21 czerwca 2013

38. Kolejny dzień będzie wyzwaniem mym…




/Magda/
     Zaczął się trzeci tydzień naszego zgrupowania w Kielnarowej. Dziś rano podczas śniadania podsłuchałam jak chłopaki z młodej Resovi obliczyli, że zostało nam jeszcze 3 tygodnie nim wrócimy do Rzeszowa. Z jednej strony wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić do tej monotonni wykonywanych zajęć z drugiej tęsknili za własnymi 4 kątami, których nie muszą dzielić ze współlokatorem z pokoju. Jakie były te minione dwa tygodnie?      Planowanie diety, konsultacje, monitoring ich wyników i tak w kółko. Do tego miałam na głowie nie jednego, nie dwóch a trzech facetów: Grześka, Alka i kogo, by innego jak nie Łukasza. Tych pierwszych mogłam zrozumieć byłam łącznikiem między nimi a ich dziewczynami, za to Kadziu starał się zrobić wszystko bym zwracała na niego uwagę. Jeżeli mówię wszystko to, też mam namyśli. A to mu się skończył szampon a nikt mu nie chciał pożyczyć, a to znów w jego pokoju okno tłukło się podczas wiatru i nie mógł się zdrzemnąć po południu, wreszcie nikt nie chciał z nim grać w tysiąca i na ofiarę upatrzył sobie mnie. To, że nie miałam pojęcia jak się gra wcale go nie obchodziło. Bawiło minie to i było to bardzo miłe. Miłe dlatego, że ani razu nie wspomniał o Juriju. Chyba mieliśmy między sobą nigdy nie wypowiedzianą umowę, by nie poruszać tematu mojego związku z Rosjaninem. To bardzo pomagało, bo dzięki temu między nami nie było żadnych negatywnych spięć, co najwyżej te same pozytywne, gdy potrafiliśmy się przekomarzać o głupoty. Oczywiście Łukasz w tym wszystkim bardzo subtelnie potrafił ukryć, że chce mnie poderwać nigdy jednak nie przekraczał granicy i nie wywierał na mnie presji. Jedyne co mnie niepokoiło w tym wszystkim to byłam ja sama i moje serce, które na swój sposób reagowało na jego osobę. Mocniej biło na jego widok, dźwięk głosu, śmiech czy po prostu zapach, gdy wyszłam na korytarz zaraz po tym jak środkowy, nim przechodził.
     Powinnam porządnie się zastanowić nad swoim zachowaniem, ale od kilku dni miałam inny problem na głowie. Nieokreślony ból brzucha, zawroty głowy, senność i nudności, które powodowały, że rano nie byłam wstanie przełknąć niczego po za kawą. Wiedziałam, że teraz nie mam co już zwlekać, bo moje objawy były jednoznacznie przynajmniej dla mnie. Dziś wzięłam dzień wolnego z zamiarem udania się do lekarza.
     Stanęłam na parkingu pod swoją mazdą, ale zrezygnowała z użycia jej dzisiaj, zbyt często kręciło mi się w głowie bym mogła w 100% poprowadzić wóz. Wolałam nie ryzykować, dlatego ruszyła w stronę przystanku.
     Niespełna 20 minut później czekałam na autobus, który powinien pojawić się lada moment.
- A pani, gdzie się wybiera? Może podwieźć? – lexsu Łukasza zatrzymał się obok mnie a ten szczerzył się do mnie w najlepsze przez otwartą szybę.
-Co ty tu robisz? Powinieneś mieć teraz siłownię – zgromiłam go.
-Mam fory u Andrzeja – wypiął się dumnie a ja spojrzałam na niego sceptycznie. – Ok. muszę coś załatwić w banku w Rzeszowie. Wsiadaj, pewnie do dziewczyn jedziesz, podrzucę cię – otworzył mi drzwi od strony pasażera. Nie protestowałam, potulnie wgramoliła się na fotel zatrzaskując drzwi.
- Stęskniłaś się za nimi? – zapytał. Nie miałam zamiaru wyprowadzać go z błędu. Niech prawdziwy cel mojej wizyty w stolicy Podkarpacia zostanie tajemnicą. Po za tym nic nie stało na przeszkodzie i może zdążę odwiedzić przyjaciółki.
- Tak, wiesz mamy, że sobą kontakt, ale to nie to samo. Mogę włączyć jakąś muzykę? – nie lubiłam podróżować w ciszy, zawsze musiała mi towarzyszyć jakaś melodia. Łukasza zaś znałam na, tyle że wiedziałam, nie zwraca na to uwagi i używa swojego sprzętu grającego wtedy jak sobie przypomni.
- Jasne, wiesz, gdzie są płyty. Ostrzegam, kiedy byłem w Olsztynie Monika szarżowała moimi samochodem, więc podarowała mi kilka swoich składanek, jak trafisz na coś ckliwego to nie moje – zaśmiał się. Złapałam pierwsze lepsze CD ze schowka wkładając do odtwarzacza.
