13 września 2013

44. To niczego nie zmienia.


/Magda/

     Już jutro miał nastać ten dzień, gdy oficjalnie można będzie ogłosić rozpoczęcie sezonu 2011/2012. Chłopaki wybiegną na boisko, by zainicjować sezon meczem z drużyną z Olsztyna. Dziś na treningu można było już wyczuć napięcie, podniecenie i nerwową atmosferę. Choć ja nerwową atmosferę miałam od tygodnia. Ciągle miałam wrażenie, że Jurij czyha tylko na dobrą okazję, by się ponownie do mnie zbliżyć. Niby nie zwracał na mnie uwagi, ale to mi wyglądało na taktykę „uśpienia przeciwnika”. Nie miałam pojęcia, kiedy przestanę zwracać uwagę, gdzie w danym momencie jest przyjmujący, czy znajduje się wystarczająco daleko ode mnie. Łapałam się nawet na tym, że wchodząc do swojego gabinetu zamykałam się w nim od środka. Łukasz, za to konsekwentnie trzymał się tego, że udawał, iż moja osoba nie istnieje a ja podążyłam jego śladem, najwyraźniej tak miało być.
     Andrzej po popołudniowych zajęciach na hali zarządził odprawę dla sztabu. Nie musiałam w niej uczestniczyć, moja praca polegała na przygotowaniu organizmu chłopaków do wysiłku fizycznego, a nie na taktyce, ale dziś wyjątkowo sama zajęłam jedno z krzeseł w Sali konferencyjnej. I tak nie miałam nic innego do roboty. Kasia z Alkiem wybierali się do Tarnowa w odwiedziny do jej rodziców. Karola szykowała niespodziankę urodzinową dla Grześka.
     Pod dwóch godzinach, analizy przeciwnika, rozpracowania taktyki i gorącej dyskusji i tu nie było dla mnie miejsca. Nie chciałam siedzieć sama w czterech ścianach dlatego do mieszkania wybrałam się okrężną drogą. Jesień jak na razie nas rozpieszczała, było ciepło słonecznie, a tym samym dookoła drzewa prezentowały nam fanaberie rozmaitych barw. Siedziałam na parkowej ławeczce aż słońce zniknęło za drzewami a dzień zaczął przechodzić w szarość. Zakładałam, że Karolina będzie już w mieszkaniu wstąpiłam, więc do pobliskiego sklepiku po jej ulubione krówki, niestety oprócz głodnego Sylwka w mieszkaniu nikogo nie było. Szykował się, więc wieczór z książką w ręku. Tak było lepiej zatapiałam się w wydarzenia przeczytane na poszczególnych stronach nie myśląc o sowim własnym życiu. Sylwek ułożył się na moich kolanach domagając się pieszczoty a ja oddałam się lekturze.
     Nie wiem jak długo czytałam, ale czynność tą przerwał mi krótki dzwonek do drzwi. Tak zawsze dzwoniła Karol, gdy miała ręce pełne zakupów. Poderwałam się szybko otwierając drewnianą zaporę. Dopiero, wtedy zobaczyłam, że na klatce stoi Jurij , trzymając w ręce butelkę Lecha. Nie był jeszcze pijany a tylko napoczęty.
- Dlaczego pijesz? Jutro masz mecz – oczywiście zamiast zatrzasnąć mu drzwi przed nosem ja wolałam zadawać te idiotyczne pytania.
-I tak nie wyjdę w szóstce, z resztą picie mi nie przeszkadza w graniu. To lepiej ty mi powiedz dlaczego? – zapytał pąkując się do środka.
- Dlaczego co? – tak pogrążałam się z każdym słowem. Próbowałam go nie przepuścić dalej, ale z marnym skutkiem.
- Dlaczego mnie zwodziłaś? Dawałaś kolejne szanse, robiłaś nadzieję? Wyszedłem na idiotę. Dobrze się bawiłaś wiedząc, że raz masz mnie a raz Kadziewicza? – ton jego głosu był spokojny, ale czy ja byłam mu winna jakiekolwiek wyjaśnienia.
- Myślałam, że warto dać ci szansę. Z Łukaszem tylko raz doszło do takiej sytuacji a ty to wyolbrzymiasz jakby cos wielkiego się stało – wydukałam. Serce zamarło mi, gdy zatrzasnął za nami wciąż otwarte drzwi.
- A, gdybym ci powiedział, że chcę kolejne szansy, jedna więcej nie zrobi ci różnicy – zbliżył się do mnie łapiąc za przedramię.
- Nie , nie po tym jak się ostatnio zachowałeś! Nazwałeś mnie szmatą a ja nie zrobiłam nic czym bym na to zasłużyła – próbowałam wyszarpać rękę, ale im mocniej ciągnęłam tym jego uściska stawał się silniejszy.
- A mi się wydaje, że oboje jesteśmy do siebie podobni. Oboje mamy dwa oblicza. Prawda Madziu?- zadawał jakieś irracjonalne pytania.
- Puść mnie! – krzyknęłam w końcu, gdy moje szarpanie nic nie dawało.
- Kiedy będę chciał. Chcę ci pokazać co straciłaś odpychając mnie od siebie. Chcesz się przekonać? – pociągnął mnie w stronę mojego pokoju.
- Nie boję się ciebie – chciałam mu pokazać, że nie dam się złamać, ale tymi słowami wyglądało, że tylko go sprowokowałam.
- Co ty nie powiesz. Dla mnie to nawet lepiej, jak się nie boisz będzie ciekawiej. Mogłem cię zabrać do Rosji, mogłaś żyć jak księżniczka. Dlaczego to odrzucasz? - nie wyobrażałam sobie żyć z takim człowiekiem, ale do niego to nie docierało.
-Nie kocham cię Jurij zrozum to! – na te słowa zamiast mnie puścić tylko przyciągnął mnie do siebie.
- Jesteś pewna? Nie kochasz tych silnych ramion, mojego zapachu, uśmiechu? Nie kochasz, gdy leżę przy tobie nagi, kiedy moje ciało ociera się o twoje. Kiedy trzymam cię w ramionach tak jak teraz – zacisnął moje ciało w uścisku przyciskając mnie jeszcze mocniej do swojego torsu.
- Nie zostaw mnie! – krzyknęłam, gdy jego ręce zaczęły zjeżdżać po mojej talii
- Szkoda, bo ja chciałem byś była tylko dla mnie.
- Puść mnie! – wydusiłam tylko bezsilnie czekając na cud, by przestał.

