12 kwietnia 2013

33. Przełom.



/Magda/

     Gdańsk. Zjawiłam się tu tak jak chciałam. Już za kilka minut zobaczę się również z Jurijem. Mieliśmy dużo szczęścia, że Biereżko się w ogóle tu pojawił. Rehabilitacja jego kolan wydłużała się, mówiono nawet o operacji. Na razie był pod opieką lekarza kadry i w sumie dzięki niemu tu przyjechał. Woronkow twierdził, że może się przydać drużynie nawet w takim stanie. Tm sposobem po 2 miesiącach mogliśmy sobie znów spojrzeć w oczy. Poszłam za namową Kaśki i przestałam analizować każde wydarzenie. Choć raz chciałam żyć w myśl zasady „co ma być to będzie”. Miała słabość do Biereżki od dawna, odkąd go poznałam pogłębiła się ona jeszcze bardziej. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie chcę poczuć jego ust na swoich. To jednak się odwlekało w czasie, bo przyjmujący się spóźniał od dobrych 25 minut. Gdy zaczęłam się już niecierpliwić obracając komórkę w dłoni usłyszałam pierwsze głosy naszych wschodnich sąsiadów a zaraz po tym do holu dosłownie wtoczyła się cała kadra obładowana sprzętem treningowym. Między nimi był też Jurij, serce zabiło mi mocniej, gdy zobaczyłam, że na jego twarzy maluje się szeroki uśmiech. Sama nie wiedziałam co teraz. Sceny rodem z filmów romantycznych i rzucanie się na szyję nie były w moich stylu, do tego nie miałam pojęcia czy mogę o tak do niego podejść. Z tych wszystkich wątpliwości wyręczył mnie Rosjanin, który odłączył się od grupy, gdy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały. Stanął obok mnie i przyciągnął mocno do siebie, a potem zaborczo pocałował. Byłam skołowana takim zachowaniem. Co to miało być, manifest?
- A może tak najpierw jakieś cześć? – spojrzałam na niego, gdy w końcu mnie puścił.
- Magda, wiesz cześć to ci mogłem mówić zawsze a całować ani razu po tym jak wyjechałem – wytłumaczył się. Powiedzmy, że przyjęłam ten argument. Nie umknęły mi ciekawskie spojrzenia Dmitrija i Jewgienija, którzy stali przy automacie do kawy. Reszta zawodników rozsiadła się w lobby.
- Spóźniłeś się – wytknęłam mu. Ręka Biereżki w tym czasie zawędrowała pod mój top gładząc moją skórę przy pasku od jeansów. Coraz bardziej zastanawiałam się co on wyprawia?
- Wiem, ale to nie nasza wina. Dziewczyna, która robi tu dla nas za przewodnika nie stawiła się dzisiaj. Mieliśmy problem, bo na zastępstwo przysłali faceta, który po rosyjsku mówił tak jak ja po polsku – wyjaśnił. Mogła sobie to tylko wyobrazić. Jestem ciekawa jak on się w ogóle z nimi dogadał. – Magda, a może ty byś go zastąpiła? – wypalił powodując, że moje oczy z pewnością przybrał rozmiar spodków.
- Zwariowałeś ja się na tym nie znam – pisnęłam z przerażenia – Do tego trzeba mieć kwalifikacje – broniłam się.
- Przesadzasz z tym. Zaraz porozmawiam z trenerem i kierownikiem. Chodź – nie zważał na moje protesty i to, że zaparłam się tak, że przez pewien czas musiał mnie ciągnąć czym jeszcze bardziej wzbudziliśmy zainteresowanie jego kolegów.
     Potem wszystko potoczyło się tak szybko, że po 3 godzinach załatwiania, tłumaczenia i wstawiennictwa Jurija wraz z Alekno na mojej szyi wisiała plakietka, że od tej pory jestem częścią teamu Sbornej. Organizatorom moja obecność chyba była na rękę, bo nie protestowali. Wystawili potrzebne dokumenty, dali harmonogram, mapki obiektu i miasta i tak naprawdę zostawili mnie samej sobie a ja byłam przerażona. Nie wiedziałam czy chcę to robić. Miałam wypocząć ,a wyszło na to, że będę w pracy, nawet argumenty Jury, że teraz po pierwsze będziemy więcej czasu spędzać razem, a po drugie na moje konto wpłynie pokaźna suma nie były w stanie mnie przekonać. Stałam teraz przed kadrą Rosji, gdy Alekno dokonywał prezentacji i tłumaczył swoim podopiecznym, że mogą zwracać się do mnie z tymi samymi prośbami jak do mojej poprzedniczki z którą spędzili poprzednie 2 dni.
