14 marca 2014

57. Mimo tak wielu granic… Mimo tylu nieznanych… I tak będę z Tobą.



/Magda/

     Minęło kilka dnia a my dalej z Łukaszem byliśmy dalecy od porozumienia. Tak tutaj odzywał się nasz ośli upór. Żadne z nas nie chciało się przełamać. W sumie krok należał do mnie, bo Łukasz mnie przeprosił a ja nadal byłam na niego zła. Złość nigdy nie przechodziła mi łatwo. Na szczęście Amelia wróciła do Olsztyna, bo przy niej było nam bardzo trudno udawać, że wszystko jest w porządku. Był to tak naprawdę nasz pierwszy poważny kryzys i, jeżeli każdy kolejny miał być podobny to wiedziałam, że łatwo nie będzie. Łukasz starał się zrehabilitować i po dwóch dniach zaakceptował obecność Dynamo w naszym domu, może jeszcze nie do końca się do niego przyzwyczaił, ale było lepiej. Psiak jednak traktował go z rezerwą pewnie pamiętał te jego krzyki z pierwszego dnia. Dzięki Bogu labrador nie sprawiał większych problemów, bo, wtedy pewnie mielibyśmy na ten temat nie jedną sprzeczkę.
     Bacznie też obserwowałam jak Kadziu będzie teraz reagował na Jurija. Na całe szczęście ignorował go tak jak dotychczas a przynajmniej robił tak, gdy byłam w pobliżu. Mój kontakt z Biereżką jako tako się odnowił, ale rozmawialiśmy tylko o tym jak sprawuje się Dynamo i szybko wracaliśmy do swoich spraw, tu już nic się nigdy nie zmieni.
- Hej! – usłyszałam głos Kaśki, która stanęła w drzwiach mojego gabinetu. Brunetka kontrolowała mnie, odkąd dowiedziała się o mojej sprzeczce ze środkowym.
- Co znów kontrola? – zaśmiałam się podnosząc wzrok nad tabelek kalorycznych.
- Tylko się nie złość, z resztą już widziałam, że nic się nie zmieniło, bo znów przyjechaliście osobno. Widziałam wasze samochody – rozsiadła się wygodnie w fotelu, który miałam naprzeciwko biurka.
- To nie ma nic do rzeczy. Łukasz ma jeszcze tylko półgodziny treningu a ja tu siedzę do wieczora, by mieć resztę tygodnia wolnego – wytłumaczyłam. Jednak troszkę oszukiwałam. Łukasz przecież zawsze, by po mnie przyjechał, gdybym tylko tego chciała.
- Ty się przypadkiem nie przemęczasz trochę? – spojrzała na mnie mrużąc oczy.
- A co będę robić w domu, kiedy jego obecność w, nim tak mnie irytuje – Kadziewicz specjalnie plątał się po mieszkaniu i zjawiał się w tych samych pomieszczeniach co ja. A to golił sie, gdy robiłam pranie, to znów zgłodniał, gdy przygotowywałam sałatkę, a nawet obejrzał ze mną po raz jedną z części Harrego Pottera, którego ponoć nie znosił.
- Magda to już przesada, weź mu wybacz – radziła przyjaciółka. – Madzia! – krzyknęła, gdy nadal milczałam.
- Zrobię to, jak zrozumie swoje zachowanie, nie jestem pewna czy już to nastąpiło. Jak go przetrzymam jeszcze parę dni to nic mu nie będzie – taki miałam plan wiem byłam wredna, ale Łukasz musiał się nauczyć, że nie może dorabiać sobie dziwnych ideologi do każdego mojego spotkania z kimś o kogo jest zazdrosny. Krzątałam się po gabinecie jak w ukropie, jak na złość nie mogłam znaleźć wyników Kosoka i Nowakowskiego z zeszłego miesiąca. Przewalałam już kolejny segregator i nic.
