24 maja 2013

36. Gdy plany zderzą się z rzeczywistością przekonujemy się, że nasze wyobrażenia były zupełnie inne.



/Łukasz/

     Jeszcze dwa tygodnie i mój czas przeznaczony na spędzenie czasu z Melką minie. Później zostanie 1,5 tygodnia na pozałatwiane różnych spraw i od sierpnia powrót do Rzeszowa. Żałowałem, że w tym roku nie uda mi się udać z Ignaczakami i dzieciakami na wspólny urlop. Krzysiek postanowił po finałach w Gdańsku zabrać Iwonę na romantyczny wypad na Cypr a dzieci odholować do dziadków. Dzięki Igle byłem też w miarę na bieżąco, jeżeli chodzi o Magdę. Ta również była w Gdańsku w towarzystwie Biereżki. Krzysiek nie do końca wiedział co tam się dzieje, ale wspominał, że Magda podejrzanie blisko jest z cała ekipą Sbornej, nie podobało mi się to. Ja sam miałem plan powrotu do gry, gdy tylko znów wrócimy do klubu i zaczniemy przygotowania do sezonu. Plan nie był taki zły biorąc pod uwagę to, że Rosjanin, wtedy będzie tysiące mil ode mnie i od Krasikov. Mi zostanie prawie 2 miesiące przed jego powrotem, by przekonać na nowo blondynkę jak bardzo mi na niej zależy.
     Wspólnie z Amelką śledziliśmy poczynania naszych w gdańskim finale. Raz nawet kamera pokazała Magdę siedzącą u boku Jurija. Dziękowałem sobie w duchu, że moja córa nie jest jeszcze tak spostrzegawcza i nie wyłapała tego. To chyba tylko mi włączała się kontrolna lampka, gdy gdzieś w tłumie pokazywali platynową czuprynę. To niestety potwierdziło tylko to, co czym mówił Igła jej relacje z Rosjaninem niebezpiecznie przybierały coraz bardzie zaawansowany charakter. Tym samym stawiało mnie to w bardzo ciężkim położeniu. Nie spodziewałem się tego co miało nastąpić za chwilę i przez co moje plany niemal się rozsypały.
- Wujek Igla, wujek Igla! – Amelka podskakiwała na sofie. Nie zwracała uwagi na to, co Krzysiek mówi, ale uważnie przyglądała się jego twarzy. Ignaczak opowiadał o tym, że zrobią wszystko, by wygrać ten brązowy medal. Potem na ekranie pojawił się Piotrek Nowakowski a mała przycichła. Mnie zaś naszły myśli jak to będzie wyglądać, gdy przyjdzie nam stanąć do rywalizacji w klubie.? Ja i dwóch reprezentacyjnych środkowych. Wielu juz teraz postawiło mnie na miejscu tego rezerwowego, ale ja nie poddam się bez walki.
Materiał trwał nadal a ja postanowiłem przygotować łóżko dla córki. Wiedziałem, że akurat dziś będzie to trudne, bo Melka była tak zdeterminowana, że na pewno będzie chciała zobaczyć dekoracje i ceremonie zakończenia imprezy, ale kiedyś i tak do tego łóżeczka trafi.
-Madzia! Madzia! – krzyczała. – Tatusiu Madzia w telewizorze! – kołdra którą miałem w ręce opadła bezgłośnie na łóżko, szybko pokonałem przedpokój i znalazłem się w salonie. Zdążyłem na moment przed tym nim zniknął obraz twarzy blondynki siedzącej wśród pustych trybun a zamiast tego zaczęły pojawiać się migawki z meczów reprezentacji Rosji z tych finałów. Nic z tego nie rozumiałem. Nie pozostało mi nic innego jak zacząć się wsłuchiwać w głos Krasikov, który nadal rozbrzmiewał w pomieszczeniu. Brakowało mi tego głosu. Powoli wszystko ułożyło się w jedną całość. Magda pełniła funkcję opiekuna wyznaczoną przez PZPS. Jak to w ogóle się stało? Nie wiedziałem, że ją interesują takie rzeczy. Lekko oprzytomniałem, gdy znów jej twarz pojawiła się na ekranie a Amelia ponownie wiercił się z ekscytacji wskazując na Magdę palcem.
- Dla czujnego oka twoja twarz nie jest obcą twarzą na siatkarskich parkietach. To nie tajemnica, że jesteś w sztabie Assesco Resovi Rzeszów – zapytał Magiera.
- Tak jestem dietetykiem Resovi – Magda odpowiedziała mu po chwili namysłu.
- Ale czy tylko? Nie dało się nie zauważyć, że u twojego boku podczas finałów pojawia się twój kolega z klubowej drużyny. Czy to tylko koleżeństwo czy może zdecydowanie coś więcej? – od razu zauważyłem to, że się zdenerwowała i spuściła ze złości wzrok, a potem montażysta dodał idealny obrazek, który mógł być odpowiedzią na to pytanie. Magda śmiejąca się u boku Rosjanina a jego ręka spoczywała gdzieś na jej boku. To nazywa się manipulowanie faktami.
- Niech zainteresowani sami zdecydują –próbowała jakoś wybrnąć. Niestety, każdy, kto właśnie obejrzał ten materiał wiedział jak jest. Obraz się zmielił i ponownie wróciła twarz blondynki a w jej oczach płonęła złość.
- Mi coś mówi, że Jurij Biereżko jest kolejnym zagranicznym siatkarzem, który poznał się na urodzie Polek. Dla mnie to nie tylko kolega. Magdo nie daj się prosić – Magiera tym napuszczaniem Magdy spowodował, że ja sobie postanowiłem już nigdy nie udzielić mu wywiadu. Atakował ją, ktoś, kto w swoim życiu udzielił już ponad 100 wywiadów doskonale to mógł odczytać.
- Nie mogę powiedzieć, to musi panu wystarczyć – wysiliła się na uśmiech. Tylko ktoś, kto ją znał dostrzegł tą subtelną zmianę jaka nastąpiła. Z sympatycznej rozmowy zaczęło robić się niemiło. Reszta wywiadu przestała mnie obchodzić. Magiera dodał, że czuję, iż są parą i zapytał jeszcze o podium finału a mi aż kostki zbielały od zaciskania rąk w pięści tak mnie wkurzył.
- Tatusiu, o kim ten pan i Madzia mówili? – Amelia wyrwała mnie z tego letargu.
- O panie, który gra ze mną w drużynie a teraz jest tam razem z Madzią i swoją reprezentacją i też gra o medale – nie potrafiłem tego, inaczej wytłumaczyć. Liczyłem, że Melka nie za wiele zrozumiała z tego wywiadu.
- Ale to nie był jej chłopak prawda? To ty masz być jej chłopakiem – i proszę moja córka na swój sposób wyciągnęła z tej rozmowy to czego ja chciałem uniknąć.
- To już będziesz musiała Madzię zapytać – nie ma to, jak zwalić odpowiedzialność na Magdę. Miałem nadzieję, że do czasu ich spotkania Amelia zapomni o całej sprawie.
- Chcę się z nią zobaczyć – jak zwykle nieświadomie powodowałem kolejną lawinę próśb córki.
- Zobaczysz obiecuje, tylko jeszcze nie wiem, kiedy – małą chyba to na chwilę obecną usatysfakcjonowało, bo odwróciła głowę ponownie w stronę „plazmy”. Wyszedłem z salonu z zamiarem powrotu do przerwanej wcześniej czynności. Musiałem też wyładować złość a do tego posłużyły mi moje adidasy stojące przy drzwiach. Po moim kopnięciu wylądowały przy łóżku w sypialni. Choćby nie wiem, co się działo musiałem zawalczyć o Magdę nawet kosztem tego, że wpieprzę się w jej związek z Rosjaninem. Niech ona powie mi prosto w oczy, że to jego kocha. Inaczej nie uwierzę, że nie ma już dla nas szansy. Po za tym nie walczyłem tylko dla siebie, ale również dla córki, która ją pokochała.

