22 listopada 2013

49.Cisza przed burzą.



/Magda/

Zaspana bez jakiegokolwiek uczucia mieszałam papkę, która zrobiła mi się z przygotowanych wcześniej płatków. Na stole stały kanapki z szynką i pomidorem, które przygotowałam dla dziewczyn. Sam ich zapach wywoływał w moim organizmie odruch nieprzyjemnych ruchów żołądka. Dziewczyny jeszcze spały, to nie było nic dziwnego było dopiero po szóstej. Może, gdybym została u Łukasza to, inaczej spędziłabym ten poranek, ale nie chciałam przysparzać mu zmartwień, wystarczy, że ja je ponowie miałam. Powróciły objawy mojej choroby, znów rankiem nie mogłam patrzeć na jedzenie, robiło mi się niedobrze, do tego nie mogłam spać a czasami na dodatek kręciło mi się w głowie. Oczywiście to była moja wina, bo przestałam brać tabletki, które zlecił mi lekarz. Teraz ponownie je zażywałam, ale zanim mój organizm wróci do normy minie jakiś miesiąc. Wszystko przez te wydarzenia jakie się działy. Byłam tak zaabsorbowana związkiem z Kadziem, że nie zwracałam uwagi na to, że powinnam je dalej łykać. Już zdecydowałam, że udam się do Tomka sprawdzić czy nie będą mi potrzebne kroplówki, pewnie na dzień dobry mnie ochrzani, ale później pomoże. Na razie miałam trochę czasu przed pobudką dziewczyn, by powspominać ostatni weekend i nasze spóźnione Mikołajki, które spędziliśmy razem z Amelią.

/Kilka dni wcześniej/

Może to było nie fer wobec Amelki, ale ukrywaliśmy z Łukaszem nasz związek przed nią. Nie zrobiliśmy tego z zimną premedytacją, ale ze świadomością, że lepiej będzie jak dowie się o wszystkim osobiście, a nie przez telefon czy video czat. Środkowy doskonale wiedział, ile znaczę dla jego córki, gdy mi o tym powiedział byłam zaskoczona, ale i momentalnie szczęśliwa, bo i dla mnie blondyneczka była kimś bardzo ważnym. Łukasz w piątkowy wieczór pojechał do Olsztyna i w sobotnie przedpołudnie zameldował się powrotem w Rzeszowie, ale już ze swoją małą kopią. Ja od rana czekałam na nich w mieszkaniu siatkarza. Denerwowałam się, bo co, jeśli Amelii nagle się odwidzi i przestanie mnie lubić? Z dziećmi nigdy nic nie wiadomo .
- Mam niespodziankę dla ciebie – usłyszałam, gdy obydwoje weszli do mieszkania. Początek grudnia był ciepły, wiec wiedziałam, że rozbieranie się z odzienia wierzchniego nie zajmie, im dużo czasu.
- Dostanę kucyka? - wypytywała świergocząc radośnie.
- Ja o tym nic nie wiem, Mikołaja musisz zapytać – odparł wymijająco Łukasz.
- To co dostanę? – niecierpliwiła się, a ja już nie chciałam dłużej czekać i wyszłam z kuchni na korytarz.
- A co powiesz na mnie? – zapytałam z radością, ale i z niepokojem. To drugie uczucie znikło od razu, gdy tylko zobaczyłam reakcje Melki, która nawet nie zdążyła zdjąć drugiego buta a już podbiegła do mnie z piskiem.
- Madzia – tuliła się do moich nóg, a ja schyliłam się, żeby móc ja uściskać.
- To jak podoba się prezent – Łukasz odwiesił kurtki na wieszak, przypatrując się nam z czułością.
- I to, jak tatusiu – odwróciła się do niego, po czym dała mi się wziąć na ręce.
… późne przedpołudnie spędziliśmy na wspólnym rozpakowywaniu prezentów i wygłupach, do których Amelia została stworzona. Łukasz szepnął mi, że dawno nie widział jej takiej szczęśliwej a mi fala miłości rozlała się po sercu. Wieczorem, za to znalazłyśmy się na Podpromiu, gdzie miał się odbyć kolejny mecz w ramach Plus Ligi. Kadziewiczówna ubrana w mini replikę koszulki ojca dumne szła przede mną trzymając za rękę Dominikę. My z Iwoną, Kasią i Karoliną byłyśmy tuż za nimi. Zamarzyło mi się bym i ja mogła ubrać koszulkę Łukasza, ale niestety na mecze sama miałam przydzielony strój klubowy. Wątpiłam, by moja własna inwencja twórcza była w tym wypadku dobrze odebrana.
-Melcia zostaniesz teraz z ciociami i Dominiczką tutaj a ja pójdę tam – wskazałam na drugą stronę bocznej trybuny przy bandach reklamowych.
- Ale ja chcę z tobą – protestowała.
- Kochanie nie mogę, po meczu do mnie przyjdziesz- ciężko było mi jej odmówić, ale nie byłam pewna czy Melka może siedzieć tam ze mną.
W połowie trzeciego seta Iwona przyprowadziła ją do mnie.
- Uparła się, że zacznie krzyczeć, jeżeli nie usiądzie z tobą – poinformowała mnie szatynka.
- No to chodź, ale jak będę mieć kłopoty to tatuś będzie musiał je rozwiązać – Łukasz akurat był w kwadracie dla rezerwowych i śmiał się widząc jak Amelia wygodnie usadawia się na moich kolanach.
- Kocham cię Madziu – szepnęła mi w pewnym momencie a ja zszokowana, ale i szczęśliwa ucałowałam jej główkę.
- Też cię kocham mała – uścisnęłam jej rączkę. Czy może być coś piękniejszego niż pozyskać miłość dziecka ukochanego mężczyzny?


