28 marca 2014

58. Zdobyć świata szczyt.


/Magda/

      Hala na Podpromiu zapełniała się powoli nie mogło być, inaczej przecież do meczu naszej reprezentacji z Francją jeszcze dobre 45 minut. Jak na koniec maja było gorąco, na szczęście klimatyzowane pomieszczenie dawało radę w tych warunkach. Kasia przebierała z nogi na nogę. Zbeształam ją za to, że założyła te niewygodne czerwone szpilki. Zawodnicy powoli wchodzili na boisko a ja zaczęłam jęczeć widząc mizerne ataki Kłosa na rozgrzewce. Gdy usłyszałyśmy za sobą słowa sprzeciwu oniemiałam, gdy tylko się odwróciłam. Wspomniany przeze mnie przed chwilą Kadziewicz stał jak, gdyby nigdy nic i zawadiacko się do nas uśmiechał. Nasza rozmowa, choć krótka była bardzo miła i rzeczowa. Z resztą kontynuowaliśmy ją w samochodzie, gdy w niespodziewanym zbiegu okoliczności zaoferował nam podwózkę. Koleją niespodziankę sprawił mi po tygodniu, gdy zjawił się u mnie, by obejrzeć mecz, o tak, po prostu! Stało się to naszą małą tradycją.
     Moje zwierzenia i otworzenie się przed nim. Nasz pierwszy nie tak niewinny pocałunek, wspólny wyjazd do Katowic na jeden z meczy reprezentacji i poznanie chłopaków z kadry. Moje życie zaczynało się zmieniać właśnie pod jego wpływem. Paryż, poznanie Amelii i nasza wspólnie spędzona noc. Wierzyłam, że to może być coś trwałego, to, co powstało między nami. Niestety, pojawienie się Kamili wszystko zweryfikowało. Milczenie Łukasza dało mi do zrozumienia, że byłam niczym tylko wakacyjną przygodą.
     Nasze drogi jednak nie do końca chciały się rozejść, gdy oboje dostaliśmy prace w Resovi. Wszystko dzięki Grześkowi, który stał się moim wielkim przyjacielem. Obcowanie z Łukaszem w jednym miejscu było jednak ciężkie i do spięć dochodziło bardzo często. Do tego na horyzoncie pojawił się Jurij Biereżko i moje mocniej bijące serce. Sama nie wiedziałam jednak dlaczego to samo serce równie mocno biło, gdy w zasięgu wzroku pojawiał się środkowy. Moja słabość do Łukasza zesłała na mnie tyle samo szczęścia co cierpień, chwile zapomnienia i pocałunek a później kłótnia, która zakończyła naszą znajomość.      Coraz częstsze nierozumienie się z Jurijem, jego zazdrość i zaborczość, aż w końcu wszystko przerodziło się w strach. Ponowne pojawienie się Kadzia, gdy nie mogłam dać sobie rady z Jurijem i jego szybkie odejście. Moja walka o szatyna i wyznanie mu, że tak naprawdę to nigdy nie przestało mi na, nim zależeć.
     Nasze zejście i szczęśliwy związek. Nieoczekiwana przez nikogo ciąża, która okazałą się szczęśliwą nowiną a Łukasz jeszcze mocniej zdeklarował się, że ten świat jest dla nas. Wspólny dom, namiastka rodziny, szczęśliwe chwile przeplatane kłótniami. Szpital, białe ściany, grupa ludzi i jeden donośny głos.
- Pani Magdo proszę się uspokoić! Niech pani wyrówna oddech i będziemy przeć, a dziecku nic nie będzie. Raz, dwa, tr……..


