29 marca 2013

32. Odnaleźć właściwą drogę. Czasami to trudne, ale nie niemożliwe. Wystarczy, że ktoś wskaże kierunek.




/Grzesiek/
     Miesiąc rozłąki z Karoliną minął. Póki byłem jeszcze w Rzeszowie i odbywałem zajęcia zaplanowane przez klub czas leciał szybko. Pod górę zaczęło się robić, gdy i w Resovi przyszedł czas na okres urlopów. To nie było dla mnie miłe doświadczenie. Zawsze w tym czasie byłem na zgrupowaniu reprezentacji, od 9 lat zakładałem na siebie biało czerwony strój i grałem w jakiś rozgrywkach, ale nie tym razem. W Spale mnie nie potrzebowali, kadra wybrała się na wojaże w ramach Ligi światowej a Fabian został na miejscu i to on był tym trzecim rozgrywającym powołanym na te rozgrywki. Miałem teraz okazję na normalne od wielu lat wakacje i powrót do domu tylko nie bardzo mi się to widziało. Wiedziałem jednak, że, jeżeli się tam nie zjawię spowoduję falę niewygodnych pytań i sprawie przykrość szczególnie babci Stasi, która uwielbiała, gdy ja albo Błażej jesteśmy w domu. Pojechałem, więc.
     Niby wszystko było tak jak zawsze, nikt nie zauważył zmiany jaka zaszła w moich relacjach z matką. Cóż dobrze się ukrywaliśmy. Rozmowa między nami była potrzebna, ale, skoro ona nie podjęła tematu to ja też tego nie zrobiłem. Jasne było dla mnie to, że, jeżeli nie chce rozmawiać to nie zmieniła stanowiska w sprawie mojego związku z Karoliną. Szatynka była zmartwiona tym co się dzieje. Na moją prośbę kontaktowaliśmy się ze sobą, nie za często, ale jednak. Z początku to ja dzwoniłem, ale któregoś wieczora miło zaskoczyło mnie to, że Karol wyszła z inicjatywą rozmowy i podekscytowana opowiadała o kolejnych warsztatach, tym razem w plenerze. Za każdym razem, gdy słyszałem jej słodki akcent utwierdzałem się w tym, że nie zrezygnuje z niej. Kochałem ją tak mocno, że jeszcze nigdy do nikogo nie czułem tego z taką siłą. Moje wcześniejsze związki w porównaniu z tym to było nic. Nawet to, co łączyło mnie z Natalią, której przecież planowałem się oświadczyć nie dało się porównać z tym co czułem teraz. Tym razem było zupełnie, inaczej. Pragnąłem Orzechowskiej nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Uzupełnialiśmy się i dogadywaliśmy na wiele tematów. Pierwszy raz czułem, że chcę być przy drugiej osobie zawsze, dać opiekę bezpieczeństwo, móc się śmiać i płakać. Dlatego nie miałem zamiaru dopuścić do tego, by na przeszkodzie stanęła mi jej choroba. Byłem skłonny wyrzec się rzeczy, której przez nią nigdy nie zostaną zrealizowane. Nawet tego, że nigdy nie zostanę ojcem. Szanowałem decyzje Karoliny, ale wychodziłem również z założenia, że i tak kiedyś możemy stworzyć prawdziwą rodzinę, od czego są adopcje. Jeżeli wiec kiedyś stanie się tak, że będziemy ze sobą już za zawsze nie zostaniemy w sytuacji bez wyjścia. Wybierając Orzechowską rezygnowałem też z własnej matki, ale tu była nadzieja, że kiedyś ta zrozumie swój błąd i zamiast potępiać zacznie wspierać. Niestety, ten moment prędko nie nadejdzie o czym miałem przekonać się za chwilę.
     Siedem spędzonych dni w Ostrołęce to nie było wiele i nie na to liczyła moja rodzina. Stawiając spakowaną torbę w przedpokoju w porze obiadowej zwróciłem na siebie tylko jeszcze większą uwagę. Babcia z tatą patrzyli na mnie zdziwionym wzrokiem a u mamy nie potrafiłem wyczytać nic.
- Jedziesz na zgrupowanie?! – wykrzyknęła babcia ukazując samą radość.
- Synu co się dzieje? – zapytał ojciec, dla którego jasne było to, że kadra i ja to teraz dwa sprzeczne dla siebie słowa.
- Wracam do Rzeszowa - oznajmiłem siadając przy stole.
- Ale już? Dlaczego? – zadali mi pytania, na które nie dostali odpowiedzi.
- Grzesiek wytłumacz się – tym razem tata zwrócił się do mnie tonem nieznoszącym braku wyjaśnień.
- Co tu tłumaczyć. Jadę do Warszawy po Karolinę, odbieram ją z lotniska i wracamy do Rzeszowa – burknąłem.
- Nie możesz przywieźć jej tutaj? Co to w ogóle jest za zachowanie? – naskoczyła na mnie babcia Stasia. – Przecież nikt jej tu nie pogryzie. Czy ona nas nie polubiła? - tym razem posmutniała.
- Babciu to nie tak – zawsze śmieszyło mnie to, że to nie matka czy ojciec byli głową rodziny Łomaczów, ale właśnie seniorka Łomacz trzymała wszystkich w garści.
- A jak? Jeszcze trochę a przestanę rozumieć ten świat. Pora chyba do grobu iść – stwierdziła nostalgicznie.
- Mamo uspokój się i nie wygaduj głupstw – zdenerwowała się matka.
- Jak mam nie wygadywać, kiedy jeden z twych synów zamiast przebywać w domu ucieka na drugi koniec Polski!– zapowiadało się na kolejną konfrontacje na linii synowa– teściowa.
- Jak chce niech jedzie. Ja go na siłę zatrzymywać nie będę – prychnęła, zanurzając ponownie łyżkę w zupie.
- Co to za fanaberie Marzeno? Znów ci się coś nie podoba, to samo było z Anią Błażeja – babci ani myślała odpuścić.
- Mamo, Marzeno obie się uspokójcie. A ty Grzesiek mówi co znów nawywijałeś – tata próbował dość nieudolnie załagodzić gorącą atmosferę przy stole.
- Ja nic, muszę jechać, nie chcę, by Karolina na mnie czekała – wstałem od stołu licząc, że na tym skończy się ta rozmowa.
- Grzegorz w tej chwili stój! – krzyknęła babcia. Takiego tonu nie słyszałem u niej od lat. Dokładniej od czasu, gdy z Błażejem wybiliśmy okno w piwnicy sąsiada.
- Dobrze chcecie prawdę macie prawdę. Karolina nie jest tu mile widziana – ojciec z babcią popatrzyli na mnie jakby zobaczyli Ufo, a potem ich spojrzenia wylądowały na mamie, która nadal gapiła się w talerz.
- Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że ja mam rację? – odezwała się wreszcie. – Kim ty chcesz zostać? Pielęgniarzem na każde jej skinienie. Ty nie widzisz, że dla niej jesteś szansą na to, że dzięki tobie będzie miała zapewnione najlepsze warunki jaki sama nie była, by w stanie sobie zapewnić – wylała żal.
- A, kiedy ty rozumiesz, że ja ją kocham i jej nie zostawię?! Jej choroba nie ma dla mnie żadnego znaczenia – straciłem cierpliwość.
- Jaka choroba? – pisnęła babcia.
- Karolina choruje na postępującą głuchotę jest również ryzyku, że może stracić wzrok. Matka tego nie akceptuje i kazała mi wybierać albo ona albo Karolina. Już wszystko wiecie, wychodzę! – nie czekałem na ich reakcję. Opuściłem pomieszczenie, a za plecami aż dudniło od przekrzykujących się głosów. Szczerze ulżyło mi, że nie muszę już ukrywać tego co się stało. Miałem dość tej szopki jaką odstawialiśmy dla pozorów z matką.
Stałem na lotnisku Chopina w tłumie wypatrując dobrze znanej mi twarzy, wreszcie ją zobaczyłem z dwiema walizkami w dłoniach również rozglądała się za mną. Podbiegłem do niej szybko porywając w ramiona. Nie zwracałem uwagi na innych ludzi, którzy przyglądali się nam z zaciekawienie. Dopiero, teraz gdy miałem ją przy sobie odczułem jak mocno mi jej brakowało.
- Kocham cie Grzesiu i przepraszam za swoja głupotę – szepnęła mi do ucha i pocałowała tak jak jeszcze nigdy mnie nie całowała, Tymi słowami wyraziła wszystko to, co chciałem od niej usłyszeć i dała mi do rozumienia, że i ona uwierzyła, że nam się uda.

