30 sierpnia 2012

18. Ważnych rozmów czas.



/Kaśka/

     Kiedy byłam jeszcze w mieszkaniu i przyrządzałam, a raczej próbowałam upichcić kolację dla Alka czułam, że to nie jest taki zły pomysł. Potem to całe zamieszanie z Grześkiem i Karoliną zupełnie odciągnęło mnie od myśli, że znów pojawię się w mieszkaniu Białorusina, ale, teraz gdy stałam pod jego drzwiami czułam równocześnie jakiś niepokój i ekscytację. Nie była bym sobą, gdybym nie sprawdziła tej jednej rzeczy, rzeczy, która teraz kołatała mi się po głowie. Ahrem był Rybą, kimś idealnym dla mnie, niestety teraz myśli, że wszystko spartolę już na wstępie mnie strasznie paraliżowały. Mogłam nie sprawdzać tego horoskopu, ale, wtedy chyba powinnam przestać nazywać się Wieczorek, może i powinnam przestać wierzyć w te rzeczy, jednak to była już część mojego życia od, której raczej nie da się uwolnić. Na nic było to, że takie konfiguracje wcale się nie sprawdzają, co było z Magdą i Kadziewiczem, według tych wszystkich moich rytuałów i sprawdzań konfiguracji pasowali do siebie idealnie a, gdzie teraz oboje są? Ech, no właśnie. Może i ja sama zamiast teraz być tutaj powinnam trzymać się Witka? Przecież on też jest dobrą partią. Może powinnam się wreszcie przestać wygłupiać i zacząć zachowywać racjonalnie? Może i tak, ale jedną z moich cech jest pakowanie się w różne dziwne sytuacje, to tak jakby moje drugie imię. Dlatego już bez wahania, które towarzyszyło mi przed chwilą nacisnęłam dzwonek.
- Jesteś, dzięki Bogu, że ubrałaś się bardziej nieoficjalnie, bo sam miałem z tym dylemat, że mój strój będzie nie na miejscu – stwierdził Alek, gdy tylko mnie zobaczył. Tak trzymając się bardziej prawdy to ja się nawet nie przebrałam i wparowałam do mieszkania bruneta w tym w czym paradowałam całą niedzielę po naszym lokum. Teraz ja w niebieskich jeansach i czerwonym golfie idealnie pasowałam do siatkarza, który miał na sobie klubową czerwoną bluzę. I co, kto mi teraz powie, że to nie jest jakieś pokrewieństwo dusz?
-Nie ma co jak zgranie kolorystyczne – zaznaczyłam – Chodźmy, bo boję się, że wystygnie – ponagliłam go wskazując na rondelek, który trzymałam w dłoniach.
- Nie przygotowałem żadnej zastawy, bo nie bardzo wiedziałem co masz zamiar przygotować – usłyszałam za sobą, gdy weszłam do kuchni.
- To nic takiego znów specjalnego, zaraz ci pomogę – musiałam zając czymś ręce, bo, gdy tylko odłożyłam rondelek na kuchenkę te zaczęły mi się trząść.
- Nie trzeba jesteś moim gościem, siadaj…- zaprotestowałam nim zdążył dokończyć. Sama już zdążyłam sięgnąć po talerze, które stały na szafce. Kiedy ułożyłam je na stole odwróciłam się gwałtownie trącając się tym samym z Alkiem, który miał w rękach wysokie szklanki. Jedna z nich upadła rozbijając się ze sporym hukiem.
- Przepraszam ,ja i kuchnia to złe połączenie – schyliłam się szybko, by posprzątać wyrządzoną przez siebie szkodę.
-Chyba nie takie złe, skoro przygotowałaś te pyszności – ukucnął obok odpychając raz za razem moją rękę, gdy tylko próbowałam sięgnąć po jakieś szkło. Postanowiła mu ani nie zdradzać, kto tak naprawdę jest autorem tego dania ani nie pomagać, by nie wyszła z tego jeszcze większa katastrofa. Jak się okazało to był dopiero początek moich przygód w mieszkaniu siatkarza.
     Atmosfera mocno się rozluźniła za co byłam wdzięczna, bo, chociaż na chwilę przestałam robić z siebie idiotkę, bo takie miałam wrażenie, gdy tylko przekroczyłam próg tego m4. Rozmawialiśmy o wszystkim co bardzo nam pomagało w każdym temacie jaki poruszyliśmy mieliśmy oboje coś do powiedzenia.
- Chciałbym mieć tutaj jakieś zwierze, ale przez to, że ciągle jestem w rozjazdach nie mogę sobie na to pozwolić. Na Białorusi u moich rodziców został mój ukochany Norman- zdradził mi przy okazji pokazując zdjęcie wilczura w telefonie.
- A nie zastanawiałeś się nad jakimś gryzoniem, one nie wymagają tyle uwagi – rozumiałam go. Sama tęskniłam za swoim Bazylem, ale wolałam go zostawić w domu, gdzie miał ogródek, w którym zawsze mógł się wybiegać i wylegiwać.
- Chomik to nie dla mnie, zupełnie, by do mnie nie pasował – stwierdził po chwili rozmyślań.
-To może fretka albo szynszyl? – kombinowałam dalej.
- Nawet nie wiem jak to wygląda- zaśmiał się.
- Ty ignorancie – również odpowiedziałam mu uśmiechem, wcale mnie to nie zdziwiło wielu ludzi nie potrafi rozróżnić szynszyla od wiewiórki.
-Poczekaj tylko zaraz cie zaskoczę jakimś pytaniem siatkarskim, ale najpierw daj mi przepis na tego kurczaka, bo jest boski – w tym momencie się zakrztusiłam, tak, że bez pomocy i klepania po plecach się nie obeszło. Po kilku chwilach mojego kaszlu i obcierania załzawionych oczu, Aleh dodał – Umrzeć od własnoręcznie przygotowanej potrawy, to było, by coś jeszcze, gdy nie dodało się do niej trucizny – ostatkiem sił powstrzymywał wybuch śmiechu stawiając przy mnie szklankę wody.
- Dobra przyznam się, bo coś czuję, że to się ma mnie mści. Nie ugotowałam tego sama. W sumie w 90 procentach zrobiła to Magda, tak jak wcześniej mówiłam kuchnia to nie moje królestwo. Sorry, za to kłamstwo i to, że cie oszukałam – wstałam od stołu z zamiarem wyjścia i tak już wystarczająco się oczerniłam.
- Kasia co ty robisz? – zatrzymał mnie. – To przecież nic takiego, nie każdy jest mistrzem kuchni. Zjedzmy do końca, a o przepis poproszę Magdę.
- Nie masz mi tego za złe – spytałam niepewnie , nadal z zamiarem wyjścia.
- Oczywiście, że nie. Podziwiam nawet za odwagę, że zapraszasz mnie na kolacje kompletnie nie potrafiąc jej zrobić, a co, by było, gdyby Magda się nie zgodziła? – zapytał z uśmiechem wiedziałam, że naprawdę nie jest na mnie zły.
- Wtedy pewnie bym cię otruła albo otrulibyśmy się oboje – tymi słowami wróciła poprzednia atmosfera, która panowała już do końca mojej wizyty u niego.
     Na nic zdały się moje protesty, że wrócę sama do domu. Alek był nieubłagany w tej sprawie. Pod samą klatką przystanęliśmy na chwilę i patrzyliśmy w niebo, które było dziś krystalicznie czyste ukazując wiele gwiazd.
- Tam jest Kasjopeja, a tuta są Ryby twój znak zodiaku – wskazałam ręką kreśląc delikatne znaki w powietrzu.
- Skąd wiesz, że jestem z pod znaku Ryb?- zerknął na mnie.
- Internet wie wszystko, a twój charakter też wiele o tym mówi , tylko się nie śmiej, ale ja tam trochę, a czasami nawet bardziej niż trochę w to wierzę. A tam..- nie zdążyłam jednak wskazać swojego gwiazdozbioru, ponieważ obok nas znikąd pojawił się Witek.
- Cały wieczór do ciebie dzwonie, a ty ślęczysz tutaj i wpatrujesz się w niebo! – nie zdziwiłam się, że tak zareagował blondyn nie lubił mojego zodiakalno-horoskopowego zboczenia.
- Uspokój się - syknęłam. – I nie rób scen.
- To wyjaśnij to jakoś?- ciągnął dalej tak jakby Alek wcale nie stał tuż obok.
-Nic ci nie będę wyjaśniać, bo nic się wielkiego nie dzieje – naskoczyłam na niego, nie lubiłam, gdy ktoś się mnie czepiał.
- Przecież jesteśmy razem, mam prawo wiedzieć – trochę się uspokoił na moje słowa, może dotarło do niego, że niepotrzebnie się uniósł.
- Poprosiłem Kasię o pomoc – niespodziewanie odezwał się Ahrem. – Nie miej jej tego za złe – moja głowa krążyła tylko to na twarz jednego to drugiego. – Już ci ją oddaje, masz wielkie szczęście, doceń to – nawet nie zdążyłam się pocieszyć tym określeniem ani podziękować, choćby spojrzeniem, bo brunet zaczął powoli się oddalać.
- Czy to, co on mówił to prawda, czy może spotykasz się z, nim na boku?- Witek nabrał ponownie pewności siebie i chęci pokazania, kto tutaj jest panem i władcą.
-Nie chcesz mu wierzyć to nie wierz, ja z tobą nie będę rozmawiać, a już na pewno nie po tym jak się zachowałeś, może przemyśl to najpierw – bez żadnego ostrzeżenia weszła do klatki otwierając drzwi z klucza, a potem je specjalnie zatrzasnęłam. Wiedziałam, że tym sposobem za mną nie wejdzie. Nie miałam ochoty teraz z nim się kłócić, nie zrobiłam przecież nic wielkiego, a on zrobił o to taką aferę.
***
/Magda/