     Słońce nieznośnie świeciło mnie w oczy. Przypuszczałam, że to wina niezasłoniętych żaluzji. Serce jeszcze biło mi mocno po tym co przed chwilą widziałam we śnie. Westchnęłam nie podnosząc powiek i delektując się to czernią którą niestety przebijała już szarość. To był niesamowity i bardzo realny sen. Czasami takie miałam, ale nie każdy był aż tak miły. Ten na pewno zapamiętam na długo. Uśmiechnęłam się zastanawiając się, jakby to było, gdyby wszystko stało się naprawdę. Tyle emocji, tyle wydarzeń. Do tego sama nie wiem czemu akurat przyśnił mi się Łukasz w roli głównej. Przecież ostatnio tak go niewiele w mediach przez tej jego wojaże po Rosji. Chciałam jak najdłużej leżeć w pościeli i przeżywać jeszcze raz to marzenie senne, ale dźwięk budzika, dziwnie inny zmusił mnie do otworzenia oczu. Nie mogłam dziś zaspać miałyśmy z Kaśką przecież jechać na mecz do Rzeszowa.
     Podniosłam powieki patrząc na nieznajome dla mnie ściany w odcieniach jasnego beżu. Regał pełen książek, duża toaletka przy ścianie. To nie był mój pokój! Zdałam sobie sprawę, że to był pokój z mojego snu. Drzwi powoli się otworzyły a w nich stanął ON!
-Przyszedłem sprawdzić czy sama wstałaś czy mam cie obudzić – zerknęłam to na Łukasza to pod kołdrę patrząc na dość duży brzuszek widoczny pod podwiniętą górą od piżamy.
- Jestem w ciąży! – wydukałam piskliwie.
- Oczywiście, że jesteś- zaśmiał się. – Zapomniałaś? – przysiadł w rogu łóżka.
- Jesteś prawdziwy – uszczypnęłam go w przedramię.
- Madzia czy ty dobrze się czujesz? – położył dłoń na moim czole sprawdzając czy nie mam gorączki.
- Nie wiem, chyba tak. Ja myślałam, że to sen, że to wszystko sen, a to jest prawdziwe.
- Bredzisz coś – moje mówienie wyraźnie sprawiało mu wiele radości, bo nie przestawał się uśmiechać. Opowiedziałam mu wszystko, każdy szczegół.
- To dlatego tak rzucałaś się w nocy po łóżku. Już miałem cie ochotę obudzić – zdradził kładąc się obok mnie.
-Dobrze, że tego nie zrobiłeś miło było przeżyć to jeszcze raz.
- Wiesz ja czasami myślę, że to my żyjemy w śnie- przytulił się do mnie. – Ciągle potrzebuje potwierdzenia, że jesteś obok, że mnie kochasz – wyznał.
- Oczywiście, że cię kocham głuptasie – pocałowałam go bardzo mocno chcąc zapamiętać tą chwilę na zawsze, bo, choć była zwyczajna to bardzo dla mnie ważna.
- Teraz to już i mnie się nie chce wstać, ale zróbmy to, czeka nas ostateczna bitwa – nawiązał do 4 meczu w finale mistrzostw Polski, który miał się odbyć za kilka godzin.
- Wygracie, czuję to – przekonywałam.
- Ja już wygrałem, wygrałem życie z tobą – pozwoliłam, by delikatnie pociągnął mnie za rękę pomagając wstać z niskiego łóżka.

/Kaśka/

     To nie było do mnie podobne bym nie mogła spać. Chyba pierwszy raz czułam to, co czuje Madzia przed każdym wielkim spotkaniem. Ta niepewność, ten strach o to co będzie. A było już tak dobrze, dwa wygrane mecze w Bełchatowie do tego odniesione w pięknym stylu. Bezradna Skra i Resovia mająca na wyciągniecie ręki Mistrzostwo Polski. Hala na Podpromiu miała przynieść szczęście a przyniosła niepokój i otrzeźwienie, że jeszcze przecież nic nie wygraliśmy. Zawodnicy już przed wczorajszym meczem byli sparaliżowani jakby bali się osiągnąć to, na co ich przecież stać Doping, który miał pomóc bardziej dekoncentrował i przeszkadzał. Oczekiwania były wielkie nie tylko ze strony kibiców rzeszowskiego zespołu. Detronizacji Skry wyczekiwali wszyscy ci, którzy nie sympatyzowali z tą drużyna, zaczynając od kibiców przechodząc na dziennikarzy a kończąc nawet na działaczach z samej góry. To wszystko przerosło też Alka a wiadomość, która spadła na nich w szatni po meczu pogorszyła wszystko. Byłam zdania ze Grozer niepotrzebnie mówi o tym, że odchodzi z Resovi, powinien to zachować dla siebie do końca rozgrywek. Zawodnicy nie wiedzieli jak mają się zachować, co mówić a dziennikarze od razu wyczuli sensację.      Wracaliśmy do domu w ciszy, zjedliśmy kolacje unikając tematów siatkarskich i szybko poszliśmy spać. Łóżko stało się naszym więzieniem na kolejnych kilka godzin. Alek ciągle wstawał, ja udawałam, że śpię, wiedziałam, że potrzebuje być sam. Gdy w końcu zasnęłam niebo robiło się już szare.
     Otwierając rano oczy zamiast widoku śpiącego bruneta na poduszce zobaczyłam tylko małe beżowe pudełko. Nie ośmieliłam się go otworzyć. Najpierw musiałam znaleźć Aleha. Nie zwracając uwagi na swój okropny wygląd po ciężkiej nocy ruszyłam do kuchni licząc, że tam go zastanę. Gdy zobaczyłam jego minę już wiedziałam, że wczorajsze rozczarowanie zniknęło, znów pojawiła się wola walki.
- Alek, co to jest? – pokazałam pudełko, które trzymałam delikatnie w palcach.
- Myślałem, że otworzysz jak się obudzisz – powiedział z lekkim rozczarowaniem.
- Mogę otworzyć je teraz, chyba że chcesz bym była przy tym sama – już nie wiedziałam, kiedy i jak mam to zrobić. Ten pokręcił tylko głową. Podniosłam, więc wieczko a w środku na atłasowym wykończeniu leżał piękny złoty pierścionek.
- Czy to…- nie musiałam dokończyć tego pytania, bo Ahrem właśnie przede mną uklęknął.
- Kasiu zostaniesz moją żoną?- zapytał wpatrując się we mnie intensywnie.
- Tak – upadłam na kolana mocno ściskając go za szyję. Białorusin uspokoił mnie, by móc mi założyć pierścionek na palec.
- Teraz już wiem, że mi nie uciekniesz i powiem ci, gdzie zagram w przyszłym sezonie – powiedział poważnie jednak nadal z uśmiechem na ustach.
-To, gdzie będę do ciebie latać? – pamiętałam, że mam skończyć studia w Polsce, tak jak mu obiecałam.
- Nigdzie! – krzyknął czym mnie trochę wystraszył.
- Jak to? Alek nie denerwuj mnie – dziwne myśli zaczęły mi przychodzić do głowy.
- Zostaję w Resovi i nigdzie się nie wybieram – znów się na niego rzuciłam tym razem przewracając nas na zimne kafelki.
- Alek powiedz mi, że nie zrobiłeś tego ze względu na mnie- wolałam się upewnić.
- Tu w Rzeszowie mam wszystko czego mi potrzeba, tu jest teraz mój dom, moi przyjaciele, moja praca i moja narzeczona – zaakcentował bardzo wyraźnie ostatnie słowo, po czym wpił się w moje usta przygniatając mnie swoim ciężarem.