/ Magda/
     Czy moje życie kiedykolwiek przestanie być tak skomplikowane? Odkąd pamiętam pakowałam się w różnego rodzaju historie, ale to co się działo teraz przebijało je o 100, a może nawet 200 procent. Nie lubiłam siebie takiej. Nienawidziłam niewiedzy i stanu zawieszenia a tak to teraz u mnie wyglądało. Pocałunek z Łukaszem zmienił wiele. Nie powiem, że wszystko, bo tak nie było. Na pewno dostarczył mi multum wątpliwości i pytań. Zastanawiałam się, kiedy taka się stałam : niezdecydowana, nieogarnięta i niewiedząca czego chcę do życia. Kiedy myślałam, że sprawy się prostują wszystko musiało się zepsuć i legło w gruzach to, co sobie poukładałam. Co było najgłupsze w tym wszystkim to, że nie potrafiłam pogadać z Łukaszem o tym co się miedzy nami stało. Spuściłam na te wydarzenia zasłonę milczenia. Z własnej głupoty teraz gryzłam się z tym od środka. Z resztą Kadziewicz najwyraźniej też nie miał ochoty ruszać tego tematu, bo nie powiedział nic.      Zachowywaliśmy się, jak dwójka gówniarzy, a może wręcz odwrotnie jak dwójka dorosłych, który postanowili, że przecież nic wielkiego się nie stało. To był tylko pocałunek przecież nic wielkiego, ale do cholery jaki pocałunek!. Nie , nie mogłam kłamać, że nic się nie dzieje. Do tego w głowie ciągle miałam, że zdradziłam Jurija, a może nie? Czy to można uznać za zdradę? Przecież my nie byliśmy oficjalnie parą czy w takim razie nie miałam wolnej ręki i mogłam robić co mi się tylko podoba? Tylko, że ja nie byłam taka, nie potrafiłam o tak przejść, wobec tego co się dzieje obojętnie. Zawsze grałam czysto, ale jak widać od czasu, gdy w moim życiu pojawił się pewien środkowy o szaroniebieskich oczach coś mi się w mózgu poprzestawiało. Jak już wspominałam o oczach nie wiedziałam jak spojrzę w te brązowe tęczówki Biereżki, gdy pojadę do Gdańska. Czy mam mu powiedzieć? Wiedziałam, że przecież ci dwaj się nie znoszą. A co, jeżeli Łukasz zrobił to specjalnie, by dopiec Rosjaninowi? Znał mnie przecież i wiedział, że najprawdopodobniej mu o wszystkim powiem. Wariowałam już od tej ilości pytań.
- Magda wołam cie od połowy drogi ze sklepu a ty nic. Już myślałam, że jesteś na mnie o coś zła – zdyszana Kaśka zrównała się ze mną.
- Zamyśliłam się dlatego nie słyszałam – uściskałam ją i przyglądnęłam się jej. – Przytyłaś – stwierdziłam z uśmiechem. Uważałam, że Kaśka jest za chuda, dlatego ten widok bardzo mnie ucieszył.
- Wiesz obiadki mamusi – pogładziła się po i tak płaskim brzuchu – Nie myśl sobie, że dam się nabrać i zmieniasz temat. Dlaczego nie przyszłaś do mnie od razu jak przyjechałaś? Masz mi się pochwalić tym twoim czerwonym cudeńkiem . Ja tu umieram z nudów a ty szlajasz się po okolicy beze mnie – to była dawna Kaśka. Teraz byłam już pewna, że odzyskałam dawną Wieczorek i, że ta radzi sobie z tym co się dzieje w jej życiu. Potrzebowała tylko wsparcia bliskich osób.
-A widzisz co mam w siatkach? – otworzyłam je. – Lody czekoladowe i jagodowe. Do tego sok bananowy. Nasz święty zestaw na pogaduchy. Miałam do ciebie właśnie wstąpić – wytłumaczyłam się.
- Wybaczam – Kasia nonszalancko machnęła ręki robiąc teatralną minę niczym jakaś nabzdyczona arystokratka. - Nadal myślisz nad tym ekscesem z Kadziewiczem? – zapytała nie czekając na odpowiedź. – Matko posiwiejesz mi do tego. Zostaw to tak jak jest. On nie zrobił nic więcej, ty też nie, trudno i żyje się dalej – podsumowała.
- O wielka mądra! A, kto trzęsie portkami przed wyjazdem do Grodna i spotkaniem przyszłych teściów? – odgryzłam się jej.
- Znów zmieniasz temat – marudziła. – Madzia mówię poważnie daj iść wydarzeniom własna drogą. Analizujesz wszystko a i tak nic z tego nie masz. Ok. Łukasz był kimś ważnym w twoim życiu, ale nie musi być tak do końca świata. Teraz jest Jurij spróbuj z, nim, skoro sama mówisz, że coś w sobie ma a i on jest zainteresowany. Pamiętaj on jest Wodnikiem a Wodnik i Byk to walnięte, ale i obiecujące połączenie – znów zaczęła swoje astrologiczne porady.
- A, kto mówił mi wcześniej, że Łukasz jest Panną i to z, nim miało być idealnie? – wytknęłam jej.
- Cóż od każdej reguły są wyjątki – zaśmiała się – Naprawdę nie męcz się już tym.
- Dobrze to pomęczę ciebie – śturchnęłam ją między żebra – Spakowana?
- Dobrze wiesz, że jadę dopiero za tydzień. Ale to wszystko porypane, chciałam jechać do Gdańska a wyląduje w Grodnie – westchnęła mi tutaj. – Kto tam ciebie będzie pilnować jak nie zabraknie.
- Poradzę sobie, nie musisz jęczeć. Nie bój się ciotką nie zostaniesz – na to zdanie wybuchnęła głośnym chichotem. – Za to ja mam dla ciebie zadanie specjalnie. Ty masz z tego Grodna wrócić z Alkiem jako para, inaczej mi się nie pokazuj na oczy – zagroziłam. – Wszyscy widzą, że wy do siebie pasujecie. Daj mu szansę, przecież tego chcesz – prosiłam.
- Swatka się znalazła – podsumowała moją prośbę.
- A ty jak mnie swatasz to dobrze jest?! Z resztą ja wiele robić nie muszę, bo wiem, co siedzi w twoim sercu. Alek się tam rozgościł na dobre widzę to – wskazałam palcem na jej klatkę piersiową.
- Wróżką jesteś? Ten świat staje na głowie Magda i jej porady to się porobiło – nadal nie mogła przestać się śmiać. Ja śmiałam się z nią, brakowałam mi tych naszych głupich rozmów i śmiechu. Ktoś inny mógł, by uznać, że nie potrafimy rozmawiać poważnie o ważnych rzeczach. My wiedziałyśmy swoje i tak prowadzona rozmowa była dla nas czymś szczerym i prawdziwym obie wiedziałyśmy, wtedy wszystko, co chce przekazać druga osoba.