- Zazdrośnik z niego, ale Magda kochany zazdrośnik – próbowała mnie przekonać. – Z resztą niedługo mu przejdzie Alek mi mówił, że Biereżko odchodzi z Rzeszowa.
- Tak, przenosi się do Rosji, do Zenitu. Kto wie może będzie twoim sąsiadem? – próbowałam odwrócić temat i przenieść rozmowę na Kaśkę. Wiedziałam, że niepewny pobyt Aleha na kolejny sezon w Resovi wpłynął na nią. Chciała z nim jechać, ale nie chciała zostawiać tego co ma tutaj, była rozdarta.
- Znów mnie prowokujesz! Jak zacznę to analizować, to się popłacze jeszcze. Będzie co ma być – powiedziała.
- Będzie dobrze, ja ci mówię, że Alek zostanie w…- jeden z ostatnich segregatorów wypadł mi z ręki a ja złapałam się półki od regału.
- Madzia co ci jest?- Kasia momentalnie znalazła się przy mnie.
- Nie wiem coś mnie za kłuło – przeraziłam się tym co się właśnie stało.
- Usiądź ja lecę po Łukasza – nie protestowałam, nawet, gdybym chciała to bym nie zdążyła, bo brunetka niczym błyskawica wypadła na korytarz. Usiadłam na krześle bojąc się, że ten ból się powtórzy. Nie minęło 5 minut a oboje byli już przy mnie.
- Co się dzieje, gdzie cię boli? – Łukasz dopadł krzesła kucając przy mnie.
- Nie wie, to gdzieś w dole brzucha coś mną jakby szarpnęło – serce biło mi coraz mocniej a jego przestraszona mina wystraszyła mnie jeszcze bardziej.
- Jedziemy do szpitala!- zadecydował. Szybko sie zebraliśmy i powoli, ale o własnych siłach doszłam do leksusa siatkarza.
     Usiadłam z przodu a Kaśka bez pytania wpakowała się do tyłu. W sumie ucieszyła mnie jej obecność, przecież była dla mnie jak siostra. Droga dłużyła się, na całe szczęście żaden ból już się nie pojawił, ale i ja nie dałam mu ku temu żadnej sposobności, bo siedziałam bez ruchu. Zrobiło mi się jednak niedobrze o czym szybko poinformowałam Kadziewicza.
- Wytrzymaj, zaraz będziemy – spojrzał w moją stronę, a potem ni z tego ni z owego krzyknął – Wiedziałem, że tak to się skończy. Najpierw uparłaś się, że będziesz studiować i pracować teraz jeszcze ten pies! Co chwila schylasz się do niego, nosisz na rękach a moje zdanie już wcale cię nie obchodzi! – kontynuował, gdy staliśmy na czerwony przy skrzyżowaniu.
- Przestań wszystko sprowadzasz do jednego!- warknęłam – Obwiniasz Dynamo a tak naprawdę to już nie wiem na kogo jesteś zły na mnie czy na Jurija! Przypominam ci, że są takie kobiety, które w ciąży pracują i mają jeszcze powiedzmy dwójkę większych dzieci na głowie i do tego nieznośnego męża – jak mu miałam wytykać to już na całego.
- Ty nie jesteś inną kobietą ty jesteś moja kobietą! – może i bym się ucieszyła z tych słów, ale w takim tonie jakim je wypowiedział wcale mi się nie spodobały.
- Do tego jeszcze jesteś typem despoty, tego mi nie potrzeba!- kłóciliśmy się już na całego.
- Przestańcie! Tu chodzi o wasze dziecko! Czy moglibyście się uspokoić?!- Kaśka wrzasnęła tak jak już dawno nie słyszałam, poskutkowało, resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu.