     Chyba nikt z nas nie lubi poniedziałków a ja dziś to ich wręcz nienawidziłam. Wiedziałam ci mnie czekało po stawieniu się na Podpromiu. Musiałam to zrobić dziś, sprawić, że uda mi się porozmawiać z Łukaszem, ostatecznie wyjaśnić pewne sprawy. Do tego jeszcze czekało mnie spotkanie z Jurijem i to jego wybrałam na pierwszy ogień czekając jak zwykle na tyłach hali, gdzie przychodził zapalić. Nie doczekałam się jednak i nie miałam pojęcia jak tę absencję mam odczytać. Wszystko było nie tak. Kusiło mnie, by zajrzeć na boisko i sprawdzić czy wszyscy są obecni, ale w ostatniej chwili zrezygnowałam. Wróciłam do siebie i z marnym skutkiem próbowałam zająć się wyznaczoną pracą. Raz po raz zerkałam na zegarek odliczając kolejne minuty do końca treningu, kiedy usłyszałam pukanie.
- Hej Alek, wejdź – zaczęłam przygotowywać dokumenty po, które zapewne przyszedł.
- Magda ja dzisiaj nie po to – tymi słowami przerwał moją czynność i usiadł na krześle. – Chciałem zapytać jak tam Kasia czy nie miała wczoraj żadnych problemów po tym jak zostawiłem ją z tym chłopakiem? – po tej wypowiedzi musiałam wyglądać jak idiotka, bo nie miałam pojęcia o czym Aleh do mnie w tym momencie mówi.
- Wybacz, ale ja nie wiem, o co chodzi. Nie rozmawiałam jeszcze z Kaśką – tak marna ze mnie przyjaciółka, słyszałam jak wczoraj wróciła, ale nie miałam ochoty wypytywać o to jak przebiegło spotkanie z Białorusinem.
- Szkoda, myślałem może…- zastanowił się pewnie nie bardzo wiedział co ma teraz powiedzieć.
- Wiesz, dam ci jej numer na pewno się nie obrazi, a ty już ją tam wypytasz, o co tylko chcesz – zapisałam mu szybko cyferki na kartce, a gdy ten miał wychodzić bez zastanowienia zapytałam – Alek jest Kadziu i Jurij na treningu?
- Tak są obaj, coś, im przekazać? – zapytał przy otwartych drzwiach.
- Nie dzięki, tylko tyle chciałam wiedzieć – nie miałam pojęcia jak to teraz rozegrać. Pewne było to, że Łukasz sam z siebie tutaj się nie pojawi. Biereżko też odstawiał dziś jakiś cyrk. Postanowiłam poczekać na nich na korytarzu, ten, którego spotkam pierwszego na dziś musi mi chyba wystarczyć.
     Pierwszy z szatni wyszedł Łukasz wraz z Krzyśkiem. Oczywiste dla nich obojga było to, że czekam na Rosjanina, więc uwaga Kadziewicza mnie nie zdziwiła.
- Jurek trenuje zagrywkę, nie uprzedził cię, że skończy później? – puściłam te złośliwą uwagę bokiem, Krzysiek, za to na takie zachowanie przyjaciela przewrócił oczami.
- Ja do ciebie, chciałam pogadać – bałam się, że znów odpowie mi jakąś ciętą ripostą, ale nic takiego nie miało miejsca, skinął tylko głową.
     Kiedy znaleźliśmy się w moim gabinecie i naszedł moment na, który czekałam wcale nie byłam z tego zadowolona a mina Łukasza, która była dla mnie nie do rozszyfrowania nie pomagała ani trochę. W końcu zebrałam się w sobie i zaczęłam.
- Chcę wyjaśnić to, co wydarzyło się w sobotę. Nie chcę byś mnie miał za taką, która każdemu wskoczy do łóżka, nic takiego nie miało miejsca, to był tylko pocałunek. Ty dobrze wiesz, że nie jestem taka. Łukasz musisz zrozumieć, że ja jakoś sobie staram żyć od nowa, może nie znaliśmy się aż tak długo, może i czasami nie znamy również swoich zachowań w danych sytuacjach, ale to nie powinno aż tak na nas wpływać – uśmiechnął się nieznacznie na te słowa czym mnie zdenerwował, bo nie wiedziałam czemu ten uśmiech się u niego pojawił. – Tak możesz się śmiać, jak to ci pasuje – wściekła odsunęłam krzesło i usiadłam na nim gwałtownie.
- Magda tutaj nie o to chodzi. Ja już ci swoje powiedziałem. Nie musisz się przede mną tłumaczyć. Możesz robić co chcesz, sama właśnie powiedziałaś, że układasz sobie życie, niczego ci nie bronię –nie mogłam ponownie na niego spojrzeć, dlatego nie wiedziałam czy mówi poważnie czy może mnie wyśmiewa.
- Dobra widzę, że tym tokiem do niczego nie dojdziemy. Powiem, więc, inaczej. Byłeś dla mnie kimś ważnym, znaliśmy się krótko, ale w zadziwiający sposób bardzo szybko ci zaufałam, może za szybko. Uwierzyłam w ciebie, w nas, chociaż wiele nas dzieliło. Ty jednak to zaufanie zniszczyłeś i zraniłeś a tego nie potrafię ci wybaczyć .Z drugiej strony nie chcę byśmy się traktowali jak dwoje obcych ludzi, którzy na dodatek skaczą sobie do gardeł. To co było już nie wróci, ale może spróbujmy, by nasze relacje wyglądały powiedzmy na…- zastanowiłam się szukając odpowiedniego słowa- …poprawne.
- Chcesz żebyśmy zaczęli wszystko od nowa – sama nie wiedziałam co w tym „ od nowa” się kryje.
- My chyba nigdy nie zaczniemy od nowa, nie wierzę w takie rzeczy nie da się o tak wymazać tego co już się wydarzyło. Nie wiem jak mam ci to, inaczej zdefiniować – ta rozmowa bardzo mi ciążyła, nadal trudno było mi przebywać tak blisko niego ignorując swoje serce, które ani trochę nie słuchało mnie i wyczyniało w środku dzikie harce.
- Myślę, że wiem, o co ci chodzi, przynajmniej tak mi się wydaje. Może to i dobrze, że to, co było między nami nie zaszło dalej i tak bym cię kiedyś zranił, taki już jestem. Lepiej ci będzie beze mnie – siedziałam jak zamurowana po tych słowach czując, że wypowiedział je ze smutkiem i bólem. – Jeżeli mogę ci dać jakaś radę, tylko nie bierz tego zbyt osobiście mówię to ze zwykłej potrzeby, to uważaj na Biereżkę, różne rzeczy o nim słyszałem, nie wiem czy prawdziwe, ale jak to się mówi nawet w kłamstwie jest ziarnko prawdy – nie czekał na moją odpowiedź wstał i szybko wyszedł.
     Sama już nie wiedziałam co mam myśleć, czego tak naprawdę chcę i co będzie dla mnie dobre. Nie potrafiłam zaufać mu na nowo nawet, gdybym bardzo tego chciała. Nie miałam pojęcia co wyniknie z naszych ustaleń i czy to cokolwiek da.
***
/Łukasz/

