3 stycznia 2014

52. Wszystko zaczyna się układać.



/ Magda/

     Czwartego stycznia w ramach kolejnej rundy Pucharu Polski Sovia grała mecz z Olsztynem w ich hali. Była to doskonała okazja bym mogła poznać rodziców Łukasza. Dlatego razem z drużyną zapakowałam się do klubowego autobusu dzień wcześniej i ruszyłam w drogę do stolicy województwa warmiński-mazurskiego.
- Cykorek? – roześmiany Ignaczak klepnął na fotelu obok mnie tym samym przerywający mi oglądanie na laptopie zaległego odcinka The Walking Dead. A już myślałam ze spokojnie nadrobi zaległości, ale z Igłą raczej tego nie zrobię. Łukasz, gdy tylko zobaczył co odpaliłam na komputerze uciekł do Alka i Lotmana, którzy oglądali śmieszne filmiki na youtubie.
- Sama nie wiem. Chyba tego trochę za dużo jak na jeden raz. Oni dopiero co mnie poznają a jeszcze Łukasz uparł się, że od razu powiemy, im o tym, że znów zostaną dziadkami. To nie przesada? – zapytałam Libero.
     Miałam spore obawy co do tego. Moja mama przynajmniej znała Łukasza a tu. Wiem od Kadziewicza, że jego rodzice wiedzą o moim istnieniu, że już w święta próbował ich nastroić, że niedługo podzieli się wielką nowiną z nimi i naszykował ich na moja wizytę, ale ja byłam niedowiarkiem i podchodziłam do tego z wielką rezerwą. Podobno Amelia już od dawna nawija podczas wizyt u dziadków o tajemniczej Madzi, więc moje istnienie tajemnicą nie było. To chyba był jedyny plus.
- Magda lepiej jak dowiedzą się teraz. Potem to nie wiadomo kiedy będziecie mieli okazję się spotkać – Krzysiek miał tutaj rację. Całkiem możliwe, że kolejne spotkanie wypadnie dopiero po zakończeniu sezonu a, wtedy już będzie widać, że jestem w ciąży.
- Boję się, że mnie nie polubią – zwierzyłam się Krzyśkowi. Wciąż miałam w głowie opowieść Karoliny, która nie uzyskała akceptacji przyszłej teściowej, nawet po tym jak Grzesiek się jej oświadczył.
- Ciebie?! – Igła podniósł zdziwiony brwi. – Niemożliwe. – przynajmniej on był pewien tego jak będzie, ja miałam coraz większe wątpliwości.

     Nawet nie wiem jaki przebieg miał mecz z Olsztynem. Siedziałam między Mieszkiem a Tomkiem i rozglądałam się po trybunach. Niestety, nigdzie nie mogłam zobaczyć twarzy, które Łukasz pokazał mi na fotografii.
- Gotowa? – aż się wzdrygnęłam, gdy Kadziu stanął obok mnie. – Nie bój się – próbował dodać mi otuchy.
- Łatwo ci mówić – posłałam mu wymuszony uśmiech .
     Ruszyliśmy naprzód w stronę oddalonych band, które otaczały boisko. Stała tam jeszcze spora ilość kibiców. Wreszcie udało mi się wypatrzeć znajomo wyglądające twarze, ale tak naprawdę zaraz potem uwagę skupiłam na osobie, która stała razem z nimi i trzymała ich za rękę. Gdy Amelka nas zobaczyła dziadek puścił jej rączkę a ta podbiegła do nas.
- Tatusiu! – Łukasz złapał małą i ucałował w oba policzki. – Babcia z dziadkiem mówili, że przyjedziesz.
- Cześć słoneczko – ja również ucałowałam jej różowy policzek a ta zaczęła się śmiać. Tak we trójkę pokonaliśmy pozostałą odległość, która dzieliła nasz od rodziców Kadzia.
- Cześć – zaczął Łukasz ciągle trzymając Melkę w ramionach.
- Dzień dobry – chciałam jak najszybciej się przywitać, jego rodzicie skinęli mi na to przywitanie głowami.
- Urszula.
- Tadeusz – oboje podali mi dłonie bym je uściskała.
- Magda – odwzajemniłam gest, starając się ciągle uśmiechać. Na razie było dość oficjalnie, ale czego ja się miałam spodziewać.
- Myślałem, że się już nie doczekam i mój syn popadnie w jakiś kawalerski stan na zawsze – dobre 3 lata nikogo nam nie przedstawiał zdradził pan Tadeusz. Znałam przeszłość Łukasza i to ze od czasów, gdy spotkał się z Magdą Mroczkiewicz którą poznał na Igrzyskach w Pekinie z nikim nie był na tyle długo, by nazwać to czymś poważnym.
- O czym ty mówisz, z jego charakterem on starym kawalerem, chyba rozum postradałeś – pani Ula niemal postukała się po czole.
- Dzięki za świetną reklamę kobieciarza – Łukasz zaczął się śmiać. – To co idziemy na kolację tam, gdzie zawsze? – państwo Kadziewicz pokiwali zgodnie głowami.