- Kto to śpiewa? <klik>– odezwałam się po przeszukaniu mojej pamięci, by dopasować utwór, który ciągle leciał w głośnikach.
- Sam nie wiem – Kadziewicz wzruszył tylko ramionami.
- Mogę posłuchać jeszcze raz? – ta piosenka miała w sobie przesłanie albo tylko ja miałam jakieś poronione myśli na ten temat.
- Wiesz mówi się, że to kierowca decyduje o tym ,ale znamy się nie od dziś, to ty z naszej dwójki jesteś ekspertem od muzyki – puściłam piosenkę jeszcze raz. Śmieszne, ale tekst pasował do nas. Nie wiem czemu, ale jakby coś w nim mówiło „zawsze jest druga szansa, by zacząć od nowa”.
- Kolejny dzień będzie wyzwaniem mym – zanuciłam. Czułam, że nie odczepię się dziś od tych dźwięków.
- Prawdziwe to , codziennie z czym przychodzi się nam mierzyć …– stwierdził Kadziu. – …a przy okazji mówi jaka miłość jest cholernie trudna, gdy tą drugą osobą nie jest nam po drodze – nie odezwałam się na te słowa, bałam się, że gdy to zrobię zaprowadzi nas to pod ścianę.
- O jakie to stare! – zachwyciłam się, gdy kolejną z piosenkę okazała się być Ibelieve I can fly.
- Lubisz to?- zaciekawił się.
- Kosmiczny mecz, rok 1996, moja wielka fascynacja koszykówką, parę lat później, jak już wiedziałam o czym Kelly śpiewa spodobała mi się jeszcze bardziej.
- Też to pamiętam. Mam z nią też inne wspomnienia. Kiedyś właśnie przy niej wyznałem pierwszy raz dziewczynie, że się w niej zakochałem. Miałem, wtedy 16 lat i całkiem inne podejście do świata, ale ta chwila zawsze będzie w mojej pamięci – zdradził. Doceniałam to, że się mi zwierzył.
- Pomyślmy w 96 roku miałam 9 lat – zamyśliłam się.
- Byłaś dzieciakiem – Łukasz, za to się roześmiał.
- Tak, ale wiesz bardzo szybko dorosłam. 3 lata później byłam już zupełnie kimś innym. Śmierć ojca, moje problemy zdrowotne, przeprowadzka a niedługo po tym odkryłam siatkówkę i od tego momentu już wszystko się zmieniło – w szybkim tempie przewertowałam te wszystkie wydarzenia, które sprawiły, że z dziecka stałam się podlotkiem wiecznie sprawiającym kłopoty.
- Gdybyśmy się spotkali w tym 96 to ja… - zaczął.
-To ty miałbyś mnie na upierdliwego dzieciaka a ja ciebie za starego dziada – weszłam mu w słowo a środkowy znów się śmiał. – Zabawne, że takie różnice wieku z biegiem czasu się aż tak mocno zacierają.
- Ale ty masz mnie dalej za starego dziada – podsumował zerkając na mnie. Wiedziałam ze czeka co teraz powiem.
- Nieprawda!- zapewniłam go.
- To udowodnij mi to! – rzucił mi wyzwane.
- Łukasz przecież dobrze wiesz, że tak nie jest i nie było. Nie mielibyśmy ze sobą tak wiele wspólnych tematów, nie czulibyśmy się w swoim towarzystwie tak dobrze – wyliczyłam przy okazji uświadamiając to sobie.
- Coś więcej – zakręcił ręką domagając się jeszcze czegoś.
- Nie byłabym, wtedy z tobą – tak to chciał usłyszeć, ten błysk w oku mi to powiedział, sama zaś się pewnie zarumieniłam, bo policzki mnie zapiekły z gorąca.
- I to chciałem usłyszeć – potwierdził moje przypuszczenia. – Madzia wciąż nas wiele łączy. Widzę, że to pamiętasz – chciałam uniknąć tego tematu a oni i tak znalazł drogę, by do nas przyjść.
- Pamiętam i dlatego nie potrafię znów przekroczyć tej granicy. Już tyle razy ci to tłumaczyłam – westchnęłam pełna niemocy.
- Zaufaj mi proszę, już nigdy cie nie skrzywdzę – obiecał. Chciałam mu uwierzyć, ale jakaś uparta część mnie mówiła, że to się nigdy nie uda.
- To zbyt skomplikowane – uciekłam od bardziej konkretnej odpowiedzi.
- To skomplikowane – powtórzył za mną.
     W samochodzie znów zapadła cisza, ale nie trwała długo, bo nie mogłam się powstrzymać przed skomentowaniem kolejnej piosenki a tym samym znów wróciliśmy do luźnej rozmowy i trwało to aż znaleźliśmy się w Rzeszowie.
- Podrzucić cie pod dom?- zapytał, gdy znaleźliśmy się w centrum.
- Nie trzeba pójdę jeszcze do galerii. Możesz wysadzić mnie tutaj – szatyn zatrzymał się na poboczu.
- O, której mam cie odebrać? – jak widać Kadziewicz założył sobie, że będzie moim szoferem.
- Nie trzeba – spojrzał na mnie srogo a ja momentalnie zmieniłam zdanie. – Ok, ok może o 17 w tym samym miejscu?
- Dobra , trzyma cie za słowo – powiedział na pożegnanie.

