6 grudnia 2013

50. Bo wszystko to wielki strach i niepewność.




/Łukasz/

-Magda obudź się – kucnąłem przy niej, nadal leżała nieruchomo. Nie udało mi się jej złapać, zbyt szybko osunęła się na parkiet dlatego teraz jej ciało znajdowało się w dziwnej pozycji.
-Lećcie po pomoc, odsuńcie się! Słyszałem głos Kaski a później i ona upadła na kolana obok mnie próbując ocucić przyjaciółkę lekkim potrząsaniem jej ramion.
- Jezus, Magda!- zawodziła.
- Kaśka odsuń się, przeniesiemy ją na krzesełka – zdecydowałem i wziąłem Krasikov w ramiona.
- Wiedziałam, że tak to się skończy – dukała Wieczorek nie odstępując nas na krok.
- Co się skończy? – nie byłem świadom o czym ona mówi.
- Oczywiście nie powiedziała ci! – prychnęła. –Magda od jakiś 10 lat choruje na ostrą odmianę anemii – byłem zszokowany. Magda kiedyś wspominała, że miała problemy zdrowotne niedługo po śmierci ojca, ale nie przypuszczałem, że są aż tak poważne i, że ciągną się do dziś. Dlaczego o niczym mi nie powiedziała? Ułożyłem jej ciało na krzesełkach, nadal była nieprzytomna.
- Tomek już idzie – Aleh zdyszany wbiegł na boisko, dopiero teraz zauważyłem, że wszyscy byli poruszenie tym co się działo, prawie nikt się nie odzywał tylko w milczeniu gapili się na nas. Kilka sekund po Ahremie zjawił się Adamski wraz z torbą lekarską.
- Nie obudziła się? – zapytał a my zgodnie zaprzeczyliśmy. W pobliży nas stał też Grzesiek i Krzysiek oni również patrzyli na to, co się dzieje z niepokojem.
- Na pewno nic jej nie będzie – poczułem na ramieniu pokrzepiający uścisk Igły. Pomogło tylko na chwile, dopóki się nie obudzi to nic nie będzie dobrze.
- Mówiłem, żeby nie ignorowała objawów – Tomek mówił niby do nas, ale bardziej do siebie szukając czegoś w swojej torbie. – Spróbuję ją otrzeźwić – wyglądało na to, że Adamski dobrze wiedział jaki jest stan zdrowotny Magdy. – Przytrzymajcie ją za ramiona, nie wiem jak zareaguje na sole – złapałem blondynkę w lekki uścisk przypatrując się, jak lekarz podtyka jej pod nos dobrze znaną mi buteleczkę. Na nas też czasami ją stasował, gdy dostaliśmy mocno piłką i nas zamroczyło. Zadziałało, Magda po kilku wdechach otworzyła oczy.
- Jak się czujesz? – Tomek ani myślał pozostać w niewiedzy.
- Co się stało? Zemdlałam? – chciała usiąść, ale to ja nie chciałem na to pozwolić przytrzymując ją w pozycji leżącej.
-Będziesz w stanie sama usiąść? – kontynuował wywiad.
- Nie wiem.
- Łukasz puść ją – dotarło do mnie, że nadal trzymam jej ramiona.
-Okej, tylko powoli – zrobiła to, co kazał. – Kręci ci się w głowie?
- Nie , nie wiem, może trochę… – odpowiadała chaotycznie patrząc na wszystkich zdenerwowana.
- Wiem, że trochę wszystko przyspieszam, ale chcę sprawdzić co z tobą, zobaczmy co będzie jak wstaniesz. Łukasz stań obok na wszelki wypadek – osobiście byłem zdania, że powinien jej dać trochę oddechu, ale nie wtrącałem się w jego zalecenia. Magda wstała powoli, ale niemal natychmiast złapała moje przedramię i przytrzymała się go.
- Chyba nie dam rady- szepnęła z rozczarowaniem siadając ponownie na krześle.
- Ja bym zabrał cię do szpitala. Niech sprawdzą wszystko, zaraz wam tu napiszę skierowanie i dam wcześniejsze wyniki .Aleh pozwolisz – zawołał za sobą przyjmującego i oboje poszli do jego gabinetu.
     Siedzieliśmy tak, dopóki Ahrem nie wrócił. Magda nie chciała spojrzeć mi w oczy, Kaska patrzyła na nią to z troską to ze złością, Igła z Grześkiem stali niedaleko cicho o czymś rozmawiając. Reszta zawodników rozproszyła się, ponieważ trening dobiegł końca, większość z nich posyłała Magdzie słowa pokrzepienia i życzenie powrotu do zdrowia. Ja sam nie wierzyłem, że to się dzieje dopiero co wygłupialiśmy się nie myśląc o niczym poważnym, a teraz staliśmy w obliczu jej nawrotu choroby. Do tego nie mogłem przeboleć, że zataiła ten fakt przede mną, przecież powinienem o tym wiedzieć.