/Magda/

     Niesamowity dzień, który bardzo ciężko opisać słowami. To jak nasza reprezentacja nie pozostawiła złudzeń kadrze Argentyny i w pięknym stylu zdobyła brązowy medal było niezapomniane. Kiedy na trybunach przed decydującymi piłkami zabrzmiała tak długo przeze mnie wyczekiwania „Pieśń o małym rycerzu” aż ścisnęło mnie w dołku. Wracały same miłe wspomnienia. Nie dane mi było się długo nacieszyć radością, bo musiałam wracać do pracy a nerwowość wróciła ponownie. Przed Rosją najważniejszy mecz na tym etapie sezonu. Znów stoją przed szansą pokonania Brazylii. W ekipie panowała spokój i wyciszenie. Dopiero Jurij wyjaśnił mi, że to zalecenie Alekny, by każdy przygotował się do meczu właśnie w taki sposób. Nie pozostało i nic innego jak czekać na godzinę zero. Po tych kilku wspólnie spędzonych dniach zobaczyłam jaką dziś przeszli przemianę. Wcześniej czasami miałam wątpliwości, czy to aby na pewno profesjonaliści, dziś to znikło. Niemal każdego dnia przychodzili do mnie z dziwnymi prośbami i wymysłami. Oczywiście mieli też normalne potrzeby jak zakup pamiątek dla bliskich, ale często się przy tym wygłupiali. Dziś liczył się tylko jeden cel: wejść na najwyższy stopień podium. Przerwać dominację najpotężniejszej drużyny globu i zasiąść na ich tronie.
     Mecz był nerwowy a emocje zamiast ustabilizować się na jednym konkretnym poziomie falowały. Brazylia wygrała pierwszego seta, później dwa kolejne wygrali Rosjanie i gdy już wszyscy myśleli, że ci postawią kropkę nad i Kanarki poderwali się do walki doprowadzając do tie breaka. W piątym secie zauważyłam, że większość kibiców w Ergo Arenie stoi po stronie Rosjan, doszłam do wniosku, że teraz będzie dobrze i tego nie przegramy. Moja ręka wylądowała w mocnym uścisku Jurija i nie puściłam jej aż do końcowego gwizdka. Ten dźwięk oznajmił, że to teraz Rosjanie będą dzierżyć tytuł zwycięzców Ligi Światowej. Sama wpadłam w ramiona Biereżki zachłannie wpijając się w jego usta powodując, że euforia i brawa dla mnie przycichły i przestały się liczyć na te parę chwil. Przez te emocje pragnęłam go jeszcze bardziej, ale wiedziałam, że on teraz chce być z też z kolegami. Dostałam od niego krótki, ale wspaniały pocałunek a później utonęłam w uściskach statystyków i reszty sztabu, który jeszcze nie świętował na boisku. Nie wstydziłam się tego, że jako Polka aż tak mocno się cieszę ze zwycięstwa jakby nie było naszych odwiecznych rywali. Z resztą tłum kibiców cieszył się razem ze mną. Andrej uprzedził mnie jeszcze przed meczem, że teraz przed nami sporo roboty. Musieliśmy przecież zorganizować świętowanie godne mistrzów. Pożegnaliśmy się z resztą sztabu i wróciliśmy do hotelu.
Kiedy byliśmy w połowie ustalania wszystkiego z pracownikami hotelu Andrej dostał telefon.
- Wsiadaj do taksówki i wracaj na hale. Przyjedziesz tu razem z drużyną. Dam sobie radę z resztą – odpowiedział, gdy tylko skończył rozmawiać.
- Ale potrzebujesz pomocy – zapierałam się.
- To polecenie trenera, zmykaj – wystraszyłam się, że coś się stało i wykonałam jego prośbę.
Kiedy ponownie stałam tuż przy drużynie Sbornej uśmiechnięty Alekno rozwiał moje obawy a jego uścisk całkiem mnie uspokoił.
- Chyba nie myślałaś, że ominie to co najważniejsze. Ten sukces jest też twoim sukcesem ciesz się nim – wskazał ręką, gdzie jego podopieczni już stali, by wejść na podium. Zobaczyłam, że Jurij jest wśród nich i właśnie machał do mnie. – Mamy sobie zrobić pamiątkowe zdjęcie. Nigdzie się stąd nie ruszaj – zastrzegł sobie i ruszył w stronę Anastasiego i Rezende, którzy też czekali na odbiór medali.
     Patrząc na całą dekorację i to jak Igła i Bartek dostali nagrody indywidualne w środku aż skakałam z radości. Ta sama radość pojawiła się, gdy złote medale zawisły na szyjach Rosjan a puchar powędrował w górę. Ze ściśniętym gardłem słuchałam rosyjskiego hymnu zdając sobie sprawę, że doskonale dałabym sobie radę w realiach tego kraju, przecież w moich żyłach płynęło sporo rosyjskiej krwi. Tak jak obiecał Władimir zawodnicy zagarnęli mnie do zbiorowego zdjęcia i między tymi olbrzymami ja sama mogłam poczuć to szczęście. Kiedy wszystko się uspokoiło znalazłam chwile na gratulację dla moich Resoviaków Krzyśka i Grześka, którzy podsumowali to śmiechem i stwierdzili, że oni wszystko wiedzą, po czym spojrzeli wymownie na Biereżkę, który rozmawiał z dziennikarzem. Nawet u Igły nie dostrzegłam jakiegoś zawodu z tego powodu. Może i on z Łukaszem już przyzwyczaili się do tej sytuacji i zaakceptują ją. Pogroziłam im, po czym pchnęłam w stronę reszty chłopaków.
- Wszędzie cię szukałem – usłyszałam za plecami.
- Cały czas tu byłam – odwróciłam się do Jurija.
- Mam coś dla ciebie – ściągnął złoty medal i zawiesił go na mojej szyi. Ten gest był bardzo wymowny. Nie wiedziałam nawet czy na niego zasługuję.
- Nie musisz – próbowałam protestować.
- Ale chcę – zamknął mi usta pocałunkiem nie pozwalając bym nadal miała jakieś obiekcje.
     Świętowali prawie wszyscy nawet Argentyńczycy, którzy i tak uznali swój występ w ścisłym finale za sukces. Tylko Brazylijczycy byli gdzieś na uboczu i poznikali szybko w pokojach. Polska ekipa zajęła mini sale w piwnicach, za to dla Rosjan na te okazję przygotowana główna salę. Pierwszy raz miałam okazje zobaczyć ich z rodzinami, które w większości przyjechali właśnie na decydujący mecz. Zapoznałam się nawet z ich partnerki i żonami. Niektóre z nich patrzyły na mnie sceptycznie inne były przyjaźnie nastawione. Bawili się wszyscy i tu już nikt nie patrzył na to, że kogoś lubi bardziej lub mniej. Dopiero teraz przekonałam się, że słowa mocne rosyjskie głowy to prawda, bo nikt nie żałował alkoholu. To był też sposób na odstresowanie wszelki trudów jakie musieli pokonać, by przejść tą drogę do złota. Sama starałam się pilnować, formalnie nadal byłam w pracy, która miała zakończyć się jutro po wymeldowaniu się ostatniego członka ekipy Sbornej i zapakowaniu ich wszystkich do autokaru.