- Pamiętajcie niech wam tylko żadne głupoty nie przychodzą do głowy – pogroził im palcem na koniec.
- Dobra trener swoje powiedział, teraz ja wam coś powiem. Pewnie zauważyliście, ale wyjaśnię. Magda to moja kobieta i łapy radzę trzymać przy sobie – pierwszy raz z ust Rosjanina padło słowo, że łączy nas coś więcej. Zaskoczył mnie tym, jeszcze bardziej, że ogłosił to wszem i wobec, tak naprawdę nie konsultując tego ze mą. Tylko czego ja oczekiwałam, czy w tych czasach, czy w ogóle omawia się jeszcze takie rzeczy? Musze się chyba przyzwyczaić do takiego stylu bycia.
     Ta informacja spowodowała falę zamieszania i pytań. Z początku dość ogólnych a później, gdy krąg zainteresowanych zmniejszył się do przyjaciół Jury ich ciekawość wzrosła. Z mojej dedukcji wyszło, że tylko Maksim i Jewgienij coś tam o mnie wiedzieli. Jeżeli to „coś tam” można określić słowami, że to na pewno ja jestem tą dietetyczką z Resovi. Jak widać Jura nie bardzo się wcześniej chwalił. Nie chciałam tego roztrząsać i tak miałam dość na głowie.
- Za 10 minut macie być na kolacji – spojrzałam w harmonogram. Już teraz wiedziałam, że raczej się z nim nie rozstanę w przeciągu najbliższych dni. – A ty nie idziesz? – spojrzałam zdziwiona na Biereżke, który nadal stał przy mnie.
- Trener pozwolił mi zostać z tobą. Później i tak mamy czas wolny – zrobił słodkie oczy. Wiedział, że ciągle jestem zła na niego, za to w co mnie wpakował.
- Wiem – pomachałam mu demonstracyjnie kartką z ich rozpiską dnia. – Nie przymilaj się i tak mam ochotę cie mocno uszkodzić – warknęłam czując jego ciepły oddech na moim policzku.
- Przecież nie będziemy sprawiać ci problemów. Chodźmy gdzieś, mam już dość tego hotelu i zamieszania. Chcę pobyć wreszcie z tobą- po takich słowach budziła się we mnie egoistka i chełpiłam się tym, że tak na niego działam. Wyglądało na to, że Jurij naprawdę tęsknił, już nawet wspomnienie o moim pocałunku z Łukaszem przy Biereżce zdecydowanie wyblakło.
     Plaża to nie było wyborne miejsce na chwilę spokoju. Trwał przecież sezon a turystów było co nie miara. Jedyną różnicę jaka mogłam wyczuć było to, że, choć spacerowałam z reprezentantem kraju to wzbudzaliśmy raczej małe zainteresowanie zaliczające się do kilku spojrzeń. Gdybym stawiła się tu z kimś z naszej narodowej kadry ten nie opędził, by się od fanów. Z Rosjaninem było, inaczej i bardzo mi to odpowiadało. W końcu znaleźliśmy wolne miejsce, by usiąść na piasku. Niedaleko na prowizorycznym parkiecie trwała już zabawa, która z pewnością będzie toczyć się do białego rana.
- Nadal jesteś zła? – odezwał się po naszej dłuższej chwili milczenia.
- Nie, zwyczajnie zastanawiam się, ile jeszcze zmieni się w moim życiu za sprawą siatkarzy. Wprowadzacie niezły mętlik w życie. Od zeszłego roku mój świat stanął na głowie –zwierzyłam mu się. Czasami nachodziły mnie nawet myśli, ile zostało z tamtej Magdy którą była jeszcze rok temu?
- Ale to chyba dobrze. Do razu jest ciekawiej. Tak naprawdę to ja nawet nie wiem czym zajmowałaś się rok temu – zaciekawił się.
- Niczym szczególnym. Studiowałam jak teraz, tyle że jeszcze w Krakowie, pracowałam w barze i czasami śpiewałam na wieczorkach karaoke – specjalnie ominęłam fakt, że dokładnie rok temu to Łukasz był przy mnie, nie chciałam psuć nastroju.
- Zaśpiewaj mi coś – poprosił, wlepiając we mnie te brązowe ślepia.