     Oczywiście zamiast iść do mieszkania skierowałam się do swojej przychodzi lekarskiej. Wizyta u lekarza, seria pytań i kontrolne badania. Wyniki i konsultacje miałam mieć o 15. Do tego czasu miałam czas tylko dla siebie. Ruszyłam więc z zamiarem odwiedzenia dziewczyn. Nie wiem, co spowodowało, że stanęłam przed witryną salonu fryzjerskiego patrząc na swoje odbicie w szybie. Włosy splątane we francuski warkocz na boku zdążyły już żyć własnym życiem. Popatrzyłam na siebie jeszcze raz i popchnęłam drzwi salonu.
- W czy mogę pomóc? – zapytała mnie młoda dziewczyna.
- Chciałabym się ostrzyć.
- Zapraszam – wskazała fotel. – To jak ścinamy? – popatrzyła na mnie jednocześnie rozplątując mi włosy.
- Wie pani co może ja lepiej pokażę. Chodzi mi o coś w podobnym stylu – odszukałam na komórce zdjęcie i pokazałam fryzjerce.

/Karolina/

     W Polsce panowało powiedzonko „ Nie lubię poniedziałków” Chyba byłam jedną z niewielu osób, do których kompletnie to nie pasowało. Odkąd pracowałam w studio fotograficznym poniedziałki były dla mnie jednym z najlepszych dni tygodnia. Adrian zawsze właśnie w poniedziałki podrzucał mi do obróbki zdjęcia ze ślubów, komunii czy innych imprez, na których pracował. W jego fotografiach była magia i tak naprawdę nie wiele miałam do roboty. Za to mogłam napawać się uśmiechniętymi twarzami ludzi, które wyświetlały się na monitorze. Niedługo ja sama miałam stanąć za obiektywem aparatu podczas podobnych uroczystości, a nie być tylko pomocą. To ja za jakiś czas będę miała kogoś, kto mi pomoże. Nim to miało jednak nastąpić musiałam zająć się przejrzeniem i skatalogowaniem tych fotografii, które Helena z Adrianem wykonali w ten weekend. Akurat ten rodzaj pracy spokojnie mogłam wykonać w domu, zabrałam, więc nośniki pamięci i ruszyłam na parking w stronę samochodu Grześka. Bałam się jeździć bez niego, ale obiecałam mu, że znów przyzwyczaję się do samochodu dlatego ćwiczyłam na tym niewielkim odcinku jaki miałam z domu do pracy.
     Po okrążeniu osiedla dwukrotnie wreszcie znalazłam wolne miejsce blisko mojego bloku. Wychodząc z opla w oddali mignęła mi sylwetka człowieka, którego kiedyś znałam. Skarciłam się za ten miraż jaki podsunęła mi wyobraźnia, tej osoby na pewno tu nie ma. To nie możliwe! W mieszkaniu przywitało mnie głośne miauczenie Sylwka i ocieranie się kociaka o moje łydki. Za każdym razem, gdy któraś z nas wracała do domu ten domagał się jedzenia, dlatego zaczął już powoli przypomną sporą kulkę. Kasia czuwała jednak nad jego dietą i kociak jadł zdrowo.
     Rozłożyłam sprzęt u siebie w pokoju i zaczęłam przeglądać zdjęcia, gdy rozdzwonił się dzwonek. Przezornie zawsze patrzyłam przez wizjer, kto to, gdy zobaczyłam pod drugiej stronie tą twarz zamarłam.
- Caroline otwieraj, wiem, że tam jesteś? – krzyknął po angielsku bez choćby grama polskiego akcentu. Przez lata pozbył się go na dobre. – Słyszysz, czy już całkiem ogłuchłaś! – walił w drzwi. Nie wiedziałam co robić. Nie chciałam też niepokoić sąsiadów. Otworzyłam.
- Co ty tu robisz? – ojciec nie zwrócił na mnie kompletnie uwagi, miał srogi wyraz twarzy, szykowałam się na kolejny wybuch.
- Myślałaś, że się nie dowiem?! Co ty sobie wyobrażałaś, że moje pieniądze pójdą na marne. Wiesz, ile wpakowałem w zakon, żeby cie tam przyjęli?! A ty tak się odwdzięczasz! Uciekasz i to gdzie do Polski! Czy ja cie nie nauczyłem ze w tym kraju nie masz czego szukać?! – krzyczał w najlepsze.
- Nie musisz tak wrzeszczeć, słyszę cię doskonale – odezwałam sie cicho.
- Ile razy mam ci jeszcze powtarzać, że masz się do mnie zwracać po angielsku? – szarpnął mnie za rękę przekrzywiając mi głowę i odgarnął włosy na bok. – Skąd masz ten aparat?! Gdzie jest ten, który kupiliśmy ci z matką?!
- Pracuję tutaj, zarobiłam na niego- wolałam to powiedzieć niż mówić, że to Grzesiek mi go kupił, to spowodowało, by jeszcze gorszą reakcje ojca.
- Właśnie widzę. Mieszkanie odnowione, ty z tym czymś w uchu. Co kurwisz się, inaczej w tym kraju porządnie nie zarobisz. Z resztą to się już nie liczy. Tu masz bilet – cisnął mi, nim w klatkę piersiową.- Masz tydzień. W poniedziałek wracam i lecisz ze mną do Stanów, siostry zakonne ucieszą się z twojego powrotu – powiedział pewnie.
- Nigdzie nie polecę. Tu jest teraz mój dom, tu mam przyjaciół, chłopaka, prace – w przypływie zagrożenia adrenalina dodała mi odwagi, nie pozwolę, by ojciec zniszczył mój świat.
- Dobrze, tak stawiasz sprawę w porządku. Ja też ci coś powiem albo za tydzień wyjdziesz z tego mieszkania dobrowolnie albo zabiorę cię siłą – zagroził.
- Nie pojadę z tobą – wydukałam. Moja odwaga zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.
- Przemyśl moją propozycje Karolinko – w tym momencie do mieszkania weszła Magda i zapewne słyszała ostatnie słowa ojca, które dla wzmocnienia ich znaczenia wypowiedział po Polsku. Ten język w jego ustach ostatni raz słyszałam z 10 lat temu. Bez mrugnięcia okiem wyminął blondynkę posyłając jej nawet serdeczny uśmiech.
- Kto to? – zapytała zaciekawiona.
- Akwizytor – skłamałam nie mając pojęcia dlaczego to zrobiłam. – Obcięłaś włosy, ślicznie wyglądasz!<klik> – szybko zmieniłam temat nie chcąc niepokoić przyjaciółki tym co się przed chwilą tu wydarzyło.