     Muzyka grała w najlepsze i wszędzie panował harmider spowodowany głośnymi rozmowami i gratulacjami. Musiałam ochłonąć i korzystając z okazji, że Jura poszedł do baru wymknęłam się na taras. Dopiero teraz zauważyłam, że moja skrzynka zapełniła się sporą ilością wiadomości. Niektóre z gratulacjami i podziwem jak daleko zawędrowałam, inne znów to były zwykłe pytania jak to się stało. Wiedziałam, że to wszystko to pokłosie wyemitowanego dziś materiału z moim wywiadem. Najbardziej ucieszyła mnie wiadomość od mamy, mimo że zawierała reprymendę, że nie odbieram telefonów. Była ze mnie dumna i domagała się wszystkich szczegółów. Na koniec zostawiłam sobie wiadomość o Kasi, która pisała, że juto przyjeżdża z powrotem z Alkiem do Rzeszowa. Cieszyłam się, że ją zobaczę i byłam zadowolona, że udało jej się przezwyciężyć strach, zaufała Białorusinowi i mogła oddać się uczuciu.
- Gdzie mi uciekasz? – Jurij wręczył mi kieliszek białego wina.
- Musiałam odetchnąć. Troszkę mnie to przytłoczyło – jakoś nigdy nie przepadałam za tak dużymi skupiskami ludzi. Wyjątkiem były mecze siatkarskie.
- Możemy iść, jeśli chcesz. Andrej dopilnuje reszty- zapewnił a ja skinęłam głową.
Spacer mnie wyciszył a oplecione ramię siatkarza wokół mojej tali dawało poczucie bezpieczeństwa. Jurij zaczął snuć plany naszych wspólnych wakacji, na które bardzo chciał mnie zabrać, ale najpierw czekała go wizyta w moskiewskiej klinice. Poprosiłam go, by nic nie planował, póki nie będzie wiadomo co z jego kolanami. Była 3 nad ranem, gdy razem stanęliśmy pod drzwiami mojego pokoju.
- Mogę wejść? – zapytał . W ramach odpowiedzi otworzyłam kartą magnetyczną zamek i uchyliłam drzwi wchodząc do środka, Rosjanin podążył za mną.
Pokój nie był duży, składał się tylko z sypialni i skromnej łazienki. Stanęliśmy dosłownie na środku, gdy Jura ponownie się odezwał.
- Magda nawet nie wiesz jak mnie pociągasz. Jesteś moja i tylko moja – nie dał mi nawet czasu na odpowiedź drapieżnie miażdżąc mi usta swoim. Nie minęło dużo czasu a już jego dłonie znalazły się po moja lnianą sukienką którą podciągał w górę. Ułatwiłam mu to podnosząc ramiona, by mógł swobodnie ją ściągnąć. Doskonale wiedziałam, co to oznacza, ale chciałam tego. Biereżko nie czekał aż sama zajmę się jego odzieżą, sam pozbył się koszulki i jeansów, po czym ponownie przywarł wargami do mojego ciała. Jego dłonie nie miały żadnego problemu, by odnaleźć zapięcie od stanika, a potem zjechały niżej za gumkę moich fig. Ruchy były mocne a dłonie dotykały mnie zachłannie jakbym przy delikatniejszym dotyku miała mu się rozpłynąć niczym obłok. Położył mnie na łóżku pozbywając się mojej i swojej dolnej bielizny. Tak naprawdę nie miałam nawet czasu, by przyglądnąć się siatkarzowi, bo bez żadnego ostrzeżenia rozchylił moje uda i ulokował się między nimi a jego męskość wypełniła mnie od środka rozpoczynając szaleńczą pogoń za niemożliwym. Z początku zaskoczona nie wiedziałam jak mam to odebrać, Jurij nie przestawał a jego ruchy były coraz silniejsze. Czułość zniknęła a pojawiły się mocne pchnięcia a jego dłoń z wielka mocą zaciskała się na moich piersiach. Zaczęło sprawiać mi to ból.
- Jurij zwolni, to boli – poprosiłam a w ramach odpowiedzi zatkał mi usta pocałunkiem.      Chwilę znów było dobrze a później wróciliśmy do tego czego ja chciałam uniknąć. Jego dłonie i dotyk przestały sprawiać mi przyjemność, niestety nie potrafiłam tego przerwać jeszcze jak głupia oddawałam mu każdy pocałunek, którego zapragnął. Nie był delikatny, wziął to, co chciał nie interesując się ani trochę moimi odczuciami. To nie była wymarzona dla mnie noc i, gdy skończył poczułam ulgę udając, że mi również było dobrze.
     Ranek nie przyniósł ukojenia i nie spowodował, że poczułam się lepiej. Może zbyt wiele wymagałam od życia? Większość moich seksualnych doświadczeń kończył się podobnie. Tak naprawdę tylko dwóch mężczyzn potrafiło dać mi to czego każda kobieta oczekuje i to nie był na pewno Biereżko. Musiałam się ogarnąć i zejść do recepcji, by dopełnić z Andrjem ostatnich formalności. Zostawiłam śpiącego Rosjanina i zeszła na dół. Andrej był już na miejscu, pomogłam mu z wypełnianiem różnego rodzaju papierków i po wszystkim czekaliśmy na reprezentantów. Jako jeden z pierwszych na dole zameldował się już spakowany Jurij co oznaczało, że musiał wstać zaraz po tym jak wyszłam.
- Nie było cie dziś rano – podszedł do mnie oczekując, że go pocałuje. – Magda coś nie tak? – zapytał. Byłam zdziwiona, że w ogóle to zrobił.
- Wczoraj … - kompletnie nie wiedziałam jak mam mu to powiedzieć.
- Jesteś piękna, a kiedy jesteś naga to jeszcze piękniejsza widzę, wtedy w tobie niewinność. Nie byłem twoim pierwszym, ale nie pozwolę, by jeszcze kiedyś ktoś cie taką oglądał. Tylko ja mogę – te obietnice wcale mnie nie ucieszyły, raczej zaczęły mnie przerażać.
- Jurij ja… - znów zaczęłam
- Wiem przepraszam, przesadziłem byłem trochę za ostry. Wypiłem za dużo to przez, to. To się nie powtórzy. Jak ty lubisz delikatniejszy seks to ok. Przez te emocje się zagalopowałem – wytłumaczył się. Nie wiedziałam czy mam wierzyć w te słowa, ale samo to, że jakby nie było przyznawał się do błędu coś znaczyło.
- Panowie do autokaru! – huknął Alekno żegnając się ze mną szczerym uśmiechem i mocny uściskiem a tym samym przerwał naszą rozmowę z Bereżką.
- Madziu mam nadzieje ze się nie gniewasz na mnie. Daj buziaka na do widzenia – poprosił Jura, gdy trener się nieco oddalił. Pożegnałam go tak jak chciał niestety z coraz bardziej mieszanymi uczuciami względem jego osoby.


