. Stałam się właśnie tworem, który wymyślił Jabłoński, jego marionetką.

     …- Można jeszcze raz? – zawołałam na Jacka, bo tak miał na imię barman.
- A ja myślę, że na dziś ci już starczy. Zamówię ci taksówkę – zwrócił się do mnie czule.
- Gdybyś wiedział kim jestem nie bawił byś się w moją opiekunkę. Znajdę inny bar, gdzie dostanę to czego chcę! – zataczając się wyszłam na zewnątrz.
     Nie bardzo wiedziałam, gdzie mam iść, czy na prawo czy przed siebie. Ruszyłam przed siebie. Wokoło było już ciemno co zdradzało, że przy kieliszku przesiedziałam co najmniej 3 godziny. Wreszcie pod dłuższej wędrówce zobaczyłam znajome skrzyżowanie. Zachęcona widokiem, który rozpoznałam ruszyłam na przód. Jedyną rzeczą którą po chwili zauważyłam było jaskrawe światło i piekielny pisk, który wypełnił moje bębenki.

/Magda/

     Gdy wróciłam do domu miałam nadzieje, że jakieś szczegóły zdradzą mi, że Kaśka jest już w Rzeszowie .Niestety, na próżno szukałam na parkingu seledynowego garbusa a w przedpokoju porzuconych szpilek. Zaczęłam wmawiać sobie, że pewnie pojechała prosto na uczelnie, ale nie byłam co do tego już tak mocno przekonana. Przed 18 zjawił się Ahrem z obiecanymi zdjęciami z wesela.
- Poczekajmy jeszcze na Grześka, skoczył do sklepu po coś słodkiego – wyjaśniłam. Po 15 minutach Łomacza nadal nie było.
- Mogłam iść sama, Grześka gdzieś wysłać to tak, to się kończy – roześmiała się Karolina, ale zaraz po jej słowach jak na zawołanie usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi.
- Patrzcie kogo spotkałem w sklepie! –wrzeszczał na całe gardło a ja wyszłam ze swojego pokoju, gdzie postanowiliśmy się rozsiąść. Za rozgrywającym w drzwiach stał Łukasz. – Chyba się nie gniewasz?
- Wchodźcie – zachęciłam ich ręka. Nie przeszkadzało mi to, że Gregor przyprowadził Kadzia. Nawet się ucieszyłam. Tak naprawdę znów nie wiedziałam jak to z nami jest, ostatnia rozmowa telefoniczna zakończyła się dziwnie.
-To, gdzie impreza? - Łomacz głupio zapytał szczerząc się przy tym. Wiedziałam, że cieszy się, że nie suszyłam mu głowy za to, że przyprowadził środkowego.
- U mnie – wskazałam drzwi bardziej Łukaszowi, który przecież jeszcze u nas nie był niż Grześkowi, który znał już mieszkanie na wylot.