     Kolacja toczyła się w bardzo sympatycznej atmosferze udało mi się zaobserwować, że charakter Łukasza jest złożony z obu charakterów jego rodziców i dlatego często było ciężko go odczytać. Czułam jednak, że jego mama coś podejrzewa. Ciągle wypytywała nas o to czy chcemy jej coś jeszcze powiedzieć a ja czekałam aż Łukasz powie to pierwszy. Z wiadomością o ciąży wolałam sama nie wyskakiwać przecież to jego rodzice. Pani Ula cieszyła się, że poznała mnie już teraz, że nie mogła się doczekać po tych wszystkich opowieściach Amelii i oczywiście przepytała mnie na wszystkie strony a ja miałam wrażenie, że opowiedziałam jej moje 10 lat życia. Kiedy Amelia poszła z dziadkiem do bufetu wybrać deser pani Ula zwyczajnie skorzystała z okazji i przyparła nas do muru.
- Chyba nie będzie lepszego momentu bym was o to spytała. Spodziewacie się dziecka? – prawie zakrztusiłam się przed chwilą wypitą herbatą – Znam mojego syna i potrafię odczytać jego zachowanie z resztą nie zapominajcie, że jestem położną. Potwierdziłam się w swoich domysłach, gdy zaproponowali nam wino do steku a ty Madziu się spięłaś a Łukasz zrobił zaciętą minę. O przytulaniu i głaskaniu twojego brzucha przez mojego syna wspominać chyba nie muszę – podsumowała.
- Mamo czy ty nie zastanawiałaś się nad zostaniem wróżką? – zapytał środkowy, nie był zły raczej rozbawiony.
- Chyba jasnowidzem, to by bardziej pasowało. Znam Łukasza i po waszym zachowaniu podejrzewam, że to wpadka, ale widzę, że się kochacie. Mogę się tylko cieszyć, że pojawi się kolejny Kadziewicz albo Kadziewiczówna na świecie – sama nie wiedziałam jak mam się zachować. Mama Łukasza sprawiała wrażenie, że ta wiadomość wcale jej nie zszokowała raczej przyjęła ją tak jakby jej się spodziewała.
-Nie jest pani zła? – wreszcie otrząsnęłam się na tyle, by móc cokolwiek powiedzieć.
- A dlaczego miałabym być? Kochacie się, przypominacie mi tym uczuciem mnie samą, a to jak ty Łukaszu patrzysz na Madzie przywołuje mi wspomnienia tego jak patrzył na mnie twój ojciec, gdy się poznaliśmy. Będę trzymać za was kciuki, by wszystko się ułożyło. Oczywiście najważniejsze byście ze sobą wytrzymali a uczucie nie wygasło.
-Dziękuję pani za te ciepłe słowa – ulżyło mi, że tak rozwinęła się ta rozmowa.
- To co powiecie teraz Amelii i ojcu? Chcę widzieć ich miny – wskazała głową na niczego jeszcze nieświadomą dwójkę, która ciągle nie mogła zdecydować się na odpowiedni deser.

     Pomyśleć, że od tej rozmowy minęły już ponad trzy tygodnie. Miałam wrażenie, że od czasu, gdy dowiedziałam się, że jestem w ciąży świat przyśpieszył przynajmniej dwukrotnie. Na razie udawało mi się pogodzić prace, studia i moje objawy ciążowe, do których już się przyzwyczaiłam. Uparłam się, że chce skończyć studia w pierwszym terminie, a to równało się z tym, że musiałam dokończyć do marca moją prace magisterską. Chciałam stać się pełnoprawnym dietetykiem i nadal móc pracować w drużynie Resovi. Łukasz oczywiście chciał bym zwolniła i odpuściła przynajmniej jedną z tych rzeczy, ale najbardziej upierał się przy tym bym się do niego przeprowadziła. Wciąż zbywałam go w tej kwestii. Bałam się, że jak zaczniemy przebywać ze sobą 24 godziny na dobę to możemy mieć szybko siebie dość. Każde z nas miało odmienne przyzwyczajenia a ja bardzo ciężko przyzwyczajałam się do nowych sytuacji. Chciałam, by, chociaż to odbyło się stopniowo, tylko że znałam już Łukasza na tyle i mogłam spodziewać się po nim tego, że kiedyś zwyczajnie spakuje moje rzeczy i wszystkie przeniesie do siebie.

