26 kwietnia 2013

34. Uwolniłeś dawną mnie.



/Kaśka/

     Nasze pieszczoty stały się coraz śmielsze. Pofolgowałam sobie, potrzebowałam czuć kochające usta na swoich wargach i czułe dłonie pod cienką koszulką. Aleh robił to tak delikatnie. Można, by było uznać, że to teraz jestem ta drapieżna i dominująca. Sama nie wiem, kiedy wdrapałam się na jego uda i usiadłam na nich okrakiem. Zgarnęłam rozpuszczone włosy na bok i ponownie przybliżyłam usta do jego twarzy.
- Kasia nie musisz się tak spieszyć – Aleh powstrzymał mnie za ramiona tak, że nie dane mi było zbytnio zbliżyć swojej twarzy do jego.
- A nie przyszło ci do głowy, że cholernie chce? – wyprostowałam się opierając dłonie ja jego klatce piersiowej. – Chcę poczuć blisko siebie kogoś, kto mnie kocha i kogoś w kim się sama zakochałam – czułam niepewność w swoim głosie na to wyznanie. Chyba tak naprawdę pierwszy raz poczułam moc ty słów. Wcześniej lubiłam rzucać nimi na prawo i lewo. To co powiedziałam wyraźnie spodobało się siatkarzowi, bo przyciągnął mnie do siebie i pocałował z całą mocą.
     Jego dłonie coraz śmielej poczynały sobie ze mną, moja bluzka w jednej chwili wylądowała gdzieś w trawie. Noc była jasna, więc, gdy sama uporałam się z koszulką Białorusina mogłam podziwiać rzeźbę jego ciała.
- Aleh zróbmy to tu i teraz - czułam, że nie wytrzymam. Napięcie jakie ogarnęło mnie pod wpływem jego dotyku i ciepłych warg na mojej szyi kumulowało się we mnie w zastraszającym tempie.
- Jesteś pewna? – zapytał zdziwiony.
- Przecież to taką mnie podobno pokochałeś. Wariatkę, której nie trzymają się żadne zasady i normy moralne. Chce teraz zapoczątkować przygodę, która będzie z nami trwać i trwać oby jak najdłużej – nie czekałam na to, co mi odpowie, czekanie nie było dla mnie. Na zachętę posłałam mu jeszcze jeden pocałunek.
- Teraz widzę, że naprawdę wróciłaś – uśmiechnął się a w jego oczach pojawiła się żądza, a to dla mnie była wystarczająca odpowiedź.
     Przestałam dominować, pozwoliłam, by przyjmujący zajął się resztą mojego ubrania i pozbył się go. Robił to niemal z czcią obdarowując każdy nowo odsłonięty kawałek pocałunkiem czy dotykiem. Gdy również spodnie i bokserki Ahrema leżały obok nas ponownie wdrapałam się na jego kolana otaczając szczelnie biodrami jego uda. Byłam wredna. Wiedziałam, że Alek jest już gotowy, ale postanowiłam się z nim podrażnić całując i przygryzając jego szyje. Coś mi mówiło, że jutro zostaną tam ślady po dzisiejszej nocy. Pomruki jakie wychodziły z jego gardła sprawiały mi ogromną satysfakcję. Czułam, że już nie może wytrzymać, bo jego dotyk stawał się coraz gwałtowniejszy i mniej skoordynowany. Moje piersi znalazły się w mocnym uścisku jego dłoni i doznawały wspaniałego masażu. Wreszcie zdecydowałam zakończyć katorgę którą zgotowałam już nie tylko jemu, ale też sobie. Uniosłam biodra, po czym nacelowałam na jego męskość i pozwoliłam, by wypełniła mnie od środka. Z początku powoli a później coraz szybciej zaczęłam kołysać się w przód i w tył. Aleh też nie był bierny. Podciągnął się do pozycji siedzącej i złapał mnie w ramiona tak, że teraz nasze czoła się stykały a on miał doskonały dostęp do mojej twarzy, szyi i piersi, którymi akurat teraz się zajmował badając je dokładnie ustami. Jego dłonie zaciskały się na moich pośladkach mimowolnie sprawiając, że jego męskość z każdym naszym wspólnym ruchem znajdowała się coraz głębiej mnie. Nie wiem, ile to trwało, ale oboje prawie równocześnie dosięgliśmy orgazmu. Pierwsza byłam ja i miałam wrażenie, że wokoło mnie ktoś wystrzelił fajerwerki, po minie bruneta i jego ruchach zobaczyłam, że i on doszedł do kresu rozkoszy. W jego błogim wyrazie twarzy było coś urzekającego. Po wszystkim nie mieliśmy już ochoty na ognisko, ale leżenie nago w trawie którą pokrywało coraz więcej rosy też nie było czymś przyjemnym. Ubraliśmy się w wilgotne ubrania, na których ta rosa też zaczęła osiadać i wtuleni w siebie usiedliśmy pod jabłonią. Resztę nocy umiliła nam rozmowa, będę ją pamiętać do końca życia, bo już dawno się tak nie śmiałam a mój śmiech pewnie było słychać w przeciągu kilku kilometrów. Chyba odnalazłam swoja własną definicje szczęścia.