/Łukasz/


     Olsztyn, jedyne miejsce na ziemi, gdzie czułem się, jak w domu. Nawet w rodzinnym Dobrym Mieście tak nie było. To tu wracałem po sukcesach i porażkach zarówno tych sportowych jak i życiowych. Tym razem wróciłem do stolicy Warmii i Mazur z mieszanymi uczuciami. Owszem, przekroczyliśmy z Magdą granice, ale nic z tego nie wynikło. Ona udawała, że nic się nie stało a ja aż dziwne nie poruszyłem tego tematu. Teraz tłumaczyłem sam sobie, że nie było okazji, bo w ostatnim dniu, gdy się widzieliśmy w klubie było oficjalne zakończenie sezonu i spotkaliśmy się wszyscy razem: działacze, pracownicy i zawodnicy. Gdybym się jednak postarał stworzył bym dogodną okazję dzięki, której moglibyśmy porozmawiać. Nie robiłem tego i teraz plułem sobie w brodę i wściekałem się na własną głupotę.
     Może, gdybym nie umówił się z Kamilą, że cały czerwiec i połowę lipca będę opiekował się Amelią został bym w Rzeszowie na dłużej. Nie chciałem jednak w ostatniej chwili zmieniać planów i znów podpaść przez to byłej żonie, bo to przecież Mela była najważniejsza.
Ułożyłem małą do snu po dość intensywnym dniu. Zawsze, gdy spędzałem czas z Amelką chciałem jej wynagrodzić z nawiązką miesiące rozłąki i spędzać czas wspólnie. Patrzeć na to czego się nauczyła, jak staje się coraz bardziej podobna do mnie może nie z wyglądu, ale charakter na pewno miała mój. Już teraz wiedziałem, że przysporzy jej to później wiele problemów, ale byłem też pewien, że dzięki niemu poradzi sobie w każdej sytuacji. Usłyszałem cicho otwierające się z klucza drzwi. Wiedziałem, że to Kamila, która miała dowieźć ubranka dla Amelii. Dziwne było to, że nadal miała klucze do mojego mieszkania, jeszcze dziwniejsze, że nigdy jej ich nie odebrałem. Nie czułem jednak takiej potrzeby, skoro i tak byłem tu częściej gościem niż prawowitym mieszkańcem i tak naprawdę nigdy mi to nie przeszkadzało.
- Mam wszystko, o co poprosiłeś – postawiła torbę na krześle – Melcia już śpi?
- Tak dopiero co zasnęła. Napijesz się? – wskazałem na dzbanek kompotu czereśniowego.
- Chętnie – odparła, siadając na narożnej ławce. – Łukasz to prawda, że zostajesz w Polsce?
- Tak, zostaję na kolejny rok w Rzeszowie – nie zdążyłem się jeszcze podzielić z nikim tą informacją.
- Więc nie Surgut – zamyśliła się. Wcześniej poinformowałem ją, że rozważam decyzję o kolejnym wyjeździe do Rosji. Po rozwodzie ustaliliśmy, że będę ją informował o moich kolejnych ruchach zawodowych.
- Nie poznaje cię. Byłam pewna, że wyjdziesz. Podobało ci się przecież w Surgucie – to pokazywało, że Kamila nadal wiedział sporo o tym co dzieje się w mojej głowie.
- Wiesz ostatnio sam siebie nie poznaje – mruknąłem.
- Chodzi o nią? Przyznaj się – skinęła głową na otwarty laptop, który stał na szafce kuchennej a na jego ekranie widniało zdjęcie Ignaczaków i Magdy z Amelią zrobione przeze mnie przed hotelem w Disneylandzie.
- Skąd taka myśl? - tak naprawdę o Magdzie z Kamilą ostatnio rozmawialiśmy w zeszłym roku i nie była to przyjemna rozmowa, od razu spodziewałem się, że teraz będzie podobnie.
- Amelia ostatnio, gdy u ciebie była po powrocie ciągle wspomina o Madzi. Nie jestem głupia posklejałam fakty i mam już jasny obraz. Widzę, że nadaj się spotykacie – wytłumaczyła spokojnie, czym dała mi do zrozumienia, że zmieniła zdanie co do osoby Krasikov. Już nie miała jej za kolejną dziunie, która leci na moją forsę i źle wpływa na nasze dziecko.
- Magda jest dietetykiem Resovi, dlatego Melka o niej mówi - złapałem się na tym, że nie do końca potrafię wytłumaczyć Kamie całą tą sytuację.
- Łukasz nie mydl mi oczu. Może i Magda tam pracuje, ale między wami też coś jest. Powiem ci wprost, że nic mi do tego. W zeszłym roku popełniłam błąd. Wkurzyłeś mnie wtedy że nie zapytałeś mnie czy nie mam nic przeciwko waszemu wspólnemu wyjazdowi. Oceniłam ją zbyt pochopnie. Przepraszam cię, za to. Nie musicie się już ukrywać – moja była bardzo rzadko przyznawała się do swoich błędów. Doceniłem, że była w stanie zrobić to teraz.
- Kamila my nie jesteśmy razem – odpadłem. – Byliśmy, ale nie wyszło.
- Nie wyszło przeze mnie - nie przytaknąłem, bo przecież to nie była jej wina, tylko moja – Łukasz nie znam jej, ale Amelka ją lubi, a to akurat jest nowość, jeżeli chodzi o twoje podboje miłosne. Może mógłbyś spróbować jeszcze raz? – nakłaniała mnie.
-Kama wiesz co, mógłbym powiedzieć o tobie wszystko, ale nie to ze będziesz dawała mi takie rady – byłe m zaskoczony jej postawą.
- Cóż ludzie się zmieniają. Ty i ja jesteśmy tego przykładem – zatrzymała rękę na moim ramieniu. – Wykorzystaj szansę nim ucieknie ci na zawsze.


Nie jestem zachwycona tym co powyżej. Ogólnie ostatnio miałam taki kryzys jakiego jeszcze nigdy nie było. Wcale nie chodziło o moje własne pisane, bo do tych kryzysów już się przyzwyczaiła, ale zaczął mnie irytować cały ten blogowy światek. Powodem było głównie to, że brakowało mi czasu na wszystko, na blogi szczególnie. Nie wiem czy teraz jest lepiej, ale jakoś przestałam się złościć na to. Napisanie tego rozdziału przyszło mi z tym większym trudem, że mam złamany palec u lewej reki i pisze mi się przez to okropnie, gdy do użytku mam tylko w tej ręce 2 palce.
Kamila miała tu być zołzą do tego zołzą, która chce ponownie Kadzia złapać w swoje sidła, ale się rozmyśliłam. Nie chciałam komplikować i tak skomplikowanej sytuacji.

Tak się udało, że rozdział przed samymi świętami. Dlatego chcę wam życzyć spokojnych i szczęśliwych Świąt i może jakiegoś powiewu wiosny, której nie widać.
Chcę też podziękować z całego serca Paulince za jej opowiadanie Błędy młodości. Ona wie jakie jest dla mnie ważne :*

Pozdrawiam czytelniczki, które się ostatnio ujawniły: Magdę i Maję :)