     W szpitalu okazało się, że moja ginekolog nie ma dziś dyżuru, to jednak nie było teraz ważne. Czekaliśmy na innego lekarza w gabinecie. Kaśka nie chciała nas zostawiać samych, ale do środka mogła wejść tylko jedna osoba z pacjentem i nie było mowy, by Kadziu się z nią zamienił miejscami.
- Pani Magdaleno już sprawdzimy co sie dzieje – po wstępnym wytłumaczeniu lekarzowi co się stało ten zabrał się za robienie USG – Mamy tu 21 tydzień ,wyczuwała pani już ruchy dziecka? – zapytał smarując mi brzuch zimnym żelem.
- Jeszcze nie, ale doktorze to na pewno nie to, to było takie dziwne uczucie, tak jakby mnie ktoś pociągnął za rękę – próbowałam wyjaśnić.
- Już sprawdzimy co tam słychać – przyłożył urządzenie i wpatrując się w monitor bacznie obserwował dziecko. My też widzieliśmy wszystko na ekranie a i bicie serduszka można było usłyszeć z przyciszonego głośnika.
- Doktorze czy coś wiadomo? – Łukasz się niecierpliwił.
- Nie widzę tutaj żadnych niepokojących zmian. Serce bije bardzo mocno, widać też ruchy – wskazał na monitor – Chłopak jest już duży i silny, pewnie wyrośnie z niego gigant jak tata- zerknął na Łukasza.
- Chłopak? – zapytał szatyn.
- Nie znali państwo wcześniej płci dziecka? – zdziwił sie lekarz.
- Chcieliśmy mieć niespodziankę, ale teraz chyba ważniejsze jest to, że nic mu nie jest – widziałam łzy w oczach Łukasza, gdy zwrócił się do lekarza.
- Zlecę jeszcze badania, które zrobimy jeszcze dziś, proszę tutaj na mnie poczekać – doktor wyszedł z gabinetu a ja uśmiechałam się to do Łukasza to do siebie.
- Synek – szepnęłam.
- Mój synek, nasz synek – Kadziu podchwycił moje myśli ściskając mnie mocno za rękę. – Madzia ja cię jeszcze raz przepraszam. Już nie wiem, co mam robić byś mi wybaczyła.
- Dziś zrobiłeś o wiele więcej . Dziękuję ci, że jesteś przy mnie, gdy cie potrzebuję, że mnie kochasz i wspierasz – uznałam, że wystarczy tej katorgi między nami.
- Zawsze będę zapamiętaj to. Choćby nie wiem, co nas dzieliło, ile będziemy się kłócić i złościć na ciebie. Zawsze będę i zawsze będę cie kochał - to były drugie najpiękniejsze słowa jakie dziś usłyszałam pierwsze to oczywiście wieść o tym, że urodzę synka.
- Zawołaj Kasię ma prawo pierwsza się dowiedzieć, że już niedługo na świat przyjdzie jej przyszywany siostrzeniec – powiedziałam z ulgą wiedząc, że między nami już wszystko dobrze , że z naszym dzieckiem też wszystko jest jak najlepiej.