     Sam nie wiedziałem, na co liczyłem, gdy Magda poprosiła o chwilę rozmowy. Wykazała się dużą odwagą, że zdecydowała się na taki krok. Sam nie byłem zadowolony ze swojego zachowania na imprezie, ale, kiedy zobaczyłem ją i Biereżkę całujących się z taką dzikością aż krew we mnie zawrzała. Nie chciałem, by z nim była, tutaj już nawet nie chodziło zwykłą zazdrość, podświadomie czułem, że z Rosjaninem coś jest nie tak. Niestety, nie potrafiłem pohamować swojej złości i powiedziałem za dużo. Wcale nie wyśmiałem jej wtedy gdy powiedziała, że chce zacząć żyć na nowo, to był raczej uśmiech, który skierowałem do siebie, że mogłem być częścią tego życia, ale sam zrezygnowałem. Nadzieja zatliła się dwa razy, gdy powiedziała, że byłem dla niej kimś ważnym i, wtedy właśnie pomyślałem, że może mógłbym spróbować. Jednak źle odczytałem jej słowa. Ona chciała zamknąć ten rozdział i ostatecznie mieć wszystko poukładane. Z tym rozpoczęciem wszystkiego od nowa tylko się ośmieszyłem przecież jeszcze parę chwil wcześniej powiedziała mi, że straciła do mnie całe zaufanie. Zrobiłem, więc to, o co mnie poprosiła Postanowiłem nie wchodzić jej więcej w drogę, a to ma się równomiernie z tym, że nie będę jej ranił swoim zachowaniem czy wypowiedzianymi słowami. Wierzyłem, że beze mnie będzie jej lepiej, sam swoją szanse zmarnowałem. Będę obok, ale już nie blisko niej.
- A co ty ostatnio taki ciągle zamyślony? – wyminął mnie Biereżko.
- To akurat moja sprawa i nic ci do tego – zatrzymałem się odwracając się w jego stronę.
- A może to chodzi o naszą Magdę? Wiem, że wy kiedyś, no wiesz – uśmiechnął się arogancko.
- Powiem ci coś i zapamiętaj to sobie, skrzywdź ją a będziesz miał ze mną do czynienia – zbliżyłem się do Rosjanina na kilka kroków tak, że teraz górowałem nieznacznie nad nim.
-Grozisz mi? –ten wyraźnie spuścił z tonu.
- To już zależy od tego co zrobisz ty – nie miałem ochoty dłużej przebywać z nim w jednym miejscu. Tolerowałem go jedynie na boisku, a i tak z wielkim trudem.
***
/Magda/

     Nadal rozprawiałam nad tym co się wydarzyło i byłam coraz bardziej niezadowolona. Jak długo jeszcze wytrzymam w takim kołowrotku sprzecznych emocji? Miałam ochotę iść już do domu zabierając cała prace ze sobą, kiedy do środka bez żadnego ostrzeżenia wkroczył Jurij. Nie wiedziałam czy mam jeszcze siły na rozmowę o którą jeszcze kilka godzin wcześniej sama się prosiłam.
- Za zostawienie mnie na imprezie u Aleha reprymenda i dopominam się o nagrodę pocieszenia – nie miałam jak zaprotestować, bo jego usta już napierały na moje. Dziś mój umysł był jedna trzeźwy a reakcja zgoła inna niż w sobotę.
- Jurek przestań! – odepchnąłem go od siebie i odsunęłam fotel bliżej ściany zyskując wolną przestrzeń między nami.
- Czyli co teraz wolisz jego ode mnie – ten ani myślał odpuszczać, zagrodził mi jedyną wolną drogę rozpościerając ramiona jedna rękę opierając na biurku a drugą na ścianie.
- O co ci chodzi?- nie ma to, jak zżynać niczego nie rozumiejącą idiotkę, choć doskonale wiedziałam co czego pije.
-Chcesz udawać, że to nie za Kadziewiczem wybiegłaś i już na imprezę nie wróciłaś? – spytał głosem o wiele chłodniejszym niż jeszcze kilka chwil wcześniej.
- To nie jest tak jak ci się wydaje. Zapytaj Alka, on dobrze wie, że nadal była na klatce –poczułam jakąś niemoc i zrezygnowanie, ale miałam dość tego, że również on brał mnie za łatwą laskę. Tylko czy powinnam się temu dziwić, sytuacja w łazience sama sobie wyrobiłam taką opinię.
-A Kadziewicz z tobą był – nie chciał ani trochę zboczyć z tematu.
-Nie będę tak z tobą rozmawiać, odsuń się – wstałam próbując go przepchnąć, nie zrobiłam tego mocno myślałam, że sam gest wystarczy.
- Możesz mi, chociaż wyjaśnić – nalegał nie odsuwając się ani o krok.
- Nic ci nie będę wyjaśniać, jak mi nie wierzysz to chyba musimy skończyć tę rozmowę.
-A jak ci powiem, że mi się podobasz mi wkurza mnie to, że on jest gdzieś blisko a ty jeszcze wybiegasz za nim zamiast zostać ze mną to weźmiesz mnie za debila – starał się uśmiechnąć, ale w jego oczach nadal panowała złość.
- A wiesz, co to jest zaufanie? – zapytałam. – To co jest między mną a Łukaszem to moja spawa. Tak w ogóle to chcę ci powiedzieć, że nie wiem czy mi się podoba to, gdzie zabrnęły nasze relacje. To się toczy za szybko – już myślałam, że nadal będę tkwić tej pułapce i nic go nie przekona, kiedy ten odsunął się opierając o regał, który stał w pobliżu.
-Może przesadziłem to przez alkohol, straciłem, wtedy nad sobą panowanie – znów chciał się zbliżyć wyciągając w moim kierunku rękę którą jednak zignorowałam.
- Nie jestem na to gotowa – upierałam się przy swoim. Nie wiedziałam co się dzieje z moim organizmem przy Biereżce również moje serce biło mocniej i wcale to nie była oznaka strachu czy złości.
- Zmienisz zdanie prędzej niż myślisz- miałam wrażenie, że znów będzie próbował się do mnie zbliżyć, ale tylko schylił się po torbę treningową i wyszedł z gabinetu posyłając mi na pożegnanie spojrzenie przepełnione pewnością siebie. Spojrzenie, które mówiło „Ja nie odpuszczę”.

Jestem, choć wcale ostatnio nic nie zapowiadało ze tak szybko się pojawię, ale nawet moja wena i mnie lubi czasami zaskoczyć. Mija kolejny rok na tym opowiadaniu, patrząc na to, jak mi na nim idzie to chyba jest jednak sukces. Ja wiem, że ja wam tutaj ciągle narzekam, ja was, za to przepraszam, ale równocześnie nie mogę obiecać, że już nigdy nie będę, bo nie wiem, co będzie za jakiś czas. To nie jest tak ze to opowiadanie jest dla mnie mniej ważne, ono jest tak samo ważne, jak wszystkie inne moje historie. Myślę, że po prostu tematyka tego jest dla mnie trudniejsza do opisania i przez to takie wyboje z moim pojawianiem się tutaj.
Ale kończmy już te smęty i przejdźmy do miłych rzeczy. Chcę wam podziękować za to, że jesteście tutaj w taki licznym i stałym gronie. Szczerze wolę mieć stałych czytelników, bo wiem, że wam ta historia pasuje, a nie pojawiacie się tutaj tylko po to bym wpadła z rewizytą. Dziękuję wszystkim czytelniczką za ten rok, a szczególnie chcę podziękować tym, które same nie piszą opowiadań a, mimo to chcą zostawiać tutaj swoją opinię, to wiele dla mnie znaczy. Tym, które czytają z ukrycia też dziękuje, ale fajnie, by było jakbyście raz na jakiś czas dały znać, że jesteście. Nie wiem, ile zejdzie mi na pisaniu dalszej części tej historii, znacie mój słowotok, on często jest nieobliczalny. Mam jednak nadzieję, że będziecie ze mną do końca.

A na koniec chcę wam polecić opowiadanie Paulik. Dla mnie ono aż jest przepełnione realnymi uczuciami, gdy je czytam przeżywam to tak samo mocno, jak bohaterka tej historii.