15 marca 2013

31. Wciąż jesteś tak blisko, czy tego chcę czy nie…



/Magda/

     Czas leciał tak szybko, że ani się obejrzałam a był 30 maja. Mój przedostatni dzień w pracy. W minionym tygodniu miałam zawitać do Milicza, gdzie nasza kadra podejmowała Rosjan w ostatnim sprawdzianie przed Ligą światowa, ale, gdy okazało się, że Jurij zostaje w Moskwie na rehabilitacji odpuściłam ten wyjazd. Jeżeli chodzi o moje stosunki z Rosjaninem to było, to wszystko dziwne. Nie da się tego określić, inaczej. Przez okres półtora miesiąca biłam się ciągle z myślami jak to z nami jest. Jednym razem tęskniłam za jego obecnością, by za drugim wkurzył mnie tylko jednym zdaniem bądź bezsensowym pytaniem. Nauczyłam się jednego, nigdy nie wspominać mu o Łukaszu, bo ten temat działał na niego jak płachta na byka. To było jasne, że był zazdrosny, jednak ten rodzaj zazdrości nie podobał mi się, bo w każdej chwili mogło to przyjąć jakich chory obrót. Liczyłam, że Rosja zakwalifikuje się do finałów w Gdańsku a Jurij przyjedzie do Polski i wtedy sobie to jakoś wyjaśnimy.
     Wracając do osoby Łukasza tu też miałam mieszane uczucia. Przez ten miesiąc zbliżyliśmy się do siebie. Sprzyjało temu to, że na roztrenowaniu posezonowym było niewielu siatkarzy, ja też wiele do roboty nie miałam. Czasami miałam już wrażenie, że ustabilizowaliśmy nasze relacje na poziomie przyjaźni i tak już zostanie. Denerwowało mnie tylko jedno, moje rozmyślania na jego temat. Zastanawiałam czy on zostanie w Resovi? Media spekulowały, transfery u nas trwały, dołączył Piotrek Nowakowski a Sovia miała w szeregach teraz czterech środkowych. Do tego wszyscy to byli bądź obecni reprezentanci Polski. Dla kogoś miejsca zabraknie, ktoś będzie musiał pogodzić się z rolą rezerwowego, a to raczej nie było dla Łukasza. Oczywiście mogłam zapytać go o to co planuje, bałam się jednak usłyszeć odpowiedzi, która mnie zmartwi.
- Madzia możesz podejść teraz do Marka? – pani Grażynka zajrzała do mnie przez wpół otwarte drzwi. Spodziewałam się tego. Nadchodził mój czas pożegnania z klubem, przecież wypełniłam 3 miesięczną umowę. Poszłam od razu do niego.
- Tak panie Marku?
- Siadaj. Chciała bym zamienić z tobą kilka słów – już nie pamiętam czy kiedyś podczas spotkania z, nim denerwowałam się tak jak teraz.
- Twoje prace na plan żywieniowy dla zawodników na okres urlopu są interesujące. Zaskoczyłaś mnie tą skrupulatnością wykonując je dla wszystkich, mimo że nie wiedziałaś, kto z nami zostanie – zaczął. Czyżbym miała szansę zapytać go o Kadzia i pozostanie w podkarpackiej drużynie.
- To nie było takie trudne chodziło przecież tylko o Tomka, Wojtka i Łukasza – wymieniłam licząc, że podpuszczę go tym i powie coś więcej.
- Mogę cię uspokoić Tomek z nami zostaje, Wojtkowi jutro kończy się angaż i wiemy, że jest nim zainteresowany Olsztyn, co do Łukasza teraz do niego należy decyzja, my ze swojej strony zaproponowaliśmy mu dogodne warunki – tym sposobem wiedziałam już wszystko. – Ale nie o tym chciałem z tobą mówić, wróćmy do tematu. Twoja współpraca z nami była owocna i zaskakująca. Nie spodziewaliśmy się, że ten eksperyment tak się sprawdzi . Vanny miał jednak rację. Niestety, jak sama wiesz musieliśmy oddać go pod skrzydła Andrei – uśmiechnął się ze swojego żartu – Trener Zahorski przejmie jego obowiązki – stało się dla mnie jasne, że nie zostanę. Jeżeli to wszystko był pomysł Vannego a jego już z nami nie było to nie miałam co liczyć na to, że będę dalej dietetykiem.
- To ja chciałabym podziękować za daną szansę i zaufanie. Wiele się nauczyłam a do tego spełniłam swoje marzenia. Dziękuję za wszystko – wygłosiłam jak najbardziej szczerze.
- Madziu to brzmi jak pożegnanie – uśmiechnął się tajemniczo – Ja ci chciałem zaproponować umowę na kolejne dwa lata.
- Naprawdę? O Boże, dziękuję – nie zważając na nic podbiegłam do niego i uściskałam.
- Mam rozumieć, że się zgadzasz? – roześmiał się, gdy go puściłam.
- Tak oczywiście – los się do mnie uśmiechnął przynajmniej w sferze zawodowej miałam mieć teraz ustabilizowane kolejne miesiące życia.
- Teraz, jeśli pozwolisz chodźmy się przejść – przytaknęłam i boje wyszliśmy na korytarz a, nim dotarliśmy na parking znajdujący się za halą. Drogę urozmaicała nam rozmowa o kadrze i pierwszym ich występie w Lidze światowej.
- Skoro już teraz jesteś naszym pełnoetatowym pracownikiem a z tego co wiem brakuje ci pewnej rzeczy – wskazał ręką na czerwoną, lśniącą Mazdę, która stała przed nami.
- Bardzo dziękuję, ale nie wiem, czy to mi potrzebne. Mieszkam przecież pięć minut od hali – byłam w ogromnym szoku, to było dla mnie za wiele jak na jeden dzień.
- Tak wiemy o tym, ale okres zgrupowań przedsezonowych planujemy za miastem. Andrzej zaznaczył nam, że w miarę możliwości chciałby mieć ciebie przy sobie, ponieważ jesteś częścią sztabu. Ten samochód ci się przyda. Proszę to są kluczyki – jego mina oznajmiała, że nie przyjmie sprzeciwu. Nadal pełna euforii wyciągnęłam rękę po zestaw brzęczących kluczyków.