/Magda/
 
     To była ciężka noc. Jeszcze długo przeżywałam wydarzenia ostatniego wieczoru. Ta kontuzja Zbyszka mocno mnie dotknęła .Lubiłam go. Może nie znaliśmy się dobrze, bo jak, inaczej nazwać znajomość sprzed roku, która trwała, zaledwie kilka godzin, ale martwił mnie jego stan i to jak kadra poradzi sobie bez niego. Wsiadłam do windy, by zjechać przed restauracje, gdzie miałam czekać na reprezentacje Rosji i z nimi udać się na poranny stretching . Moją głowę zaczęły zaprzątać myśli jak zareagowałam bym, gdyby takiej kontuzji doznał Jurij albo Łukasz. Tak znów ten nieszczęsny Kadziewicz ! Nie umiałam wyrzucić go z głowy. Gdy złościłam się tak na siebie do windy wszedł Zbyszek . Popatrzyła ma mnie a ja nieśmiało sama nie wiem w sumie, po co uśmiechnęłam się do niego. To był raczej odruch niż gest zamierzony, wątpiłam, by mnie pamiętał. Bartman utrzymywał równowagę dzięki kuli i strasznie się przy tym wiercił, pewnie ze złości, a może z bólu.
- My się znamy prawda?- odezwał się a ja uśmiechnęłam się do niego śmielej. Domyśliłam się, że to chyba był ten jego powód roztrzepania.
-Można tak powiedzieć, poznaliśmy się w zeszłym roku w Katowicach podczas Ligi światowej – wolałam od razu nakierować go gdzie i kiedy się poznaliśmy.
- Magda! –wypalił. Zaskoczył mnie tym, że w ogóle pamięta jak mam na imię. -Wybacz nie rozpoznałem cię w pierwszej chwili. Zmieniłaś fryzurę, ogólnie się zmieniłaś! – Bartman potwierdził to, co sama podejrzewałam, przez rok przeszłam sporą przemianę i to nie tylko w wyglądzie zewnętrzny.
- Przesadzasz – ucięłam krótko.
- Co tu robisz? –czułam, że będzie tego ciekaw.
- Długa historia, ale po krótce jestem tutaj służbowo – wskazałam na plakietkę którą miałam przypiętą do szlufki szortów. To był jedyne zastrzeżenie PZPS, miałam się z nią nie rozstawać ani na moment. Zbyszek zerknął na nią z wyraźnym zaciekawieniem, po czym uśmiechnął się szelmowsko.
- Bratasz się z wrogiem. No, no zapamiętam to sobie. Co tam u ciebie słychać? – zapytał a winda właśnie dojechała na parter. Wysiedliśmy a ja opowiedziałam mu dość pobieżnie, że teraz też stałam się częścią tego siatkarskiego światka.
- To ci się wiedzie. A jak tam ci z Łukaszem? Pytam ciebie, bo wiesz on nie lubi jak się jego wypytuje o takie rzeczy. Ostatnio, kiedy graliśmy wspólny mecz był chory a wcześniej jakoś nie było okazji – spięłam się na wspomnienie o nim.
- Nie jesteśmy już razem. Teraz tylko ze sobą pracujemy –, choć do tego „ tylko” i ja osobiście miałam spore zastrzeżenia.
- To lipnie, że wam nie wyszło. Za to ja ci się pochwalę, że chyba znalazłem tą, która wytrzyma ze mną całe życie – wypiął dumnie pierś. Rozczulił mnie widok takiego Bartmana, zakochanego Bartmana. Opowiedział mi o swojej dziewczynie bardzo szczegółowo a miałam wrażenie, że mógł, by powiedzieć jeszcze więcej. Z miejsca miałam ochotę ją poznać i Zbyszek mi to obiecał. Kazał mi siebie szukać na trybunach podczas meczu Polaków a na pewno nas sobie przedstawi.
-A u tej Małej Czarnej to, co słychać? – roześmiałam się, bo doskonale wiedziałam, że chodzi mu o Kaśkę.
- Jest w Grodnie, pojechałam tam z Ahremem – Zbyszek również się zaśmiał.
-Widzę, że was siatkarze się trzymają. Magda a ty się ze schematu wyłamałaś. Trzeba ci będzie kogoś znaleźć – zamyślił się zapewne w poszukiwaniu kandydata.
- Dobra powiem ci, bo i tak się dowiesz prędzej czy później. Spotykam się z Biereżką – zdradziłam czując, że się rumienię.
- Z tym Biereżką, o którym myślę?! – zapytał.
- Ja znam tylko jednego, nie wiem czy myślisz o tym samy, ale zaryzykuję, że tak. Dobra dość już o mnie. Jak tam noga? – wskazałam na zabandażowaną łydkę, która była bardziej sina niż w normalnym odcieniu skóry.