19 sierpnia 2012

17. Sekrety wychodzą na jaw.


/Kaśka/
     Obudziłam się z lekkim bólem głowy, co dawało mi do zrozumienia, że chyba przesadziłam z piciem, inaczej nic takiego nie miało, by miejsca. Nie otwierając oczu zaczęłam zastanawiać się czy Magda zrobiłam o to awanturę, ale nic takiego nie mogłam sobie przypomnieć. Może to przez, to, że była na tyle zajęta Biereżką, że nie zauważyła, a może wyszła z nim a ja to przegapiłam. Nie lubiłam mieć pijackich zaników pamięci dlatego poirytowana i ciekawa czy Krasikov smacznie śpi w swoim łóżku zerwałam się na równe nogi otwierając przy okazji oczy. To co się przed nimi ukazało przytłoczyło mnie na moment. To nie był mój pokój. W takim razie, gdzie ja jestem? Czyżbym sama zabalowała tak mocno, jak jeszcze przed chwilą posądzałam o to przyjaciółkę. No dobra, przesadzam, mam na sobie swoje ciuchy, więc tak gorąco to nie było. Ale nadal nie wiem, gdzie jestem. To miejsce ani trochę nie jest dla mnie znajome, nie jest to mieszkanie Gregora co w pierwszej chwili przyszło mi na myśl, a drugą osobą jaka automatycznie się nasuwa jest Aleh. To w sumie wyjaśniało, by kilka rzeczy. Chciałam utwierdzić się w swoim przekonaniu rozglądając się wokoło, ale nie znalazłam żadnej rzeczy, która potwierdziłaby moje przypuszczenia. Nie pozostało mi nic innego jak wyjść po za obręb tych 4 ścian. Narzekałam cicho, że nie ma w tym pomieszczeniu lustra splotłam swoje włosy w luźny warkocz i wyszłam cichaczem z pokoju. Teraz już bywał pewna, że to lokum Alka, ponieważ przedpokój był mi znany. Swoje kroki skierowałam prosto do kuchni mijając przy okazji salon, w którym już prawie nie było śladu po tym, że wczoraj odbyła się tutaj impreza.
- Cześć – zaczęłam niepewnie widząc bruneta stojącego przy kuchence. Jego osoba jakoś mnie onieśmielała. Nie wiem czemu. Może to przez, to, że był ona zarazem wesoły i ułożony i bałam się palnąć przy nim jakąś głupotę.
- Cieszę się, że wstałaś, kawy? – wskazała na swój kubek.
- Poproszę – usiadłam przy stole, a język ugrzązł mi w gardle. To zabawne, bo miałam już w swoim życiu kilka podobnych doświadczeń a pierwszy raz nie wiedziałam jak mam się zachować. Pewnie to przez, to, że, wtedy wszystko kończyło się w łóżku, a teraz ja tylko tutaj nocowałam. – Przepraszam za kłopot – wydukałam wreszcie, gdy drugi kubek został postawiony przede mną, a siatkarz usiadł naprzeciwko.
- Żaden problem – uśmiechnął się rozbrajająco.
- Zajęłam ci łóżko a my prawie się nie znamy, przepraszam za takie zachowanie, głupio się z tym czuje – tłumaczyłam nerwowo gestykulując .
- Kasia, przecież mówię, że mi to nie przeszkadza – dotknął mojej dłoni, która jeszcze przed chwilą wymachiwała esy floresy w powietrzu a mnie przeszedł po całym ciele mocny impuls, gdy nasza skóra się ze sobą zetknęła. To niemożliwe!
- Która godzina ? – speszona tym co się przed chwilą stało z moim ciałem szybko zmieniłam temat.
- Prawie 10 – jego ręka ponownie znalazła się na kubku.
- Tak późno! Ja muszę… - zabrakło mi wiarygodnej wymówki. – Będę już szła, wynagrodzę ci gościnę, obiecuje. Może wieczorem, kolacja? – zaproponowałam zupełnie bez kontroli nad tym co właśnie robię. Białorusin popatrzył na mnie zdziwiony. – Muszę ci się jakoś zrewanżować – wyjaśniłam.
- Ale nie trzeba… – próbował mnie od tego odwieść, ale ja miałam zamiar iść w zaparte.
- O 20 ci pasuje? Wszystko przyniosę i przygotuję – zapytałam już na korytarzu ubierając buty i kurtkę. Ten tylko zdezorientowany pokiwał głową na znak zgody. – To cześć!
     Dopiero na zewnątrz mogłam ochłonąć. Nie rozumiałam co się stało tam na górze. Wczoraj przecież nic takiego nie wyczułam, a dziś wszystko się zmieniło. Oczywiście podczas imprezy flirtowaliśmy trochę, ale nic więcej, a teraz po jednym dotyku moje serce zaczęło walić niezdrowo, a mój wzrok dopominał się, by ciągle patrzeć w tą uśmiechniętą twarz. Czytałam o tym, ba nawet w to wierzyłam , to coś nazywało się pokrewieństwem dusz, gdy człowiek w jednej chwili zdaje sobie sprawę, że ta druga osoba jest tą właściwą. A może ja już zgłupiałam do reszty? Może tylko ja to poczułam? Całą drogę do naszego mieszkania rozmyślałam o tym. Pojawiał się też kłopot, był też Witek. Przecież to z nim do 2 miesięcy tworzyłam szczęśliwy związek, ale przy nim nigdy czegoś takiego nie poczułam , nawet wtedy gdy pozwalaliśmy sobie na dużo więcej. Teraz jednak miałam inny problem: kolacja, Magda mnie zabije za to, że ją w to wplątałam.
     Blondyna oczywiście dobrze wiedziała, że niedługo wrócę i wcale nie zdziwiło mnie to, że siedzi w kuchni przeglądając album ze zdjęciami.
- Jesteś na mnie zła? – podeszła do niej przytulając się do jej pleców.
- A jak myślisz? Obiecałaś mi, że nie będziesz już tak pić. Kaśka masz prawie 24 lata, nie wydaje ci się, że powinnaś stać się trochę bardziej odpowiedzialna? To, że cię zostawiłam u Aleha to miała być dla ciebie nauczka – strzeliła mi wykład. Znów miała rację, ale co ja mam począć z tym, że to ona w tej przyjaźni jest tą rozsądną, a ja tą, która ciągle pakuje się w jakieś dziwne wydarzenia.
- Wierz mi była, głupio się poczułam. Przepraszam. Ty już wiesz jak u mnie wyglądała impreza, a ja nie wiem jak u ciebie, zniknęłaś mi z oczu. Mów, gdzie cię wywiało. Czyżbyś z Jurijem wolała dokończyć ją tylko we dwoje- zaczęłam żartować, ale po jej minie szybko przestała, - Coś się stało?
- Żebyś wiedziała. Czy wszystko musi być takie pogmatwane? Nic nie jest proste i klarowne. Nienawidzę takiego zamętu i niepewnego gruntu – zaczęła, a ja kompletnie nie miałam pojęcia, o co jej chodzi.
- Madziu jaśniej, mam kaca nie myślę zbyt przytomnie – uśmiechnęła się gorzko na moją uwagę.
- Najjaśniej jak potrafię i jednym słowem: Kadziewicz. – zamilkła na dłuższa chwilę i już myślałam, że resztę opowieści będę musiała z niej wyciągnąć siłą, ale w końcu opowiedziała wszystko. Po tym doszłam do wniosku, że moje poranne dylematy z tym co przeżywa właśnie Krasikov to mały pikuś.
- Nie powiem ci nic modrego, musisz pogadać z nimi. Oczywiście nie z dwójką na raz, ale z każdym z osobna. Łukasz nie może cię tak traktować, a Jurek, no, jeżeli ci się podobało i chcesz to dalej ciągnąć, to też chyba pasowałoby dać mu to do zrozumienia, bo po tym jak uciekłaś to nie wiem jak on to odczyta
- Najchętniej to bym zasnęła i obudziła się wtedy gdy będzie już po wszystkim, niestety tak się nie da – podsumowała moje słowa.
- O nie moja droga żadnego zasypiania, mam dla ciebie zadanie. Obiecaj mi, tylko że nie będziesz krzyczeć, a ja ci zagwarantuje, że, na co najmniej dwie godziny nie będziesz o tym myśleć – zaśmiałam się tajemniczo i trochę nerwowo.
- Coś ty znów wymyśliła? – zapytała niespokojna.
- Nic wielkiego, takie małe coś, słowo na „ K” w ramach podziękowania dla Alka za nocleg – Magda od razu domyśliła się, o co mi chodzi, bo już raz w coś podobnego ją wpakowałam.
- Żartujesz? – pokręciłam głową.
- Myślisz, że kurczak Alfredo się nada? – ryzykowałam, ale wiedziałam, że się zgodzi, nawet, jeżeli z początku będzie prezentować, że jest na mnie zła.
- Nie ma mowy – zaprzeczyła.
- Madziu nie udawaj i tak wiem, jak będzie – ona też wiedział, bo strzeliła w moja stronę kilka groźnych min a puściej obie wybuchnęłyśmy wesołym śmiechem.