/Karolina/

     Gwar, śmiechy i głośne rozmowy. Nie mogło być, inaczej przecież odwiedziła nas cała rodzina Łomaczów. Ciężko było ulokować ich wszystkich przy jednym stole w maleńkiej kuchni. Babcia z panią Marzeną, a może już dla mnie mamą Marzeną krzątały się przy kuchence kategoryczne zabraniając nam podchodzić. Panowie, Ania i ja siedzieliśmy grzecznie rzucając co jakiś czas w ich stronę krótkie spojrzenia.
- Też przez to przechodziłam – szepnęła do mnie Ania ściskając mnie za rękę ze zrozumieniem. – Gdy mieliśmy pierwszy rodzinny nalot po ślubie wyglądało to podobnie, tylko Grześka nie było, bo był, wtedy z kadrą w Wenezueli.
- Szwagierka nie spiskuj z moją żoną- Grzesiek wyraźnie niepocieszony, że nie wie o czym rozmawiamy rzucił w Ankę kostką cukru. Po czym wraz z Błażejem wybuchneli śmiechem.
- Nie pozwalaj sobie- Ania wycelowała w niego palcem – A ty…- popatrzyła na Błażeja – …mógłbyś bronić swojej żony, a nie śmiać się.
- Dzieci spokój, bo nie dostaniecie śniadania – babcia Stasia odwróciła się do nas i pokiwała groźnie drewnianą łyżką.
- Ja muszę zjeść, mam dziś najważniejszy mecz w sezonie- dopominał się Grzesiek.
- Dla ciebie mam coś specjalnego – odezwała się mama Grześka.
- Tylko nie to – jęknął.
- O co chodzi? – popatrzyłam na wszystkich zdziwiona.
- Grzesiu jak był młodszy to Marzenka na ważne mecze przyrządzała mu specjalny zestaw śniadaniowy – zdradził mi tata Paweł.
- Nie zjem tego chcę normalną jajecznicę jak inni – rzucał się brunet jakby miał kilka lat.
- Grzegorz zachowuj się, akurat w tym temacie mam podobne zdanie co Marzena. Masz zjeść wszystko bez gadania. Chcesz wygrać prawda? – po tych słowach babci Stasi temat był skończony.
Ja byłam zdania, że zestaw mojego męża wcale nie był zły, ale on ciągle łypał na babcie i mamę dość groźnym wzrokiem.
- Jak przegramy to przez, to – warknął w ich stronę popijając wszystko ogromnym łykiem herbaty.
- Nie wydziwiaj – prychnęła babcia. – Zjadłeś wreszcie teraz możecie posprzątać. Dziewczyny idziemy na spacer – strasznie mi się podobało to, że seniorka rodu trzymała całą rodzinę w szachu i nikt jej się nie sprzeciwiał.
     Zostawiłyśmy chłopaków i poszyłyśmy na spacer po pobliskim deptaku. Gdy szłyśmy tak wszystkie razem i rozmawiałyśmy o tych mniej lub bardziej poważnych sprawach czułam, że stałam się już pełnoprawnym członkiem rodziny dla wszystkich. Mocny uścisk mamy Grześka i jej czułe słowa pokazały mi, że czasami warto wierzyć, że jeszcze wszystko może się zmienić na lepsze.