/Karolina/

     Ze smutkiem pożegnałam braci, którzy dziś musieli wracać do Stanów te 6 tygodni wiele nam dało. Już wiedziałam, że zobaczę się z nimi jeszcze tego lata. Wtedy też miało dojść do spotkania z moją mamą. W tym czasie, gdy Matt i Dan byli w Polsce prowadzili kontrolowane mediacje między nami. Nie było to łatwe, bo ja naprawdę nie mogła uwierzyć, że za wszystkim co przykrego spotkało mnie z jej strony stoi nasz ojciec. Starałam się zaufać, ale nie było to proste. Na wybaczenie może kiedyś przyjdzie pora, na razie nie mogłam tego zrobić. Patrzyłam jak samolot kołuje w stronę pasa startowego, nie było to ich docelowy środek transportu, czekała ich jeszcze przesiadka na boeinga w Warszawie, który zabierze ich do Atlanty.
- Niedługo się z nimi zobaczysz – Grzesiek mocniej objął mnie w pasie.
- Obiecaj, że pojedziesz tam ze mną – wiedziałam, że, gdyby nie obowiązki kadrowe Grzesia zgodził, by się z miejsca. W tym roku jednak czekał na siatkarzy Londyn, a może i miejsce w kadrze dla Grześka.
- Pojedziemy, obiecuję – wierzyłam, że logistycznie co, by się nie działo uda nam się to zorganizować. Łomacz jako siatkarz nie miał takich problemów wizowych jak zwykli ludzie w Polsce. Ogólnie byłam zaskoczona, że kraj, w którym spędziłam 18 lat życia stwarza taki problemy Polakom. – Chodź odwiozę cie do pracy.
- Powinnam chyba rozejrzeć się za tym samochodem Nie musiał byś mnie wszędzie wozić – mogłam poruszać się autobusem albo tramwajem Grzesiek jednak, gdy miał tylko okazje wszędzie mnie woził.
- To jest świetny pomysł, cieszę się, że w końcu przyznałaś mi rację – już kiedyś wypłynął temat mojego własnego auta, ale, wtedy Łomacz uparł się, że mi go kupi dlatego unikałam wspominania o tym.
- Nie przyznałam ci racji co do tego byś mi go kupił, mam odłożone pieniądze na jakieś małe 15-letnie auto i nie chce słyszeć sprzeciwu – od razu mu zakomunikowałam.
- A pozwolisz mi, chociaż poszukać go z tobą czy tu też nie mam nic do gadania? – zrobił skruszoną minę. Ucieszyłam się, że nie zaczął znów wywlekać tych wszystkich argumentów co ostatnio, że nowe auto jest lepsze, nie wyeksploatowane, nie ma usterek i na pewno jest bezpieczniejsze.
- Pozwolę, a teraz chodźmy obiecałam Adrianowi, że zjawie się nie później jak o 15 – uśmiechnęłam się do siebie ciesząc się, że tak zgrabnie poszło mi przy tej rozmowie o moim środku transportu.

     Gdy weszliśmy do studia od drzwi uderzył w nas krzyk przemieszany z płaczem dzieci. Pobiegłam w głąb pomieszczenia, gdzie mieliśmy małe studio zdjęciowe i zobaczyłam Adriana, który próbował uspokoić dwóch chłopców w wielu 3 lub 4 lat.
- Co tu się dzieje? – zapytałam mojego szefa a ten oderwał się od dzieci pozwalając, im na regularną walkę.
- Matka zostawiła tych bliźniaków na sesji a sama powiedziała, że wróci za godzinę. Gdy tylko wyszła ci zaczęli bójkę i tak to wygląda do teraz. Nie wiem już co robić – wyjaśnił, spojrzeliśmy na nieboraków, którzy szarpali się właśnie za bluzy.
- Gdzie Helena? Ona, by sobie z nimi poradziła – ratunek widziałam tylko w żonie Adriana.
- Pojechała do rodziców. Karolina pomóż, ja już nie daje rady – błagał.
- Ja…?- jęknęłam przerażona. Nie miałam zbyt dużej styczności z dziećmi w sumie tylko z Amelką, Sebastianem i Dominiką, nigdy nie wiedziałam jak mam się zachowywać w ich obecności. Chłopcy okładali się coraz mocniej pięściami, wiedziałam, że muszę ich przynajmniej rozdzielić. – Grzesiek pomóż.
- Ja spróbuje się skontaktować z matką – Adrian czmychnął na zaplecze, a Łomacz nie mniej przerażony jak ja próbował zbliżyć się do bliźniaków.
Nie obyło się bez ofiar, ja mogłam zaliczyć pęk wyrwanych włosów, Grześka najprawdopodobniej czekała śliwa na policzku. Nie spodziewałam się, że małe dzieci potrafią mieć w sobie tyle siły a do tego mogą być tak agresywne. Po kilku minutach jednak rozdzieliliśmy chłopców i, chociaż obaj obrażeni wreszcie siedzieli spokojnie. Marcel bawił się breloczkiem od moich kluczy a Kacper opakowaniem po zużytej rolce fotograficznej. Ciągle łypali na siebie od czasu do czasu, ale już nie mieli ochoty na rękoczyny.
- Nie było tak źle- zaśmiał się Grzesiek rozmasowując skórę pod okiem.
- Pokaż to – usiadłam przyglądając się zaczerwienionej już skórze na twarzy mojego męża.
- Daliśmy radę, to mógł być dobry sprawdzian dla nas na przyszły czas – powiedział a ja zamarłam.
- Grzesiu przecież wiesz, że ja boję się, że przekażę swoja chorobę dziecku – oczywiście już wcześniej o tym rozmawialiśmy wiec troszkę się przestraszyłam, że Grzesiek wspomina o dzieciach.
- Pamiętam ,ale wiedz, że, jeżeli kiedyś zmieniłabyś zdanie…- zaczął.
- Chciałabym mieć kiedyś dzieci, ale strach jest silniejszy – byłam jeszcze młoda, ale za parę lat wiedziałam, że i u mnie obudzi się chęć posiadania własnego dziecka.
- Są lekarze, będziemy szukać próbować i przecież wiesz, że nie mam nic przeciwko adopcji – przekonywał mnie z czułością.
- Wiem Miśku, wiem – powiedziałam zamyślona.
- To ciebie kocham najbardziej i to twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze – zdążył jeszcze powiedzieć siatkarz nim Adrian wrócił z zaplecza informując nas, że matka chłopców już jedzie. Te kilka minut spędzone z bliźniakami otworzyło we mnie jakąś niewidzialną dotąd furtkę i zbudziło wiele nowych myśli.