     …zdążyliśmy już obejrzeć wszystkie fotografie jakie przyniósł Alek i skomentować każde z nich a Kaśki jak nie było tak nawet nie zanosiło się na to, że miałaby się zjawić.
- Poczekam jeszcze pół godziny i się zmywam i tak się zasiedziałem – odezwał się rozczarowany Białorusin.
- Zadzwonię do niej. Cholera może ona nadal siedzi w Tarnowie. Po niej to już nie wiadomo czego się spodziewać – zatwierdziłam rozmowę i czekałam. Kaśka nie odebrałam co oczywiście mnie nie zdziwiło, ostatnio była to u niej norma.
- Zabrzmi to tak, że się wtrącam, ale co tak naprawdę się z nią dzieje ?- zapytał Łukasz.
- Sami nie wiemy, coś ewidentnie jest nie tak. Nie można do niej dotrzeć. Mieliśmy plany z Alkiem, że dziś spróbujemy, ale jak widzisz chyba się nie uda – wytłumaczyłam Kadziowi lekko sytuację. Zrobiłam to bardzo oszczędnie, ale naprawdę nie miałam ochoty kolejny raz tego wałkować.
- Jak się wali to wszystko – westchnął Gregor.
- Ty chyba nie musisz narzekać – dogryzł mu Łukasz delikatnie uśmiechając się pod nosem – Masz zajebistą dziewczynę, raczej czystą sytuację – wyliczył.
- To byś się zdziwił. Jakoś moja matka uważa, inaczej – czułam, że Grześka bardzo ubodło to, jak jego mama zareagowała na chorobę Karoliny. Przestraszyło mnie jednak to, że chce poruszać ten temat przy siatkarzach.
- Nie chcesz powiedzieć, że nie akceptuje Karoliny, bo nie uwierzę – Kadziu upierał się przy swoim.
- Łukasz to będziesz musiał uwierzyć – Orzechowska z początku mówiła bardzo cicho, ale z każdym słowem jej głos nabierał mocy. – Nie wszystko jest takie jak się wam wydaje. Mama Grześka mnie nie akceptuje, bo jestem chora na postępującą głuchotę – te słowa wypowiedziała z taka odwagą i dojrzałością, że zrobiła wrażenie nie tylko na niczego nieświadomych siatkarzach, ale i na mnie i na Grześku.
- Chcesz powiedzieć, że nie słyszysz? – tym razem odezwał się Ahrem.
- Tak, ale dzięki aparatom słuchowym jak na razie mogę normalnie funkcjonować – wyjaśniła spokojnie szatynka.
- Boże, w życiu bym nie uwierzył, nawet ich nie widać – Łukasz zaczął bardziej przyglądać się Karolinie, ta to zauważyła i odwróciła się do niego bokiem tak, by mógł dostrzec w jej uchu maleńkie urządzenie.
- Wam to nie przeszkadza? – teraz w jej głosie można było wyczuć niepewność.
- Jak dla mnie to nic nie zmienia, to nie jest twoja wina. Nadal będę cie lubił tak samo, jak wcześniej – zdeklarował się środkowy.
- Kadziu ma racje. Cieszę się, że mam takich przyjaciół – odetchnęłam z ulgą, że obaj przyjęli tą wiadomość właśnie w taki sposób. – Dobrze, że Grzesiek zostaje na kolejny rok w Sovi, paczka zostanie nienaruszona. Tylko Łukasz z tobą nie wiadomo co dalej – Ahrem zahaczył o temat, który i w moich myślach wraz z końcem sezonu zaczął się pojawiać. Czy Łukasz zostanie w Rzeszowie na kolejny rok? Czy ja tego chcę? A, jeżeli chcę to dlaczego?
- Jeszcze nie wiem, zdecyduję się pewnie w ostatniej chwili – uśmiechnął się tak jak tylko on potrafi.
- Chcecie jeszcze coś do picia? – wiem, że wyskoczyłam z tym jak Filip z konopi ,ale chciałam zagłuszyć narastające pytania w mojej głowie.
- Ja poproszę cokolwiek, po tych ciastkach strasznie mnie suszy -spojrzał ma nie Gregor.      Wyszłam z pokoju nadal pogrążając się w myślach. Tak wiele spraw dziś omówiliśmy, nieświadomie weszliśmy nawet na te najważniejsze. Szkoda, że z Kaśką się to nam raczej nie uda.
- A ty byś chciała żebym został na kolejny sezon? – niespodziewanie tuż za sobą usłyszałam głos Łukasza. Pojawił się bezszelestnie czym mnie zaskoczył. Odwróciłam się do niego patrząc pewnie w jego stronę.
- Czy to pytanie ma jakiś podtekst? – jasne było, że tak jest, inaczej, by mnie nawet nie spytał albo zrobił to przy wszystkich.
- A chcesz, by miało? – Kadziu najwyraźniej idealnie wczuł się w styl rozmowy.- To jak będzie?
-Tu masz przyjaciela, Rzeszów to piękne miasto, Sovia jeden z najlepszych klubów w kraju ,a w Polsce jest Mela, to dla niej wróciłeś – wliczyłam.
- Wiesz, że twoja odpowiedź sugeruje, że mówisz dosłownie tak, tak chcę żebyś został ?– nie wmawiał mi tego, prędzej właśnie uświadomił, że tego chciałam. Nie musiałam mu się jednak do tego przyznawać.
- A ty wiesz, że to ty to powiedziałeś, a nie ja? – droczyłam się z nim. On coraz mocniej zaczął zmniejszać dystans między naszymi ciałami, gdy z pokoju usłyszałam podniesiony głos Łomacza.
- Madzia telefon ci dzwoni!- krzyczał.
- Kto ?! –Łukasz nie odsunął się ani o milimetr, miałam wrażenie, że jeszcze się przysunął.
- Nie wiem jakiś nieznany numer – jeszcze raz wrzasną brunet.
- Muszę sprawdzić, kto to – Kadziewicz niechętnie, ale wypuścił mnie ze swojej wirtualnej pułapki i ruszył za mną do pokoju. – Słucham.
- Dobry wieczór przepraszam, że niepokoję, ale nazywam się Marcin Nadecki jestem pielęgniarzem w szpitalu Chopina w Rzeszowie i na ten numer z telefonu poszkodowanej było najwięcej połączeń. Czy mogę wiedzieć z kim rozmawiam? – zapytał a mi na samo słowo szpital zrobiło się niedobrze.
- Magdalena Krasikov, może pan powiedzieć, o co chodzi? – byłam zdenerwowana i zirytowana. Nie rozumiałam dlaczego ludzie w takich sytuacjach nie mówią jasno do początku tylko okręcają wszystko dookoła .
- Mam pani kontakt od pani Katarzyny Wieczorek. Czy zna ją pani? – co za durne pytanie jakbym nie znała to niby skąd miałaby mój numer.
- To moja przyjaciółka, powie pan wreszcie co się dzieje?! –teraz nerwy już mi wysiadły.
- Pani Katarzyna miała wypadek… - nie byłam w stanie słuchać jego dalszej paplaniny. Słowa pojawiały się pojedynczo a w głowie dźwięczało, że nie jest z nią dobrze.


Nie ma to, jak dramat prawda dziewczynki? Dużo się dzieje w tym rozdziale, taki troszkę chaos chyba. Jest wreszcie Kadziu.
Dziś krótko kilka słów ode mnie. Ostatnio mam dni, że nie wiem jak się nazywam i zdarza mi się zasnąć nawet podczas meczu. Tak było w środę podczas meczu Zenitu Kazań i nie mogłam przez to na Jurę popatrzeć. Po drugie ręczni pochłaniają moją całą energię jaka mi została. Jak to się mówi, byle do wiosny, to jeszcze tylko jakieś 2-3 miesiące :P