/Magda/

     Byłam na siebie wściekła, do tego Łukasz również wyraźnie był zły. Ani myślałam się odzywać w samochodzie. Wystarczyło mi jego spojrzenie, którego znów nie potrafiłam odczytać i trajkotanie Kaśki, która nie miała ochoty zamilknąć i robiła mi wykład jaka to jestem nieodpowiedzialna.
- Już zrozumiałam, wytłumaczyłaś mi to na tysiąc sposobów! – skumulowaną złość wyładowałam na przyjaciółce, która siedziała obok mnie na tylnym siedzeniu Leksusa Łukasza.
- Nie myśl sobie, że się wystraszę i dam się spławić – prychnęła. Rozumiałam ją, ale mogła darować sobie opieprzanie mnie w tej chwili. Tylko czego ja wymagałam, u Wieczorek co w sercu to na języku. Teraz wyolbrzymiała wszystko ja przecież na to nie umrę, przerabiałyśmy to wspólnie już kilka razy. Trochę paniki i będzie po krzyku. Może bagatelizowałam swój stan, ale wiedziałam jak to wygląda, zacznę brać leki regularnie i wróci wszystko do normy. Kaśka postanowiła się już nie odzywać, ale co chwila posyłała mi spojrzenia mówiące” to nie koniec tego tematu”.
- Poczekaj nie wysiadaj – rozkazał mi Łukasz i obszedł samochód, po czym pomógł mi wysiąść, Kaśka z Alkiem już zniknęli wewnątrz szpitala, by połapać się, gdzie mamy iść.
- Poradzę sobie - chciałam pokazać, że dam rade, czułam się już nieco lepiej. Zawroty głowy zniknęły. Mogłam iść sama, ale Kadziewicz nie miał zamiaru puścić mojej ręki.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytał z pretensją.
- Mówiłam ci kiedyś, z resztą to nic takiego. Kaśka wyolbrzymia wszystko – chciałam jakoś to załagodzić.
- Jeżeli tracisz przytomność to jednak coś ci jest, zdrowi ludzie nie mdleją ot tak! – wypomniał mi. Nie dane mi było skonfrontować tych słów, bo znaleźliśmy się w środku a Kaśka już miała dla mnie miejsce w poczekali.
- Magda chodź tu, jest wolny lekarz, zaraz tu przyjdzie – zauważyłam, że Łukasz waha się czy zostać czy iść z nami ostatecznie został z Alkiem a ja poszłam z Kaśką.
     Szereg pytań, kilka nakłuć, wnikliwie spojrzenie na dostarczone wyniki od Adamskiego oraz zamyślona mina lekarki Flis. Jeszcze brakowało mi tego i, by ona ochrzaniła mnie za zaniedbanie, ale darowało sobie, jej spojrzenie i tak to mówiło wystarczająco wyraźnie. Kiedy czekałyśmy na wyniki poprosiłam Kaśkę, by poszła po Łukasza. Chyba był czas byśmy mogli dokończyć rozmowę a przy okazji wreszcie uwolniłam się od przyjaciółki. Nim brunetka wróciła w pokoju pojawiła się doktor Flis.
- I co pani Magdo trzeba było tak siebie straszyć i wszystkich wokoło – zaczęła jakoś tak dziwnie. – Wyniki mówią same za siebie, widzę lekkie zaniedbanie, ale w takim stanie to raczej normalne. Przy bieżącym monitorowaniu szybko wróci Pani do zdrowia – teraz to nawet się do mnie uśmiechnęła.
- W jakim stanie? – nic nie rozumiałam.
- Wynik HCG mówi sam za siebie, jest mocniejsza anemia, ale w ciąży nawet wczesnej to spotykane, zważając jeszcze, że pani organizm na anemie jest bardzo podatny… - trajkotała nadal, ale już jej nie słuchałam.
- Ciąża? – jęknęłam i tym samym przerwałam jej wywód.
- Na to wygląda Pani Magdaleno. Zaraz zabierzemy się za dalsze badania i najprawdopodobniej przekażemy w ręce jednego z naszych ginekologów – nie pytałam już o nic, miałam ochotę zapaść się w tą szorstką pościel, w której leżałam. Serce kołatało mi jak po jakimś maratonie, nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Nie mi, nie teraz, nie, nie, nie…