     W doskonałym humorze spędzałam resztę popołudnia. Kaśka będzie miała ubaw, ja i czerwony samochód, kolor, który tolerowałam tylko na reprezentacyjnych i klubowych barwach. Żałowałam ze jej tu teraz nie ma. Niestety, nie miałam z kim podzielić się tą radością. Kasia siedziała w Tarnowie, Karolina była w Monachium a Jurij w Moskwie. Oczywiście obdzwoniłam ich wszystkich dzieląc się nowiną, ale to nie było to samo. Został mi tylko nasz kociak, z którym bawiłam się przeszło godzinę. Nadal rozpierała mnie energia dlatego postanowiłam zrobić ciasto ucierane z truskawkami z bitą śmietaną i pójdę świętować do Grześka. Sprzątałam po mojej twórczej przygodzie z przyrządami kuchennymi myjąc je w zlewie, kiedy jeden z kurków dosłownie wystrzelił mi z dłoni a woda tryskała we wszystkie strony. Próbowałam zatrzymać potok cieczy, ale ponowne założenie kurka nic nie dało. Byłam już cała mokra i nie wiedziałam co robić pędem pobiegłam do mieszkania Łomacza po pomoc.

/Łukasz/

     Siedzieliśmy z Gregorem przy piwie i oglądaliśmy powtórkę pierwszego meczu naszych z USA. Nie miałem pojęcia dlaczego Łomacz się tym katuje. Ja przyzwyczaiłem się już do myśli, że nigdy nie zagram z orzełkiem na piersi. Grzesiek wiedział, że godnie zastąpił, by, choćby Woickiego na rezerwie, niestety trener miał inne zdanie. Byłem świadom, że najprawdopodobniej jest to nasz ostatni taki spęd w najbliższym czasie. Nikomu jeszcze nie mówiłem, ale oferta z Surgutu była naprawdę kusząca, do tego znałem to miasto i warunki jakie panowały w klubie. Wszystko przemawiało na tak. No dobra prawie wszystko. Były jeszcze dwie kobiety, które zakłócały niemal ten idealny plan: Amelia i Magda. Nie wiedziałem już co mam zrobić z Krasikov, traktowała mnie jak kolegę, może nawet jak przyjaciela. Czasami podczas spotkań podczas treningów przekomarzaliśmy się dwuznacznie ze sobą, ale ona odbierała to tylko jako żarty. Ja chciałem przekazać jej w tych docinkach coś więcej, ale ona tego raczej nie dostrzegała. Amelii zaś obiecałem, że już nie wyjadę tak daleko. Wiedziałem jednak, że, jeżeli zdecyduje się na Rosję to Mela zrozumie.
     Oboje usłyszeliśmy głośny trzask a zaraz potem w pokoju Grześka, który robił za prowizoryczny salon pojawiła się Magda całkiem przemoczona. Biała bokserka przylepiła się do jej płaskiego brzucha a koronkowy stanik wyraźnie prześwitywał przez materiał. Z włosów blondynki, które miała zaczesane na bok skapywała woda a krótkie spodenki oraz jej lekko opalone nogi również były wilgotne od cieczy. Nie dziwiłem się sobie, że przez głowę przeleciała mi myśl, że wygląda teraz cholernie pociągająco.
- Pomóżcie, kran mi wysiadł! – jęknęła błagalnie. – Zaraz zaleję sąsiadów.
- Grzesiek masz klucz francuski ? – wypaliłem w kierunku bruneta.
- Nie wiem, jak już coś mam, to w samochodzie. Lepiej chodźmy w Jastrzębiu miałem podobnie, sąsiedzi mnie zalali to była katastrofa – Łomacz w swoim stylu się rozgadał.
- Może idź poszukaj tego klucza, ja przez ten czas coś wykombinuje – spojrzałem na niego wymownie licząc, że zrozumie, że chcę być z Magdą sama na sam.
- Ok. idźcie ja lecę szukać – rozumiał tak jak sobie założyłem.
Spacerem tego nazwać nie mogliśmy, bo Magda zbiegła ze schodów jakby się paliło a ja za nią. Kuchnia nie wyglądała za dobrze, na płytkach zalegała już warstwa wody.
- Madzia przynieś ręcznik albo lepiej dwa – ta momentalnie zrobiła to, o co ją poprosiłem. Przytknąłem puchowe ręczniki do zaworu, by woda nie tryskała we wszystkie strony, owinąłem je wokół kranu tak, że teraz nasiąkły, ale woda ściekała do zlewu, a nie na wszystko wokoło. W tych parę chwil nawet ja byłem cały mokry.
- Gdzieś tu musi być zawór wody – powiedziałem – Musimy go znaleźć, inaczej będę tak stał w nieskończoność.
- Może zadzwonię do Karol i zapytam? – próbowała coś wymyślić.
- To potrwa za długo, sprawdź pod szafką albo w korytarzu w tej białej skrzynce – pod zlewem zaworu nie było, ale w przedpokoju już tak, bo Magda oznajmiła mi to okrzykiem, że znalazła. – Przekręć wajchę do ściany – wiedziałem, że się udało, bo woda przestała napierać na moja dłoń którą przytrzymywałem ręczniki. – Działa.
- Łukasz dziękuję ci, nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła – zdążyłem tylko odczepić dłonie do kranu, by te znalazły się na ciele Magdy, która właśnie rzuciła mi się na szyję. Byłem mega zaskoczony jej reakcją. Czując jak nasze ciała mokre od wody kleją się do siebie od razu zrobiło mi się gorąco. Madzia odchylił głowę i popatrzyła na mnie. Zaskoczenie malowało się w jej oczach, chyba sama zdziwiła się swoją reakcją na to, co zrobiła.
- Możesz mnie już puścić – poprosiła. Ani myślałem to zrobić. W głowie miałem zupełnie inny plan. Z natarczywością nie puszczając jej ani na chwilę wpiłem się w jej usta licząc się z tym, że zaraz zostanę brutalnie sprowadzony przez nią na ziemię a nasze koleżeńskie relację pójdą się jebać. Po chwili poczułem coś, co rozwiało moje obawy, Magda odwzajemniła pocałunek z taka samą zachłannością szukała moich warg a nasze języki splotły się ze sobą od niepamiętnych czasów. Jej palce znalazły się w moich mokrych włosach a moje ręce pod jej wilgotną koszulką gładziły mokrą skórę pleców. Znów miałem ją tylko dla siebie.
- Znalazłem! – okrzyk Grześka otrzeźwił nas i Magda wyrwała się z mojego uścisku. Nie patrzyła już na mnie, ale ja na jej policzkach dostrzegłem piękne rumieńce. To mi wystarczyło. Już wiedziałem – zostaję w Rzeszowie!

