31 stycznia 2014

54. The power of love.



/Karolina/

     Jasno oświetlony kościół pełen białych lilii i blado różowych tulipanów. W wąskich wysokich oknach po bokach ołtarza widoczny prószący delikatnie śnieg. Na dworze było zimno, ale i bajecznie, tu wewnątrz świątyni, za to przytulnie i ciepło. Kościółek był niewielki, ale wystarczający, by pomieścić wszystkich dzisiejszych świadków ceremonii. Głos kapłana nie był zagłuszany żadnymi niepożądanymi dźwiękami, nawet dzieci zachowywały się cichutko. Wiedziałam, że wokół mnie jest teraz grono osób, które życzą nam jak najlepiej. Kiedy szliśmy z Grześkiem do ołtarza witały nas ciepłe uśmiechy i skinienia głowy zarówno jego kolegów z drużyny jak i niektórych przyjaciół, było też kilkoro moich znajomych, których poznała dzięki pracy w studio fotograficznym. W pierwszym rzędzie zasiadła rodzina Grześka, na te chwilę nawet pani Marzena przestała mieć zatrwożoną minę. Nie wiedziałam, czy to tylko maska, ale zauważyłam za to, że Łomaczowi na widok matki siedzącej obok ojca i babci wyraźnie ulżyło. Do końca nie byliśmy pewni czy w ogóle przybędzie na ślub.
- Na znak zawartego małżeństwa nałóżcie sobie obrączki – po przysiędze przyszedł czas na obrączki. - Podajcie sobie prawe dłonie i powtarzajcie za mną – kontynuował ksiądz Leszek.
- Karolino przyjmij tę obrączkę…
- … na znak…
- …mojej miłości…
- …i wierności… - gdy złote krążki znalazły się na naszych serdecznych pacach a Grzesiek złożył pieczętujący pocałunek poczułam, że nic już nigdy nie będzie takie samo, będzie inne, lepsze.
     Kasia ocierała łzy wzruszenia, które leciały z jej oczu od samego rana. Madzia trzymała się dzielnie, ale i w jej oczach tańczyły lśniące łzy. Babcia Stasia ściskała za rękę pana Pawła i nie rozstawała się z chusteczkę którą ocierała mokre policzki. Tyle łez, ale były to łzy szczęścia, nawet Grzesiek był wzruszony, ale próbował tego po sobie nie okazywać.
     Z racji zimowej pory po zaślubinach nie wyszliśmy na zewnątrz kościoła, by przyjąć życzenia, ale dzięki uprzejmości księdza zostaliśmy zaproszeni do bocznej nawy, gdzie goście mogli złożyć życzenia. Posypał się ryż na szczęście, grosiki, by nigdy nie zabrakło nam pieniędzy i cukierki na osłodę życia. Potem potulnie stanęliśmy z boku i czekaliśmy na gości. Kasia przypilnowała, by pierwszy życzenia złożył nam mężczyzna co ma też przynieść pomyślność. Szczerze, ja nie przykładałam wagi do tych ślubnych przesądów, tu Wieczorek miała swoja chwilę i trzymała sie wszystkiego nad czym mogła mieć tylko kontrole. Kiedy pan Paweł a później babcia Stasia byli już po życzeniu szczęśliwych chwil a ja nie mogłam już powstrzymać łez po wszystkich miłych słowach jakie usłyszałam podeszła do nas pani Marzena.
- Dzieci…- samo to, że zwróciła się do nas w ten sposób zapowiadało pewną zmianę. – Przepraszam, musicie mnie zrozumieć. Będę się starać poprawić swoje zachowanie, chociaż wiem, że to nie wynagrodzi tej krzywdy którą już wyrządziłam. Karolino, jeżeli Grzesiu jest z tobą szczęśliwy to nie powinnam się wtrącać. Ja tylko boje się, że będzie cierpiał – broda zaczęła się jej trząść, wyraźnie zbierało się jej na płacz.
- Mamo nie teraz – Grzesiek czuł, że jego matka może się za bardzo zagalopować dlatego jej przerwał.
- Masz rację synku. Życzę wam dużo miłości, szczęścia i cierpliwości i zdrowia tego jak najwięcej – ucałowała najpierw Grześka, a potem mocno uścisnęła moje dłonie, po czym uciekła w tłum gości. Nie dziwiłam się takiej reakcji, to, że stanęła tutaj przed nami i powiedziała te słowa to było bardzo dużo.