/ Łukasz/

- Można już wejść? - Kaśka napadła na lekarkę, która wyszła właśnie z sali, gdzie przebywała Magda.
- Tak, ale tylko na chwile, zaraz zabieramy Panią Magdalenę na dalsze badania – brunetka nie słuchała dalej weszła do środka.
- Co z nią? – zaczepiłem lekarkę.
- Pan to? – spojrzała na mnie do góry mrużąc oczy.
- Chłopak – liczyłem, że kobieta zdradzi mi prawdę, bo miałem wrażenie, że Magda połowę z niej znów zatai przede mną.
- Mogę pogratulować, choć podejrzewam, że dziecko nie było planowane. Niedługo będziemy wiedzieć czy z ciążą wszystko w porządku. Przepraszam, ale nami innych pacjentów – zostawiła mnie samego.
Ciąża! Nie wierzyłem, Boże, nie wierzyłem. Jak to! Za dużo pytań za mało podpowiedzi. Miałem wrażenie, że korytarz zaczyna się kurczyć, zacieśniać wokół mnie do tego ściany chyba nieprzyjemnie wirowały.
- Hej Kadziu wszystko dobrze? – Aleh podszedł do mnie z kubkiem kawy. Zanurzyłem dłonie we włosach łapiąc się za głowę. W środku niej dosłownie dudniło od natłoku myśli.
- Muszę, muszę… to przemyśleć – zamiast iść do Magdy to ja wybrałem kierunek w stronę drzwi. Zupełnie zignorowałem pytające nawoływanie przyjmującego, to nie miało teraz znaczenia.
     Znalazłem samochód i pojechałem sam nie wiem dokąd. Kolejny zakręt, kolejne światła, rondo, skrzyżowanie jakoś to wszystko zlało się w jedno. Droga, samochody i ja. Czy los sobie ze mnie kpił. Już raz to przerabiałem, tyle że z Kamilą byliśmy już po słowie, ale i tak wszyscy myśleli ze złapała mnie na dziecko. Nie byliśmy gotowi, moja kariera, jej studia wszystko, wtedy stanęło na głowie. Szybki ślub, jeszcze szybsze rozstanie niemal separacja, a potem rozwód a Amelia została dzieckiem z rozbitej rodziny. Była i jest moim oczkiem w głowie i pragnąłem dla niej ciepła rodzinnego, ale nie byłem człowiekiem, który potrafi zmusić się do uczucia, Kamila z resztą też, dlatego żyjemy osobno. Nie chciałem przerabiać tego po raz drugi, miałem doświadczenie i co z tego jak niczego ono mnie nie nauczyło. Chciałem mieć normalny związek, gdzie będzie miłość, ale też pożądanie, dobra zabawa i korzystanie z życia. Liczyłem, że wreszcie udało mi się to osiągnąć, nie wybiegałem w przyszłość, nie zakładałem, że z Magdą będziemy ze sobą aż po grób, bo tego nikt nie wiem, a teraz wyszło na to, że już na zawsze będziemy ze sobą połączeni. Tylko co ja teraz najlepszego robię? Uciekam? Dlaczego uciekam od osoby, która stała się wielką częścią mojego życia. Boję się samego siebie, swojej reakcji, swoich myśli. Będę ojcem do cholery! Jedno krótkie zdanie a tak wiele mówiło. Przestraszyłem się, ja 31 letni facet przestraszył się, jak jakiś szczeniak. Zdałem sobie sprawę, że Magda też na pewno się boi, zostawiłem ją samą w takich okolicznościach. Nie chcę nawet wspominać manewru jaki wykonałem na polnej drodze gdzieś daleko za Rzeszowem, zawróciłem samochód i jechałem do niej przecież ją kochałem, czy potrzebna do tego była aż tak szokująca wiadomość bym sobie to w końcu uświadomił i nabrał odwagi, by jej to wyznać? Byłem głupi jak but!
     Wolałbym zapomnieć co poczułem, gdy usłyszałem w szpitalu, że Magda wypisała się na własne żądanie. Nie miałem pojęcia, co to oznacza? Czy zrobiła to przeze mnie? Gdzie teraz jest? Jak się czuje? Nie odbierała telefonu a ja zacząłem wariować, że coś jej się stało. Pojechałem do jej mieszkania.
- Jest Madzia? – Kaśka popatrzyła na mnie jak na idiotę, do tego z mordem w oczach.
- Ty gnoju! Gdzieś ty polazł!? Ona jest w ciąży a ty sobie poszedłeś! – wydzierała się na korytarzu – jej reakcja była zrozumiała. – Jak to, gdzie ma być, tam, gdzie ją zostawiłam w szpitalu! – zatrząsnęła mi drzwi przed nosem. Nie zdziwiło mnie to, Kaśka zawsze reagowała bardzo emocjonalnie, wolałem nie mówić jej, że Magdy nie ma w państwowej placówce zdrowia.