/Karolina/

     Dziś były urodziny Grześka. Co prawda już je świętowaliśmy w zeszłą niedzielę, ale dzisiejszy dzień mogliśmy przeżyć tylko we dwoje. Brunet był zdziwiony, gdy po treningu czekałam przed halą opierając się o jego opla Insygnię.
- Zabieram cię na przejażdżkę – pomachałam mu z oddali kluczykami. – O nie ja prowadzę! – otworzyłam mu drzwi od strony pasażera, gdy chciał ode mnie wyciągnąć kluczyki.
- Ale Karola… – chciał protestować.
- Poradzę sobie, przecież mi ufasz – przytaknął tylko głową.
     Mistrzem kierownicy może i ja nie byłam, ale spokojne prowadzenie auta nie było mi obce. Nie znałam jeszcze na tyle Rzeszowa, by każda atrakcja, która tu się znajduje nie była mi obca, ale z pomocą Adriana udało mi się trafić idealnie w gust Łomacza, jeżeli chodzi o sprawę jego prezentu urodzinowego. Kiedy zatrzymaliśmy się po torem gokartowym aż oczy wytrzeszczył ze zdumienia.
- Pamiętam jak opowiadałeś mi o swoich wyczynach i rekordach na torze w Katowicach. Zauważyłam ze teraz jeździsz tylko na ekranie komputera co powiesz na małą zamianę? – nie wiem po co w ogóle pytałam. Jego błyszczące oczy same opowiedziały mi, że jak najbardziej się zgadza, a gdy wylądowałam w jego ramionach i porzucił mnie do góry tylko to potwierdziło.
- Ile mamy czasu? – zapytał rozglądając się po torze.
- Na dwie godziny tor jest do twojej dyspozycji – nie byłam pewna czy dwie godziny mu wystarczą, ale miałam nadzieję, że tak.
- O nie, ty jeździsz ze mną- nakazał mi ze śmiechem małego dziecka i pociągnął w stronę pojazdów.
Wybranie kasku, odpowiedniego gokartu i mogliśmy ruszać. Nie mogłam powstrzymać się od chichotu, gdy Grzesiek wsiadł na swój i wyglądał w nim tak jakby miał go zaraz zmiażdżyć. Od razu popisał się przede mną robiąc efektownego młynka.
- Naucz mnie tego – palnęłam.
- Może najpierw zaczniemy od podstaw? – no tak Grzesiek znał mnie na tyle dobrze, że z pojazdami mechanicznymi zawsze z początku miałam problem. Ale prowadzenie gokarta nie było wcale trudne i załapałam w ciągu kilku minut co i jak. Za to rozgrywający miał mi ochotę zrobić wykład o każdej części jaka się w nim znajduje. Wcisnęłam pedał gazu i uciekłam przed tym kierując się wprost na tor.
- Gdzie mi uciekasz? – dogonił mnie.
- Praktyka jest lepsza od słuchania, sprawdzam czy twoje rady są takie jak trzeba – znów mu uciekłam śmiejąc się, ile miałam tylko sił w płucach.
     W takich chwilach zapominałam o tym, że gdzieś tam w moim organizmie choroba robi swoje. Oczywiście aparat słuchowy mi o tym przypominał, bo dźwięki, które było słychać na torze dzięki niemu był wzmocnione, ale wolałam słyszeć ten huk niż ciszę. Dopiero w Polsce u boku przyjaciół i ukochanego zdałam sobie sprawę, że nie mogę przez to rezygnować z życia, a powinnam się nacieszyć nim najmocniej jak tylko mogłam.