     Po Madzi i Łukaszu oraz Ignaczakach zbliżyło się nieśmiało do nas dwóch mężczyzn. Nie wierzyłam w to, co widzę, Łomacz spojrzał na mnie zdziwiony co było normalną reakcją, bo ich nie znał. Ci uśmiechali się do nas niepewnie.
- Matt, Danny – zapytałam, po czym utknęłam w mocnym uścisku mojego starszego brata Daniela, którego w Stanach nazywaliśmy Dan.
- Myślałaś, że nie przyjedziemy – zwrócił się do mnie łamaną polszczyzną. Z mojego rodzeństwa tylko ja płynnie mówiłam po polsku, Dan znał większość słów, ale prawie nigdy nie używał tego języka, młodszy Matthew urodził się w USA i rodzice jakoś nigdy nie chcieli go zaznajomić z językiem jego dziadków.
- Ja nic nie wiedziałam – przeszłam szybko na angielski, by i Matt mógł mnie rozumieć – Grzesiu to są moi bracia Dan i Matthew.
- Udała się niespodzianka? – obok nas pojawiła się rozradowana Kasia. Już wiedziałam, że to ona za tym stoi, tak to było w jej stylu. Łomacz uściskał dłonie z moimi braćmi i we trojkę badali się wzrokiem. – No chłopcy składać życzenia młodej parze i was porywam, będziecie mieć dużo czasu, by wszystko nadrobić – Kaśka jak powiedziała tak też zrobiła.
- Nie wierzę –szepnęłam, gdy odchodzili z Wieczorek a następni goście jeszcze nie zdążyli do nas podejść.
- Ale jesteś szczęśliwa – odpowiedział rozgrywający czule muskając moją dłoń.
- To najszczęśliwszy dzień w moim życiu - ucałowałam jego policzek. Nie naginałam rzeczywistości, naprawdę tak było, przestałam czuć strach a czułam tylko radość którą mogłam obdarować też innych.
- Mój również – doda brunet nim wpadł w ramiona roześmianego Grozera.

     … wesele trwało od kilku godzin. Kasia biegała w tłumie niczym petarda, by wszystko było jak należy, bawiła się przy tym tak dobrze, że Alek musiał ją ciągnąc do tańca, gdy tylko znalazła się w jego pobliżu. Madzia wykonała kilka piosenek w tym tą przy, której zatańczyliśmy z Grześkiem po raz pierwszy jako małżeństwo. Krasikov bała się swojego wykonania, ale sama zaproponowała, że zaśpiewa piosenkę którą idealnie do nas pasuje „ Power of love”. Łukasz nie potrafił oderwać od niej wzroku, gdy podczas jednego z naszych tańców ta stała na scenie wykonując piosenkę Roxette„It must have been love” Blondynka upodobała sobie utwory z lat 80 i 90 co miało bardzo pozytywny wydźwięk wśród gości. Kadziu wyznał mi wtedy że zakochał siew niej, właśnie gdy stała na scenie i usłyszał ją po raz pierwszy. To, wtedy zapragnął mieć ją na zawsze. Zapytałam go czy jej o tym powiedział, przyznał się, że nie. Dostał, więc ode mnie polecenie, że ma to zrobić jak najprędzej. Nigdy nie przetańczyłam tylu tańców z tak różnymi partnerami, ale każdy powtarzał, że musi zatańczyć z panną młodą.
- Zostałaś dziś moją żoną a mam cię rzadziej niż wcześniej – pożalił mi się Grzesiek, gdy oboje przygotowywaliśmy się do rzucania bukietem i jego krawatką.
- Ale od dziś masz mnie już na zawsze i do końca życia – uśmiechnęłam się, ta myśl coraz bardziej mi się podobała.
- Wiem o tym pani Łomacz.
     Nie zdziwiło mnie to, że bukiet wylądował w rękach Kasi, krawatkę, za to złapał Piotrek Nowakowski czym wzbudził ogromny wybuch śmiechu. Najbardziej śmiała się jego Ola krzycząc do niego, że teraz to już się nie wywinie. Wesele nadal trwało, gdy z Grześkiem i moimi braćmi postanowiliśmy wrócić do domu. Musiałam z nami porozmawiać jeszcze tej nocy, a przy odgłosach z Sali weselnej to nie był dobry pomysł. Nikt nie miał nam za złe tego, że wychodzimy, reszta gość została, by bawić się do rana. Po krótkim boju moi bracia mieli zostać w grześkowym mieszkaniu a my u mnie na dole. Daliśmy, im chwilę na ogarniecie się i sami poszliśmy zrobić to samo.