     Zbyszek rozgadał się dzieląc się swoim obawami. Widać było, że jest świadom tego jak poważna to kontuzja. W oddali zobaczyłam wychodzących z restauracji zawodników Sbornej, a to znaczyło, że lada chwila a ja się spóźnię zamiast być na czas.
- Będę trzymać za ciebie kciuki byś szybko doszedł do siebie. Teraz muszę już lecieć – wskazałam głową w stronę coraz większej grupki rosyjskich siatkarzy. Zbyszek zrozumiał, uśmiechnął się mamrocząc, że odbije mnie do sztabu Polski i ucałował na pożegnanie w policzek. Pędem pobiegłam do chłopaków i odetchnęłam z ulgą widząc, że kilku niedobitków z trenerem na czele jeszcze brakuje.
     Alekno tak dziś rozplanował zajęcia, że po rozruchu zostaliśmy już na hali czekając na mecz z Kubą. Odetchnęłam z ulgą, gdy nikt nie dowiedział się o wczorajszej wyprawie Jurija i Jewgienija. Dziś Jura był w doskonałym humorze, bo Woronkow pozwolił mu brać czyny udział w zajęciach. Przyglądałam się, jak siatkarze odbywają już ostateczna rozgrzewkę przed meczem ,a Kubańczycy wchodzą na halę, by zrobić dokładnie to samo. Z tej czynność wyrwał mnie głos za moimi plecami.
- Pani Magda Krasikov? – odwróciłam się widząc Marka Magierę.
- Tak, coś się stało?- byłam totalnie zaskoczona.
- Robimy z ekipą materiał o finałach, o tym jak to wygląda od środka. Chciałbym, by udzieliła pani wywiadu – poinformował mnie.
- Nie wiem czy jestem odpowiednia osobą. Ja tu znalazłam się przypadkiem i jestem na zastępstwie – wytłumaczyłam
- To nam nie przeszkadza. To tylko tak luźna rozmowa, kilka pyta – nie widziałam sensu, by się sprzeciwiać i tak miałam wrażenie, że wyjdzie na jego.
     Zajęliśmy miejsca w wolnej trybunie, zostałam poinformowana co i jak, gdzie patrzeć, by zbytnio się nie wiercić i mogliśmy zaczynać. Pytania była raczej dość ogólnikowe i nie miałam większego problemu, by na nie odpowiedzieć, mimo że nie oswoiłam się z kamerą, która jakby nie było wycelowana była prosto na mnie.
- Dla czujnego oka twoja twarz nie jest obcą twarzą na siatkarskich parkietach. To nie tajemnica, że jesteś w sztabie Assesco Resovi Rzeszów – nie wiedziałam, czy to pytanie czy stwierdzenie. Po dłuższej chwili jak na nastąpiła połapałam się, że to było to pierwsze.
- Tak jestem dietetykiem Resovi.
- Ale czy tylko? Nie dało się nie zauważyć, że u twojego boku podczas finałów pojawia się twój kolega z klubowej drużyny. Czy to tylko koleżeństwo czy może zdecydowanie coś więcej? – pierwsze co przyszło mi do głowy to myśl, by objechać Magierę od góry do dołu, za to pytanie. W ostatniej chwili się opanowałam, choć to i tak był cios poniżej pasa.
- Niech zainteresowani sami zdecydują – chciałam jakoś wymijając odpowiedzieć.
- Mi coś mówi, że Jurij Biereżko jest kolejnym zagranicznym siatkarzem, który poznał się na urodzie Polek. Dla mnie to nie tylko kolega. Magdo nie daj się prosić – nalegał czym jeszcze bardziej mnie wkurzył.
- Nie mogę powiedzieć, to musi panu wystarczyć – wysiliłam się na uśmiech. Nie chciałam ogłaszać oficjalnie tego przy telewidzach, którzy obejrzą kiedyś ten materiał. Sama nie wiedziałam jak zareagował, by na to Biereżko.
- To ja życzę wam szczęścia, bo mój dziennikarski nos podpowiada mi, że jesteście parą – sam sobie dopowiedział to, co chciał usłyszeć. – To na koniec może zapytajmy według ciebie medaliści tegorocznego Final Eight to?
- Polska, Rosja, Brazylia. Właśnie w takiej kolejności – dodałam dla pewności i tego, by znów nie spowodować niewygodnych pytań czy aby nie postawie drużyny chłopaka nad drużyną narodową. Rozeszliśmy się w pokojowym nastroju, ale zadra i tak utkwiła w mojej głowie. Przekonałam się na własnej skórze, że dziennikarz, jeżeli tylko chce może wyciągnąć z rozmówcy wszystko, a to czego nie wyciągnie sam sobie dopowie. 