     Łomacz był niezłym kierowcą, po trzecim okrążeniu był już na drugim miejscu, jeżeli chodzi o rekord okrążenia toru. Nie udało mu się go pobić, ale zapowiedział, że tu wróci i spróbuje.
- To nie koniec niespodzianek na dziś – szepnęłam mu do ucha, gdy oddawał nasze kaski.
     Druga była banalna. Zabrała Grześka do centrum handlowego miejsce w, które, gdy zawsze byliśmy razem omijaliśmy szerokim łukiem. Powód był banalny, gdy Grzegorz tam wszedł wsiąkał, na co najmniej trzy godziny. Kochał ten sklep z grami komputerowymi. Każdą grę którą brał do ręki oglądał z każdej strony, analizował wymagania sprzętowe i to czy warto ją kupić. Znosiłam to dzielnie, a po czasie sama zauważyłam, że gry typu Heroes of Might and Magic i mnie zaczynają wciągać. Na koniec kupiłam jedną grę dla siebie i oczywiście drugą dla Grześka. Dla mnie RPG a dla niego typową strzelankę, gdzie będzie mógł się wyżyć.
     Wychodząc zahaczyliśmy jeszcze o sklep ze sprzętem fotograficznym, gdzie chciałam kupić kartę SD do aparatu, w środku spotkaliśmy Łukasza, który buszował między półkami.
- Buuu! – zatupał za nim Grzesiek.
- Chcesz żebym zszedł na zawał? Stary już jestem – zaśmiał się Łukasz.
Rozbawiło nas to, że Łukasz szukał już prezentu na Mikołajki dla Amelii. Pomogłam my wybrać kilka modeli aparatów, które naprawdę trudno zniszczyć a w obsłudze nadają się nawet dla 6 letniej dziewczynki.
- Może będzie mieć talent jak ty Karola – podziękował mi za pomoc.
- Ja mam dobre oko, a nie talent – zapierałam się. Zawsze peszyły mnie pochwały.
- Skromnisia – powiedzieli równocześnie sprawiając, że się zarumieniłam.
     Miałam ten dzień spędzić z Grześkiem, ale spontanicznie zaprosiłam Łukasza na ciasto, które od rana leżało w łomaczowej lodówce. To była okazja, by jeszcze lepiej poznać środkowego. Zawsze miałam wrażenie, że jak dla mnie różnica 12 lat to zbyt dużo bym mogła się z nim dogadać. Z Łukaszem nie było takiego problemu, jego otwartość powalała i tylko utwierdziłam się w tym że świetny z niego człowiek.
- Musisz zobaczyć te zdjęcie. Szkoda, że Karola ma je u siebie na laptopie – Łomacz pochwalił się swoją sesją superbohatera. Jeszcze niedawno zapierał się, że się nikomu nie przyzna a tu proszę.
- Nie ma problemu przyniosę go – zerwałam się z miejsca i nawet nie zamknęłam drzwi a zbiegłam na dół do siebie. Już w drzwiach uderzył mnie krzyk Magdy
- Nie, zostaw mnie! – odpowiedział jej głos w obcym języku, słów nie rozumiałam, ale głos bym mi znany to był Jurij.
- Puść mnie! – krzyknęłam jeszcze raz Krasikov a ja nie myśląc zbytnio pobiegłam z powrotem na górę.
- Jurij, Magda – wydyszałam tylko, to wystarczyło. Jedno spojrzenie Łukasza na moją zapewne wystraszoną twarz a środkowy już zbiegał po schodach na dół.