/Magda/

     Nie skłamałabym, gdybym powiedziała, że rzeszowska hala pękała dziś w szwach. Nie dość, że pełno było kibiców to jeszcze zjawił się ogrom dziennikarzy, chyba jeszcze więcej niż wczoraj. Znów wszystko było przygotowane na to, że Resovia dziś wygra. Konfetti, szampan, medale, puchar. To wszystko tak blisko, wystarczyło tylko wygrać trzy sety. Wyjątkowo dziś usiadłam z rodzinami zawodników dumnie ubierając klubową koszulkę Łukasza, a nie swój służbowy strój. Bałam się tego co będzie, gdy wybiegną na parkiet, z Łukaszem umówiłam się, że nie rozmawiamy o dzisiejszym spotkaniu, dlatego cały dzień unikaliśmy tego tematu. Uświadomiłam też sobie, że, gdyby Resovia dziś wygrała już nie spotkamy się w tym samym składzie. Odejdzie Jurij, odejdzie Grozer, nadal nie wiedziałam co będzie z Alkiem. Zerkałam na rzeszowskich zawodników, nie było juz tego niepokoju co wczoraj, była moc, ale i w zawodnikach z Bełchatowa znów widziałam wiarę, że się uda. Kaśka mocno dopingowała chłopaków podczas rozgrzewki. Nie umknęło mi, że na jej palcu znajduje się nowa ozdoba.
- Kiedy go kupiłaś? – świecidełka u Wieczorek nie były dla mnie czymś nowym często kupowała jakąś biżuterię.
- Alek mi go dał – przysunęła się do mnie i szepnęła mi do ucha – Zaręczyliśmy się – oniemiałam zapewne szeroko otwierając usta. – Nie złość się, że i nie powiedziałam, uzgodniliśmy z Alkiem, że powiemy wszystkim dopiero po dzisiejszym meczu – wytłumaczyła.
- Nie jestem zła – szok mi szybko minął. Raczej byłam pod wrażeniem, że to już. Nie spodziewałam się tego.- Cieszę się – uściskałam ją mocno, ale krótko, by nie wzbudzić zbyt wielkiego zainteresowania.

     Duże nerwy i jeszcze większy szok, że poszło tak łatwo Grozer był na ogromnej fali, ładował piłki raz po raz w pomarańczowe pole Bełchatowian. Reszta dokładała swoje na innych pozycjach. Jeszcze dwa sety, jeszcze set i marzenie stało się piękną rzeczywistością. Gdy brakowało nam jeszcze tylko jednego punktu juz wiedziałam, że to się stało. Resovia została Mistrzem Polski. Ostatni punkt i dowiedziała się o tym cała Polska. Tego co działo się potem nie da sie opisać, to zostanie na zawsze w pamięci, ale ciężko ubrać to w słowa. Moc uścisków, krzyków i podskoków. My dziewczyny cieszyłyśmy się w swoim gronie a panowie skakali z radości po całym boisku raz ze sztabem działaczami i kibicami. Zapanował szał. Rozdanie medali, gorące wywiady i nasze pierwsze podziękowania, które akurat u mnie ograniczyły sie tylko do długiego i mocnego pocałunku Łukasza. Na rozmowy mieliśmy czas dopiero w autokarze, ale i tu był wesoło. Śpiewy, Igła szalejący z kamerą, Sebastian próbujący wgramolić się na barana do taty co skończyło się ich bolesnym upadkiem.
- Fatum odeszło w dal – wtuliłam się w Łukasza, który zechciał usiąść na chwilę koło mnie. Nie wymagałam od niego, by był teraz przy mnie miał prawo cieszyć się z kolegami.
- Powiem coś w stylu Kaski jesteś moim talizmanem – cmoknął mnie w policzek i pognał na tyły autobusu wygłupiać się dalej z resztą drużyny.