/Kaśka/

     Siedziałam u siebie w pokoju nie wiedząc do końca co mnie do cholery naszło bym aż tak zagłębiała siew karierę Aleha. Ok. wiedziałam, że jest siatkarzem nad przeciętnym, byłym kapitanem drużyny narodowej, naszym kapitanem. Na bieżąco byłam ze wszystkim, ale o tym co znalazłam jak Boga kocham nie wiedziałam. Zabrałam laptop i pewnie nadal z wielkim szokiem na twarzy wparowałam do pokoju Magdy, która oddawała się błogiemu lenistwu z książka w ręku.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? – wyrwałam jej wysłużonego Harrego Pottera z rąk i wepchnęłam na jego miejsce mój laptop.
- O czym? – blondynka wykonała kilka nerwowych i śmiesznych ruchów próbując ustabilizować wciśnięty w dłonie komputer.
- O tym! – wskazałam jej na filmik, gdzie Aleh stoi na drugim miejscu podium w Lidze Mistrzów.
- Myślałam, że wiesz – zaśmiała się. – Z resztą dziwne, przecież ten finał oglądałyśmy razem, coś ci makówka szwankuje – postukała mnie w czoło.
- Proszę śmiej się ze mnie, a może przypomnij sobie, że ja, wtedy interesowałam się nasza kadrą a klubówki to tylko przez ciebie oglądałam. Z tamtego czasu to tylko Świdra i Winiara pamiętam, że tam grali. Nie rozumiem jak mogłaś mnie nie uświadomić! – załamałam się.
- Kaśka przeżywasz coś, co mnie ma znaczenia – Magda przestała się śmiać i popatrzyła na mnie poważnie.
- Wcale nie, wyszłam na idiotkę. Mój facet jest tak utalentowany a ja nawet nie dałam mu do zrozumienia, że wiem o tak istotnych faktach w jego karierze – miałam wrażenie, że tak być nie powinno.
- Aleh pokochał cię za coś innego, a nie dlatego, że interesujesz się siatkówką i wiesz o, nim wszystko. Pokochał twoją osobowość, styl bycia i charakter, a nie to, że potrafisz mu wyliczyć, ile punktów zdobył w danym meczu i na jakim procencie. Zawsze możesz mu pokazać, że wiesz o jego dokonaniach, że się tego uczysz, to go na pewno ucieszy – tłumaczyła mi.
- Myślisz? – miałam wrażenie, że przyjaciółka mówi z sensem, a nie próbuje mydlić mi oczy.
- Pewnie, że tak. Jak mam ci coś zdradzić to ja już dawno zapomniałam, że Łukasz zdobywał medale Mistrzostw świata i Rosji. Odkąd go poznałam to liczy się on jako człowiek, a nie jako siatkarz. Oczywiście kocham w nim to, że dzielimy ze sobą pasję, że dzięki niemu mam z tym styczność, na co dzień, ale, gdyby był z zawodu powiedzmy ekonomistą, to by niczego między nami nie zmieniło – chyba będę musiała to sobie gdzieś zapisać, bo Magda mówiła bardzo mądrze.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła? – przytuliłam ją.
- Zginęła byś jak ciotka w Czechach - uśmiechnęła się posyłając mi kuśkańca w bok.
- O widzę, że w doskonałym humorze jesteś. Jak tam Kadziewicz junior albo juniorka. Hej tu ciocia Kasia! – zaczęłam lekko stukać w brzuch Magdy.
- Dobrze się czujesz? – ta próbowała strzepnąć moją rękę.
-Jak najbardziej, chociaż zastanawiam się, że ze mną coś jest nie tak chyba stoję w miejscu. Ty w ciąży Karolina wychodzi za mąż – zrobiłam zmartwioną minę. Chciałam ją wkręcić akurat było mi dobrze tak jak jest z Alkiem osiągnęliśmy taką fajną stabilizacje i naprawdę wychodziło nam to nieźle.
- Kaśka! – Magda zgromiła mnie wzrokiem, czyli udało mi się ją podpuścić.
- No co może ja ciąże i ślub załatwię za jednym zamachem – udałam zamyśloną minę. – Co będę się na raty rozdrabniać – ciągnęłam.
- Powiem o tym Alehowi na pewno ucieszy się z twoich planów.
- Zwariowałaś! Żartowałam przecież, może kiedyś, ale jeszcze nie teraz. Naprawdę wystarczy mi to, że Karola poprosiła mnie o organizacje jej przyjęcia i ślubu – zaczęłam ją stopować, bo u niej wszystko było możliwe.
- I, kto tu kogo nabrał?! - wybuchnęła śmiechem a ja zdałam sobie sprawę, że to ona mnie wkręciła.
- Ty małpo – rzuciłam się na nią, ale opamiętałam się przypominając sobie o dziecku. Wstałam jak oparzona. – Madzia ok? Nie chciałam się tak na ciebie rzucać to ci nie zaszkodzi?
- Przestań nie jestem z porcelany, dzięki Bogu Łukasz się tak ze mną nie cacka – wytłumaczyła.
- Chcesz mi powiedzieć, że wszystko dozwolone i w łóżku nadal robicie co chcecie – poruszam brwiami w górę i w dół.
- Boże, tobie coś powiedzieć –załamała ręce. – Przestańmy pleść głupoty, bo się na tą twoja zbiórkę spóźnimy, jeszcze Karolinę mamy zabrać.
- Hej zmieniasz temat, powiedz mi – nalegałam ciągnąc ją za łokieć niczym mała dziewczynka.
- Nie, bo nie zasłużyłaś – Krasikov próbowała udawać poważną.
- Jesteś małpą – wystawiłam jej język.
- A ty jeszcze większą – rzuciła się na mnie od tyłu ściskając mnie za szyję – Może ci powiem jak będziesz grzeczna – zakończyła, po czym zaczęłyśmy się obie zbierać.