***

/Karolina/

     Przygotowywałam się na przyjście Grześka. Tak jak obiecałam miałam zamiar mu o wszystkim powiedzieć. Dzisiejszy dzień nadawał się do tego idealnie. Łomacz nie miał treningu i znając go to cały dzień przesiedział w domu. Rano napisałam mu sms-a, że będę na niego czekać po południu i choć w pierwszym momencie poczułam lekkie uczucie ulgi, że będę mogła przestać się kryć później moje nerwy był coraz bardziej napięte. Dziewczyny już o wszystkim wiedziały i na każdym kroku starały się dodać mi otuchy. Pomagało na parę chwil a później znów pojawiał się strach. Bałam się jego reakcji, raz po raz układałam sobie w głowie jak będzie wyglądać ta rozmowa. Chcąc, choć na chwilę zająć przynajmniej ręce czymś innym jak nerwowym trzęsieniem się pomagałam w przygotowaniu kolacji dla Alka. Magda ani myślała przygotowywać ją sama, Kaśka jej pomagała, było jednak w tym więcej szkody niż pożytku, dlatego to we mnie blondynka miała większą pomoc. Ani się spostrzegłam a zadzwonił dzwonek do drzwi a ja spojrzałam na zegarek, który wskazywał umówioną z Grześkiem godzinę.
- Ja otworzę. Dasz radę Karol – Kaśka wyczuła pretekst, by ulotnić się z kuchni i pobiegła do drzwi. Ja w tym czasie otarłam ręce, które były ubrudzone mąką i wzięłam kilka głębokich oddechów.
- Czuję, że coś pichcicie, co to? Dacie spróbować? - wesoły głos rozgrywającego niósł się po mieszkaniu.
-Kurczak Alfredo, ale to nie dla ciebie – zastrzegła sobie Wieczorek. Grzesiek przywitał się ze mną i Magdą buziakiem w policzek, po czym jego głowa prawie wylądowała w garnku.
- Dlaczego nie chcecie się tym Alfonzo podzielić? Same macie to zamiar zjeść – widać, że miał wielką ochotę skosztować.
- Nie Alsonzo a Alfredo, po za tym ty nie po to tu przyszedłeś – Magda przepchnęła go jak najdalej kuchenki. Widać było, że zaskoczyło go to, iż dziewczyny wiedzą jaki jest cel tej wizyty.
- Może już chodźmy – nie czekałam dłużej, zaprowadziła Łomacza do swojego pokoju wskazując łóżko, by usiadł.
- Jak tutaj masz ślicznie, sama malowałaś?! –wskazał na drzewo, które namalowałam na jednej ze ścian.
- Tak, czasami maluję – wskazałam na sztalugę, na której akurat teraz nic więcej się nie znajdowało. Zima to nie była dla mnie dobra pora do inspiracji. – Grzesiek nie obraź się, ale chcę mieć to już za sobą. Musisz mi tylko obiecać, że mi nie przerwiesz.
- Obiecam ci wszystko – przyrzekł wpatrując się we mnie z czułością którą tak łatwo było dostrzec w tych niebieskich tęczówkach. Zebrałam w sobie całą odwagę i rozpoczęłam.
- Jak dobrze wiesz i co z resztą słychać lata mieszkałam w Stanach. Moi rodzice wyjechali, kiedy byłam malutka, a to mieszkanie należało wcześniej do mojej babci. Z początku wiodło się nam bardzo przeciętnie, ale ojciec założył firmę, która z roku na rok zaczęłam lepiej prosperować aż nasza rodzina stała się jedna z tych bardziej znaczących w Atlancie. Można powiedzieć, że byliśmy na językach wszystkich. Niestety, gdy to się stało moi rodzice zaczęli pozować na rodowitych Amerykanów odcinając się od swoich korzeni a ja tak bardzo chciałam wiedzieć jak najwięcej o Polsce, mieć kontakt z babcią, a to również zostało w naszym domu zakazane. Czułam, że tam nie pasuję, ale nic nie mogłam zrobić. Później było coraz gorzej, zaczęłam odczuwać, że różnie się od swoich rówieśników i że coś niedobrego się ze mną dzieje. Rodzice również to dostrzegli, zabrali mnie do lekarza. Później do kolejnego i kolejnego, ale każdy z nich potwierdzał tylko pierwsza diagnozę. Mam zespół Ushera, wiem, że ci to nic nie mówi… - sięgnęłam za ucho wyciągając aparacik i pokazując mu go na otwartej dłoni. – Nie słyszę tak jak wszyscy wokoło, z roku na rok słyszę coraz gorzej i muszę pomagać sobie tym o to aparatem. Już teraz, mimo że mam 20 lat to słuch mam jak u niejednego staruszka i często, gdyby nie to urządzenie, to nie słyszałabym wcale szczególnie z dalszej odległości. – zauważyłam, że chciał mu już przerwać, ale powstrzymałam go. –To nie wszystko, zespół Ushera jest chorobą genetyczną, choć z tego co wiem nie zawsze się ujawnia, do tego całkiem możliwe, że jak choroba wykończy mój układ słuchowy zajmie się wzrokowym, więc za parę lat mogę być nie tylko ślepa i głucha. Rodzice nie chcieli mieć takiego odmieńca w rodzinie. Dlatego odesłali mnie do sióstr zakonnych i miałam wstąpić do klasztoru. Niedługo przed złożeniem ślubów dowiedziałam się, że w spadku otrzymałam to mieszkanie i przyjechała tutaj. Moja rodzina nawet nie wie, że tutaj jestem, odkąd zostawili mnie w klasztorze nie odwiedzali mnie. Dali mi do zrozumienia, że w momencie, gdy zachorowałam przestałam być ich córką. Teraz już powinieneś, chociaż trochę zrozumieć moje zachowanie względem ciebie – spojrzałam na niego pierwszy raz, odkąd zaczęłam mówić on patrzył pewnie na mnie od dłuższego czasu a w jego oczach zauważyłam łzy.
- Karolina ja…- powiedział, po czym wybiegł zostawiając otwarte na oścież drzwi. Były, więc to łzy rozczarowania.