/ Magda/

     Miałam wrażenie, że Karolinę coś gryzie, ale, gdy zapytałam ta odparła, że wszystko jest ok. Nie chciałam drążyć tematu, nie lubiłam być wścibska. Żałowałam, że Kaśka ma dziś dyżur jako wolontariuszka w naszej lecznicy weterynaryjnej i, że nie udam mi się z nią zobaczyć. Razem z Karoliną ugotowałyśmy obiad, głównie to ja trajkotałam opowiadając o tym co dzieje się na zgrupowaniu a szatynka była milcząca i niespokojna, ale nie chciała się przede mną otworzyć. Zdecydowałam, że powiem po powrocie o tym Grześkowi, może jemu się zwierzy.
    Punktualnie o 15 znów byłam w gabinecie lekarza.
- Pani Magdo niestety jest tak jak wspólnie założyliśmy. Zleciłem też sprawdzenie poziomu hCG we krwi, jest w normie, czyli nie jest to ciąża.
- Mówiłam panu. Tak jak wcześniej wspomniałam zabezpieczam się – jeszcze raz to potwierdziłam.
- Oczywiście rozumiem, ale sprawdzić nikomu jeszcze nie zaszkodziło. To nie to, choć przyznam się, że sam na to liczyłem przeglądając pani kartę, która pozwoliłem sobie wyciągnąć z akt pani wcześniejszej przychodni. Nastąpił nawrót choroby – wiedziałam, że to moja i tylko moja wina. Już dawno powinnam się zgłosić do lekarza, ale tyle się działo, że zawsze potrafiłam znaleźć coś ważniejszego.
- Jak jest źle? – akurat sama mogłam spojrzeć na wyniki i to określić, bo znała się na tym, ale lekarz to lekarz.
- Na tyle że położyłbym panią na 5 dni w naszym szpitalu, by uzupełnić wszelkie niedobory – na to nie mogłam pozwolić.
- Panie doktorze wiem, że jest inne wyjście. Ja pracuję, nie mogę zostawić tej pracy – poprosiłam
- A będzie pani miała kogoś, kto poda codzienne kroplówkę i pani przypilnuje. Proszę mi podać tylko konkretnych ludzi – zapytał sceptycznie. Nie dziwiłam mu się pewnie nie pierwszy raz spotkał się z taką reakcją.
- Tak pracuje w sztabie Resovi, mamy lekarza to Tomasz Wójcik – dla pewności podałam dane.
- Dobrze, ale robię to w drodze wyjątku. Wypiszę recepty na wszystkie brakujące mikro i makroelementy. Te kroplówki powinny uzupełnić niedobór. Później przejdziemy na farmaceutyki w tabletkach. Musi pani pamiętać, że organizm w pani przypadku jest niezwykle podatny na anemię. Nikt nie chce chyba powtórki sprzed lat, kiedy była pani 3 miesiące w szpitalu z wyniszczonym organizmem – spojrzał w moją kartę. – Pani Magdo ma Pani o siebie dbać jak na dietetyka przystało – zagroził surowo.
     Znów to się działo, już 3 raz doprowadziła siebie do takiego stanu, że potrzebne mi były kroplówki. Mój organizm w jakiś dziwny sposób nie chciał produkować wystarczającej ilości czerwonych krwinek i stąd te moje wszystkie objawy. Ja dietetyczka i sama się tak wykończyłam. Jak to mówią „ Szewc w podartych butach chodzi”. Wiedziałam, że jak zacznę się znów pilnować to wszystko wróci do normy dlatego nie miałam zamiaru nikogo niepokoić swoim stanem. Umierać, nie umierałam.
     Po wykupieniu potrzebnych leków czekałam na Łukasza we wskazanym miejscu.
- Jeszcze chwila a bym się nie poznał – przywitał mnie, gdy wsiadłam – Skąd ta zmiana? – jego ręka powędrowała na moje włosy, by mógł chować palce w krótkich kosmykach.
- Sama nie wiem, chyba tego potrzebowałam. Z resztą doszłam do wniosku, że wolę siebie w krótkich włosach – sama nie wiem, co mnie podkusiło, by znów je zapuszczać przecież od prawie 6 lat miałam zawsze krótkie włosy.
- Ja też cie taką wole, taką cię poznałem. Teraz przypomniał mi się ten moment, gdy obserwowałem ciebie i Kaśkę i podsłuchiwałem jak zaciekle mnie broniłaś – przypomniał mi
- Zawsze będę cię bronić. Trenerzy popełniają błąd nie powołując cię – tu byłam pewna, że i w moim i jego sercu jest z tego powodu wielka zadra.
- To jest nas dwoje, ja też cie obronię zawsze i wszędzie – znów zaczynało być niezręcznie, ale tym razem Łukasz sam z tego wybrnął podając mi płytę – ta jest chyba Moniki, przygotuj się na same pościelówy. Moja siostra ma do nich słabość.
     Łukasz miał rację, składanka jego starszej siostry składała się z rozmaitych przytulańców z różnych dekad, pełno było tam tekstów o złamanym sercu. To było nietaktowne, ale ani ja ani Łukasz nie pisnęliśmy ani słowa i wysłuchaliśmy całej płyty do końca, po czym znaleźliśmy się pod ośrodkiem.
     Pierwsze co zrobiłam po powrocie to ruszyłam do Tomka, by go wtajemniczyć w swój problem. Oczywiście przez niego również zostałam zgromiona za takie zaniedbanie a przy okazji zastrzegł, że od tej pory jestem na świeczniku i już on mnie przypilnuje.
- Tomek proszę cię tylko, by to zostało między nami – liczyłam, że tajemnica lekarska zadziała w tym wypadku.
- Taki mój zawód – westchnął. Przychodź o mnie, kiedy chłopaki mają siłownie. Ten czas wystarczy, by cała kroplówka zeszła. Z wkłuciem coś wykombinuje – zapewnił.
- Dziękuję – odetchnęłam z ulgą.
- Teraz masz iść odpocząć, za dużo wrażeń jak na jeden dzień - polecił.
Miałam zamiar to polecenie wykonać, ale najpierw musiałam odnaleźć Grześka, by powiedzieć mu, że z Karoliną dzieje się coś niedobrego i, by ją wybadał.
 