- Magda nie śpij! – ryk Kaśki wybudził mnie z tych snów na jawie.
- Nie śpię. Która godzina? – przyjaciółka usiadła naprzeciw mnie zajadając się kanapką.
- 7.30 – powiedziała z pełną buzią. – Zrobisz mi kawy?
- Nie dam rady o 8 musze być na uczelni, a potem po południu na hali –zerwałam się z miejsca od razu zatrzymując się i podtrzymując stołu. Tak mocno zakręciło mi się w głowie.
- Madzia co jest? - Kaśka już stała przy mnie, próbując posadzić mnie powrotem na krześle.
- Za szybko wstałam, nic mi nie jest – skłamałam.
- Na pewno?. Widzę, że nic nie zjadłaś – wskazała na miskę z płatkami.
-Tak przecież mówię!- warknęłam, chyba niepotrzebnie, bo Wieczorek spojrzała na mnie z jeszcze większą troską.
- Cześć – Karolina przerwała nasze kilkusekundowe badanie sie wzrokiem, a raczej Kaśki, która próbowała wyczytać z moich oczu kłamstwo.
- Hej Karola!- próbowałam zwrócić uwagę na Orzechowską.
- Nie odwracaj kota ogonem. Na pewno wszystko ok? Znam te objawy – przypomniała mi.
- Mam wszystko pod kontrolną – a przynajmniej miałam nadzieje mieć po dzisiejszej wizycie u Tomka.
- O co chodzi? – Karolina była wyraźnie zagubiona.
- Kaśka ci wyjaśni, ja lecę. Cześć – wolałam uciec od tematu. Przed Wieczorek nic długo się nie ukryje. Zamknęłaby mnie w krzyżowym ogniu pytań a ja po którymś bym się wygadała, a nie chciałam przysparzać jej zmartwień.

/Kaśka/

Chodziłam po korytarzu w te i wewte co chwila obsesyjne zerkając na komórkę. Aleh się spóźniał. Byliśmy dziś umówienia na wspólną wizytę u mojej pani psycholog. To był mój pomysł, żeby zaprosić siatkarza na to spotkanie a teraz zaczynałam wątpić w to, że dobrze zrobiłam. Za to doktor Arletta Mikos była bardzo pozytywnie nastawiona do tej wizyty.
- Jesteś – podbiegłam do przyjmującego, gdy tylko wyłonił się z zakrętu korytarza, łapiąc go za rękę.
- Obiecałem ci - uśmiechnął się, widziałam, że też jest lekko spięty. To wiele dla mnie znaczyło, że Ahrem chciał tu dziś ze mną być. Obiecał, że mi pomoże uporać się z moim problemem zatraconej wiary w siebie i chęci ucieczki w alkohol a tym, że tu się zjawił to potwierdził.