***

/Grzesiek/

     Każde kolejne słowo powodowało u mnie coraz większy ból i wyrwę w sercu. To jak Karolina została potraktowana przez swoją rodzinę przez los i było dla mnie nie do pojęcia. Ile ona musiała wycierpieć, ile upokorzeń znieść. W tym wszystkim była zupełnie sama. Wystraszyło mnie to o czym mówiła, że nie wiadomo jak choroba dalej u niej się rozwinie, że może zasiać aż takie spustoszenie w jej organizmie. Tym bardziej podziwiałem ją za odwagę, że daje sobie z tym radę i na co dzień zupełnie nie widać, że jest chora. Jest przecież wesołą dziewczyną żyjącą tak jak zdrowi ludzie, a ma na sobie wyrok. Dotarło do mnie, że pewnie chce czerpać z życia jak najwięcej. Słuchałem uważnie jej słów, analizując wszystko na poczekaniu. Ich moc była tak wielka, ale pokazała mi coś jeszcze mimo mojego strachu utwierdziłem się tylko w tym, że nadal chcę o nią walczyć i być przy niej. Nie mam mowy bym ją zostawił z tym samą . Ledwo powstrzymałem łzy, które cisnęły mi się do oczu. Zbiegłem na dół do kwiaciarni nie zastanawiając się co robię.
- Poproszę 30 najpiękniejszych róż jakie pani ma – zdyszany już przy wejściu krzyknąłem.
- To musi być bardzo ważna okazja – stwierdziła kwiaciarka przy formowaniu bukietu z pięknych różowych róż.
- Tak, chcę pokazać pewnie wyjątkowej dziewczynie jak bardzo mi na niej zależy – szybko zapłaciłem i pędem wróciłem do mieszkania dziewczyn
- Karolina spokojnie – doszedł do mnie głos Magdy i płacz.
- Ja go normalnie zabije! – krzyczała Kaśka.
Dopiero teraz do mnie dotarło jak się zachowałem. Przecież po jej wyznaniu wybiegłem bez nawet słowa i ona odebrała to jako odrzucenie.
- Karolina… - szepnąłem stajać w progu jej pokoju. Dziewczyny spojrzały na mnie i już wiedziały, że nie takie miałem intencje.
- Chodź – Magda pociągnęła za sobą Kaśkę – Będziemy obok – dodała przymykając za sobą drzwi.
- Przepraszam nie powinienem był – zbliżyłem się do Karoli a ta ocierała łzy ze swoich policzków. – Chcę żebyś wiedziała, że dla mnie nadal jesteś tą Karoliną którą poznałem. Dla mnie nie ważnie jest to, że jesteś chora i tak stałaś się najważniejszą dla mnie osobą. Już dawno się w tobie zakochałem i to się teraz nie zmieniło. Chciałbym się Toba opiekować, teraz już nawet dosłownie w kwestii medycznej również. Chcę mieć się przy sobie, gdy się uśmiechasz i smucisz. Gdy malujesz, robisz zdjęcia, chcę widzieć, wtedy ten błysk w oku, który masz. Daj mi szansę – uklęknąłem przy niej składając na jej kolanach bukiet.
- Grzesiek, ale chyba nie zrozumiałeś – zaczęła drżącym głosem.
- Zrozumiałem wszystko i nie zmienię zdania. Do niczego cię nie zmuszam, wiem, że ty do mnie nie czujesz tego co ja do ciebie. Po prostu chciałbym być z Tobą od czasu do czasu, móc cie przytulić może kiedyś potrzyma za rękę – widziałem wahanie w jej oczach.
- Ale… - próbowała.
- Chcę tylko byś była szczęśliwa – ta znów wybuchnęła płaczem, ale później przytuliła się do mnie ściskając mnie mocno za szyję. Płakała a moje oczy również zrobiły się mokre od łez. Starając się ją uspokoić delikatnie głaskałem jej plecy.

Wróciła ckliwa Mel. Nie chcę ocieniać tego co wyżej. Z resztą od tego jesteście wy. Nie bardzo wiem, co mam napisać. Niedługo stuknie mi tutaj rok. Nie wiem, czy dodam coś w okrągłą rocznicę, bo jak na razie to pomysłu mi brak. To jest wstyd, że po roku jest tu tylko 17 rozdziałów, niestety to opowiadanie ze mną nie współpracuje w ani jednym procencie. Cóż z tego, że ja bym chciała jak nie idzie.
Ok. spadam, nie wiem, kiedy kolejny, mam nadzieję, że jednak nie dłużej niż za miesiąc.

1 sierpnia 2012

16. Imprezowe wzloty i upadki.


/Kaśka/

     Byłam nieźle podekscytowana, Miło wspominałam imprezę z siatkarzami w roli głównej i dziś liczyłam na powtórkę. Tylko grono miało być inne nie licząc Grześka i Kadziewicza. Zadowolona zerknęłam z ukosa na Karolinę i Gregora, było widać, że oboje są zdenerwowani a moja bezmyślna paplanina w czasie drogi na miejsce przeznaczenia raczej, im nie pomagała. Cóż ja jak zwykle chciałam pomóc, ale nie do końca mi wyszło. Ciekawa też byłam jak ta Magda z Jurijem¬¬? Wczoraj mocno oberwałam od niej poduszką, kiedy triumfowałam niczym Król Artur krzycząc, że miałam rację, iż między nimi tak to się skończy. Skończy!? Co ja plotę, u nich mam nadzieję, że się dopiero zacznie, a Kadziewicz niech spada na drzewo. Wodnik i Byk to może nie jest dobre połączenie, ale od czego są wyjątki od reguły. Mi na przykład jest dobrze z Witkiem, chociaż on jest Panną, a Panna i Rak w połączeniu to podobno nic dobrego. No tak Witek, okłamałam go dzisiaj mówiąc, że z dziewczynami organizujemy sobie babski wieczór. Ale przecież nie mogłam mu powiedzieć, że idę na imprezę, gdzie będzie roić się do przystojnych, wysportowanych i mających boskie ciała siatkarzy.
     Tak ja tutaj galopuje myślami nie wiadomo gdzie a już jesteśmy na miejscu. Ciekawe czy Aleh mnie rozpozna? Ha, dobrze pamiętam, że to on, by nam prawie odesłał Sylwka na tamten świat. Jak sobie przypomnę, że brałam go za jakiegoś członka wschodniej mafii to do tej pory pękam ze śmiechu. Cała ja.
- Już myślałem, że nie przyjdziecie – solenizant witał nas wesoło przyglądając się mi i Karol z uwagą.
- To ja może przedstawię – Grześ skoczył przed nas i już wykonywał znajome ruchy rękami.
- To jest Karolina, a to Kasia – Białorusin uścisnął nam obu dłonie i zapraszał w głąb pomieszczenia.
- Jak kotek? Mam nadzieję, że wszystko z nim w porządku? – a jednak mnie rozpoznał. Puścił Grześka z Karoliną przodem a mi postanowił towarzyszyć. Nie dało się ukryć, że wokół niego rozchodziła się taka miła aura, że człowiekowi od razu przyjemniej robiło się w jego towarzystwie.
- Wszystko z nim dobrze, a jego ulubionym zajęciem jest gryzienie Gregora po stopach, często się nam na to skarży – poinformowałam wywołując u niego śmiech.
- Teraz już rozumiem, to wy jesteście tymi sąsiadkami, które dokarmiają nam Gregora, często o was wspominał, ale jakoś nigdy nie rozwijał tematu – no proszę, więc jednak ma tutaj w Rzeszowie nasz Łomacz powiernika płci męskiej a już myślałam, że tylko ja trzymam pieczę nad jego zwierzeniami.
- Tak to my, brakuje tylko… - chciałam dodać, ale mi przerwał.
- Magdy. Wiem Jurij już mi się zdążył pochwalić – tym zdaniem Ahrem zdradził mi nieco intencje Rosjanina. Skoro rozmawiał o Magdzie z kumplem i a według Białorusina wręcz się chwalił to było coś na rzeczy.
- Widzę, że jesteś na bieżąco – zerknęłam na niego śmiejąc się tak samo, jak on.
- Staram się, za kumplowaliśmy się z Biereżką – wprowadził nas do salonu i jako organizator pełnił honory pana domu przedstawiając nas pozostałym gościom.