- Na pewno nie jesteś zły, że wyszliśmy wcześniej ? – zapytałam bruneta, gdy pomagał mi zdjąć suknie ślubną bym mogła przebrać się w wygodny dres.
- To twoi bracia, widzę jak bardzo chcesz z nimi porozmawiać, wybawiłem się dość. Dam wam tyle czasu, ile będziecie chcieli – obiecał.
- Grzesiek, ale ja chcę byś był tam ze mną, chcę byś ich poznał. Nie chcę iść bez ciebie – nie miałam zamiaru pozwolić mu, by został sam. Wiedziałam, że w tej rozmowie będzie wszystko i Łomacz miał prawo to usłyszeć
     Było dużo płaczu, ale też zyskałam całkiem inne spostrzeżenie na wiele spraw. Bracia opowiedzieli mi jak teraz wygląda sytuacja w naszym domu. Matt ciągle mieszkał z rodzicami i był na świeczniku, Dan chciał zabrać go do siebie, ale ojciec uparł się, że ktoś musi przejąć firmę przewozową i właśnie Matta widział w tej roli.
- My naprawdę myśleliśmy, że ty do zakonu poszłaś dobrowolnie. Zawsze byłaś wycofana i nie zdawaliśmy sobie sprawy, że to przez chorobę. Bardzo nas zdziwiła wiadomość o tym, że jesteś w Polsce a jeszcze bardziej, że bierzesz ślub. Gdy Kate zadzwoniła to myślałem, że to żart moich kumpli z pracy – wyjaśnił Dan. Bardzo wydoroślał przez te lata, gdy go nie widziałam. Gdy rodzicie poinformowali go, że poszłam do zakonu ten był w Collage i tak naprawdę mało go obchodziłam. Matt, który był ode mnie młodszy o 4 lata interesował się, wtedy jazdą na deskorolce, a nie zamkniętą w sobie siostrą. – Gdy się tylko dowiedziałem wsiadłem w samochód i pojechałem do domu, powiedziałem wszystko Mattowi a oboje przycisnęliśmy mamę, gdy ojciec wyjechał na wyjazd służbowy – dodał. Na wspomnienie o rodzicach skrzywiłam się, nie potrafiłam, im wybaczyć tego co mi zrobili.
- Mama żałuje, że dała się zmanipulować ojcu – dodał Matt, gdy zauważył moją reakcje na ich wspomnienie.
- Matt jej żal niczego nie zmieni. Nie wiem czy potrafiłabym jej wybaczyć to, co zrobiła, odrzuciła mnie. To, że była pod wpływem ojca nie do końca ją usprawiedliwia – powiedziałam to, co czułam, nie było sensu okłamywać i siebie i ich, że będzie, inaczej.
- Carol ona chciała tu przyjechać z nami, ojciec jej nie puścił – zapewnił mnie gorąco Dan. – My naprawdę cie przepraszamy, za to co się stało i teraz gdy juz wiemy, że jesteś tutaj i jesteś szczęśliwa, ale też chora chcemy być tobą, chcemy być w kontakcie – starszy z Orzechowskich ścisnął mnie za wolna rękę, drugą ciągle miałam w mocnym uścisku Grzegorza, który siedział obok mnie na kanapie.
- To ja się cieszę, że was odzyskałam – nigdy nie miałam żalu do braci o to co się działo. U nas każdy był inny, każdy był indywidualnością, ale tez byliśmy rodziną, nie chciałam ich teraz stracić.
     Świtało już, gdy postanowiliśmy się rozstać. Widziałam, że bracia są senni przecież przelecieli spory kawał drogi i od razu zjawili się w kościele. Za to ja wiedziałam, że teraz na pewno nie zasnę nie od nadmiaru tych wszystkich emocji. Zeszliśmy do mojego mieszkania a Sylwester, gdy tylko nas zobaczył domagał się swojego śniadanka, tak to była pora, by kociak zjadł swój pierwszy posiłek.