/Kaśka/

     Jak to dobrze móc znów oddychać pełną piersią. Wiem śmieszne, to jest, że jedna wspólna noc potrafi tak odmienić człowieka. Ale tylko ci, którzy przeżyli coś podobnego jak ja mogą zrozumieć jak czuje się człowiek, gdy jego osobowość zostanie zakuta w kajdany, a potem za sprawą innego człowieka z nich uwolniona. Boże, jak literacko i górnolotnie się zrobiło. Oczywiście Kat jak i większość ekipy z ogniska domyśliła się w jakim celu zniknęliśmy z Alkiem na resztę nocy. Nie przeszkadzało mi to, byłam wręcz zadowolona, bo czułam, że dzięki temu dam jeszcze większa nauczkę Nasti. Aleh pojechał z ojcem na jakiś skład budowlany coś załatwić. Ja, za to umilałam sobie czas oporządzając stajnię Migotki i doglądałam przy tym małego Muminka. Imię źrebaka to moja inwencja twórcza, mało wyszukane, ale pasuje do mamy.
- Hmmm…- usłyszałam. Nie zdziwiło mnie to, że, gdy się odwróciłam zobaczyłam w drzwiach Nastję.
- Tym, że chcesz pomóc mnie nie oszukasz. Czego, więc chcesz?! – podniosłam nieco głos. Prawda była taka, że miałam malutką ochotę ją sprowokować.
- Widzę, że odważna się zrobiłaś. Dziwne, że dopiero teraz. Co seks z Alkiem tak na ciebie zadziałał – jeżeli myślała, że tą bezpośredniością mnie speszy to była w ogromnym błędzie.
- A co na ciebie tak to działało? – zaskoczył ją mój kontratak.
- Jesteś bezczelna – wytknęła mi.
- A, kto zaczął, niby ja?! – wskazałam na siebie wymownie palcem. – Słuchaj no nie wiem po co tu przylazłaś, jak masz ochotę mi powiedzieć, że Aleh zabawi się mnie i porzuci to sobie daruj i idź już. Obie wiemy, że ta gadka nie przejdzie, bo on taki nie jest. Miałaś swoja szansę i ją zjebałaś. Odpieprz się, więc ode mnie, bo ja nie jestem tu niczemu winna. A to, że ty nie jesteś na moim miejscu to mnie gówno obchodzi! – rozpędziłam się i miałam ochotę powiedzieć jej dużo, dużo więcej, ale mi przerwała.
- Jesteś podła! Pieprzona suka z Polski, która myśli, że jest najważniejsza na świcie – próbowała mnie obrazić. Takie epitety jednak na mnie nie działały.
- Najważniejsza na świecie nie jestem, ale w świecie Aleha znaczę dużo. Dużo więcej niż ty. Zrób mi wiec przyjemność i idź sobie zanim zrobi ci większą krzywdę tym razem nie używając słów – odwróciłam się czekając na to, co zrobi. Czy rzuci się na mnie rozpędzona wściekłością, a może rozbeczy się na dobre? Nie minęła dłuższa chwila a poczułam na własnej skórze jej kolejny ruch. Spojrzałam pod nogi, gdzie spadło to, co uderzyło mnie w plecy.
- Końskie łajno nie robi na mnie żadnego wrażenia. Jestem w szoku, że nie brzydziłaś się wziąć go do reki – roześmiałam się aż Muminek zwrócił na mnie uwagę. Nastja prychnęła wściekle i z całych sił zatrzasnęła wrotami od stajni a ja nadal nie mogłam przestać się śmiać. Nim opanowałam swój wybuch radości do stajni wparowała z impetem Katja.
- Coś ty jej zrobiła? Jeszcze nigdy nie widziałam jej takiej. Była aż bordowa na twarzy a spieprzała z podwórka co najmniej jakby ogłosili wojnę nuklearną – Kat zaczęła czesać grzywę Migotce, gdy ja zajmowałam się jej bokiem.
- Powiedziałam jej kilka rzeczy. Już nie będzie taka mądra, o ile jeszcze kiedyś zaszczyci was swoją obecnością – szczegóły pozostawiłam dla siebie, przecież cel i tak mi się udało osiągnąć.
-Boże jak ja się cieszę, że Aleh gdzieś tam w tej Polsce cię odnalazł. Będziesz moją najukochańszą bratową – widziałam, że oczy jej się zaszkliły z radości.
- Pamietaj, gdyby nie Magda i jej miłość do siatkówki to pewnie nigdy, by się to nie stało. Będziemy musiały jej obie, za to podziękować, choć ja już nie raz jej dziękowałam – wspomniałam przyjaciółkę.
- Jak ją poznam to mocno ją uściskam – oznajmiła. – Mam nadzieję, że mnie polubi.
- Możesz mi wierzyć, że tak będzie. Przecież jesteś moją młodszą kopią. Magda zwariuje z nami obiema, ale będzie to pozytywne wariactwo- Kat parsknęła głośnym śmiechem. A ja już widziałam oczami wyobraźni minę Magdy, kiedy obie może w niedalekiej przyszłości wspólnie z Kat zaprezentujemy swoje możliwości wygłupów przed Krasikov.

  



Mamy Bartmana, którego sama tak wyczekiwałam. Nie odegra on tu zbyt wielkiej roli. Dla mnie to jednak będzie kolejny z etapów w tym opowiadaniu. Te dziewczyny, które czytały Niepoukładane marzenia znają początek sceny miedzy Magdą i Zbyszkiem, która pojawiła się w dzisiejszym rozdziale.
Jak już przy Magdzie jesteśmy. Cieszę się, że udało mi się doprowadzić do tego, że nie wiecie co ta dziewczyna robi z własnym życiem i, że tak naprawdę nie wie czego/kogo chce. Miałam taką sytuację w życiu prywatnym nikomu jej nie życzę. To tylko z pozoru wydaje się fajne, gdy dwóch facetów w tym samym momencie zabiega o nasze względy. Do tego dwóch nie obojętnych naszemu sercu facetów. Z tego wynikają same problemy i tak będzie i tu.
Scena seksu, idę się biczować, bo jest tragiczna. Uparłam się, że ją napiszę, by mieć przetarcie przed dalszymi podobnymi, które planuję, ale najwyraźniej wyszłam z wprawy. P r z e p r a s z a m

MISTRZ, MISTRZ
R E S O V I A

PS. Witam dwie czytelniczki
Amandę i Zagubione pragnienia. Nie wiem czy wpadły tu tylko, by zareklamować swoje blogi, ale, jeżeli jeszcze tu kiedyś zajrzą to mówię wam: Cześć, miło ze jesteście