     Staliśmy na scenie przed tysiącami kibiców, którzy zgromadzili się na płycie rynku. My trochę z tyłu chłopcy na pierwszym planie. Każdy chciał coś powiedzieć, każdy dziękował i każdy się cieszył. Gdy Igła wziął mikrofon wiedziałam, że teraz będzie śmiesznie i długo. Nie pomyliłam się. Krzysiek zdążył nawet wcisnąć na swoje miejsce za kilka lat Sebastiana a kibice tak jak się tego spodziewałam przyjęli z radością taka propozycję.
– Dobra juz prawie skończyłem – zakomunikował Libero. – Teraz oddaje mikrofon Kadziowi, bo wiem, że i on ma coś ważnego do powiedzenia. No Łukasz chodź tu i zdób co do ciebie należy.
Patrzyłam na Kadziewicza, który przejmuje mikrofon od Igły. Nastawiłam się na jakąś zabawną anegdotę środkowego a zaczęło dziać się coś zupełnie innego.
- Przez to, co zaraz zrobię zostanę pewnie zabity, więc to moje ostatnie chwile z wami – wybuchnęło kilka śmiechów, ale tłum jakby ucichł.- Zostałem w Rzeszowie nie tylko dlatego, że to według mnie najbardziej profesjonalny klub do uprawiania tego sportu w Polsce. Dziś jest to też klub dzięki któremu zdobyłem to czego brakowało w mojej karierze upragniony złoty medal – podniósł złoty krążek w stronę tłumu. – Jestem tutaj też dla kogoś innego. Kogoś, kto stał się drugą po mojej córce najważniejszą osobą w życiu – słuchałam jak zaczarowana i powoli docierało do mnie, że to o mnie mowa. – Madziu chodź tutaj – odwrócił siew moją stronę a ja stałam jak sparaliżowana i to Krzysiek musiał mnie lekko popchnąć bym się ruszyła.
- Zabijesz mnie, za to co teraz zrobię, ale zaryzykuję – sięgnął do kieszeni jeansów wyciągając z niego brokatowe czerwone pudełko – Niedługo zostaniemy rodzicami naszego synka a już dziś chce cię o coś zapytać. –Madziu wyjdziesz za mnie? –nie uklęknął tylko złapał mnie za rękę, przez jego delikatny dotyk czułam ten żar jaki przepływa nam przez palce, gdy stykaliśmy je ze sobą. Mogłam się założyć, że miałam w tym momencie przerażoną minę a tłum kibiców wiwatował i krzyczał.
Nie zakładałam, że ten moment nadejdzie już niedługo, myślałam, że jeśli już to może za kilka lat. Do tego te okoliczności. Czy jednak mogłam sobie wymarzyć lepszą chwile? Dziś oboje byliśmy tak samo szczęśliwy a mogliśmy być jeszcze bardziej wystarczyło tylko jedno słowo, trzy litery.
- Tak – szepnęłam, by tylko on mógł to usłyszeć, chciałam, by dowiedział się wcześniej niż inni, reszta dowiedziała się kilka sekund później, gdy pierścionek znalazł się na moim palcu a ja w jego ogromnych ramionach.



Tadam, tadam, tadam :) Powiem wam, że tej historii nie pisałam tak naprawdę sama, pisali ją też siatkarze Resovi, którzy właśnie tak postanowili zakończyć sezon 2011/2012. I powiem wam, że taki finał mnie satysfakcjonuje. Czekałam na to szmat czasu, by obraz przelać w słowa, ale w końcu mam. To wszystko stało się też dzięki wam, gdyby nie wasza obecność i słowa wsparcia mogło, by być różnie. To dziś nie pod epilogiem chcę podziękować wszystkim, którzy byli tu ze mną. Tym, którzy byli od początku do końca, tym, którzy dotarli tu w połowie nadrabiając rozdziały i tym, którzy odeszli gdzieś po środku. Każde słowo zostawione przez was pomagało. Dziękuję tym, które pisały komentarze systematycznie, tym, które pojawiały się raz na jakiś czas, a nawet tych, które czytały wszystko w ukryciu.
Tradycyjnie mam prośbę o to, by każdy z was, kto przeczyta ten rozdział zostawił, choćby słowo, że tutaj był. Ja z wami pożegnam się za dwa tygodnie czy ostatecznie, tego jeszcze nie wiem, może to właśnie wasza obecność tu pod tym rozdziałem pomoże podjąć mi decyzję.

PS. Mocne uściski pocieszenia dla czytelniczki R, bardzo cię przepraszam, że zakończyłam to opowiadanie, ja wiem, że chciałaś więcej, ale moja wena powiedziała dość.

Ps2. I znów nici z mojego zaskoczenia Shelby znów mnie rozszyfrowała  ;)