… zabawa trwała w najlepsze, wszyscy byli w wyśmienitych humorach a alkohol lał się bez ograniczeń. No może z tymi wszystkimi to przesadziłam. Kadziewiczowi wyraźnie zrzedła mina najpierw, gdy zobaczył mnie a później, gdy przyszła Magda, do tego ta zjawiła się w objęciach Biereżki. Sama byłam zaskoczona, gdy ci pojawili się w salonie a Jurij obejmował ją w pasie. Posłała mi, wtedy jedno z tych spojrzeń „ To nie tak jak ci się wydaje” Coś mi mówiło, że jutro po wszystkim będziemy miały sobie wiele do opowiedzenia.
- Nie mogłaś mi, chociaż ty dać znać, że tutaj jesteście?! – Łukasz zaatakował mnie, kiedy przysiadłam na kanapie po kolejnym tańcu z Ahremem. Z racji tego ze zarówno on jak i ja byliśmy tutaj bez drugiej połowy dotrzymywaliśmy sobie wzajemnie towarzystwa, bardzo mi to z resztą odpowiadało. Alek był zabawny i pozytywnie nastawiony do życia, może spokojniejszy ode mnie, ale nadawał na tych samych falach.
- A niby, po co miała ci o tym mówić, żebyś znów potraktował ją tak, a nie, inaczej. Ona nie jest zabawką, już wiele przez ciebie wycierpiała. Teraz wreszcie stanęła na nogi – nie miałam nawet zamiaru trzymać jego strony, nie po tym jak widziałam Magdę i to do jakiego stanu doprowadziło ją zachowanie Kadziewicza.
- Wiesz, chociaż o powodach mojego zachowania? – pytał.
- Wiem, ale to i tak cię nie usprawiedliwia. Wystarczył jeden telefon, jedna rozmowa, mam ci to może przeliterować? Teraz jest już po wszystkim straciłeś swoją szansę – mój wzrok powędrował na Magdę, która z Kosokiem, Grozerem i jego żoną oraz Biereżką zawzięcie o czymś rozmawiali. – Teraz sobie patrz i żałuj – dokończyłam zostawiając go samego. Też chciałam dołączyć do wymienionej wcześniej grupki jeszcze, gdy z głośników zaczęła wypływać moja ukochane melodia, chciałam sobie posiewać z Magdą, ale w ostatnie chwili na mojej drodze pojawił się Aleh.
- A ty dokąd? – zapytał, zagarniając mnie tak, że znalazłam się w jego uścisku.
- A teraz to już nigdzie. Chciałam pośpiewać z Magdą, bo to moja ukochana piosenka, ale to mi nie ucieknie – zdradziłam wsłuchując się w słowa Happysad „ Mów mi dobrze”
- Też ich lubię, mam ich wszystkie płyty. Igła mi podrzucił a ja zwariowałem na tym punkcie. Z początku rozumiałem niewiele i w ucho wpadały mi tylko melodie, ale teraz już nie mam z tym problemów – słodko tłumaczył.
Kołysaliśmy się lekko nucąc pod nosem słowa piosenki. Ahrem oczywiście był sporo wyższy ode mnie, ale moje szpilki pomagały mi w tym, że mogłam swobodnie opleść ręce na jego szyi.
- Czemu nie chodzisz na nasze mecze? Nie lubisz siatkówki? - odezwał się, gdy piosenka zmieniła się na inną.
- Ależ chodzę – zapierałam się.
- To czemu cię nigdy nie widziałem? – drążył dalej.
- To dłuższa historia może kiedyś ci opowiem – nie chciałam na razie nic więcej zdradzać, może kiedyś, gdyby udało nam się bliżej poznać, teraz było za wcześnie na to, ponieważ ta sprawa nie dotyczyła tylko mnie, ale przede wszystkim Magdy.

***
/ Karolina/

     Już wiedziałam, że jutro będę musiała podziękować dziewczyną za to, że zabierały mnie ze sobą, gdy chodziły na mecze Resovi. Dzięki temu łatwiej było mi odnaleźć się na tej imprezie. Pomagały mi znajome twarze, to, że mogłam je przypisać do danego imienia i nazwiska. Mogę też powiedzieć, że w tym towarzystwie nie można się nudzić. Wszyscy ciekawi, zabawni i z chęcią wysłuchują twoich własnych poglądów czy opowieści o zainteresowaniach. Z Krzyśkiem, który z miejsca rozkazał nazywać siebie Igłą mogłabym rozmawiać o fotografii bez końca i gdyby nie Iwona to nie wiem, jakby to się skończyło. Krzysiek i tak obiecał, że przez Grześka podrzuci mi klika obiektywów, które jego zdaniem robią niezłą robotę.
     A, jak już jesteśmy przy Grześku, to, co ja mam powiedzieć, zachowuje się nienagannie i, za to mogę tylko dziękować. Nie odstępuje mnie na krok i nie pozwala bym czuła się tutaj obco. Byłam wdzięczna, bo u jego boku naprawdę czułam się dużo pewniej. Tak miałam jeszcze w pobliżu dziewczyny, ale jak spoglądałam na nie i wdziałam, że same świetnie się bawią nie miałam zamiaru, im tego zakłócać. Gregor mi wystarczał. Zadziwiająco szybko przyzwyczaiłam się do tego, że jest obok mnie, wyszło to całkiem naturalnie tak jakby zawsze tak miało być. Długo myślałam nad tym co powiedziały mi dziewczyny, że Łomacz nie przestraszy się mojej „dysfunkcji”. Zdecydowałam się, że mu o tym powiem, nie dziś, bo to nie było odpowiednie miejsce, ale to zrobię.
- Gdzie mi się chowasz – roześmiał się przyłapując mnie, gdy w kuchni nalewałam sobie szklankę wody.
- Zaschło mi w gardle, a nie chciałam niczego z alkoholem, a w salonie chyba niczego takiego nie znajdę – szybko wytłumaczyłam. Nie piłam dużo, jeszcze nie przyzwyczaiłam się do polskiej wódki. Zauważyłam, że i Grześ pił niewiele.
- Mogłaś powiedzieć przyniósłbym ci – ta jego opiekuńczość i chęć odciążenia mnie w każdej sytuacji była urocza, ale musiałam dać mu do zrozumienia, że nie musi się ze mną obchodzić jak z jajkiem.
- Grzesiu nie jestem aż tak niedołężna, z tym jeszcze sobie, jak widać radzę. Ale dziękuję ci za to, że jesteś obok, to mi pomaga. Ja i takie tłumy to jeszcze niedawno nie był powszedni widok – nieświadomie uchyliłam rąbka tego co działo się w moim życiu przed przyjazdem do Polski.
- Nie widać tego po tobie, byś źle się tutaj czuła – oparł się o szafkę obok mnie.
- Bo czuje się dobrze, teraz tak jest, ale kiedyś… - zamyśliłam się.
- Ja wciąż tak mało o tobie wiem – westchnął zasmucony
- Nie lubię mówić o tym co było kiedyś – zdradziłam. Ciągle nie było mi łatwo mówić o tym poniżaniu ze strony rodziny i otoczenia, o tym, że przez nich zostałam odrzucona i skreślona na zawsze.
- Ale ja chciałbym wiedzieć. Mógłbym ci, wtedy jakoś pomóc – te lazurowe tęczówki patrzyły na mnie z takim wyczekiwaniem, że pękłam.
- Żebyś wszystko zrozumiał musisz o czymś wiedzieć, inaczej nie będę ci w stanie tego wytłumaczyć – Łomacz czekał co powiem dalej. – Nie powiem ci o tym teraz, bo to nie jest dobre miejsce, nie chce psuć nastroju, więc na chwile jeszcze o tym zapomnijmy, ale obiecuję, że poznasz prawdę.
- Dobrze, a, skoro teraz mamy o tym nie myśleć, to chodźmy wreszcie zatańczyć, już pół wieczora cię o to proszę – jak widać Grzesiek zaakceptował moją prośbę. Był taki wyrozumiały, oby zostało tak do końca.
- Ale ja naprawdę nie umiem tańczyć – zapierałam się.
- Mi też nie bardzo to wychodzi. Myślę, że jednak się nie pozabijamy. Ma tutaj nas, kto ratować jakby jednak zbliżała się jakaś katastrofa – podsumował oplatając swoje ramiona na moim pasie.