- Widzę nie tylko miłość, ale i wsparcie jakie sobie nawzajem dajecie. To bardzo dobrze - pochwaliła nas. – Panie Alku mam nadzieję, że tak będzie nadal. Tak jak wspomniałam wcześniej pani Kasia to bardzo żywiołowa osoba, która chce żyć na wysokich obrotach. To jest na plus, ale oboje nie możecie pozwolić, by się w tym zatraciła. Kasia uwielbia wyznaczać sobie cele i tutaj pana zadanie, by ją czasami utemperować, gdyby wyznaczyła jakieś, które jest niemożliwe do zrealizowania – pouczała nie tylko Alka, ale i mnie. – Kasiu widzę to zmarszczone czoło, już o tym rozmawiałyśmy. Masz obierać metodę małych kroczków- przed doktor Mikos nie ukrył się żaden mój grymas.
- A pomysł ze zbiórką pieniędzy? – wtrąciłam. Bałam się, że to będzie za wiele jak na metodę „ Małych kroczków”
- Z pomocą jaką zaoferował pan Ahrem z kolegami myślę, że możemy na to pozwolić – uśmiechnęła się do nas. – Oczywiście będziemy to wspólnie monitorować.
- Dziękuję – odetchnęłam z ulgą.
- Mogę przyrzec, że Kasia będzie pod dobrą opieką – obiecał siatkarz.
- A ja panu wierze. To co Pani Kasiu widzimy się jeszcze za tydzień przed świętami – pożegnała się z nami uściskiem ręki.
- Uf po wszystkim – wypuściłam głośno powietrze. – Nie było tak źle?
- Cieszę się, że mnie zaprosiłaś – podał mi płaszcz, który szybko ubrałam.– Teraz tylko musimy uzgodnić w klubie ten pomysł ze zbiórką pieniędzy na zwierzaki – już wcześniej podzieliłam się z Alkiem tym pomysłem, ale wiedziałam, że najpierw musi on uzyskać aprobatę mojej psycholog.
- Idziemy od razu do klubu? – no tak cała ja wszystko musze mieć załatwione i obgadane na już.
- Przecież cię znam, pewnie, że idziemy – objął mnie mocno prowadząc do wyjścia.
Przed samym gabinetem zaczęłam złościć się na siebie, że nie mam nic przygotowane, że wpadnę do środka jak jakaś pchła i narobię zamieszania. Na całe szczęście to była tylko moja wyobraźnia. Wraz z Alkiem wyjaśniliśmy mój pomysł prezesowie Góreckiemu, miałam nadzieję, że nie zrobiliśmy tego chaotycznie, ale tam, gdzie wdzierała się moja nadpobudliwość, Alek od razu mnie naprowadzał na właściwy tor. Z tej rozmowy wyszliśmy zwycięsko. W styczniu tydzień przed Pucharem Polski i w trakcie imprezy będziemy zbierać pieniądze na kilka wybranych schronisk na Podkarpaciu i w Małopolsce. Musiałam tylko dostarczyć do końca roku do klubu, które to będą schroniska i wszystkie potrzebne dane, jak i zgodę Urzędu Miasta na taką zbiórkę.
- Udało się – rzuciłam się brunetowi na szyję.
- Z tobą zawsze wszystko się uda, potrafisz oczarować rozmówce – zaśmiał się.
- A ty w odpowiedniej chwili go otrzeźwić – śmiałam się razem z nim, mieliśmy z czego.
- Zostaniesz na treningu? – zapytał.
- Pewnie, że zostanę – odprowadziłam go do szatni witając się z kilkoma chłopakami, którzy byli już przebrani i czekali na korytarzu. W głowie układałam sobie już plan organizacji całej akcji, ale pamiętałam o zaleceniach psycholog. Miałam się nie nakręcać za bardzo ,a podejść do wszystkiego bardziej realistycznie.