 
Tamdam, Pani magister uwielbia komplikować żywot bohaterów. To przez to, że nie lubię pisać o niczym, a że będziecie na mnie skazani co najmniej go końca roku kalendarzowego to macie. Przyznać się, która z was miałam już w głowie ciążę? O nie, to byłoby w tej chwili troszkę za proste.

Naoglądałam się ostatnio Łukasza w każdym możliwym wydaniu. Tego teraźniejszego i tego ze spotkań z 2007 czy 2008 roku i mam na niego totalną głupawkę, ale to dobrze, brakowało mi tego.

7 czerwca 2013

37. Żałuję, że to nie ja będę z tobą budził się.



/Magda/

/1 Sierpnia/

     Pierwszy dzień rozpoczęcia przygotowań do sezonu 2011/2012. Zaparkowałam mazdę przed okazałym i dobrze mi już znanym budynkiem ośrodka w Kielnarowej. Grzesiek zaczął mruczeć pod nosem słowa „ Jak druga Spała”, a potem zatrzasnął drzwi od strony pasażera. Cwaniak skorzystał z okazji i zabrał się ze mną zostawiając swoją insignię do dyspozycji Karolinie. Rozglądnęłam się po zapełnionym prawie w całości parkingu. W cieniu budynku stał dobrze znamy mi lexus, którego mimowolnie wypatrywałam . Łukasz już tu był. Z wysłużonego audi wytoczyli się właśnie czterej zawodnicy Resovi, którzy grali jeszcze w Młodej Lidze i ze śmiechem udali się do drzwi. To właśnie z całą drużyna młodzików mieliśmy się tu przygotowywać w oczekiwaniu aż reszta zawodników powróci z reprezentacyjnych obowiązków.
- Chyba się nie spóźniliśmy? – zerknęłam nerwowo na Łomacza.
- Z tobą? W życiu, przecież całą drogę kontrolowałaś czas – Gregor uśmiechnął się. – Nie wspomnę już o opieprzeniu mnie na wstępie, że nie zdążyłem się spakować.
- Nie miej do mnie pretensji, bo mam rację. Miałeś na to tyle czasu a jeszcze dziś musiałam ci pomagać. Chodźmy – złapałam swoją fioletową torbę i pociągnęłam Grześka za przedramię.
     To nie moja wina, że miałam totalne zboczenie na punkcie czasu i tego, by się nie spóźnić. Taka się już urodziłam i nie potrafiłam się tego wyzbyć. Ok. może dziś lekko przesadziłam i naskoczyłam na rozgrywającego za bardzo, ale spokój nie był akurat tego ranka moim sprzymierzeńcem, denerwowałam się. Kaśka miała dziś ostateczną rozprawę, na której zostanie ogłoszone postanowienie sądu. Chciałam być w tych chwilach z nią ale niestety praca to też obowiązek.      Martwiłam się, bo nie wszystko na tych rozprawach szło po myśli Wieczorek. Jabłoński dysponował jednym z najlepszych adwokatów w Rzeszowie, do tego miał tą nieszczęsną obdukcję i upierał się, że to brunetka nasłała Aleha na niego w ramach zemsty. To wszystko było tak skomplikowane, że mnie już nic nie zdziwi. Sama też zeznawałam, ale moje słowa raczej nie wniosły wiele do sprawy, bo akurat na Wiktora nie mogłam powiedzieć złego słowa, gdy był chłopakiem Kasi. Sam adwokat Wieczorek pouczał mnie jeszcze przed wejściem na salę, żeby mi przypadkiem nie odbiło i żebym nie zaczęła kłamać. Powiedziałam tylko to, co wiedziałam i raczej nie pomogłam w tym przyjaciółce.
- Ziemia do Magdy – Łomacz pomachał mi kluczami przed nosem – Jak dobrze mamy pokój obok siebie, będziesz mnie budzić rano – cieszył się.
- Chyba śnisz! – prychnęłam, wyrywając mu klucze z ręki.
- Będę w najlepsze a ty mnie obudzisz w razie czego – miałam już odpyskować jak Karolina z nim wytrzymuje, ale tak naprawdę, choć jego zachowanie czasami było denerwujące to nikomu, to nie przeszkadzało. Ten „łomaczowy” styl bycia mi odpowiadał.
- Jak mamy pokój obok siebie to zabierz mi to – wręczyłam mu torbę. – Wpadnę po nią przed obiadem. Idę prosto do Andrzeja – nie widziałam już czy Grzesiek miał zamiar protestować, bo oddaliłam się od niego pospiesznie.

     Kowal na wstępie zapoznał cały sztab z planami na okres tych dwóch miesięcy. Brakowało mi Vanniego i Mieszka, za Travicą nie tęskniłam , a Mieszko dołączy przecież do nas po ME. Musiałam się przyzwyczaić. Andrzej omówił też tegoroczne transfery, wszyscy byli ciekawi nowych zawodników, ale na nich musieliśmy jeszcze poczekać. Z grupą obecną tutaj mieliśmy się spotkać na obiedzie. Popędziłam jeszcze do pokoju, by się przebrać, ponieważ dzień znów był gorący. Założyłam białą koszulkę na szelkach przyglądając się swojej opaleniźnie. Jeszcze nigdy nie byłam aż tak brązowa, moje platynowe włosy, które opadały już prawie za łopatki odznaczały się na tle ciemnego odcienia skóry – mojej pamiątki po wakacjach z Jurijem.
       Przed wyjazdem na Krym byłam nastawiona do wszystkiego bardzo sceptycznie. A Biereżkę traktowałam z ogromna rezerwą. Wciąż pamiętałam jak skończyła się nasza wspólna noc w Gdańsku. Jurij, za to robił wszystko bym przestała o tym myśleć. Był miły, zabawny a podczas naszych rozmów przez skeypa zawsze z takim zaangażowaniem opowiadał co u niego i pytał co u mnie, że na nowo zaczęłam w niego wierzyć. Kiedy powiedział mi, że jutro kurier przywiezie mi bilet na Krym w jego głosie mogłam wychwycić szczęście, tak mocno to czułam, że moje złe przeczucia o to, że może mnie skrzywdzić zniknęły.