/Magda/

     Sama nie wiem, co ja robiłam? Nie mogłam zostać w szpitalu nie po tym jak Łukasz zniknął. Nie wiedziałam co się dzieje? Kaśka w końcu zostawiła mnie i wściekła na Łukasza opuszczała szpital z groźbami co zrobi Kadziewiczowi, gdy tylko go zobaczy, Aleh, za to nie bardzo wiedział jak się zachować. Czy ma się cieszyć z nowiny czy nie. W sumie mu się nie dziwiłam, bo ja sama nie wiedziałam jak reagować. Wypisałam się na własną prośbę, przecież nic mi nie było, lekarze chcieli zostawić mnie tylko do jutra, by sprawdzić czy nie stracę ponownie przytomności. Ja wiedziałam za to, że prędzej mój stan się pogorszy, gdy nie dowiem się co się dzieje.
     Usiadłam na schodach pod jego mieszkaniem i czekałam. Co ja teraz zrobię? Byłam przerażona. Nie byłam nawet w stanie wyobrazić sobie siebie w roli matki, siebie w ciąży, potem z maluchem na rękach. Przecież jeszcze tak niedawno dzieci mnie przerażały, z resztą do teraz, tylko Amelia jakoś potrafiła przebić ten mój mur ochronny przed dziećmi. Nie byłam gotowa na, to by podjąć odpowiedzialność za kogoś, kto będzie zależy ode mnie przez dużą część swojego życia. Sama często zachowywałam się, jak dziecko. Nie wierzyłam, że dam radę dojrzeć w te parę miesięcy. I pomyśleć, że to wszystko przez moją lekkomyślność i brak zabezpieczenia, gdy kochaliśmy się z Łukaszem zaraz po naszym ponowny zejściu. Po rozstaniu z Jurijem przestałam brać tabletki twierdząc, że nie będą mi potrzebne ależ byłam głupia. Teraz przyjdzie mi za tą głupotę zapłaci. Łukasz nie chciał mieć już więcej dzieci ani nowej rodziny co teraz zrobi? Na klatce robiło się coraz chłodniej a na dworze już dawno było ciemno. Ludzie wracali z pracy patrząc na mnie z politowaniem, niewielu z nich mnie kojarzyło, pewnie myśleli, że jestem koleją walnięta fanką znanego siatkarza. Miałam klucze do mieszkania środkowego nie byłam jednak pewna czy jeszcze wolno mi ich użyć. Wolałam zaczekać tutaj.
- Madzia? – usłyszałam pytający ton głosu nad sobą. Bałam się spojrzeć na niego. Jak ja mam mu to powiedzieć? – Dlaczego nie weszłaś do środka? – wzruszyłam tylko ramionami. Usiadł obok mnie.
- Łukasz ja jestem… - jąkałam się.
-… w ciąży – dokończył za mnie zbijając mnie tym samym z tropu.
- Skąd wiesz? – zamiast skupić się na jego reakcji i humorze w jakim jest to zaczęłam zadawać mu debilne pytania.
- Lekarka mi powiedziała. Magda ja nie wiem dlaczego wyszedłem ze szpitala – chyba chciał się wytłumaczyć.