/Magda/

Skonsternowana wyszłam z gabinetu Tomka. Oczywiście dostałam opieprz i to bez żadnych ogródek. Wystarczyło, że Tomek dokładniej mi się przyjrzał a ja wyśpiewałam mu wszystko jak na spowiedzi. Wyszło na to, że marny ze mnie pacjent, a raczej beznadziejny. Ten oczywiście zaczął straszyć mnie szpitalem i powiedział, że, jeżeli wyniki badań będą takie jak w sierpniu to ani myśli bym tylko brała kroplówki na dochodząco. Szpital i nie mamy o czym rozmawiać mogła bym go zacytować. Z racji tego, że było już popołudnie to czułam się o wiele lepiej, w końcu wcisnęłam w siebie śniadanie i nawet zjadłam batonika, a wiec byłam na plusie, jeżeli chodzi o moje rewelacje żołądkowe. Dziś na Podpromiu nie miałam prawie nic do roboty, kolejne badania chłopaków miały dotrzeć do mnie zaraz przed świętami, miałam mieć tak naprawdę półtora tygodnia świętego spokoju. Ruszyłam na boisko, bo wiedziałam, że niedługo skończy się dzisiejszy trening. Musiałam zobaczyć się z Łukaszem ,przecież jeszcze się dziś nie widzieliśmy. Widok jako zastałam wcale mnie nie zdziwił. Zamiast normalnych zajęć z piłką nasi się obijali. Proste i oczywiste w pobliżu nie było Andrzeja a Marcin zawsze pozwalał, im, wtedy na trochę luzu. Paul wykonywał jakieś breakdance’owe ruchy a większość przyglądała mu się ze śmiechem. Sama w gimnazjum łyknęłam nieco tego tańca , gdy chodziłam na jeden z osiedlowych placów i wyginałam się w rytm muzyki. Kaśka oczywiście chodziła tam ze mną, nie dziwiło mnie, więc to, że teraz opowiadała Lotmanowi na jego taniec naśladując go.
- Madzia chodź, pokażemy, im co potrafimy – zawołała mnie ponaglając gestem ręki. Chłopaki zebrali się w kółku a ja tylko zdążyłam zerknąć na Łukasza, który tajemniczo się uśmiechał nim Kaśka wciągnęła mnie na środek. Jurij na szczęście był zajęty rozmowa z Perłą nie musiałam skupiać się też na, nim. Od jego powrotu z Pucharu świata unikałam go, on też nie szukał ze mną kontaktu, ale nie czułam się pewnie w jego towarzystwie, nawet, teraz gdy z Łukaszem mieliśmy wszystko wyjaśnione.
- Wygłupimy się – szepnęłam do Wieczorek tak, by reszta nas nie słyszała.
- Co ty gadasz? Jesteś lepsza ode mnie – w sumie miała rację, mi szło lepiej w te klocki.
- Ale tak na sucho? – chodziło mi oczywiście po jakiś podkład muzyczny.
- Marcin zapodaj coś – wydarł się Igła, który wyraźnie nie mógł doczekać się naszych popisów. Ogonowski, który siedział przy bandach poszukał w laptopie muzyki, tą którą znalazł nadawała się idealnie. Lotman zaczął a my skopiowałyśmy jego ruchy. Paul był naprawdę niezły i tak rozpoczęła się bitwa, on jeden i my dwie. W końcu Amerykanin wykonał taki ruch, że Kaśka za nic nie dała rady go zrobić, ale zamiast się złościć tylko się zaśmiała.
- Mistrz – wyciągnęła rękę do przyjmującego i przybiła z nim piątkę.
- Ja też chcę spróbować – dopominał się Grozer i już ustawiał się do prostego ruchu ramionami. Nie wyszło mu to za dobrze, ale czy każdemu, by wyszło.
- Weź wstydu nie rób, to się tak robi! – Krzysiek przepchnął atakującego i sam się popisywał wcale nie lepiej niż Niemiec, a reszta wybuchła śmiechem.
- Jesteś dziś blada – szept Łukasza za mną spowodował, że aż się wzdrygnęłam.
- To przez wysiłek i brak słońca. Zawsze tak mam o tej porze roku – zdecydowałam, że powiem Łukaszowi o wszystkim, dopiero jak będę pewna wyników badań.
- Chodź nauczę cie czegoś – widziałam, że Kadziu też chciał spróbować, a, jeżeli pokażę mu jak ma to zrobić, to nie będzie wyglądał tak komicznie, jak Igła z „Dżordżem”. Zrobiłam dwa kroki w przód tak, by środkowy mógł wszystko lepiej widzieć a przed oczami stanęły mi mroczki, a potem zobaczyłam tylko zbyt szybko zbliżający się do mojej twarzy parkiet
- Magda!- krzyk Kaśki przemieszany z głosem Łukasza to było ostatnie co udało mi się zarejestrować nim straciłam przytomność.



Żaden ze mnie psycholog, więc zalecenia lekarki Kaśki to moja radosna twórczość. Wiem wredna jestem, dwa rozdziały szczęścia i już mieszam. Cóż cała ja. Nadal nie potrafię określić, ile będę was męczyć tym opowiadaniem. Nie dziwi mnie, że połowa ma już dość i tu nie zagląda. Szkoda, ale pozdrawiam serdecznie te, które dzielnie niczym żołnierz na misji trwają przy mnie.