/Kaśka/

     Od trzech tygodni siedziałam w Tarnowie. Takie było zalecenia mojego adwokata. Nie udało się uniknąć totalnego zamieszania jakie spotkało mnie po zgłoszeniu się na policje. Witek nie odpuścił, straszył mnie i Alka sądem. Wniósł na mnie i na Ahrema sprawę o zastraszanie i pobicie, niestety miał mocne argumenty w postaci obdukcji. Oboje z Białorusinem byliśmy zszokowani tym co wymyślił. Alek bał się, że sprawa wymknie się spod kontroli i trafi do prasy, nawet poinformował o wszystkim klub. Na całe szczęście ci byli po jego stronie, choć o zadowoleniu, kiedy usłyszeli o pobiciu mówić się nie da. Moja rodzina dowiedziała się o wszystkim i po chwilowej złości okazali mi wsparcie. Najbardziej bałam się reakcji taty, ale ten był wyrozumiały, załatwił dobrego adwokata dla mnie oraz dla Aleha. Zaskoczył mnie tą pomocą, zawsze sceptycznie podchodziło każdego faceta, który kręcił się blisko mnie. Czułam, że mama maczała w tym palce, ale byłam jej wdzięczna. Dziś zaś miał nadejść dzień, gdy obaj się poznają .
     Mnie z Alkiem wiele łączyło z każdym dniem więcej, ale nie byłam gotowa na kolejny krok. Nasza bliskość ograniczała się do trzymania za ręce i przytulania w razie potrzeby co nadal zdarzało mi się często. Może, gdybym została w Rzeszowie sprawy potoczyły, by się inaczej? Nudziłam się w domu, brakowało mi tu dosłownie wszystkiego, nawet studiów, niestety musiałam wziąć dziekankę. Było jasne, że nie nadrobię zaległości, a i lepiej dla mnie było bym znalazła się daleko o Jabłońskiego, na którego zawsze na uczelni wpaść mogłam.      Tęskniłam za Magdą, ona za mną, na całe szczęście miałyśmy się zobaczyć za kilka dni. W jej życiu też wiele się działo po tym jak pocałowała się Kadziewiczem. Nie potrafiłam jej nic doradzić, sama nie wiedziałam co dla niej będzie właściwe. Ona również nadal miotała się. Nie pomogło też to, że sezon klubowy ostatecznie zakończył się dla wszystkich a tym samym Kadzia wywiało do Olsztyna a Magda nie kwapiła się, by coś z tym zrobić. Pozostała w tym zawieszeniu. Znów byłyśmy w podobnych, ale innych sytuacjach, szkoda, że teraz do tego byłyśmy daleko od siebie.
    Sygnał z komórki oznajmił mi, że Aleh dojechał do celu, wyszłam z domu, by się przywitać.
- Jesteś przed czasem – zaśmiałam się, gdy Białorusin parkował na podjeździe.
- Nie chciałem się spóźnić – wyjaśnił rozglądając się dookoła. Dziś tak naprawdę pierwszy raz był u mnie. Wcześniej, gdy mnie odwiedzał spotykaliśmy się na mieście.
- Robi wrażenie? – zapytałam, gdy przyglądał się fasadzie naszego domu.
- Piękny, nie chwaliłaś się, że mieszkasz w pałacu – nie odrywając wzroku od domu rozglądał się dalej.
- Nie przesadzaj. Jak chcemy zdążyć na spotkanie to chodźmy, zaplanowałam, że pójdziemy do Bombaju pieszo – pociągnęłam go w stronę wyjścia z ogrodu. – To nie daleko – dodałam, gdy zobaczyłam jego zbolałą minę.
     Przeszliśmy niemały kawałek. Specjalnie szłam okrężną drogą, by Ahrem zobaczył to czego jeszcze u nas nie widział. Najbardziej zachwycał się deptakiem, który niedawno powstał nad naszą rzeką. Wreszcie dodarliśmy do celu stając przy dużym kamienny słoniu, który stał przy wejściu.
- To tutaj – w środku panował spokój, w sumie jak zawsze o tej porze dnia.
- Ładnie tu – Aleh ogarnął wzrokiem jasne pomieszczenie skąpane w pomarańczowych i brązowych dodatkach.
- Dzięki, pójdę poszukać taty – przyjmujący skinął głowa a ja ruszyłam w stronę kuchni, wiedziałam, że tata jak zwykle przesiaduje tam, by wszystkiego doglądnąć. Doszłam tylko do połowy sali, gdy mój ojciec pojawił się w kuchennych drzwiach.
- Widzę, że już jesteś. Aleh jest z tobą? – zapytał, po czym jego wzrok spoczął na siatkarzu, który znajdował się centralnie za mną.
- Tak, chodźmy – szybko doszliśmy do stolika przy, którym siedział Ahrem. – Tato to Aleh, Aleh to mój tato Jerzy Wieczorek.
- Witam, chciałbym panu podziękować za pomoc – Alek wstał i podał mu rękę na przywitanie.
- To ja chciałbym podziękować panu za opiekę nad moja córką i to, że jesteś przy niej. Myślałem, że już nic mnie nie zdziwił a już na pewno nie kolejny jej wybranek, a tu nie dość, że obcokrajowiec to jeszcze siatkarz – lekko się uśmiechnął. – Proszę mnie źle nie zrozumieć nie mam nic przeciwko, chcę, by ona była szczęśliwa nic więcej.
- Tato Alek to mój przyjaciel – zaczęłam protestować, bo już przemawiał od siatkarza jakby był co najmniej moim narzeczony.
- Ja tam swoje wiem – dodał puszczając mi oczko.
- Jakbym słyszała mamę – prychnęłam a w duchu odetchnęłam z ulgą, bo wiedziałam, że tata polubił Alka.
     Podczas tego spotkania omówiliśmy wiele spraw nie pomijając tej najważniejszej, czyli sprawy Wiktora, potem było już mniej oficjalnie, bo panowie rozgadali się na temat hokeja kompletnie mnie ignorując. Nie miałam im tego za złe, raczej cieszyłam się, że szybko złapali wspólną „falę”.
- Dość już tego dobrego, obiecałam Alkowi pokazać jeszcze nasz park, tato kradniesz cały mój czas. Jeszcze zdążycie się nagadać – przerwałam w końcu ich pogadankę, bo ileż można.
- Mam nadzieję, że teraz będziesz tu częstym gościem. Miło było poznać.
- Mogę panu obiecać, że jeszcze was odwiedzę. Zapraszam w sezonie ligowy na nasze mecze.
     Kiedy wreszcie się pożegnali a i to nie przyszło im łatwo mogłam zabrać Aleha do naszego parku. Nazywałam ten park naszym, bo był położony blisko mojego domu. Nic więcej ze mną nie miał wspólnego, oczywiście po za wszelkiego rodzaju wspomnieniami od wygłupów z Magdą, wspólnym łażeniu po drzewach tam rosnących i pierwszych randkach, które tam spędziłam.
- Ten park jest wasz naprawdę? – jak widać Aleh tak myślał.
- Nie tak go po prostu nazywam – wyjaśniłam.
- Nie spodziewałem się tego co dziś zobaczę – lekko się miotał.
- Alek powiedz wprost, nie spodziewałeś się, że moja rodzina jest tak zamożna – powiedziałam to, co jak widać nie chciało przejść mu przez gardło.
- Po to tobie tego nie widać – te słowa to był najpiękniejszy komplement jaki mogłam usłyszeć. W Tarnowie znali nasz niemal wszyscy, a mnie jak i moich braci mieli za rozpuszczonych bachorów z pieniędzmi.
- Cieszę się, że tak mówisz. Zdradzę ci, że nie widziałeś nawet 30% tego co należy do mojej rodziny. Jesteśmy normalni, zwyczajnie tato miał kiedyś szczęście i podjął dobre decyzje. Czasami nie jest tak miły, jak dziś, ale cieszę się, że cię polubił.
- Ja też się cieszę i mam nadzieję, że kiedyś poznam te pozostałe 70% tak ze zwyczajnej ciekawości. A, jak już jesteśmy przy poznawaniu to mam pewien pomysł – spojrzał na mnie z ognikami w oczach.
- Jaki? – ciekawość momentalnie zaczęła mnie zżerać.
- Jedź ze mną do Grodna – powiedział. – Poznasz moja rodzinę, siostrę, moje miejsca.
- Alek ja nie wiem – wahałam się. W jakim charakterze miałam tak pojechać? Co ze sprawą, która się toczyła?
- Już wszystko sprawdziłem z adwokatem, możesz jechać. Gdyby coś się działo zaraz wrócimy. Proszę cię jedź ze mną.
- Dobrze – nie potrafiłam mu odmówić. Nie, teraz gdy patrzył na mnie z takim wyczekiwaniem a jego oczy lśniły przy blasku słońca, które przenikało przez gęstwinę liści. Tak bardzo bym chciała móc znów poczuć go blisko siebie, ale wiedziałam, że jeszcze nie czas. Jeszcze nie czas na to, za bardzo się bałam, że coś przeze mnie może się nie udać, wolałam poczekać, czułam, że ten wyjazd da mi odpowiedź.
 