- Łukasz ja rozumiem ,ty tego nie chciałeś, pamiętam co powiedziałeś zaraz jak się poznaliśmy. Ja tego nie zaplanowałam. To był ten pierwszy raz, gdy się pogodziliśmy.      Gdyby sytuacja była inna mogła bym powiedzieć i pogratulować: Złoty strzał panie Kadziewicz, ale teraz to chyba nieodpowiednie – zawsze w momencie dużego stresu zaczynałam gadać i gadać niekoniecznie składnie i na temat. – Mogę ci obiecać, że wychowam to dziecko, chociaż się boję jak dam sobie radę, praca, studia. Nie będę cie do niczego zmuszać. Boje się, ale, chociaż nie wiem jeszcze jak będę chciała być dobra matką- nawet na niego nie patrzyłam, w wyobraźni widziałam jego twarz i wielką ulgę na te moje zapewnienia, że zwalniam go z obowiązku.
- Madzia o czym ty mówisz? – pytał. – Spójrz na mnie i posłuchaj – podniosłam w końcu na niego oczy. – Walczyłem o ciebie przez pół roku a przez wcześniejsze 6 miesięcy plułem sobie w brodę, że tak łatwo odpuściłem naszą znajomość. Kto wie, gdyby nie moje tchórzostwo, bo, inaczej tego nie nazwę to bylibyśmy parą z półtorarocznym stażem a tak jesteśmy ze sobą prawie dwa miesiące i okazuje się, że już nie jesteśmy sami –, gdy wypowiedział te ostatnie słowa jakby ogniki radości zabłysły w jego oczach. – To prawda powiedziałem ci kiedyś, że nie chcę mieć więcej dzieci i rodziny, ale to było kiedyś, teraz to się nie liczy, wtedy nie wiedziałem i nie czułem tego co teraz. Powiem to, ale uwierz mi nie mówię tego dlatego, że jesteś w ciąży i potrzebujesz tych słów. Tak naprawdę powinienem powiedzieć ci to już dawno. Madzia ja cie kocham i kocham cię bez względu na wszystko, czy jesteś w ciąży, czy też byś w niej nie była – zatknął swoje czoło z moim i patrzył na mnie tymi swoimi szaro zielonymi oczami. – Damy radę, nie będziesz z tym sama.
- Łukasz – szepnęłam urzeczona tym wszystkim co teraz usłyszałam. Strach nie uciekł tak jak pokazują to w filmach czy piszą w powieściach bałam się nadal, ale odrobinkę mniej, bo czułam, że on jest ze mną. Też się bał, ale razem mogliśmy spróbować przezwyciężyć ten strach.
-Co? – powiedział równie cicho. Światło na klatce już dawno zgasło. Siedzieliśmy w mroku, który przebijała tylko poświata ulicznych lamp, które świeciły za oknem. Już dawno zapadł grudniowy wieczór.
- Ja też cię kocham chyba sama nie zdaje sobie sprawy jak bardzo – wpiłam się w jego spierzchnięte usta a on oddał pocałunek. Uczucie radości na jego reakcję jego wyznanie i przerażenie zmieszało się ze sobą.


Ok ostatnio niemiłosiernie drażnią mnie takie wątki, ale cóż zrobić jak moja wyobraźnia tak to sobie prawie 3 lata temu wymyśliła. Trzeba się tego trzymać, bo, inaczej jeszcze większa fantastyka, by mi wyszła. Jeżeli mogę, chociaż dawno tego nie robiłam to rozdział dedykuję Czytelniczce. Mam wrażenie, że siedzisz w mojej głowie nie wiem czy kiedyś jeszcze czymś będę potrafiła cię zaskoczyć.
Dziś Mikołaj prezentu nie mam, ale może ten rozdział dla Was nim będzie.