Ten rozdział był dla mnie ciężki i cieszę się, że jest już za mną. Wiele się dzieje i wiele też można z niego wynieść. Mam nadzieję, że podołałam zadaniu i wszystko napisałam tak jak trzeba. Tym sposobem Jurij już na pewno stał się waszym wrogiem numer jeden i już się z tego tytułu nie wywinie.
Dziś koniec odwyku siatkarskiego. Reprezentacjo witaj, matko cieszę się, jak dziecko :)

One Tree Hill i dla mnie od jakiś 2 tygodni nic innego mogłoby nie istnieć. Tak, to jest jak maniaczce serialowej poleci się jakiegoś tasiemca. Niby serial dla nastolatków, niby takie nic a jednak ja tam COŚ w tym widzę. A, gdzie moja sesja, gdzie zbliżająca się obrona i gdzie blog? Ups, nie wiem. Musze się ogarnąć :P W ogóle mój rozbieżny gust mnie dobija. Zachwycałam się Spartakusem, odwalało mi na punkcie Prison Break czy dalej, jeżeli chodzi o Supernatural i Grę o Tron, a teraz to. O jakiś 20 innych pozycjach serialowych nie wspomnę

10 maja 2013

35. Dylematy.



/Karolina/

      Przyzwyczaiłam się już do tego, że niemal całe dnie spędzam z Grześkiem. Odkąd dziewczyny wyjechały- Magda do Gdańska a Kasia do Grodna to Łomacz na spółkę z Sylwkiem dotrzymywali mi towarzystwa. Myślałam, że Grzesiek będzie gorzej znosił nadmiar wolnego czasu, ale wychodziło mu to nadspodziewanie dobrze. Kiedy wychodziłam do pracy zajmował się swoimi sprawami, głównie grał na play stadion i odwiedzał siłownie według zaleceń sztabu Assesco. Gdy wracałam wspólnie przygotowywaliśmy obiad, chodziliśmy na spacery czy oglądaliśmy filmy. Dla kogoś mogło to być monotonne, ale ja nie czułam, że tak jest, cieszyłam się każdą spędzoną chwilą.
- Jesteśmy jak stare dobre małżeństwo – zaśmiał się brunet, gdy odstawił siatki z zakupami na stół. – Karolina, a co ty byś powiedziała na zalegalizowanie naszego związku? – dobrze, że okulary przeciwsłoneczne właśnie odłożyłam a szafkę, bo po jego słowach zapewne wypadły, by mi z reki.
- Grześ żartujesz prawda? – niby jedno krótkie pytanie, kilka słów a mi znów w głowie świeciła się lampka ostrzegawcza, że nie mam prawa obarczać go na całe życie swoimi problemami, swoją chorobą.
- Nie żartuję. Widzę jednak po twojej minie, że się wygłupiłem. Wiesz, że za dużo gadami i u mnie co w sercu to na języku, nie zwracaj na mnie uwagi – odparł urażony i zaczął z grobową miną wypakowywać warzywa.
- Jak mam nie zwracać uwagi, kiedy z twoich ust padają tak poważne słowa? Przepraszam za moją reakcję, ale Grzesiek mi jest dobrze tak jak jest. Na zmiany jest za wcześnie – próbowałam z tego wybrnąć. 
     Odkąd wróciłam z Monachium było między nami naprawdę dobrze. Niedawno odchodziliśmy naszą małą rocznice 3 miesięcy spędzonych wspólnie. Była kolacja, różowe róże podobne do tych, które otrzymałam od niego za pierwszym razem. Teraz bałam się, że znów się między nami popsuje. Nie znaliśmy się nawet roku a on wyskakuje z takimi pytaniem.
- Dobra nie było tematu, zapomnijmy tym – uciął. Znów to robił. Teraz będzie gryzł to w sobie dokładnie tak jak wtedy gdy pytałam się czy jego relacje z matką uległy jakiemukolwiek polepszeniu.
- Grzesiek…- zaczęłam, przerywając, bo w mieszkaniu Łomacza odezwał się dzwonek do drzwi. Sama już nie wiedziałam czy mam się cieszyć, że ta rozmowa została przerwana czy wręcz przeklinać, że tak się stało.
- Otworze – dla niego ten dzwonek był chyba ratunkiem, bo nim się zorientowałam co powiedział ten już otwierał drzwi.
      W mieszkaniu rozległ się rumor i zlepek różnych hałasów, które nie bardzo potrafiłam rozróżnić, ale po kilku chwilach w kuchni stali w ramie w ramię babcia Stasia i pan Paweł.
- Moje dziecko – utonęłam w ramionach pani Stanisławy.
- Dzień dobry – odpowiedziałam patrząc na tatę Grześka, który uśmiechnął się i skinął głową.
- Jak dobrze, że was zastaliśmy i to razem . Niespodzianka się udała – babcia przyklasnęła w ręce i po swojemu zaczęła „panoszyć” się po kuchni. Wychodziło jej to bardzo zręcznie, bo już po chwili w kubkach czekała herbata, by zalać ją wodą, która grzała się właśnie na kuchence.
- Mogę wiedzieć co tu robicie? – Grzesiek najwyraźniej ogarnął się z pierwszego szoku.
- Synu twoje słowa zbyt długo nie zostały omówione. Nie chcieliśmy rozmawiać z wami przez telefon a dopiero teraz dostałem wolne w pracy zabrałem babcie i jesteśmy – wytłumaczył pana Paweł. Ja zaczęłam powoli zdawać sobie sprawę dlaczego tu przyjechali.
- Co tu omawiać powiedziałem wam już wszystko – Grzesiek wyraźnie się spiął.
- Dobrze, a teraz my chcemy się do tego ustosunkować. Wtedy w Ostrołęce nawet nie dałeś nam takiej możliwości – wtrąciła się babcia Stasia z pretensją. – Karolinko – spojrzała na mnie - … wiedz, że ja z synem akceptujemy cie taką jaka jesteś. Jesteś wspaniałym człowiekiem i dziękować tylko Bogu za to, że być może kiedyś na stałe wejdziesz do naszej rodziny. Twoja choroba nie jest dla mnie problemem. Wiedz, że oboje z Grzesiem możecie na nas liczyć – moje podejrzenia okazały się słuszne. Bałam się tego co nastąpi, gdy reszta rodziny wreszcie zdecyduje się wydać osąd mojej osoby i choroby. Byłam nawet przekonana, że cisza trwa tak długo dlatego, że i reszta klanu Łomaczów będzie mnie traktować tak jak pani Marzena. Nie mówiłam tego głośno, ale gryzło mnie to niemal każdego wieczora. Teraz przekonałam się, jak bardzo się myliłam. Na słowa pani Stanisławy oczy mi się zaszkliły. Od tej kobiety było czuć miłość i to miłość którą obdarzyła właśnie mnie.
- Wszystko co mówi mama to prawda. Synu nie zostawimy was samych, jestem dumny z tego, że poszedłeś za głosem serca wiedząc co może się wydarzyć. Karolino tobie chciałbym powiedzieć byś się nie obwiniała o to, że moja żona cię nie akceptuje i kazała wybierać Grześkowi. Ona potrzebuje czasu. Wierz mi, nie wyszedłbym za potwora bez serca. Marzena ma po prostu problem z akceptowaniem pewnych rzeczy – dodał pokrzepiająco ojciec Grześka.
- Przepraszam nie wiem, co mam powiedzieć. Odkąd przyjechałam do Polski spotyka mnie tyle dobrych rzeczy – ostatkiem hamowałam łzy wzruszenia.
- Te słowa nam wystarczą – babcia Stasia uśmiechnęła się szeroko i ścisnęła moją dłoń. 