Mogę odfajkować kolejne etapy na mojej liście którą mam w wyobraźni. Lubię pisać te fragmenty, które jasno zarysowują się w mojej głowie i nie muszę błądzić po omacku patrząc na białą kartkę papieru. Jak sobie jednak pomyśle, ile punktów do opisania mi zostało i ile czarnych dziur po między nimi to jestem przerażona, bo wyjdzie mi z tego totalna Moda na sukces a wszystkie inne autorki które znam przejdą na emeryturę. Muszę chyba przygotować jakiś prezent dla każdego, kto tu wytrwa do końca, o ile sama wytrwam :)

Sovio ty moja! mam przez ciebie teraz trwały uszczerbek na zdrowiu, który jeszcze się pogłębi w tym sezonie. Moje przeczucie tak mi właśnie podpowiada.


1 marca 2013

30. Nie ważne co się stanie ja sercem będę przy tobie…



/Kaśka/

     Cieszyłam się z wyjścia ze szpitala, ale równocześnie zdawałam sobie sprawę, że teraz przyjdzie mi się tak naprawdę zmierzyć z moimi problemami. Wszystko zostało już zaplanowane, Magda i Alek się o to postarali. Ahrem, hmm, przy jego osobie miałam totalny mętlik w głowie. Przeze mnie sam narobił sobie problemów. Wiedziałam, że nie odpuści Witkowi i nie dziwiło mnie to gdy pojawił się w szpitalnej sali z poobijaną twarzą tłumacząc, że musiał dać mu nauczkę Nie byłam dumna z tego, że zrobił to dla mnie, czułam się winna i tyle. Alek jednak twierdził, że po pierwsze nic mu nie jest, a po drugie Wiktor już nigdy się do mnie nie zbliży. Niestety, miałam przeczucie, że akurat w tym drugim argumencie nie było racji. Jabłońskiego nie dało się ot tak wykreślić z mojego życia z jednego bardzo prostego powodu, ponieważ zgodziłam się donieść na niego na policję a tym samy związać się z jego osobą na kilka kolejnych miesięcy. Wiem, że znaczenie było inne, ale wykreślić go ze swojego życia nie mogłam a każde wspomnienie o, nim powodowało, że na ciele pojawiała się nieprzyjemna gęsia skórka.
     Magda zaparkowała mojego Volkswagena przy komendzie na Jagiellońskiej. Najpierw z samego rana upewniła się, że jestem w stanie dziś tu się pojawić, a potem uparła się, że będzie mi towarzyszyć. Nie oponowałam przy tym i tak nie dałam rady prowadzić ze złamaną ręka, a wiedziałam, że wsparcie mi się przyda. Droga z mieszkania i tak upłynęła nam w ciszy, ja ciągle układałam co i jak mam powiedzieć a Magda nie nakłaniała mnie do rozmowy, sama musiała co nieco przemyśleć. Obie weszłyśmy do budynku i po wpisaniu się w odpowiednie księgi zostałyśmy pokierowane dalej z informacją, że zaraz ktoś się nami zajmie. Nie czekałyśmy długo, bo po kilku minutach do jednego z pokoi zaprosił nas policjant w podeszłym wieku.
- Komisarz Siedlik. W jakiej sprawie panie do mnie przychodzą? – zwrócił się do nas siadając przy biurku. – Proszę spocząć – dodał.
- Chciałam zgłosić próbę gwałtu i szantaż – może powinnam bardziej rozwinąć swoją wypowiedź, ale nerwy mi na to nie pozwoliły.
- Mam rozumieć, że chodzi o panią? – zapytał, na co przytaknęłam. – Pani godność.
- Katarzyna Wieczorek – policjant spojrzał na mnie z większym zainteresowaniem niż jeszcze kilka chwil wcześniej. Nie wiedziałam co spowodowało u niego taką zmianę.- Zamieszkała?
- Lenartowicza 9/ 21 w Rzeszowie – zanotował, po czym zaczął wetować stos papierów, które leżały na brzegu biurka.
- Jeżeli się nie pomylę zarzut zostanie skierowany przeciwko – zerknął na papier, który przed chwilą wyciągnął z jednej z teczek – Wiktorowi Jabłońskiemu? – po tych słowach mnie zamurowało, tak, że nie byłam wstanie tego potwierdzić.
- Ale skąd pan wie? – otrząsnęłam się mając nadzieję, że to jakiś głupi żart.
- Wczoraj wpłynęła skarga na panią jak i na pana Ahrema właśnie od pana Jabłońskiego. Sam przyjmowałem zgłoszenie dlatego skojarzyłem oba fakty. W notatkach mam zaznaczone, że pani może posłużyć, że argumentem z gwałtem i szantażem a patrząc na obdukcje pana Jabłońskiego to on mi tu wygląda na ofiarę – wyjaśnił, każdym słowem powodując, że czułam się jakbym wtapiała się w krzesełko, na którym siedzę.
- Ale to nieprawda! – krzyknęłam a Magda ścisnęła moją rękę dając mi do zrozumienia bym się uspokoiła.
- Pani Katarzyno moim obowiązkiem jest wysłuchanie obu stron i przyjąć zgłoszenie. Proszę się uspokoić i będziemy kontynuować – nie mogłam poukładać myśli, ale wiedziałam, że od tego będzie zależeć czy przedstawię swoją wersję wiarygodnie. Musiałam się szybko pozbierać.
- Już mogę – po jakiejś minucie spojrzałam na Siedlika.
-Zgłoszone przez panią zajście miało miejsce, gdzie i kiedy?
- 30 marca 2011 roku w mieszkaniu Jabłońskiego – odpowiedziałam.
- W jakich okolicznościach?
- Nie bardo rozumiem.
- Co wydarzyło się przed samym atakiem? – wyjaśnił.
- Przyszłam do Wiktora z zamiarem zerwania a on zaczął mnie wyzywać od dziwek i powiedział, że odejdę, ale wcześniej weźmie to, co do niego należy – wydukałam. Myślałam, że to będzie łatwiejsze, ale mówienie o tym zupełnie obcej osobie wcale nie sprawiało, że te słowa szybciej przechodziły mi przez gardło.
- Mam rozumieć, że była pani z nim związana? – zapytał.
- Tak.
- Jak długo i w jakim charakterze?
- Około 3 miesięcy może nieco dłużej, była to luźna relacja – teraz nawet nie umiałam tego nazwać. Niby byliśmy parą, ale nigdy nie padły deklaracje, szliśmy na żywioł często kończąc spotkania w jego sypialni.
- Dobrze. Co było dalej? – musiałam teraz przejść do najtrudniejszej części.
- Zaciągnął mnie do pokoju, próbował rzucić na łóżko, ale z niego spadliśmy dobierał się do moich spodni i właśnie, wtedy wykorzystałam moment jego nieuwagi uderzyłam go i uciekłam – pamiętałam to aż za dobrze. Wyraz twarzy Witka z tamtego wieczora zostanie ze mną na długo.
- Zadał pani jakieś obrażenia? – Siedlik nadal tylko pytał.
-Raczej nie. W kolejnych daniach byłam tylko obolała, nic więcej – policjant wypełnił kolejną rubrykę formularza.
- Po wszystkim, gdzie się pani udała?
- Do mieszkania na Lenartowicza.
- Rozumiem. Wspomniała Pani też coś o szantażu. Proszę to rozwinąć.
- Wiktor po wszystkim zaczął grozić mi, że powie moim przyjaciołom, że jestem nikim tylko dziwką, rozpowiadał na uczelni, że sypiam, z kim popadnie. Później wykonał fotomontaż, który miał przesłać moim bliskim, by pokazać, że taka jestem naprawdę. Miał tego nie robić, pod warunkiem że do niego wrócę – na potwierdzenie swoich słów pokazałam zdjęcie, które Alek znalazł w swojej skrzynce pocztowej.
- Zrobię kopię, by dołączyć do zgłoszenia. Mam rozumieć, że to nie pani? – zerknął na fotografię.
- Twarz jest moja, reszta to inna kobieta –, choć to nie było moje nagie ciało czułam wstyd.
-Z mojej strony na dziś to wszystko. Mogę obiecać, że w najbliższych dniach przesłuchamy pana Jabłońskiego w celu wyjaśnienia sprawy. Mogę panią jeszcze powiadomić, że w związku z tym, że i na panią wpłynęła skarga pani również zostanie wezwana, by złożyć zeznania – dodał.
- Może mi pan powiedzieć, o co dokładnie chodzi? – nie wyobrażałam sobie, że mam zostać teraz bez dodatkowej informacji.
- Niestety, nie – rozłożył bezradnie ręce. – Takie procedury.
     Wychodząc z pokoju byłam załamana to nie było takie proste jak z początku mi się wydawało. Jeszcze do tego Witek sam mnie o coś oskarżał. Do tego wplątał w to Alka.
- Co ja narobiłam?– usiadłam na krześle w korytarzu.
- Kasia dobrze zrobiłaś. Twoje słowo przeciwko jego słowu. Gdybyś tu nie przyszła nie dowiedziałabyś się o tym już teraz, że on złożył doniesienie na ciebie. Do tego teraz policja ma dwa obrazy wydarzeń, twój i jego – tłumaczyła mi Magda.
- Tak, ale słyszałaś tę wzmiankę o obdukcji? Ja nic nie mam, nikt mi nie uwierzy – zaczynałam pękać.
-Masz fotomontaż, masz smsy. Nawet te, które skasowałaś można odzyskać – Magda myślała dużo trzeźwiej ode mnie. – To ty jesteś ofiarą, pamiętaj.
- Musimy zadzwonić, trzeba uprzedzić Aleha. Albo lepiej jedźmy do niego – zdecydowałam.      Nie było już odwrotu. Już nie tylko ja i Wiktor byliśmy w to wplątani. Alek również stał się częścią wydarzeń, których tak bardzo chciałam go uchronić, niestety nie udało się. Witek był na to za sprytny, by darować to Białorusinowi.