/Magda/

     Moskwa. Nie mogłam uwierzyć, że tu jestem. Wiedziałam, że tym razem nie przepuszczę takiej okazji. Wszystkie dziewczyny wybierały się na decydujący mecz w walce o zwycięstwo w rozgrywkach CEV. Dostałam zgodę swojej ginekolog, naszego sztabu i prezesa, a nawet bez większych bojów zgodę od Łukasza. Chyba w końcu zrozumiał jak w pewnych sytuacjach powinien się zachować. Pierwszy mecz na Podpromiu przegraliśmy minimalnie i wciąż była nadzieja na triumf. Znów odbył się pięciosetowy bój niestety przegrany przez rzeszowskich zawodników. Szkoda, że w tych rozgrywkach liczy się tylko zwycięzca, bo, inaczej też mielibyśmy co świętować.
-To już jest fatum. Mówię ci, że ze mą w składzie to nigdy niczego nie wygramy – powiedział Łukasz do Krzyśka, który dołączył właśnie od Iwony.
- Przestań za przeproszeniem pieprzyć! – warknął Igła, ale też był zły.
- Wicemistrzostwo świata, wicemistrzostwo z Biełgorodem, wicemistrzostwo z Jastr…- Łukasz miał zamiar wyliczać.
– Łukasz daj spokój, nie widzisz, że jest zły – szepnęłam.
- Widzę, ale mnie też to wkurza. Dobrze, że tu jesteś od razu jest mi lepiej i lżej – zdradził przytulając mnie mocno i całując we włosy.
- A nie będziesz zły jak zniknę na kilka godzin. Dziewczyny chcą iść na zakupy - wczoraj Kadziu pokazał mi trochę Moskwy .Dziś an wieczór planowaliśmy spacer po Placu Czerwonym.
- Jak wrócisz na czas i kupisz mi coś ładnego to nie będę – zaśmiał się. Ten śmiech mnie ucieszył, bo martwiłam się, że będzie rozpamiętywał tą przegrana przez dłuższy czas.
- Materialista – wetknęłam mu place w żebra, a raczej próbowałam to zrobić, bo przebić się przez jego masę mięśniową nie było łatwo.