12 kwietnia 2013

33. Przełom.



/Magda/

     Gdańsk. Zjawiłam się tu tak jak chciałam. Już za kilka minut zobaczę się również z Jurijem. Mieliśmy dużo szczęścia, że Biereżko się w ogóle tu pojawił. Rehabilitacja jego kolan wydłużała się, mówiono nawet o operacji. Na razie był pod opieką lekarza kadry i w sumie dzięki niemu tu przyjechał. Woronkow twierdził, że może się przydać drużynie nawet w takim stanie. Tm sposobem po 2 miesiącach mogliśmy sobie znów spojrzeć w oczy. Poszłam za namową Kaśki i przestałam analizować każde wydarzenie. Choć raz chciałam żyć w myśl zasady „co ma być to będzie”. Miała słabość do Biereżki od dawna, odkąd go poznałam pogłębiła się ona jeszcze bardziej. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie chcę poczuć jego ust na swoich. To jednak się odwlekało w czasie, bo przyjmujący się spóźniał od dobrych 25 minut. Gdy zaczęłam się już niecierpliwić obracając komórkę w dłoni usłyszałam pierwsze głosy naszych wschodnich sąsiadów a zaraz po tym do holu dosłownie wtoczyła się cała kadra obładowana sprzętem treningowym. Między nimi był też Jurij, serce zabiło mi mocniej, gdy zobaczyłam, że na jego twarzy maluje się szeroki uśmiech. Sama nie wiedziałam co teraz. Sceny rodem z filmów romantycznych i rzucanie się na szyję nie były w moich stylu, do tego nie miałam pojęcia czy mogę o tak do niego podejść. Z tych wszystkich wątpliwości wyręczył mnie Rosjanin, który odłączył się od grupy, gdy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały. Stanął obok mnie i przyciągnął mocno do siebie, a potem zaborczo pocałował. Byłam skołowana takim zachowaniem. Co to miało być, manifest?
- A może tak najpierw jakieś cześć? – spojrzałam na niego, gdy w końcu mnie puścił.
- Magda, wiesz cześć to ci mogłem mówić zawsze a całować ani razu po tym jak wyjechałem – wytłumaczył się. Powiedzmy, że przyjęłam ten argument. Nie umknęły mi ciekawskie spojrzenia Dmitrija i Jewgienija, którzy stali przy automacie do kawy. Reszta zawodników rozsiadła się w lobby.
- Spóźniłeś się – wytknęłam mu. Ręka Biereżki w tym czasie zawędrowała pod mój top gładząc moją skórę przy pasku od jeansów. Coraz bardziej zastanawiałam się co on wyprawia?
- Wiem, ale to nie nasza wina. Dziewczyna, która robi tu dla nas za przewodnika nie stawiła się dzisiaj. Mieliśmy problem, bo na zastępstwo przysłali faceta, który po rosyjsku mówił tak jak ja po polsku – wyjaśnił. Mogła sobie to tylko wyobrazić. Jestem ciekawa jak on się w ogóle z nimi dogadał. – Magda, a może ty byś go zastąpiła? – wypalił powodując, że moje oczy z pewnością przybrał rozmiar spodków.
- Zwariowałeś ja się na tym nie znam – pisnęłam z przerażenia – Do tego trzeba mieć kwalifikacje – broniłam się.
- Przesadzasz z tym. Zaraz porozmawiam z trenerem i kierownikiem. Chodź – nie zważał na moje protesty i to, że zaparłam się tak, że przez pewien czas musiał mnie ciągnąć czym jeszcze bardziej wzbudziliśmy zainteresowanie jego kolegów.
     Potem wszystko potoczyło się tak szybko, że po 3 godzinach załatwiania, tłumaczenia i wstawiennictwa Jurija wraz z Alekno na mojej szyi wisiała plakietka, że od tej pory jestem częścią teamu Sbornej. Organizatorom moja obecność chyba była na rękę, bo nie protestowali. Wystawili potrzebne dokumenty, dali harmonogram, mapki obiektu i miasta i tak naprawdę zostawili mnie samej sobie a ja byłam przerażona. Nie wiedziałam czy chcę to robić. Miałam wypocząć ,a wyszło na to, że będę w pracy, nawet argumenty Jury, że teraz po pierwsze będziemy więcej czasu spędzać razem, a po drugie na moje konto wpłynie pokaźna suma nie były w stanie mnie przekonać. Stałam teraz przed kadrą Rosji, gdy Alekno dokonywał prezentacji i tłumaczył swoim podopiecznym, że mogą zwracać się do mnie z tymi samymi prośbami jak do mojej poprzedniczki z którą spędzili poprzednie 2 dni.
- Pamiętajcie niech wam tylko żadne głupoty nie przychodzą do głowy – pogroził im palcem na koniec.
- Dobra trener swoje powiedział, teraz ja wam coś powiem. Pewnie zauważyliście, ale wyjaśnię. Magda to moja kobieta i łapy radzę trzymać przy sobie – pierwszy raz z ust Rosjanina padło słowo, że łączy nas coś więcej. Zaskoczył mnie tym, jeszcze bardziej, że ogłosił to wszem i wobec, tak naprawdę nie konsultując tego ze mą. Tylko czego ja oczekiwałam, czy w tych czasach, czy w ogóle omawia się jeszcze takie rzeczy? Musze się chyba przyzwyczaić do takiego stylu bycia.
     Ta informacja spowodowała falę zamieszania i pytań. Z początku dość ogólnych a później, gdy krąg zainteresowanych zmniejszył się do przyjaciół Jury ich ciekawość wzrosła. Z mojej dedukcji wyszło, że tylko Maksim i Jewgienij coś tam o mnie wiedzieli. Jeżeli to „coś tam” można określić słowami, że to na pewno ja jestem tą dietetyczką z Resovi. Jak widać Jura nie bardzo się wcześniej chwalił. Nie chciałam tego roztrząsać i tak miałam dość na głowie.