/ Dwa tygodnie wcześniej/
     Lazurowe morze, rozgrzany żółty piasek, który mnie otaczał. Leżałam wygrzewając się na słońcu. Był to trzeci dzień naszego pobytu a pierwszy, w którym poczułam się spokojnie. Wczorajszego wieczora Jurij zaprosił mnie na popołudniowe zwiedzanie okolicy a później na romantyczną kolację przy świecach. Był szarmancki i, czuły a nasza wspólna noc wreszcie była taka jaka powinna być. Uwierzyłam, że Rosjanin miał rację, wtedy go poniosło przez zbyt dużą ilość wypitego alkoholu, przy kolacji wypił tylko kieliszek szampana.
- Mogę się dosiąść? – usłyszałam słowa wypowiadane po angielsku z nieznajomym dla mnie akcentem. Kiedy otworzyłam oczy, by zobaczyć, kto je powiedział przede mną stał młody jak na moje oko Arab o bardzo interesującej urodzie.
- Proszę – nie widziałam przeciwwskazań, by usiadł na i tak pustym leżaku, który był obok.
- Amerykanka? – zapytał. Lustrował ,mnie wzrokiem, ale nie było to nieprzyjemnie spojrzenie.
- Polka – odparłam, zastanawiając się czy w ogóle wie, gdzie ten kraj leży. Uśmiechnął się w odpowiedzi.
     Mondar przyjechał na Krym ze swoimi braćmi. Sam mieszkał w Turcji a pochodził z Kuwejtu. Byłam spragniona tej opowieści. Czasami miałam wrażenie, że we mnie tkwi dusza niespełnionej podróżniczki. Brałam garściami wszelkie opowieści, czy to Karoliny o Stanach, Jurija o Rosji a kiedyś Łukasza, który opowiadał mi o Italii i oczywiście też o Rosji. Teraz miałam okazje poznać Bliski Wschód z opowieści Mondara.
- Dasz się zaprosić na dyskotekę? – w jego głosie słychać było nutkę niepewności.
- Nie przyjechałam tutaj sama, jestem z chłopakiem – dopiero teraz zorientowałam się, że Jura gdzieś zniknął. Jeszcze 15 minut temu widziałam go w wodzie, a teraz nie było go w zasięgu mojego wzroku.
- Gdybyś jednak miała ochotę przyjść, nawet z chłopakiem to znajdziesz nas w klubie Frenzy, to na końcu tej długiej alei – wskazał ręką, a potem podał mi wizytówkę którą wyciągnął z kieszeni.
- Co tu się dzieje? !– nawet nie zauważyłam skąd przyszedł Biereżko. Mój wzrok zarejestrował tylko jak odepchną Kuwejtczyka ode mnie. – Łapy przy sobie! – chłopak zatoczył się i usiadł na leżaku tracąc równowagę.
- Jurij uspokój się! – stanęłam między nimi. – Zostaw go.
- Nie pozwolę, by gapił się na ciebie jak na kawał mięsa obmyślając jak cię tu przerżnąć! – przyjmujący gestykulował agresywnie w jego stronę. Na całe szczęście zapomniał mówić po angielsku i przeszedł na swój ojczysty język. Nie spodziewałam się, tylko że za chwilę zaatakuje mnie. – Gdzie twoja godność? Po co rozmawiasz z tym pastuchem? Już ja ci nie wystarczam? Czy ty w ogóle wiesz, że tacy jak oni to najpierw mają kobietę dla sobie, a potem oddają ją braciom, by się zabawili? – wygadywał coraz większe bzdury
- A, co to ma do rzeczy? Znów zaczynasz! – wściekła zabrałam ręcznik i zaczęłam iść w stronę hotelu. Chciałam się znaleźć jak najdalej od niego.
- Madzia przepraszam, przepraszam. Słyszysz?! – dogonił mnie.
- Niedługo twój limit przeprosin się skończy. Nie możesz tak się zachowywać. On nic takiego nie robił – chciałam mu wytłumaczyć.
- Kiedy ja jestem tak zazdrosny o ciebie- jego zazdrość zaczynała być niebezpieczna. A co jak będzie zachowywał się tak za każdym razem, gdy będę rozmawiać jakimś obcym mężczyzną?
- Zaufaj mi, o to jedno cię proszę – spróbowałam tak. – Chyba nie masz zamiaru zamknąć mnie w pokoju. Chcę się bawić, poznawać ludzi, kulturę. Po to są te wakacje? – przypomniałam.
- Masz rację – przyznał skruszony. – Ale ja najchętniej zamknąłbym cię w złotej klatce – uśmiechnął się na te słowa. Miałam nadzieję, że to był jakiś rodzaj żartu. Szkoda, tylko że nawet, jeżeli tak to brzmiał on jakoś tak złowrogo.