/Karolina/

     Wywoływałam kolejne już dziś zdjęcie do dowodu i zauważyłam, że znów zrobiłam coś nie tak, przez co cała fotografia była rozmyta. Do tej pory twardo stałam przy tradycyjnym sposobie robienia zdjęć zwykłym aparatem na kliszę, ale teraz złościłam się sama na siebie, że nie zrobiłam tych zdjęć cyfrówką.
     Dlaczego dziś byłam tak roztargniona? Czułam, że kumuluje się we mnie to, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dni. Wcześniej nie miałam nawet czasu, by się zatrzymać i pomyśleć teraz myśli same napływały do mnie. Ostrołęka, matka Grześka, jej reakcja na mnie, moja reakcja na reakcje Grześka, zachowanie Łomacza. To wszystko powodowało kolejny problemy. Nie chciałam być powodem, dla którego Gregor poróżnił się z mamą niestety tak się stało. Próbowałam rozmawiać o tym z brunetem ,ale ten nie chciał mnie słuchać, momentami udawał nawet, że to go nie obchodzi, ale ja wiedziałam swoje. Rozgrywający nie był dobrym aktorem, tak jak wcześniej nie udało u się ukryć wzmożonego zainteresowania moją osobą tak teraz nie potrafił zamaskować tego, że przejmuje się tym co zrobiła jego matka. Postawione mu ultimatum ja albo rodzina było niedorzeczne, niestety sama wzięłam je pod uwagę i to stało się faktem. Zaskoczyło mnie jedno, że Grześ wybrał mnie. Nie mogłam jednak pozwolić, by tak to zostało, nie mogłam dopuścić do tego, by przeze mnie stracił kontakt z własną rodzicielką. Nie byłam przekonana, że jestem warta takiego poświecenia.
- Karol widzę, że w tym tygodniu nie masz ręki do tego – Adrian właściciel studia zabrał ode mnie przyrządy i sam zajął się moją robotą.
- Wybacz, jestem rozkojarzona – wytłumaczyłam się. Stefczyk wraz ze swoją żoną Heleną, odkąd ich tylko poznałam byli dla mnie bardzo życzliwi. Do tego to właśnie oni byli pierwszymi obcymi osobami, które dowiedziały się o mojej chorobie. Nawet Magda z Kaśką dowiedziały się później. Gdy pracowaliśmy razem podczas większych uroczystości rodzinnych zachwycali się moim wyczuciem miejsca i chwili, przez co niektóre zdjęcia wychodziły bajkowo. Widzieli we mnie prawdziwą artystkę. Dla mnie te pochwały były nieco na wyrost, więcej zawdzięczałam szczęściu i refleksowi, kiedy naciskałam przycisk w aparacie, ale nie protestowałam na ich słowa, by nie robić im przykrości.
- Jakieś problemy? – spojrzał na mnie znad okularów.
-Tak. Wydaje mi się, że czas bym podjęła ważne decyzje w moim życiu. W sumie, odkąd jestem w Polsce ciągle to robię, ale to może być jedna z najtrudniejszych. Nie wiem jednak jak mam się, za to zabrać, nawet tego nie chcę – to było jasne, że nie chcę rozstawać się z Grześkiem, ale, jeżeli będzie to jedyne wyjście to chyba będę musiała to zrobić.
- Twoja wizyta w domu Grzegorza nie wypadła najlepiej? – Adrian wiedział o wszystkim, postanowiłam dodać to o czym mu jeszcze nie powiedziałam po powrocie.
– Karolina muszę ci powiedzieć, że rezygnacja z Grześka to nie jest żadne wyjście – prędko wyjawił swój pogląd na to. – On już wybrał i wybrał ciebie. Mówię ci to jaki mąż może z krótkim stażem, ale już ze sporym doświadczeniem. To teraz ty jesteś dla niego najważniejsza – wskazał na mnie palcem, by nabrało to jeszcze większej mocy.
- On to zrobił w emocjach widzę, że teraz się z tym gryzie – starałam się bronić swoich argumentów.
-Ale to ciebie kocha i nadłożył ciebie nad ultimatum matki. Ty chcesz mu teraz to odebrać. W pewien sposób postawić własne ultimatum, a to sprawi, że niczym nie będziesz się od niej różnic – kontynuował otwierając mi spojrzenie na szersze horyzonty.
- Nie wiem, co robić, też go kocham, ale nie chcę być powodem, dla którego straci kontakt z matką.
- Może będę miał rozwiązanie na ten problem. Musi minąć trochę czasu i wtedy zarówno wasza dwójka jak i jego mama dojdziecie do pewnych wniosków, ochłoniecie ostatecznie. Mogę ci w tym trochę pomóc. Od połowy maja w Monachium rozpoczynają się warsztaty fotograficzne, jedź tam będziesz miała chwilę dla siebie – wyskoczył niespodziewanie z propozycją.
-Adrian ja nie mogę tego przyjąć – zaprotestowałam. Czy taki wyjazd, by jeszcze bardziej nie skomplikował sytuacji?
- Możesz, możesz i tak miałem ci to zaproponować. Warsztaty trwają miesiąc. Masz zapewnione wyżywienie noclegi i sprzęt. Pojedziesz nauczysz się nowych rzeczy. Musisz rozwijać swój talent – uśmiechnął się, by mnie przekonać.
- Naprawdę nie wiem – wahałam się.
- To polecenie służbowe – powiedział podniesionym głosem, ale po chwili się zaśmiał. – Do niczego cię nie zmuszam, ale zastanów się to może wam pomóc.
- Dobrze – wiedziałam, że Stefczyk w tym co mówi ma wiele racji. Powinnam temu zaufać.
- A teraz zmykaj do domu, ja dziś się już wszystkim zajmę – machnął ręką w stronę drzwi tak jakby mnie wyganiał, po czym zajął się wywoływaniem zdjęcia.
     Nadal szarpały mną wątpliwości. W jednej chwili myślałam, że wyjazd będzie rozwiązaniem, by zaraz zmienić zdanie i zdecydować się na poważną rozmowę. Co na to wszystko powie Grzesiek, jak zareaguje? Z tego wszystkiego zamiast do własnego mieszkania powędrowałam piętro wyżej wprost pod drzwi Łomacza.
- Myszko coś się stało? Powinnaś być w pracy i masz jakąś dziwną minę – zbombardował mnie słowami, po czym delikatnie ucałował usta zagarniając mnie ramieniem do wnętrza mieszkania. Ciągle przyzwyczajałam się do tych pocałunków, łaknęłam ich jak spragniony człowiek wody. Sprawiały mi wiele przyjemności, były czymś niezwykłym. W tych momentach czułam, że Grześ należy do mnie a ja do niego.
- Mogę jechać na warsztaty z fotografii – powiedziałam, gdy tylko znaleźliśmy się w kuchni.
- To wspaniale bardzo się cieszę. Tylko przywieź dużo zdjęć byśmy mieli co oglądać – spodziewałam się całkiem innej reakcji niż mi zaprezentował.
- Grzesiek, ale te warsztaty są w Monachium i trwają miesiąc – uśmiech na jego twarzy zmalał, starał się to zamaskować, ale nie bardzo potrafił.
- To nic, damy radę, miesiąc szybko zleci. Może nawet mógłbym cię odwiedzić – zaczął snuć plany.
- Grześ myślałam, że może będzie lepiej jak nie będziemy się widzieć. Oboje mamy o czym myśleć. Musisz się zastanowić nad tym co mówiłam, jeżeli chodzi o moja przyszłość, może z tobą u boku. O to, że ja nie poznam nigdy smaku rodzicielstwa. Nie chce spowodować tego, że przeze mnie to stracisz. Musimy o tym pomyśleć już teraz, póki nasz związek nie jest zaawansowany – sprawiałam mu ból tymi słowami. Musiałam to jakoś naprawić. – Kocham cię, ale nie chcę odbierać ci niektórych doświadczeń. Pamiętaj o swojej mamie, nie możemy udawać, że nic się nie stało.
- Ale, co to ma do rzeczy, że nie będę mógł cie odwiedzić? – podniósł lekko głos. Znałam go już wiedziałam, że zapyta bardziej ogólnikowo, że znów zepchnie problem tak jakby nie istniał.
- Moim zdaniem ten czas dobrze ci zrobi. – nie wiedziałam jak mam to ubrać w słowa dlatego powiedziałam to tak jak ułożyło mi się w głowie. – Będzie znów tak jakbyśmy się nie znali . Zobaczysz, że beze mnie nie jest tak źle.
- Mówisz jakbyś miała zamiar umrzeć. Karolina przerażasz mnie! – tym razem wybuchnął ciskając ściereczkę na blat szafki.
- Grzesiek ja ciebie proszę o miesiąc przerwy. Nie przestanę cie kochać. Proszę cię tylko byś przemyślał to, co ci mówiłam, co mówiła twoja mama i zastanowił się dwa razy nad tym czy takie życie jest dla ciebie. Ja nie będę wiecznie sprawna. Może moja choroba zacznie przyśpieszać i za 5 lat będę ślepa i głucha, tego nie wiesz! – sama również się zdenerwowałam nie chciałam być dla niego ciężarem, gdy zacznę niedomagać. Zachowanie Łomacza niestety mi nie pomagało, bo często sprawiał wrażenie jakby nie zdawał sobie sprawy z powagi tego co kiedyś mnie czeka.
- Dobrze przemyślę to, ale wiedz, że już dawano to zrobiłem. Nie przestanę cie kochać i nie zostawię cie dlatego, że jesteś chora. Nie robię tego z litości wiec wybij sobie nawet taką ewentualność z głowy. Prosisz mnie o miesiąc czasu dobrze, zgadzam się, ale nigdy nie proś mnie bym o tobie zapomniał i zachowywał się tak jakbyśmy się nigdy nie spotkali– zaznaczył widziałam, że powoli się uspokaja.
- A twoja mama? – przeszłam do kolejnego argumentu, bo widziałam determinacje w oczach bruneta i, że nie zmieni zdania co do mojej pierwszej prośby.
- Mama zrozumie swój błąd, to ona potrzebuje czasu nie my. Karol, jeżeli ja mam cię o coś prosić to poczuj wreszcie, że miłość może przezwyciężyć wszystko: chorobę, brak akceptacji i zrozumienia. Pojedź do Monachium spełnij swoje marzenie i wróć do mnie, bo ja będę czekał – powiedział stanowczo.

     Nie miałam już nic do gadania. To ja w tym związku się bałam, ja widziała przeszkody nie do przejścia, to Grzesiek powodował, że próbowałam się przełamywać, uczyć się żyć. To z nim mogłam to robić tak jak zawsze chciałam.
 

Problemy, problemy i jeszcze raz problemy. Każdy ma je tutaj różnią się od siebie, ale są czymś co spędza sen z powiek bohaterom. W sekrecie powiem, że chce już następny rozdział, bo będzie tam coś, na co sama czekam.
Witam Efkę, miło, że jesteś :)
Sovio coś ty zrobiła. Jak oni to przegrają, to przydzielę, im tytuł największych frajerów 10-lecia.

Ps. Dla ułatwienia przypominam, na chwilę obecną rozdziały będą pojawiać się co 2 tygodnie w piątki.