/Magda/


     To się nie mogło dziać naprawdę. Jego dłonie wcale nie ściskały mnie coraz mocniej a ciepły oddech nie zbliżał się do mojej twarzy. Może, gdybym była bierna zostawiłby mnie w spokoju. Ale nie, nie potrafiłam tak. Wykrzyczałam, że się go nie boję, że nie odważy mi się nic zrobić, a on zaczął się śmiać. Nie dane było się dowiedzieć co było, by dalej, bo drzwi od mojego pokoju otworzyły się z hukiem odbijając się od ściany tak mocno ze aż pękła w nich szyba a do środka wpadł Łukasz. Momentalnie odciągnął Bereżkę ode mnie i przygwoździł go do ściany.
- Co ty sobie myślałeś skurwysynu!? Daj jej spokój – krzyczał mu prosto w twarz trzymając mocno jego ramiona. Jurij wcale nie był lepszy, próbował wymachiwać rękami i raz po raz trafiał w ciało Kadziewicza, ale to środkowy miał więcej siły i nawet nie drgnął pod naporem jego ciosów.
- To, że ją ignoruję nie znaczy, że nie wiem, co się dzieje. Masz ją zostawić, inaczej to nie skończy się na kilku siniakach! – pchnął Jurija wprost w otwarte drzwi tak, że ten siłą rozpędu wypadł na korytarz zderzając się z Grześkiem.
- I tak ją miałem i wiem jaka jest gorąca. Wiem, że ma tatuaż niżej podbrzusza, te chińskie znaczki obojgu wam wypaliły mózg! – odpyskował mu. Dobrze wiedział, że właśnie słownie zdradzając jak najwięcej z naszej relacji dołoży to pieca.
- Wynoś się!- Łukasz tylko na niego wrzasnął a Grzesiek pomógł Biereżce opuścić nasze mieszkanie.
- Czy on ci coś zrobił? – usłyszałam szept Karoliny tuż przy mnie. Dopiero teraz zobaczyłam, że siedzę na podłodze ściskając w dłoniach puchaty dywan.
- Madzia czy on ci cos zrobił? – dopiero na pytanie Łukasza, który przykucnął przy mnie byłam w stanie odpowiedzieć.
- Nie – popatrzyłam na jego szaro- zielone oczy, w których złość mieszała się z bólem i czymś czego nie potrafiłam odczytać. – Ja, ja… - nie potrafiłam ubrać tych wszystkich kłębiących się myśli w słowa. Pragnęłam tylko się do niego przytulić i to właśnie zrobiłam. Długo musiałam czekać, nim poczułam jego ręce na moich plecach, które złączyły nasze ciała bym mogła usłyszeć jego przyśpieszony rytm serca, tak szybki, tak nieregularny. To trwało niestety tylko kilka chwil
- Zostańcie z nią, nie powinna być teraz sama – Kadziu oderwał moje ciało od swojego zostawiając pustkę, która mnie otoczyła.
- Łukasz – pisnęłam widząc, że ma zamiar wyjść.
- To nic między nami nie zmienia. Sama powiedziałaś, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Tego się trzymajmy – jego twarz przybrała obraz maski, kiedy chciał potrafił ukryć wszystkie emocje.
- Ale… - nie miałam już, komu dokończyć Kadziewicz powiedział coś jeszcze do Grześka i zwyczajnie wyszedł nie oglądając się ani razu. Jeżeli to miało zaboleć to zabolało. Sama odrzuciłam środkowego od siebie, teraz już wiedziałam jak on poczuł się wtedy gdy w Katowicach powiedziałam mu, by zostawił mnie w spokoju.



Miałam kryzys, chciałam zakończyć to opowiadanie w kolejnych trzech rozdziałach, ale chyba mi powoli przechodzi. Gdybym to zrobiła, żałowałabym tego to wiem już dziś. Jeszcze nie mam kolejnego, ale jak wygrzebie się z tej mojej depresji to napisze.
Dobra koniec użalania się nad sobą za tydzień będę w Gdańsku po 14 godzinnej podróży w pociągu i będę pewnie o tej godzinie biegać po plaży, za to wieczorem już tylko Ergo i nasi kochani siatkarze.
Ktoś się wybiera? A jeszcze takie pytanko do tych, które już w Gdańsku były. Co warto zobaczyć, bo ja tam pierwszy raz jadę :)

Komu mało Łukasza to zapraszam na nowy projekt Paulinki --> tutaj