     Do końca naszego pobytu na Ukrainie nie zdarzyło się już jednak nic niepokojącego. Miałam wrażenie ze Biereżko wreszcie mi zaufał i zrozumiał swoje zachowanie. Przecież tak naprawdę nie dawałam mu żadnych powodów do obaw. To raczej ja obawiałam się tej osoby, która czasami w niego wstępowała. Teraz znów byliśmy osobno. Ja w Polsce, on w Moskwie z reprezentacja, gdzie przechodził rehabilitację. Miałam wrażenie, że dużo lepiej dogadujemy się na odległość. Może to przez, to, że, wtedy między nami nie ma osób trzecich?

/Kaśka/


     Wściekła usiadłam na krzesełku opuszczając sale rozpraw. Sąd orzekł jednoznacznie, że Witek jest niewinny. Jeszcze, żeby tego było mało niedługo miało rozpocząć się postępowanie dotyczące pobicia i to Alek miał być tym, który usiądzie po stronie oskarżonego.
- Pani Katarzyno proszę się nie martwić. Wyrok nie jest prawomocny będziemy składać apelacje – mój i Ahrema adwokat próbował mnie pocieszać.
- To nic nie da. Nie mamy już co przedstawić w swoim imieniu. Sam pan widział, że sąd jest po jego stronie a nasze dowody nic nie dały- łudziłam się, że Wiktor nie będzie przygotowany na rozprawę, ale grubo się myliłam. Nie dość, że miał najlepszego adwokata w Rzeszowie to jeszcze dziwnym trafem sędzia był przychylny jemu a moje zeznania jak i również Aleha i Magdy traktował z wielkim sceptycyzmem .
- Nie chcę tego ciągnąć. Niech pan tylko ratuje Aleha – spojrzałam teraz na przyjmującego miał zafrasowaną minę.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy – zapewniał mnie Grabczyk.
- Ma pan zrobić tak, by Aleh nie dostał wyroku, nie po to mój ojciec płaci panu krocie – warknęłam żądając od niego pełnej gotowości.
     Jeżeli chodziło o mnie było mi już wszystko jedno. Tak naprawdę zaczynałam żałować, że o wszystkim dowiedziała się policja a sprawa trafiła do sądu. Niestety, to i tak nie było zależne tylko ode mnie. Jabłoński tak jak obiecał chciał zniszczyć mi życie. Pewnie teraz myślał, że mu się udało. Nie miałam zamiaru wyprowadzać go z tego przekonania. Mi już ten wyrok nie był do niczego potrzebny, bałam się teraz o Ahrema i jego karierę.

     Po niezbyt miłym pożegnaniu z mecenasem wyszliśmy przed gmach sądu kierując się do mojego „Chrząszcza”. Zawsze na mojej twarzy pojawiaj się uśmiech, gdy Aleh się w nim, ledwo mieścił, ale dziś nie miałam nastroju do tego musiałam zdać ojcu telefoniczną relację z przebiegu końcowej rozprawy. Ojciec wściekł się podobnie jak ja i odgrażał się, że zatrudni kogoś innego. Poprosił bym jak najszybciej przyjechała do Tarnowa, by wszystko omówić raz jeszcze.
- Aleh powiedz mi co teraz będzie? – zapytałam spokojnie, gdy usiadłam za kierownicą.
- Nie wiem. Grabczyk mówił, że grozi mi od 6 miesięcy do 2 lat, możliwe, że tylko w zawieszeniu, patrząc na to, że nigdy nie byłem karany. Sprawę komplikuje trochę to, że jestem obcokrajowcem z polskim obywatelstwem. Sam też, ledwo to łapię – poinformował mnie. Ja już niemal wiedziałam, że trzeba będzie poszukać kogoś, kto już bronił w podobnej sprawie. Straciłam zaufanie do mecenasa.
- Mi też obiecywał, że posadzi Wiktora i widzisz jak to się skończyło. Pieprzony kłamca! – stuknęłam rękami w kierownice.
- Kasia spokojnie. Będę musiał porozmawiać z prezesem. On już wcześniej proponował mi pomoc. Nie mam pojęcie jak zareagują władze kluby, gdybym dostał ten wyrok- martwił się. Radość, która prawie nigdy nie gasła w jego błękitnych oczach teraz totalnie znikła.
- Przepraszam, że cię w to wpakowałam – nie wiem, który raz już to robiłam.
- Ani mi się waż żałować. Jakoś to będzie. Damy sobie radę, najważniejsze, że mam ciebie – odszukał moje usta składając na nich niezbyt długi, ale czuły pocałunek.
- Wiem, wiem mam być tą optymistka którą ty tak kochasz. Jedźmy już , miałeś stawić się w Kielnarowej po obiedzie. Dość już masz kłopotów, przynajmniej się tam nie spóźnijmy – odpaliłam silnik i według instrukcji siatkarza jechałam w wyznaczonym kierunku. Już teraz czułam, że będę za nim tęsknić. To miała być nasza pierwsza rozłąka, odkąd zostaliśmy parą. Niby niedaleko a jednak to już nie to samo, gdy wiedziałam, że w razie czego jest tylko kilka bloków ode mnie. Do tego Magda również siedziała na zgrupowaniu. Miałam wielką ochotę zatrudnić się w tym ośrodku nawet jako sprzątaczka, byle być blisko nich. Na pocieszenie została mi Karolina, która też pewnie będzie tęsknić za Grześkiem. Potęsknimy razem.