- Chyba trochę śmiesznie to zabrzmi, ale jest 7.30 dawaj Sylwkowi jeść i idziemy spać – popatrzyłam na Grześka, który opierał się o szafkę i w myślach sprawdzałam czy jest bardzo zmęczony, czy też nie -Dziewczyny jeszcze nie w wróciły, te to się dopiero muszą bawić.
- Z tego co wiem to dziś nie wrócą, dały nam mieszkanie do dyspozycji – spojrzałam na jego reakcję i tak jak podejrzewałam speszył się na te słowa.
- Karolina czy ty specjalnie zaplanowałaś to byśmy zostali sami? – brunet zaśmiał się nerwowo.
- Tak, Kaśka mi też trochę pomogła – teraz i mi zrobiło się trochę głupio.
- Mogłem się tego spodziewać – rozgrywający się uśmiechnął.
     Dziewczyny przygotowały mnie do tej „nocy”, chciałam już od dawna spędzić noc z Grzegorzem, kochać się z nim, ale miałam też swoje postanowienie, jeżeli kiedykolwiek miało do tego dojść to chciałam być po ślubie. Nie dzisiejsze? Może i tak, ale nie dla mnie. Oczywiście zabezpieczyłam się też na tą ewentualność i od prawie miesiąca zażywałam tabletki. Kaśka jak zawsze nawet i tutaj była nadgorliwa, za to Madzia powiedziała mi, że będę wiedzieć, kiedy ten moment nadejdzie a Grzesiek jest takim facetem, że na pewno nie będzie naciskał. Wiedziałam, że inicjatywa musi wyjść ode mnie, bo Łomacz nie chciał przekraczać granicy zawsze to ja mu pokazywałam, że możemy przejść o etap dalej. Zbliżyłam się do niego wkładając palce wskazujące w szlufki jego spodni.
- Nie pocałujesz swojej żony? – zapytałam zadzierając głowę i pewnie patrząc mu w oczy. Wyglądało na to, że długo nie musiałam go przekonywać, bo bardzo szybko wpił się w moje usta i pocałował bardzo gorliwie.
- Może pójdziemy do sypialni? – zapytałam, gdy przerwaliśmy.
- Na pewno chcesz? – ten znów zrobił się ostrożny.
- Tak chcę i mam nadzieję, że przeprowadzisz mnie przez to i będzie pięknie – rzuciłam pewnie. – Przy tobie nie boję się już niczego – oparłam ręce na jego torsie wyczuwając przyśpieszone bicie serca. –Chodźmy – ponagliłam go znikając za drzwiami swojej sypialni, gdzie siatkarz zjawił się kilka sekund po mnie.

/Kaśka/

    Ostatni z gości właśnie opuścili sale, wszystko się udało. Stało się nawet więcej, bo nie dość, że bracia Karoli przejechali na czas to jeszcze mama Grześka poszła po rozum do głowy i obiecała zrozumieć ich uczucie oraz popracować nad sobą. Klapnęłam na krzesło obok Alka i wypuściłam głośno powietrze.
- To co następne wesele jakie zorganizujesz to będzie twoje własne - Magda rzuciła we mnie bukietem, który i tym razem złapałam jak widać lgnęły do mnie.
- A żeby dopełnić tradycji to obok ciebie będzie Pit – zaśmiał się Łukasz. – Tylko nie wiem, co na to Ola i Alek – teraz to już śmiali się oboje.
- Ja Kasi nikomu nie oddam – wylądowałam w mocnym uścisku Białorusina tak, że teraz jego tors robił mi za oparcie.
- Mam taką nadzieję – poprawiła się na nowej pozycji tak, by było mi wygodnie. – I tak zobaczycie, że to nie ja pierwsza wypowiem słowa przysięgi tylko ona – wycelowałam palcem w Magdę.
- Chciałabyś – prychnęła. Znałam Krasikov, jej nie jarały śluby, jeżeli chodziło o jej własną osobę. Mogła być gościem, świadkiem czy śpiewać piosenki, ale nigdy nie była tą, która marzyła o szybkim wystawnym ślubie.
- A zdziwisz się – czułam jednak w głębi, że teraz, kiedy jest z Kadziewiczem może jej się w końcu odmieni ten pogląd.