     Siatkarze jednak potrafią zdziałać cuda. Chodziliśmy po rzeszowskim rynku parami i nie było przechodnia, który ominął, by nas obojętnie, gdy już się do niego zbliżyliśmy, z reszta wielu podchodziło samych. Zrobienie takiej kwesty z ich udziałem to był strzał w dziesiątkę. Kasetki na pieniądze zapełniały się a mi serce urosło o kilka rozmiarów.
- I jak zadowolona – Aleh z Paulem przynieśli kolejną zapełnioną puszkę.
- Jesteście wspaniali, bez was, by się nie udało- dobrze o tym wiedziałam, że, gdyby nie oni to tak kolorowo, by nie było.
- Bez ciebie również – oboje potwierdzili to szczerymi uśmiechami. – Jeszcze godzinka i będziemy lecieć, reszta zbiórki na Podpromiu.
Impreza finałowa Pucharu Polski na dobre się rozkręciła. Najpierw odbył się mecz między Zaksą i Jastrzębiem. Na koniec to drużyna ze śląska schodziła z boiska zwycięska. Czekając na mecz Sovi ze Skrą, do którego zostało jakieś 40 minut obserwowałam co tym razem wymyślił nasz klub kibica. Kiedy zobaczyłam, że w górę idzie transparent „ Pokaż serce Resoviaka, daj pieniążki na zwierzaka” rozpłakałam się . Nic o tym nie wiedziałam, szybko podbiegłam do Krzysztofa prezesa KK, by mu podziękować. Krzysiek nosił koszulkę z takim samym napisem jak na transparencie. Chwilę później pojawiła się Magda, która była ubrana w identyczną, tyle że w białym kolorze a mi wręczyła czerwoną.
- Kasiu załatwiliśmy coś z Alkiem, tylko nie bądź zła. Ubieraj się w to i idziemy – szybko wcisnęłam koszulkę na swój top i poszłam za blondynką. Zobaczyłam, że idziemy w stronę Alka, który rozmawia z Marcinem Lepą. Ahrem, gdy nas zobaczył przerwał rozmowę.
- Kasia co powiesz na to, że razem opowiemy przed kamerą o całej akcji, szefostwo się zgodziło – zamurowało mnie, wcale nie ze strachu raczej z wrażenia. Przytaknęłam, a potem posłusznie wysłuchałam Lepy, który dał mi szybki instruktarz jak mam się zachować, gdzie patrzeć i co mniej więcej mówić.
Dobrze, że należę do osób, które potrafią się szybko ogarnąć z resztą Alek nie dał mi się stresować, bo był cały czas przy mnie, a kiedy zaczęłam się lekko jąkać nic sobie nie rozbił, że jest na wizji tylko przytulił mnie do siebie.
- Tak wiele dla mnie rozbicie – odezwałam się do Alka i Magdy po wszystkim.
- Bo zasługujesz, te zwierzaki zasługują – przekonał mnie przyjmujący – A teraz trzymaj kciuki byśmy skopali Skrę – pożegnał się szybkim całusem i pobiegł do szatni.
Sovia przegrała, ale jako drużyna odniosła sukces dając swój wizerunek mojej akcji dobroczynnej, która okazała się czymś wielkim. Pieniądze, które udało się nam zebrać wystarczą na obdarowanie wszystkich schronisk, które były objęte zbiórką i to nie będą małe datki. Pomyśleć, że wszystko to zaczęło się od niewielkiego marzenia.




Jeżeli mój słowotok pozwoli to czeka nas jeszcze 5 może 6 rozdziałów i epilog. Zacznijmy się, więc powoli żegnać, choć w sumie to jeszcze jakieś 3 może 4 miesiące ;)
Nie wiem czemu, ale strasznie lubię w tym rozdziale Kasię, chyba przez to, że kocham ją, za to mniej lub bardziej kontrolowane ADHD.