- Za 10 minut macie być na kolacji – spojrzałam w harmonogram. Już teraz wiedziałam, że raczej się z nim nie rozstanę w przeciągu najbliższych dni. – A ty nie idziesz? – spojrzałam zdziwiona na Biereżke, który nadal stał przy mnie.
- Trener pozwolił mi zostać z tobą. Później i tak mamy czas wolny – zrobił słodkie oczy. Wiedział, że ciągle jestem zła na niego, za to w co mnie wpakował.
- Wiem – pomachałam mu demonstracyjnie kartką z ich rozpiską dnia. – Nie przymilaj się i tak mam ochotę cie mocno uszkodzić – warknęłam czując jego ciepły oddech na moim policzku.
- Przecież nie będziemy sprawiać ci problemów. Chodźmy gdzieś, mam już dość tego hotelu i zamieszania. Chcę pobyć wreszcie z tobą- po takich słowach budziła się we mnie egoistka i chełpiłam się tym, że tak na niego działam. Wyglądało na to, że Jurij naprawdę tęsknił, już nawet wspomnienie o moim pocałunku z Łukaszem przy Biereżce zdecydowanie wyblakło.
     Plaża to nie było wyborne miejsce na chwilę spokoju. Trwał przecież sezon a turystów było co nie miara. Jedyną różnicę jaka mogłam wyczuć było to, że, choć spacerowałam z reprezentantem kraju to wzbudzaliśmy raczej małe zainteresowanie zaliczające się do kilku spojrzeń. Gdybym stawiła się tu z kimś z naszej narodowej kadry ten nie opędził, by się od fanów. Z Rosjaninem było, inaczej i bardzo mi to odpowiadało. W końcu znaleźliśmy wolne miejsce, by usiąść na piasku. Niedaleko na prowizorycznym parkiecie trwała już zabawa, która z pewnością będzie toczyć się do białego rana.
- Nadal jesteś zła? – odezwał się po naszej dłuższej chwili milczenia.
- Nie, zwyczajnie zastanawiam się, ile jeszcze zmieni się w moim życiu za sprawą siatkarzy. Wprowadzacie niezły mętlik w życie. Od zeszłego roku mój świat stanął na głowie –zwierzyłam mu się. Czasami nachodziły mnie nawet myśli, ile zostało z tamtej Magdy którą była jeszcze rok temu?
- Ale to chyba dobrze. Do razu jest ciekawiej. Tak naprawdę to ja nawet nie wiem czym zajmowałaś się rok temu – zaciekawił się.
- Niczym szczególnym. Studiowałam jak teraz, tyle że jeszcze w Krakowie, pracowałam w barze i czasami śpiewałam na wieczorkach karaoke – specjalnie ominęłam fakt, że dokładnie rok temu to Łukasz był przy mnie, nie chciałam psuć nastroju.
- Zaśpiewaj mi coś – poprosił, wlepiając we mnie te brązowe ślepia.
Z parkietu dochodziły do nas słowa letniego hitu Jennifer Lopez „I'm into you” wsłuchując się w melodię powieliłam słowa śpiewane przez piosenkarkę. Uświadomiłam sobie przy tym, że mają one wiele wspólnego z tym co się dzieje teraz w moim sercu. Chyba zakochałam się w Biereżce, przynajmniej miałam takie wrażenie.
- Chciałbym byśmy to kiedyś zaśpiewała do poduszki – dodał z uśmiechem napierając na mnie całym swoim ciałem, po czym dokładnie zaczął badać moje podniebienie swoim językiem. Doskonale zrozumiałam aluzję jaką zawarł w swoich słowach, ale czy byłam na to gotowa? Nie chciałam o tym myśleć. Miałam nie analizować! Pozwoliłam oddać się fizycznemu uniesieniu jakie serwował mi Rosjanin błądząc ustami po mojej rozgrzanej od upału skórze.
     Kolejnego dnia przekonałam się tak naprawdę co znaczy być częścią teamu, który bierze udział w wielkiej imprezie. Od rana panowało totalne zamieszanie. Wszystko potęgował fakt, że to właśnie Rosja otwierała ten turniej meczem z USA. Z wielką pomocą menagera Sbornej, a także Jurija, który nie znalazł się w meczowej dwunaste udało mi się nie skompromitować. Odetchnęłam z ulgą dopiero wtedy gdy zajęłam krzesełko przeznaczone dla mnie i mogłam na czas meczu odpocząć. Właśnie teraz mogłam zobaczyć, że perfekcja którą ogląda się przed telewizorem rodzi się z kompletnego chaosu i zgrania się zupełnie obcych dla siebie ludzi. Spotkanie zakończyło się wygrana Rosjan a ja znów wpadłam w wir pracy. Po odprawie Alekno pozwolił swoim podopiecznym na 3 godziny dla siebie z zastrzeżeniem, że mają stawić się na późnym obiedzie. Potem trening lekka kolacja i do łóżek. Jeden dzień sprawił, że nie miałam na nic siły. Z równowagi wyprowadził mnie szczególnie Wołkow i Butko, którzy koniecznie chcieli do galerii handlowej. Pod dokładnym wytłumaczeniu im jak tam trafić wręczeniu mapy i zamówieniu taksówki miałam ich z głowy, modląc się, by wrócili w jednym kawałku . Czekał na mnie jeszcze mecz Polaków z Bułgarami, nie miałam zamiaru tego odpuszczać. Wiedząc, że nikt ze sztabu Rosji nie będzie już ode mnie niczego chciał, podjechałam taksówką pod Ergo Arenę. Jakie było moje zdziwienie, gdy w środku natknęłam się na Jurija ze Siwożelezem. Nie powinno ich tu być, ale przymknęłam na to oko, mimo że to było nieprofesjonalne z mojej strony. Na długo zapamiętam ten mecz i ciszę, która zapadła, gdy Bartman upadł na parkiet doznając kontuzji a nasza kadra znów straciła jednego z najbardziej potrzebnych w danej chwili zawodników.