Z parkietu dochodziły do nas słowa letniego hitu Jennifer Lopez „I'm into you” wsłuchując się w melodię powieliłam słowa śpiewane przez piosenkarkę. Uświadomiłam sobie przy tym, że mają one wiele wspólnego z tym co się dzieje teraz w moim sercu. Chyba zakochałam się w Biereżce, przynajmniej miałam takie wrażenie.
- Chciałbym byśmy to kiedyś zaśpiewała do poduszki – dodał z uśmiechem napierając na mnie całym swoim ciałem, po czym dokładnie zaczął badać moje podniebienie swoim językiem. Doskonale zrozumiałam aluzję jaką zawarł w swoich słowach, ale czy byłam na to gotowa? Nie chciałam o tym myśleć. Miałam nie analizować! Pozwoliłam oddać się fizycznemu uniesieniu jakie serwował mi Rosjanin błądząc ustami po mojej rozgrzanej od upału skórze.
     Kolejnego dnia przekonałam się tak naprawdę co znaczy być częścią teamu, który bierze udział w wielkiej imprezie. Od rana panowało totalne zamieszanie. Wszystko potęgował fakt, że to właśnie Rosja otwierała ten turniej meczem z USA. Z wielką pomocą menagera Sbornej, a także Jurija, który nie znalazł się w meczowej dwunaste udało mi się nie skompromitować. Odetchnęłam z ulgą dopiero wtedy gdy zajęłam krzesełko przeznaczone dla mnie i mogłam na czas meczu odpocząć. Właśnie teraz mogłam zobaczyć, że perfekcja którą ogląda się przed telewizorem rodzi się z kompletnego chaosu i zgrania się zupełnie obcych dla siebie ludzi. Spotkanie zakończyło się wygrana Rosjan a ja znów wpadłam w wir pracy. Po odprawie Alekno pozwolił swoim podopiecznym na 3 godziny dla siebie z zastrzeżeniem, że mają stawić się na późnym obiedzie. Potem trening lekka kolacja i do łóżek. Jeden dzień sprawił, że nie miałam na nic siły. Z równowagi wyprowadził mnie szczególnie Wołkow i Butko, którzy koniecznie chcieli do galerii handlowej. Pod dokładnym wytłumaczeniu im jak tam trafić wręczeniu mapy i zamówieniu taksówki miałam ich z głowy, modląc się, by wrócili w jednym kawałku . Czekał na mnie jeszcze mecz Polaków z Bułgarami, nie miałam zamiaru tego odpuszczać. Wiedząc, że nikt ze sztabu Rosji nie będzie już ode mnie niczego chciał, podjechałam taksówką pod Ergo Arenę. Jakie było moje zdziwienie, gdy w środku natknęłam się na Jurija ze Siwożelezem. Nie powinno ich tu być, ale przymknęłam na to oko, mimo że to było nieprofesjonalne z mojej strony. Na długo zapamiętam ten mecz i ciszę, która zapadła, gdy Bartman upadł na parkiet doznając kontuzji a nasza kadra znów straciła jednego z najbardziej potrzebnych w danej chwili zawodników.

/Kaśka/

     Mijał drugi tydzień mojego pobytu w Grodnie. Z początku nie mogłam się tutaj odnaleźć. Problem sprawiała mi bariera językowa, ale otoczenie w jakim się znajdowałam nadrabiało ten mankament. Rodzinny dom Alka znajdował się na obrzeżach miasta położony w malowniczej dzielnicy pełnej sadów i łąk. Samo miasto kryło w sobie wiele zakątków z pięknymi zabytkami. Jeżeli chodzi o przywitanie mnie przez rodziców Alka to byli nastawieni na moja osobę raczej neutralnie, głównie przez to, że porozumieć mogłam się z nimi tylko za pośrednictwem Alka czy jego siostry Katji. Niestety, państwo Ahrem znali tylko kilkanaście słów w polskim języku, które były im głównie potrzebne do porozumienia się na pobliskim targu, gdzie czasami handlowali Polacy. Magda odnalazła, by się tu z miejsca, ponieważ rosyjski był tu wszechobecny, za to angielski i wspomniany wcześniej polski znała garstka. Na całe szczęście w tej garstce była Kat i przyjaciele Aleha. Kiedy już myślałam, że do końca mojego pobytu nic się nie zmieni i będę tylko gościem traktowanym bardzo grzecznościowo z racji wychowania nastąpił przełom. Kiedy bez żadnych oporów przyjęłam poród u ukochanej klaczki pani Ahrem i wszyscy powitaliśmy na świecie małego zdrowego źrebaka pani Jelena uściskała mnie z całych sił i ucałowała w oba policzki. Zobaczyłam podziw w oczach rodziców Alka i uśmiechy, które rekompensowały mi tysiące słów, których i tak nie mogłam zrozumieć.