/ Łukasz/

     W ośrodku nie było stołówki, a sala restauracyjna. Na dzisiejszy dzień obsługa złączyła stoliki tak, by cała nasza drużyna ze sztabem i chłopakami z Młodej Ligi mogła zjeść wspólnie. Nie było nas dużo, większość nadal uwijała się na kadrze. Gregor usiadł obok mnie przeżuwając już coś w ustach.
- Co tam już wpieprzasz? – roześmiałem się.
- Banana, a co głodny jestem – Łomacz odparł z pełną buzia.
- Gdzie jest Aleh? – nie widziałem przyjmującego dzisiejszego dnia, jego samochodu też nie było.
- Przyjedzie po południu. Dziś jest ostatnia rozprawa Kaśki – dodał Grzesiek a reszta naszej ekipy zaczęła się schodzić. Na końcu pojawił się sztab a wraz z nimi Magda. Nie podejrzewałem, że na jej widok zareaguję aż tak mocno. Zapewne, miałem minę największego głupka, gdy wpatrywałem się w blondynkę nie mogąc oderwać od niej wzroku.
- Cześć – Magda uśmiechnęła się do mnie i usiadł obok Łomacza. Nie wiele brakowało a zapomniałbym jej odpowiedzieć tym samym pozdrowieniem.
Andrzej bardzo luźno zarysował nasze plany treningowe, przywitał się z każdym obecnym i przedstawił sztab. Potem były już tylko mniej oficjalne rozmowy.
- Magda gdzieś ty chwyciła taką opaleniznę? – wyłapałem pytanie Perły i nadstawiłem uszu. – Moja Lidka marzy o takiej brązowej skórze, a nie może się opalić.
- Byłam na Krymie – odpowiedziała mu.
- Z Bereżką – szepnął mi w tym samym momencie Grzesiek tak jakby wyczuwał, że ta rozmowa bardzo mnie interesuje, mimo że starałem się sprawiać wrażenie, że tak nie jest.
     Perłowski zainteresował się miejscem pobytu Krasikov, a kiedy ta zaczęła opowiadać ja również już bez krycia przysłuchiwałem się jej słowom w sumie jak reszta obecnych zawodników siedzących obok nas.
- Widzę, że podobało ci się na Ukrainie. Wierz mi ona nie wiele różni się od Rosji – odezwałem się, gdy blondynka skończyła mówić. – Masz już wyobrażenie jak jest za wschodnią granicą.
- Tak bardzo szybko się tam odnalazłam – potwierdziła.
- Miałem, więc rację, gdy ci mówiłem, że pasowałabyś tam i czułabyś się, jak w domu – kiedyś chyba w swoim kontekście opowiadałem jej, że Rosja wcale nie taka straszna. Teraz, gdy to mówiłem zdałem sobie sprawę, że jakby nie było przekonywałem ją, że, gdyby blondynka chciała jechać za Biereżka to nie miałaby problemów z aklimatyzacją. Nie ma to, jak mój doszczętny idiotyzm i idealny dobór słów co do danej chwili, Chciałem jeszcze coś dodać, ale Kowal zagadał Magdę na zupełnie inny temat.
      Wszyscy zawodnicy skończyli już jeść a sztab nadal coś omawiał. Już planowali jak nas wykończyć. Chciałem poczekać na Magdę, ale zbyt długie siedzenie przy stole nie było naturalne, ale nic nie stało na przeszkodzie bym poczekał na nią za drzwiami. Pół godziny później moje czekanie zebrało owoce, tym większe, że Madzia opuściła pomieszczenie sama.
- Gdybyś chciała to ja bym zabrał cię wszędzie. Do Moskwy, Petersburga, nawet na Ural. Gdzie byś tylko zapragnęła – odezwałem się, gdy mnie minęła. Nie zauważyła mnie, gdy wyszła, bo prawie wtopiłem się w ścianę.
- Łukasz przestraszyłeś mnie – odwróciła się.
- Pojechałabyś ze mną? – zapytałem zbliżając się do niej.
- Proszę cię nie zaczynaj – zaczęła się odsuwać ode mnie cofając się w głąb korytarza ku wyjściu na rozległy hol.
- Ale ja nic nie robię – udawałem niewiniątko.
- Robisz i dobrze o tym wiesz – zaprzeczyła.
- Tobie i tak to się podoba, widzę to w twoich oczach – tu skłamałem. Tak naprawdę nie umiałem jej rozszyfrować, ale nie było widać, by była niezadowolona.
- Łukasz jestem z Jurijem. Mieliśmy być przyjaciółmi – przypomniała mi.
- Wiem i żałuję, że się na to zgodziłem – przybliżyłem się do niej zatrzymując swoje usta obok jej ucha. – Żałuję, że to on będzie budził się obok ciebie, a nie ja – zauważyłem, że gdy się przysunąłem to przymknęła powieki czekając na to, co zrobię i wzdrygnęła się lekko – Chyba będę musiał złamać obietnicę o przyjaźni,mi to nie wystarcza, nie poddam się – dodałem muskając opuszkami palców jej przedramię, które oplotła wokół talii
- Kadziu – jęknęła.
- Powiedz mi, że tego nie chcesz a przestanę – zaryzykowałem. Jej ciało podpowiadało mi, że nie powie „nie”
- Magda mogę cię na chwilę prosić chciał bym jeszcze coś przedyskutować – z restauracji wyszedł Zahorski przerywając mi dalsze podchody, ale i tak byłem usatysfakcjonowany. Magda, gdyby chciała odtrąciłaby mnie już na samym początku, a nie zrobiła tego. Wciąż była nadzieja, że mi się uda.


Macie Kadzia, sama się cieszę, że wróci on w większym wymiarze :) Po za tym dość często nawiedza mnie on w snach, a to dobry znak. Co do zachowania Magdy i tego co się dzieje w jej związku z Biereżką mi samej brak słów. To wina mojej wyobraźni.

To co dziewczynki zaczynam coroczną karuzelę? Nie ma to, jak Liga Światowa, choć wolałam ją w starym wymiarze sprzed 2 lat.

Za dwa tygodnie jak dobrze pójdzie przywita się z wami już magister resocjalizacji. Trzymajcie kciuki.