/Kaśka/

     Mijał drugi tydzień mojego pobytu w Grodnie. Z początku nie mogłam się tutaj odnaleźć. Problem sprawiała mi bariera językowa, ale otoczenie w jakim się znajdowałam nadrabiało ten mankament. Rodzinny dom Alka znajdował się na obrzeżach miasta położony w malowniczej dzielnicy pełnej sadów i łąk. Samo miasto kryło w sobie wiele zakątków z pięknymi zabytkami. Jeżeli chodzi o przywitanie mnie przez rodziców Alka to byli nastawieni na moja osobę raczej neutralnie, głównie przez to, że porozumieć mogłam się z nimi tylko za pośrednictwem Alka czy jego siostry Katji. Niestety, państwo Ahrem znali tylko kilkanaście słów w polskim języku, które były im głównie potrzebne do porozumienia się na pobliskim targu, gdzie czasami handlowali Polacy. Magda odnalazła, by się tu z miejsca, ponieważ rosyjski był tu wszechobecny, za to angielski i wspomniany wcześniej polski znała garstka. Na całe szczęście w tej garstce była Kat i przyjaciele Aleha. Kiedy już myślałam, że do końca mojego pobytu nic się nie zmieni i będę tylko gościem traktowanym bardzo grzecznościowo z racji wychowania nastąpił przełom. Kiedy bez żadnych oporów przyjęłam poród u ukochanej klaczki pani Ahrem i wszyscy powitaliśmy na świecie małego zdrowego źrebaka pani Jelena uściskała mnie z całych sił i ucałowała w oba policzki. Zobaczyłam podziw w oczach rodziców Alka i uśmiechy, które rekompensowały mi tysiące słów, których i tak nie mogłam zrozumieć.
     To było zadziwiające, ale Grodno przypominało mi Tarnów. Przynajmniej te okolice w których mieszkał za młodu Alek. Jeszcze miasto, ale okolica, w której byliśmy zachowała namiastkę dawnego życia, gdzie w każdym domu było gospodarstwo a wiele osób nadal utrzymywało się z roli. Nawet rodzina Ahremów miała swoje ziemie, które teraz zapełniał ogromny sad w którym dojrzewały już wczesne odmiany jabłek. Bardzo lubiłam takie otoczenie i marzyłam, by kiedyś też mieć swoje „włości”.
     Właśnie teraz przygotowywałyśmy z Kat mniej więcej na środku sadu miejsce pod ognisko. Muszę powiedzieć, że tak zwariowanej i pozytywnie nastawionej do życia osoby dawno nie spotkałam. Młodsza siostra Aleha miała w sobie coś ze mnie, też kiedyś taka byłam. Niestety, wydarzenia związane z Wiktorem przytłumiło we mnie tamtą Kaśkę. Katjia miała jednak cechy, których mi jeszcze brakowało, biła od niej dojrzałość i odpowiedzialność. Potrafiła równoważyć swoje usposobienie i to sprawiało, że była jeszcze bardziej wyjątkowa.
- Jak tam bratowa, dobrze ci tu z nami? – Kat od początku tak mnie tytułowała. Moje protesty na nic się zdały. Kat twierdziła, że szkoda mojej energii na zaprzeczanie czemuś co i tak prędzej czy później stanie się faktem.
- Tak, ale tęsknię też za domem, za przyjaciółmi, ale i tu odnalazłam kilku- przytuliłam ją. – Musisz koniecznie przyjechać do nas do Polski z Valentinem. Teraz jednak bawmy się, nie będziemy się przecież smucić – zastrzegłam.
- O dobrą zabawę martwić się nie musisz. Chodźmy do domu poczekamy tam na wszystkich – obie pod rękę prawie, że w podskokach ruszyłyśmy przed siebie.
Na ognisku zjawiło się kilku kolegów Alka, jego przyjaciel Rodin, Kat z Valentinem oraz dwóch kuzynów z żonami. Żartowali z Aleha, że ciągle jest stanu wolnego i raz po raz dawali nam do zrozumienia, że nie mamy na co czekać, dosłownie jakby się wszyscy zmówili. To było miłe nikt nie powiedział, że u swego boku powinien mieć partnerkę ze swojej ojczyzny. Nawet obecny alkohol mi nie przeszkadzał, nie ciągnęło mnie do niego. Myślałam, że będę musiała walczyć z pokusą, ale ona nie pojawiła się wcale odkąd miałam u swego boku przyjmującego.
- Sorry za spóźnienie – usłyszeliśmy głos za naszymi plecami. – Rozpoznałam go. Nastja mówiła z mocnym akcentem i często myliła angielskie słowa. Byłam w ogóle zdziwiona, że postanowiła odezwać się po angielsku, a nie po białorusku. Poznałam ją podczas narodzin źrebaka, kiedy chciała bardzo „ pomóc”, ale nie wiedziała jak się do tego zabrać. Dla mnie wyglądało to bardziej na to, że chciała się popisać przed rodzicami Aleha. Po wszystkim miała nawet ochotę aby przypisać sobie zasługi jednak państwo Ahrem ślepi nie byli i zupełnie ją zignorowali.