***
/Magda/

     Tak jak myślałam moje pojawienie się w mieszkaniu Ahrema wzbudziło poruszenie, ale i radosny odzew u wszystkich po za jedną osobą. Łukaszowi nie udało się ukryć niezadowolenia, które wymalowało się na jego twarzy. Nie chciałam się tym przejmować, tak naprawdę nie wiedziałam też, o co mu chodzi przecież miedzy nami już nic nie było. Chciałam się dobrze bawić, a nie rozmyślać nad zachowaniami Kadziewicza . Naprawdę nadal trudno było mi uwierzyć, że on aż tak mocno żałuje, gdyby tak było to nie zrywał, by ze mną kontaktu a załatwił to jakoś, inaczej.
     Drink za drinkiem powodował, że mocno się rozluźniłam i po niecałych dwóch godzinach czułam się już całkiem swobodnie. Nie umknęło mojej uwadze to, że Jurij ciągle starał się mnie dotykać, to mnie obejmował, to muskał końcem dłoni czy szeptał coś na ucho tak, że czułam jego wargi na swojej skórze. Z początku nie do końca mi się to podobało, ale z ilością wlanego w siebie alkoholu przestałam na te jego ruchy reagować. Kaśka również bawiła się wybornie, jak to ona, dusza towarzystwa wszędzie się odnajdzie. Tutaj trafiła chyba najlepiej jak mogła, bo Aleh raz po raz wodził za nią wzrokiem a Karol z Grześkiem niby trochę niewidoczni, ale też z tego co udało mi się zauważyć w pełni zadowoleni z imprezy.
     Znalazłam się w łazience, by obmyć lepkie od drinka palce, kiedy zaraz za mną drzwi otworzył się a w nich stał Biereżko.
- Już wychodzę –na prędce osuszyłam dłonie, jednak Rosjanin zatarasował swoim ciałem przejście. – Jurij mówiłam, że już idę – przeszłam na rosyjski, bo z początku myślałam, że nie rozumiał moich słów, które wypowiedziałam do niego po polsku.
- Nie spiesz się, tutaj jesteśmy przez chwilę sami. Czekałem i już myślałem, że się dziś nie doczekam – zbliżył się do mnie a jego oczy płonęły. Nim zdążyłam coś powiedzieć natarł na mnie całym swoim ciałem wpychając mi język do ust. Z początku oszołomiona nie wiedziałam co się dzieje, ale, za to moje ciało wiedziało i dość szybko potrafiło na jego ruchy zareagować, bo mój język również rozpoczął ten dziki taniec w jego ustach. Nie przerywając tego pocałunku Jurijowi jakoś udało się posadzić mnie na malej szafce tym samym neutralizując różnicę wzrostu jaka była między nami. Czułam jak jedna z jego dłoni wędruje w górę moich ud a druga znajduje się w okolicach szyi. Sama też nie byłam bierna gładziłam jego plecy równie gwałtownymi ruchami. Nie poznawałam siebie a jednak mi się to podobało. Zaczęło się robić coraz bardziej gorąco, czułam, że Jurij na tym nie poprzestanie, nie, teraz gdy już na dobre się rozkręcił i, wtedy oboje usłyszeliśmy, że ktoś otworzył drzwi.
-Wypad! – rzucił Biereżko odrywając swoje usta ode mnie a mi samej udało się zobaczyć, kto był pechowym widzem tej sceny. Gdy dotarło do mnie, że to był Łukasz w jednym momencie wróciła mi trzeźwość umysłu a moje spojrzenie i Kadziewicza skrzyżowało się, po czym ten zamknął drzwi. Jurek zadowolony z takiego obrotu sprawy miał zamiar wrócić do tego, na czym skończył, ale ja już nie miałam na to najmniejszej ochoty. Serce jakoś dziwnie skakało mi to z żołądka to znów na wysokość gardła. Nie do końca ogarniałam co się dzieje, ale wybiegłam z łazienki, zdążyłam tylko dostrzec jak Kadziewicz chwyta kurtkę i zatrzaskuje za sobą drzwi wejściowe. Nie zwracałam uwagi na wołanie Biereżki a ruszyłam za Kadziem. Gdy znalazłam się na klatce ten już był prawie dwa piętra niżej.
- Łukasz poczekaj! – krzyczałam zbiegając równocześnie pod dwa schody na raz, co w moich szpilkach było zadaniem niemal nie do wykonania. – Łukasz! – powtórzyłam, gdy ten jak widać nie miał zamiaru się zatrzymać. Wreszcie udało mi się go dogonić. – To nie tak jak myślisz – może to wydaje się głupie, ale czuła tam w środku siebie, że muszę mu to wyjaśnić.
- Wiem co widziałem. Jak widać jesteś taka sama jak wszystkie inne. Myślałam, że nie należysz do takich dziewczyn a teraz to już sam nie wiem – ciężko było mi wyczuć jego nastrój nie wiedziałam czy jest wściekły czy rozczarowany.
- Nie jestem taka za jaką mnie bierzesz. Przecież mnie znasz. Nie chcę żebyś o mnie myślał jak o dziwce, może nie jestem święta nie zaprzeczam, ale nikt nie jest. Sam powinieneś to wiedzieć aż za dobrze – próbowałam go przekonać, przecież zdążył mnie już poznać, jedna scena nie powinna tak tego przekreślać.
- Jeżeli tamta Magda którą poznałem, wtedy była prawdziwa to ja nie wiem kim teraz jesteś, bo nie jesteś tą samą dziewczyną – tym razem mnie zaatakował.
- A wziąłeś pod uwagę, że mogłam się trochę zmienić i to głownie przez ciebie?! Stałam się silniejsza pewniejsza siebie, już nie dam się tak łatwo oszukać- vice versa ja też mogę mu co nieco do słuchu powiedzieć.
- Zawsze byłaś silna, a teraz nie wiem pozujesz na kogoś innego. Myślisz, że jemu to się spodoba, pewnie tak, ale nie licz, że cie będzie szanował -, a więc to tutaj tkwił problem, wyglądało na to, że on jest zazdrosny
- Kadziewicz do cholery, co to ma do tego, czy my już nie będziemy normalnie rozmawiać!? – bolało mnie to, choć Łukasz mnie skrzywdził chciałam, by kiedyś nasze relacje wróciły do powiedzmy dobrych, ale takim zachowaniem nie pomagaliśmy temu ani trochę.
- Wróć do Jurija, on czeka na nagrodę – dodał na sam koniec i pchnął drzwi prowadzące na dwór.
     Nie wiedziałam już nic, co do tak w ogóle miało być?! Zrezygnowana usiadłam na schodach. Tak bardzo chciałam zapalić, uspokoić trzęsące się dłonie. Nie byłam jednak aż na tyle głupia, by teraz wracać do mieszkania i szukać zagubionej packi Slimów w kieszeni mojego płaszcza. Nie wiem jak długo tak siedziałam, ale w pewniej chwili ktoś usiadł obok mnie.
- Madzia mamy mały problem – rozpoznałam po głosie Ahrema, jego obecność wybudziła mnie z otępienia w jakie zapadłam
- Mów, dobij mnie jeszcze bardziej – zdziwiony na moje słowa popatrzył nam nie niepewnie.
- Coś się stało? – pytał z troską.
- Nieważnie, to, o co chodzi? – dopytywałam chciałam mieć to już za sobą.
- Bo Kaśka chyba przesadziła z alkoholem, położyłem ja u siebie w sypialni i nie bardzo wiem, co dalej robić. Goście się już zbierają może zamówię taksówkę i wam jakoś pomogę ją przetransportować.
- Wiesz co Alek, jeżeli to nie był, by problem czy ona nie mogłaby u ciebie zostać? Niech ma nauczkę. To już nie pierwszy raz, kiedy mi wywija taki numer, czasami mam dość, by ją ciągle ratować – dziś już całkiem nie miałam na to ochoty. Choć kochałam Wieczorek jak siostrę jej nieodpowiedzialność bardzo mi ciążyła, a ostatnio jeszcze zbyt często przesadzała z alkoholem, co wnerwiało mnie podwójnie.
- To nie będzie problem – przytaknął Białorusi.
- Dzięki Aleh, nie zapomnę ci tego Naprawdę o nic się nie martw mieszkamy kilka bloków dalej. Wierz mi rano skruszona prędko wróci do mieszkania. Teraz jak pozwolisz ja też już będę szła, dziękuję za imprezę udała się – w towarzystwie Ahrema wróciłam na górę, ale nie posunęłam się dalej jak do wieszaka na ubrania, który stał zaraz przy drzwiach. Zrobiłam to specjalnie i mimo zdziwionego spojrzenia Alka zabroniłam mu przywołać Biereżkę, przystał na to. Nie chciałam widzieć się teraz z Jurijem, niby co bym mu powiedziała. O Karolinę się nie martwiłam wiedziałam, że Grzesiek się nią zaopiekuje. Ja teraz musiałam pobyć przez chwile sama, spróbować znaleźć wyjście z tego w co nie do końca pod kontrolną się wpakowałam. Pomyśleć, że chciałam mieć wreszcie poukładane życie i niewiele problemów, obecność siatkarzy jedna gwarantowała, że nigdy nic nie jest stabilne i pewne.
  
Dedykacja dla mojej Pauli za nasze smsy podczas trwania meczów naszych Orzełków i nie tylko oraz dlatego, że bidula tak się dopomina o bójkę między Kadziem a Jurijem. Może kiedyś będzie :P

Nie wiem czy jest jakikolwiek sens dodawać w trakcie Igrzysk cokolwiek, bo sama wiem jak to wygląda, większość i tak siedzi przed TV. Jestem okropna, jeżeli chodzi o zamęt u moich bohaterów, sama straciłam już nad tym kontrole. Wybaczcie.

Na chomiku postaram się dodać wszystkie mecze naszych z Igrzysk, są tam też spotkania z tegorocznej Ligi Światowej i Memoriału.