     To było zadziwiające, ale Grodno przypominało mi Tarnów. Przynajmniej te okolice w których mieszkał za młodu Alek. Jeszcze miasto, ale okolica, w której byliśmy zachowała namiastkę dawnego życia, gdzie w każdym domu było gospodarstwo a wiele osób nadal utrzymywało się z roli. Nawet rodzina Ahremów miała swoje ziemie, które teraz zapełniał ogromny sad w którym dojrzewały już wczesne odmiany jabłek. Bardzo lubiłam takie otoczenie i marzyłam, by kiedyś też mieć swoje „włości”.
     Właśnie teraz przygotowywałyśmy z Kat mniej więcej na środku sadu miejsce pod ognisko. Muszę powiedzieć, że tak zwariowanej i pozytywnie nastawionej do życia osoby dawno nie spotkałam. Młodsza siostra Aleha miała w sobie coś ze mnie, też kiedyś taka byłam. Niestety, wydarzenia związane z Wiktorem przytłumiło we mnie tamtą Kaśkę. Katjia miała jednak cechy, których mi jeszcze brakowało, biła od niej dojrzałość i odpowiedzialność. Potrafiła równoważyć swoje usposobienie i to sprawiało, że była jeszcze bardziej wyjątkowa.
- Jak tam bratowa, dobrze ci tu z nami? – Kat od początku tak mnie tytułowała. Moje protesty na nic się zdały. Kat twierdziła, że szkoda mojej energii na zaprzeczanie czemuś co i tak prędzej czy później stanie się faktem.
- Tak, ale tęsknię też za domem, za przyjaciółmi, ale i tu odnalazłam kilku- przytuliłam ją. – Musisz koniecznie przyjechać do nas do Polski z Valentinem. Teraz jednak bawmy się, nie będziemy się przecież smucić – zastrzegłam.
- O dobrą zabawę martwić się nie musisz. Chodźmy do domu poczekamy tam na wszystkich – obie pod rękę prawie, że w podskokach ruszyłyśmy przed siebie.
Na ognisku zjawiło się kilku kolegów Alka, jego przyjaciel Rodin, Kat z Valentinem oraz dwóch kuzynów z żonami. Żartowali z Aleha, że ciągle jest stanu wolnego i raz po raz dawali nam do zrozumienia, że nie mamy na co czekać, dosłownie jakby się wszyscy zmówili. To było miłe nikt nie powiedział, że u swego boku powinien mieć partnerkę ze swojej ojczyzny. Nawet obecny alkohol mi nie przeszkadzał, nie ciągnęło mnie do niego. Myślałam, że będę musiała walczyć z pokusą, ale ona nie pojawiła się wcale odkąd miałam u swego boku przyjmującego.
- Sorry za spóźnienie – usłyszeliśmy głos za naszymi plecami. – Rozpoznałam go. Nastja mówiła z mocnym akcentem i często myliła angielskie słowa. Byłam w ogóle zdziwiona, że postanowiła odezwać się po angielsku, a nie po białorusku. Poznałam ją podczas narodzin źrebaka, kiedy chciała bardzo „ pomóc”, ale nie wiedziała jak się do tego zabrać. Dla mnie wyglądało to bardziej na to, że chciała się popisać przed rodzicami Aleha. Po wszystkim miała nawet ochotę aby przypisać sobie zasługi jednak państwo Ahrem ślepi nie byli i zupełnie ją zignorowali.
- Nie zapraszaliśmy jej – Katjia szepnęła mi do ucha.
- To impreza czy stypa? Co tak cicho siedzicie? – dziewczyna wcisnęła się między mnie a siatkarza od razu zagadując go czymś oczywiście po białoruski żebym nie mogła nic zrozumieć. Postanowiłam nie zwracać na nią uwagi, ale nie mogłam znieść zazdrosnych spojrzeń i czułam, że jeszcze chwila a wybuchnę. Kat z resztą wyglądała podobnie. Nie mogła darować Nastce tego jak potraktowała Alka. Kiedyś były przyjaciółkami teraz do tego było daleko.
- Napijmy się – szatynka wcisnęła mi do ręki butelkę piwa. – Za spotkanie! – krzyknęła unosząc dłoń w górę co powtórzyli goście. Moja ręka nawet nie drgnęła. Teraz, gdy miałam alkohol tak blisko pojawiły się wątpliwości. Moja reakcja nie umknęła jej uwadze. – Nie napijesz się z nami? Nie pasuje ci towarzystwo?