- Nie zapraszaliśmy jej – Katjia szepnęła mi do ucha.
- To impreza czy stypa? Co tak cicho siedzicie? – dziewczyna wcisnęła się między mnie a siatkarza od razu zagadując go czymś oczywiście po białoruski żebym nie mogła nic zrozumieć. Postanowiłam nie zwracać na nią uwagi, ale nie mogłam znieść zazdrosnych spojrzeń i czułam, że jeszcze chwila a wybuchnę. Kat z resztą wyglądała podobnie. Nie mogła darować Nastce tego jak potraktowała Alka. Kiedyś były przyjaciółkami teraz do tego było daleko.
- Napijmy się – szatynka wcisnęła mi do ręki butelkę piwa. – Za spotkanie! – krzyknęła unosząc dłoń w górę co powtórzyli goście. Moja ręka nawet nie drgnęła. Teraz, gdy miałam alkohol tak blisko pojawiły się wątpliwości. Moja reakcja nie umknęła jej uwadze. – Nie napijesz się z nami? Nie pasuje ci towarzystwo?
- Nie piję alkoholu – wyjaśniłam.
- Nie bądź sztywniarą! – zaznaczyła, dodając coś czego już nie zrozumiałam a nikt niestety nie był uprzejmy, by mi przetłumaczyć, nawet Kat. Domyśliłam się, że lepiej będzie jak nie poznam znaczenia tych słów.
- Chyba nie będziemy się licytować jaka jestem a jaka nie i co mam robić? – dogryzła jej.
- Księżniczka z Polski się znalazła. Nie pasujesz tu, nie widzisz tego!? – sytuacja wymykała się z pod kontroli. Zaczęło się robić gorąco i to wcale nie za sprawą płonącego ogniska.
- Nie chcę się kłócić, nie po to tu przyjechałam – mówiłam spokojnie co wymagało u mnie sporo wysiłku. Niestety, wiedziałam, że Białorusinka nie zamilknie o tak.
- Nastka odwal się od Kaśki, nikt cię tu nie zapraszał! –Kat pierwsza stanęła w mojej obronie.
- Nastja przesadzasz, przeproś Kasię – Aleh stanął przy mnie a ta znów wybuchła wykrzykując coś w ojczystym języku. To chyba był pierwszy raz, kiedy ucieszyłam się, że nie wiem kompletnie o czym ona mówi. Pewnie, gdybym wiedziała rzuciłabym się na nią i zaczęła ciągnąc za kłaki. Aleh wdał się z nią w pyskówkę.
- Pójdę się przejść – powiedziałam do Katji. Nie chciałam na to patrzeć. Gdy te obrazy stawały mi przed oczami dopadały mnie wątpliwości, że źle zrobiłam przyjeżdżając tutaj.
     Samotność nie była moim partnerem zbyt długo. Kiedy usiadłam przy jednej z większych jabłoni z za drzew wyszedł Ahrem.
- Przepraszam cie, za to. Nastja zawsze była zbyt porywcza. Nie chciałem, by cię obraziła – przysiadł się do mnie.
- Nawet jak to zrobiła to i tak nie zrozumiałam ani słowa. Aleh a, jeżeli ja tu nie pasuję, a ty chcesz mi tylko wmówić ze wszystko będzie dobrze? – podzieliłam się z nim swoim obawami.
- Pleciesz bzdury. Kat odnalazła w tobie bratnią duszę a bariera językowa to żadna bariera – przekrzywił moja głowę tak bym spojrzała mu w twarz.
- Wiesz zauważyłam, że jesteśmy z Katjią bardzo do siebie podobne. Przyznaj się przypominam ci siostrę i dlatego się do mnie przyczepiłeś? – wracał mi humor, to był dobry znak.
- Tak to prawda co mówisz, jesteś do niej podobna i to bardzo, ale, choć bardzo ją kocham to miejsce w moim sercu zajęłaś ty i mam nadzieję, że nigdy to się nie zmieni. Może to głupie, ale czuje, że mógłbym spędzić z tobą wieczność i nigdy nie znudzić się twoim towarzystwem – nie wiem czy to sceneria czy słowa wypowiedziane przez siatkarza, ale właśnie teraz poczułam, że odnalazłam siłę, by przełamać barierę którą sama zbudowałam. Wreszcie mogłam odetchnąć pełną piersią czując, że wróciła dawna Katarzyna Wieczorek, ale sto razy silniejsza. Po tym silnym oddechu wycelowałam ustami prosto w usta siatkarza powodując, że przewróciłam go na trawę a moje serce zabiło mocniej, gdy nasze wargi wreszcie się spotkały.

Musze wam podziękować za życzenia zdrowia dla mojego palca, ma się on lepiej.
Wiecie co moja koncepcja względem tego opowiadania poszła sobie daleko w las i zgubiła w topniejących zaspach śniegu. Finały w Gdańsku miały zmieścić się góra w 2 rozdziałach a mam wrażenie, że, gdybym mogła to i 10, by powstało(będzie chyba 3, więc was nie zanudzę). Jak tak dalej pójdzie to nigdy nie skończę zawiłych wydarzeń tej historii.
Witam
Dzuzeppe i Martittę. To, że pojawiają się tu wciąż nowe dziewczyny pokazuje, że nie wolno mi zostawić tego tak jak jest mimo tego, że, odkąd zaczęłam pisać to opowiadanie ciągle mam wątpliwości.