      Całe popołudnie spędziliśmy wspólnie. Nasza rozmowa kręciła się wokół rożnych tematów, przebijał się też temat mojej choroby co było zrozumiałe. Dopiero tu w kraju nad Wisła nauczyłam się o niej mówić swobodnie już tak się tego nie wstydziłam. To w Stanach wszczepili we mnie myśli, że ta choroba jest zła, że na nią zasłużyłam i, że nie jestem nic warta. W Polsce było dosłownie odwrotnie. Choroba była daleko w tyle, na pierwszych miejscach w mojej prywatnej hierarchii była miłość, przyjaźń i serdeczność. Pani Stasia i Pan Paweł oraz ich reakcje na to, co opowiadałam dodawały mi odwagi a uśmiechnięty Grzesiek i moja dłoń zaciśnięta w jego mocnym uścisku motywowała mnie jeszcze bardziej.
-Teraz przydałoby się spalić te kalorie, które w siebie wepchaliśmy - babcia pogładził się po brzuchu.
- Tato to, co, może jakiś meczyk Fifa? – Grzesiek zaproponował, po czym oberwał od babci w tył głowy.
- Mówiłam o rozruszaniu wszystkich mięśni, a nie tylko machaniu kilkoma palcami, bo jakimś dziwnie wyglądającym pilocie podłączonym do telewizora!
- Pani Stasiu może my chodźmy na spacer a oni niech grają. Tu niedaleko jest park – zaproponowałam
- Widzę jedna rozsądną. To, gdzie mnie zabierasz dziecko? I ostatni raz powtarzam nie pani a babciu, bo się obrażę.
      Poszyłyśmy z babcią do parku, który był obok Podpromia. Nie miałam zamiaru ciągać starszej pani nigdzie indziej po za tym było to moje ulubione miejsce. Upał nie był dziś tak dokuczliwy a zacienionych przez liście miejsce było pod dostatkiem. Na jej prośbę opowiedziałam jak było w Memphis Station Believe o siostrze Francesce i o tym jak mi pomagała . Akurat z tego miejsca miałam dużo dobrych wspomnień. Jedyną rzeczą, która przypominała mi, że się tam nie nadaje było to, że nie czułam żadnego powołania a tym samym jak miałam przyjąć święcenia zakonne, kiedy w nie nie wierzyłam. Gdyby nie spadek po babci Ludwice teraz zamiast spacerować tu z babcia Stasią pewnie krzątała bym się gdzieś w klasztorze mają na sobie skromny habit.
- Pan Bóg na pewno się, za to nie obrazi. Przecież dzięki temu uszczęśliwiłaś mojego wnuczka – podsumowała. Nie wyczułam u niej żadnego obrzydzenia, że jestem niedoszłą zakonnicą. – Karolinko skorzystam teraz z okazji, bo nie wiem, kiedy będę mieć kolejną. Daj mi dłoń dziecko - usłuchałam posłusznie. – Ten krzyżyk dostałam od swojej mamy i obiecałam sobie, że dam go swojej córce. Jak wiesz córki się nie doczekałam. Później powiedziałam, że dostanie go wnuczka i tu znów pudło jak to dziś wy młodzi mówicie. Za to czuję z całego serca, że to idealna rzecz dla ciebie. Zaznaczam nie przyjmuję odmowy – położyła krzyżyk na mojej rozpostartej dłoni.
- Jest piękny dziękuję. Na pewno wiele dla babci znaczy – przyjrzałam się dokładniej srebrnemu krzyżykowi z maleńkimi różyczkami dodanym dla ozdoby..
- Teraz będzie znaczył jeszcze więcej. Cokolwiek, by się nie działo i jak się życie potoczy Karolinko wiedz, że ty już teraz jesteś i na zawsze pozostaniesz moją wnuczką. Witaj w rodzinie Łomazów – nie pozostało mi nic innego tylko ją uściskać a nim to zrobiłam obie rozpłakałyśmy się na dobre .