- Nie piję alkoholu – wyjaśniłam.
- Nie bądź sztywniarą! – zaznaczyła, dodając coś czego już nie zrozumiałam a nikt niestety nie był uprzejmy, by mi przetłumaczyć, nawet Kat. Domyśliłam się, że lepiej będzie jak nie poznam znaczenia tych słów.
- Chyba nie będziemy się licytować jaka jestem a jaka nie i co mam robić? – dogryzła jej.
- Księżniczka z Polski się znalazła. Nie pasujesz tu, nie widzisz tego!? – sytuacja wymykała się z pod kontroli. Zaczęło się robić gorąco i to wcale nie za sprawą płonącego ogniska.
- Nie chcę się kłócić, nie po to tu przyjechałam – mówiłam spokojnie co wymagało u mnie sporo wysiłku. Niestety, wiedziałam, że Białorusinka nie zamilknie o tak.
- Nastka odwal się od Kaśki, nikt cię tu nie zapraszał! –Kat pierwsza stanęła w mojej obronie.
- Nastja przesadzasz, przeproś Kasię – Aleh stanął przy mnie a ta znów wybuchła wykrzykując coś w ojczystym języku. To chyba był pierwszy raz, kiedy ucieszyłam się, że nie wiem kompletnie o czym ona mówi. Pewnie, gdybym wiedziała rzuciłabym się na nią i zaczęła ciągnąc za kłaki. Aleh wdał się z nią w pyskówkę.
- Pójdę się przejść – powiedziałam do Katji. Nie chciałam na to patrzeć. Gdy te obrazy stawały mi przed oczami dopadały mnie wątpliwości, że źle zrobiłam przyjeżdżając tutaj.
     Samotność nie była moim partnerem zbyt długo. Kiedy usiadłam przy jednej z większych jabłoni z za drzew wyszedł Ahrem.
- Przepraszam cie, za to. Nastja zawsze była zbyt porywcza. Nie chciałem, by cię obraziła – przysiadł się do mnie.
- Nawet jak to zrobiła to i tak nie zrozumiałam ani słowa. Aleh a, jeżeli ja tu nie pasuję, a ty chcesz mi tylko wmówić ze wszystko będzie dobrze? – podzieliłam się z nim swoim obawami.
- Pleciesz bzdury. Kat odnalazła w tobie bratnią duszę a bariera językowa to żadna bariera – przekrzywił moja głowę tak bym spojrzała mu w twarz.
- Wiesz zauważyłam, że jesteśmy z Katjią bardzo do siebie podobne. Przyznaj się przypominam ci siostrę i dlatego się do mnie przyczepiłeś? – wracał mi humor, to był dobry znak.
- Tak to prawda co mówisz, jesteś do niej podobna i to bardzo, ale, choć bardzo ją kocham to miejsce w moim sercu zajęłaś ty i mam nadzieję, że nigdy to się nie zmieni. Może to głupie, ale czuje, że mógłbym spędzić z tobą wieczność i nigdy nie znudzić się twoim towarzystwem – nie wiem czy to sceneria czy słowa wypowiedziane przez siatkarza, ale właśnie teraz poczułam, że odnalazłam siłę, by przełamać barierę którą sama zbudowałam. Wreszcie mogłam odetchnąć pełną piersią czując, że wróciła dawna Katarzyna Wieczorek, ale sto razy silniejsza. Po tym silnym oddechu wycelowałam ustami prosto w usta siatkarza powodując, że przewróciłam go na trawę a moje serce zabiło mocniej, gdy nasze wargi wreszcie się spotkały.

Musze wam podziękować za życzenia zdrowia dla mojego palca, ma się on lepiej.
Wiecie co moja koncepcja względem tego opowiadania poszła sobie daleko w las i zgubiła w topniejących zaspach śniegu. Finały w Gdańsku miały zmieścić się góra w 2 rozdziałach a mam wrażenie, że, gdybym mogła to i 10, by powstało(będzie chyba 3, więc was nie zanudzę). Jak tak dalej pójdzie to nigdy nie skończę zawiłych wydarzeń tej historii.
Witam
Dzuzeppe i Martittę. To, że pojawiają się tu wciąż nowe dziewczyny pokazuje, że nie wolno mi zostawić tego tak jak jest mimo tego, że, odkąd zaczęłam pisać to opowiadanie ciągle mam wątpliwości.