- Hej, dziewczyny spokojnie – Kadziu wystawił rękę między nam bojąc się, że jeszcze się tu pobijemy.
- Mi się do ślubu nie spieszy – Magda szybko oddała swoje myśli a mi wydawało się, że przez ułamek sekundy środkowemu zrzedła mina.
- Mi, tym bardziej – okłamywałam chłopaków, Madzia tutaj nie dałaby się w życiu oszukać.      Tak , tak ja byłam zawsze wewnątrz tą dziewczynką, która marzyła o bajkowym ślubie, księciu u boku i wielkiej miłości. Mogłam mieć wszystko tylko zawsze brakowało tej miłości, teraz już ją miałam i był to Alek. Nie chciałam jednak wywierać presji, bo na wszystko przyjdzie czas.
- Dobra widzę, że już sobie to ustaliłyście, to co powiecie na śniadanie i mocna kawę – Alek puścił mnie, po czym wyciągnął rękę, by pomóc mi wstać.
- W tym stroju?- marudziła Krasikov.
- A, co to kogo obchodzi – Łukaszowi wyraźnie się pomysł przyjmującego spodobał sam pobiegł po nasze okrycia i szybko znaleźliśmy się na mieście w jednej z otwartych od rana restauracyjek.
Magda zajadała się rogalikiem, chłopaki zadowolili się kanapkami a ja oprócz sałatek wcisnęłam w siebie jeszcze omleta, dopiero gdy jadłam połapałam się, jak bardzo byłam głodna.
- Gdzie ona to wszystko mieści ?– mój niepohamowany apetyt nie umknął uwadze Łukasza.
- Sam bym chciał wiedzieć – Alek roześmiał się.
- Dopóki moja figura wygląda tak jak wygląda będę jadła wszystko, na co mam tylko ochotę – odpowiedziałam z pełnymi ustami.
     Po wypiciu przepysznej kawy Kadziu z Madzią zamówili taksówkę i pojechali do jego mieszkania my z Alkiem postanowiliśmy się przespacerować, bo do niego nie było aż tak daleko. Ludzie, którzy postanowili wstać wcześnie w ten niedzielny poranek patrzyli na nas nieco zdziwieni, bo to nie był codzienny widok widzieć siatkarza odstawionego w elegancki garnitur i płaszcz z kobietą w długiej sukni u boku.
- Skąd ty bierzesz tyle energii?- zastanawiał się Alek.
-Nie wiem, może ze słońca – zaśmiałam się. – A tak na poważnie to dzięki temu, że jestem szczęśliwa. To ty mnie uszczęśliwiasz.
- Co za zaszczyt- Alek również był w wyśmienitym humorze ja zaraz miałam nadzieję poprawić go jeszcze bardziej.
- Mogę cię o coś zapytać? – uspokoiłam się na chwilę.
-No pytaj – patrzył na mnie zaciekawiony,
- Czy ja mogłabym z tobą zamieszkać? Czuję się już gotowa – nie usłyszałam odpowiedzi tylko oderwałam się od ziemi, po czym brunet mocno mnie pocałował i dopiero potem postawił na chodniku.
- Możesz i to jeszcze dziś – dodał.
- Alek?- zerknęłam na niego.
- Co? – popatrzył na mnie z obawą.
- Ale ty wiesz, ile ja mam rzeczy, przydałabym mi się szafa- to byłam cała ja zawsze musiałam coś pokombinować do tego co wymyśliłam przed chwilą.
- Kupię ci nawet trzy jak będzie potrzeba i co tylko zechcesz – to go ani trochę nie przeraziło a, gdyby uśmiech potrafił ogrzać jak słońce to mogła bym spacerować po rzeszowskich ulicach tylko w bikini.




Uff… Ciężko było w tym tygodniu. Choroba, totalna pustka w głowie i radosna twórczość mojego Worda, który przekręcał niemal każdy wyraz. To był ciężki bój. Do tego zaczyna do nie docierać, że to już koniec mojej blogowej przygody. Jeszcze kilka publikacji i Melody oraz jej opowiadania przejdą do historii. Smutno mi.
W tym tygodniu nie do wszystkich z was dotarłam, ale przez kilka dni jak wspomniałam wyżej byłam chora i nie bardzo miałam ochotę na siedzenie przy komputerze, a potem to mi już czasu na to wszystko zabrakło. Odwiedzę was obiecuję.