/Magda/ 
 
      Ani się obejrzałam a nastały półfinały i to co prędzej czy później musiał się stać: mecz Polska – Rosja. Ciężko było nie zauważyć jak Rosjanie mocno mobilizują się na to spotkanie. Przez fazę grupową przeszli jak burza ogrywając wszystkich rywali. Byli pewnym faworytem tego meczu, a to ich buzowanie ja osobiście uznałam za przesadne. Niepotrzebnie powiedziałam o tym na głos, szkoda, że w porę nie ugryzłam się w język, bo spowodowało to moje pierwsze zgrzyty z Jurijem.
- Nie zmienię zdania, wszyscy przesadzacie. Ta napinka jeszcze wam się czkawką odbije. Myślałam, że czasy, kiedy mówiliście sobie „ Bo Polskę to trzeba zlać” minęły, ale się myliłam – wytknęłam mu. Za bardzo mnie dziś wkurzał bym to tak zostawiła.
- A ty może chcesz mi wmówić, że Polacy to święci są. Cały dzień słyszę, że mecz z Rosją zawsze jest wyjątkowy i że ma ten „smaczek”. Oni mogą a my już nie?
- Na pewno nie zachowują się tak jak wy – ciągnęłam a tak naprawdę nie miałam pojęcia czy nasi nie pajacują w podobny sposób.
- A ty jesteś świetnie poinformowana i doskonale wiesze jak to wygląda w ich drużynie. Pewnie Kadziewicz naopowiadał ci bzdur jacy to oni honorowi są – to był cios poniżej pasa.
- Teraz to już przesadziłeś! –wstałam z krzesełka, które zajmowałam przez cały poranny rozruch i udałam się na drugi koniec sali. Pewnie, gdybym mogła co całkiem opuściłabym hale, ale do końca zajęć zostało jeszcze trochę czasu. Zwyzywałam w myślach Biereżkę na wszystkie możliwe sposoby. Musiałam się wyładować, wspominanie o Łukaszu to było już za wiele.
- Pierwsza kłótnia? – zapytała Grankin, który rozciągła się obok miejsca, gdzie usiadłam.
- Aż tak widać? – liczyłam, że, chociaż z Siergiejem będę mogła normalnie pogadać.
-Wątpię byś tak denerwowała się o wynik wieczornego meczu. Nie bierz tego do siebie, ale wszyscy wiemy, że to my wygramy – stwierdził przekonany.
- No, nie ty też! Mam was powoli dość – machnęłam ręką i znów wstałam z zamiarem przemieszczenia się w strefę wolną od siatkarzy, ale przeszkodził mi Andrej kierownik drużyny, który chciał coś ze mną ustalić.
      Od poranka nie rozmawiałam z Jurijem i unikałam go na każdy możliwy sposób. W autobusie posłałam mu wymowne spojrzenie i usiadłam obok zaskoczonego moja obecnością Wołkowa. Gdy dotarliśmy do Ergo zostawiłam swoje rzeczy na wyznaczonym miejscu i minęłam przyjmującego nawet na niego nie patrząc. Ruszyłam do sektora, w którym zaraz po wejściu na halę wypatrzyłam Zbyszka z uroczą blondynką. Bartman, gdy mnie zobaczył uśmiechnął się a jego towarzyszka przybrała raczej neutralny wyraz twarzy.
- No wreszcie! Już myślałem, że przesiąkłaś do tej rosyjskiej ekipy na dobre – przywitał mnie. – Magda pozwól, że przedstawię , to moja dziewczyna Żaneta . A to Magda nasz szpieg w ekipie wroga – sam zaśmiał się ze swojego żartu. – Dla dodania dziewczyna Jurija Biereżki, tak tego samego, do którego kiedyś przyznałaś mi się, że zdarzało ci się wzdychać – blondynka przywaliła Bartmanowi w ramię na te słowa. A ja w tej chwili poczułam, że się dogadamy.
- Musiałeś to powiedzieć? – zaśmiała się nerwowo.
- Nie mogłem się powstrzymać, po za tym wiesz, że jest zajęty a tym samym tylko ja mogę zaprzątać twoją głowę. Dobra ja spadam do chłopaków jak chcecie możecie się powymieniać swoimi doświadczeniami, pozwalam nawet na te bardziej intymne – rzucił, po czym kuśtykając zeszedł po schodach na dół.
- Wariat – Żaneta go podsumowała, po czym zaprosiła mnie na miejsce, które zwolnił Zbyszek.
- Dobrana z was para –stwierdziłam, mówiłam szczerą prawdę. Przy okazji zerknęłam na Jurę, który rzucał co chwile spojrzenia w naszą stronę.
- Jeszcze byś się zdziwiła jak często się kłócimy – zwierzyła się blondynka. – Zbyszek powiedział mi o tobie. Zazdroszczę ci – spojrzałam na nią zdziwiona czego mi może zazdrościć – Nie , nie Jurija! – zaczęła protestować. – Zazdroszczę ci może to śmieszne, ale tego, że siedzisz od środka w drużynie Resovi. Ja może nie jestem jakimś wielkim kibicem siatkarskim, ale Sovię lubię od zawsze. Dużo bardziej niż Skrę –szepnęła mi na ucho.
- To widzę, że Zbyszek ci sporo o mnie mówił – aż byłam ciekawa jak wiele.
- Chyba nie masz mu tego za złe?
- Nie,  na pewno nic co ci powiedział tajemnicą nie było - zapewniłam ją.
- A Jurij to czemu nie przyszedł tu z tobą tylko teraz patrzy na nas z mordem w oczach? – jak widać nie tylko ja zauważyłam.
- Mamy dziś małą wojenkę o to, kto jest lepszy, Polska czy Rosja. Nie drążmy tego tematu. Przyszłam tu, by od niego, choć na chwile odpocząć – poprosiłam.
-Ok. spasujmy. Ale mogę, choć zapytać jak to jest być z siatkarzem innej narodowości?
- Do dziś to nie był dla mnie problem. Dla mnie bariera językowa nie stanowiła problemu, bo znam rosyjski, ale to jego upieranie się o to, że Rosja jest lepsza wyprowadziło mnie z równowagi. To przecież jasne, że zawsze będę kibicować Polsce nawet, jeżeli po drugiej stronie siatki będzie stał mój chłopak – wytłumaczyłam. – Widzisz niby dziś siedzi za bandami reklamowymi, nie dotknie parkietu a ja się czuję, jakby to spotkanie i jego końcowy wynik był najważniejszy na świecie i broń Panie Boże, bym miała odmienne zdanie –, ale się rozgadałam.
- Rozumiem cię, bo ja też mam rozerwane serce, gdy gra Skra z Resovią*. Mam, chociaż nadzieję, że on znosi swoja kontuzję lepiej niż Zibi i nie marudzi w kółko, że powinien być na boisku. To mnie wykańcza, już nie wiem jakimi słowami mam go wspierać – zdradziła.
- Wiem coś o tym, niestety nie mam innej rady trzeba się do tego gadania przyzwyczaić. Co my nie powiemy oni i tak będą upierać się, że powinni być na parkiecie – zaczęłam jej doradzać jakbym miała nie wiadomo jakie doświadczenie w tych sprawach. Ok. miałam, bo podczas spotkań ligowych to mi przypadało zaszczytne miejsce między kontuzjowanymi.
- Magda mogę zadać ci osobiste pytanie? – za takimi słowami zawsze skrywało się coś poważnego, ale się zgodziłam. – Co byś zrobiła, gdyby Jurij chciał wyjechać ? Pojechałabyś z nim? Pytam dlatego, że nie wiem, co zrobi Zbyszek. Jego kontrakt się kończy i jak na razie zostaliśmy w zawieszeniu.
- Nie doradzę ci. Moje związki z siatkarzami nigdy nie zawędrowały tak daleko bym musiała stanąć przed takim wyborem. Z Biereżką oficjalnie jestem od kilku dni, z Łukaszem sama nie wiem, co to było – dopiero gdy wypowiedziałam jego imię zdałam sobie sprawę, że się zagalopowałam. – Nie chcę byś mnie miała za taką co kolekcjonuje siatkarzy. To samo tak wyszło, kiedy wejdziesz w to środowisko zaczyna ci się wydawać, że nie ma innych mężczyzn tylko zawodnicy.
- Dobrze cie rozumiem i nie będę cię osądzać. Siostra Zbyszka była w podobnej sytuacji – ucieszyło mnie to, że zrozumiała. – Madzia teraz możesz mnie walnąć, ale muszę cię o to zapytać czy Łukasz jest tak totalnie niepoukładany, jak oni wszyscy mówią? Jak nie chcesz to nie musisz o ty mówić – zaznaczyła, ale ja odpowiedziałam. Przyszło mi to z łatwością i zdradziłam jej dużo więcej. Bardzo swobodnie mi się z nią rozmawiało. Przekonałam się, że Zbyszek miał rację, że Żaneta to skarb. Na koniec naszej rozmowy zaprosiłam Żanetę do Rzeszowa, kiedy tylko będzie mieć na to ochotę i popędziłam na dół na swoje miejsce, ponieważ rozpoczynał się pierwszy set półfinału. 

      Polska broniła się dzielnie a ja ani myślałam, by kryć się z tym, że kibicuje naszym. Spojrzenia, które posyłał mi Jura ignorowałam. Gdy padł ostatni punkt obwieszczający wygraną Rosji, byłam zła, ale na chłodno potrafiłam ocenić, że to Sborna byłą lepsza. Kiedy opuszczaliśmy hale jeszcze na chwilę podeszłam do Zbyszka, Żanety i jak się domyślałam do jego siostry i już dla całej trójki ponowiłam zaproszenie do stolicy Podkarpacia. Wyszłam przed halę i czekałam na rosyjska ekipę. Wychodzili grupkami a ich twarze zdobiły uśmiechy. Cieszyli się, każdy, by się cieszył. Mają możliwość zagrania w wielkim finale. Mi złość na nich zaczęła mijać, sama zaczęłam się cieszyć, że jutro stanie przed nimi ogromna szansa, by zepchnąć z piedestału potężną Brazylię.
- Przepraszam – przed moimi oczami znalazła się malinowa wedlowska czekolada a druga ręka oplotła mnie w pasie.
- A gdybyście przegrali też byś przepraszał? – wyswobodziłam się z uścisku odwracając się do Jurija.
- Tak, zrozumiałem, że to był dla ciebie trudny czas. Niepotrzebnie nasz jeszcze nakręciłem – tłumaczył się.
- Może ci wybaczę, ale na czekoladę jest teraz za gorąco – nie przeszkodziło mi to jednak, by wyrwać mu ją z ręki i schować w torbie na później. Siadając w autobusie obok Jurija zaczęłam się zastanawiać co będzie, jeżeli teraz takie sytuacje będą zdarzać się częściej na każdych kolejnych zawodach. Nie należałam do osób, które dadzą się przekonać, że z każdym kolejnym meczem będzie mi łatwiej. Na całe szczęście koleje takie spotkanie może zdarzyć się dopiero na Memoriale Wagnera a teraz liczył się tylko jutrzejszy finał. Tam za Rosję zedrę całe gardło to mogłam obiecać każdemu.

*dla tych, które nie znają fabuły Niepoukładanych marzeń, tam Zbyszek gra w drużynie Skry. Dlatego Żanet wspomina o rozdartym sercu podczas spotkań Skra –Resovia.

Rozdział dla wszystkich maturzystek :* Wybaczcie, że dopiero teraz, ale z racji, że maturę zdawałam 6 lat temu(haha wyszło jaka stara już jestem) ostatnio zapomniałam wam napisać powodzenia. Piszę teraz trzymam kciuki za Was.
Kilka z Was napisało, że tęsknią za Żanetą i Zbyszkiem. Ja się wam przyznam, że też tęsknię, ale jak wiadomo tamta historia już się skończyła. Aż dziwnie się robi, że ostatnie słowa, które tam napisałam padły już rok temu. Ten czas leci zdecydowane za szybko. Nie martwicie się Kadziu będzie tu jeszcze, im dalej w las tym więcej. Na razie muszę dać wyszumieć się Jurijowi ;)
W tamtym tygodniu obchodziłam swoją małą 3 letnią rocznice wejścia w ten blogowy światek. 4- lecia raczej nie doczekam, chyba że ta moja telenowelowa fabuła aż tak się rozciągnie, że będę Was dalej zamęczać.
Witam bardzo serdecznie nowe czytelniczki
anię, Wynnie i Violet K. Dziękuję za to, że się ujawniacie, kiedy widzę komentarze od nowych osób dostaję jakiegoś kopa. Oczywiście stałym komentującym też dziękuję, wiedzcie, że bez Was, by mnie tu już dawno nie było, to Wy powodujecie, że to opowiadanie nadal powstaje:*