     Poszłyśmy na zakupy w szóstkę. Ja, Kaśka, Karolina, Iwona, Ola i Paulina. Dziewczyny obrały kurs na drogie butki znanych projektantów. Z Karolina czułyśmy się nieswojo nigdy nie byłyśmy przyzwyczajone do wydawania takich sum na kawałek materiału. Do tego ja nie widziałam za bardzo sensu w kupowaniu czegoś w co i tak się nie wcisnę.
- Magda nie przeliczaj dolarów na złotówki, bo cie głowa rozboli! – krzyknęła Iwona, gdy zerknęłam na jedną z metek.
-Kiedy ja nie potrafię – oglądałam jakieś letnie zwiewne sukienki. Na pewno nie były warte kilkaset złotych.
- Tą byś mogła kupić. Ślicznie ci w liliowym jak się opalisz – Kaśka ściągnęła lekką sukienkę z wieszaka. – Będziesz miała w sam raz na wakacje.
- Chyba za rok, przypominam ci, że mam termin na przełom lipca i sierpnia – niby to jeszcze daleko a ja już wiedziałam, że zleci jak z bicza strzelił.
- Wybraliście już imię? Słyszałam od Piotrka, że to będzie chłopiec- zapytała Ola.
- To u nas drażliwy temat jest. Jak Łukasz zaczął wytaczać swoje propozycje to nic mi się nie podobało. Gdy zapytał o moje wolałam mu nawet nie mówić – zdradziłam. Podjęliśmy ten temat jeden raz i szybko odwiodłam Kadziewicza od dalszej rozmowy o tym, bo wiedziałam, że będzie awantura.
-Łukasz zawsze się śmiał, że nazwie chłopaka Krzysiek – wspomniała Iwona.
- Iwonka mi się to imię podoba i nic przeciwko niemu nie mam, ale wiesz ja też mam jakieś tam swoje propozycję.
- Powiedz wreszcie jakie? Madzia nie trzymaj nas w niepewności. Nawet mi nie powiedziała! – burzyła się Kaśka.
- Bo wiedziałam, że zaraz wszystkim wypaplasz – rzuciłam w nią kapeluszem, który był na jednej z półek.
- Powiesz nam czy nie? - Iwona już się zniecierpliwiła. Zdecydowałam się, że powiem, bo i tak niedługo to wyjdzie.
- Ja bym chciała Wiktora, Igora albo Ivana, Łukasz Kubę, Krzyśka lub Maćka.
- Wszystkie śliczne – potwierdziły dziewczyny.
- Wiesz Madziu co ci powiem, pójdziecie na kompromis z tym, zawsze tak jest, wiem to z doświadczenia – pocieszyła mnie Iwona. Pewnie miała racje jako mężatka z tak długim stażem i dwójką dzieci „w dowodzie”.

     Spacerując szeroką aleją, gdzie po bokach wciąż miałyśmy pełno znanych sklepów a dookoła mnóstwo bogatych Rosjan i Rosjanek dostrzegłyśmy grupę podejrzanie wysokich mężczyzn i nie byłybyśmy sobą gdybyśmy nie poszyły w tamtą stronę. Chłopaki stali przed wejściem do jubilera.
- Mieliście zostać w hotelu! – wytknęła Ola parząc podejrzliwie na Piotrka.
- Musieliśmy osłodzić sobie przegraną – zaśmiał się Nowakowski.
- Chwalić się co kupiliście -Paulina nie myślała czekać na to. Chyba każda z nas ciekawa była.
- My nic, tylko Krzysiek – Łukasz zdradził przyjaciela a Iwona momentalnie zgromiła Igłę wzrokiem.
- Tylko mi nie mów, że kolejny zegarek – złapała Libero za rękę podciągając mu rękaw od kurtki –Czy ty kiedyś dorośniesz !? To już chyba 8 w twojej kolekcji. Ostatni kupiłeś w Tokio kilka miesięcy temu.
- Kochanie dla ciebie też coś mam – Krzysiek widząc złość żony sięgnął do kieszeni otwierając małe pudełeczko, gdzie znajdowała się delikatna bransoletka.
- A w co, naprawdę nic nie kupiliście? – zastanawiała się Kaśka patrząc z wyczekiwaniem w stronę Alka.
- Przed nimi nic się nie ukryje zaśmiał się Grzesiek. Może założycie jakieś biuro detektywistyczne – okazało się, że każda z nas otrzymała mały upominek od swojej długiej połowy. W kolczykach, które kupi mi Łukasz zakochałam się z miejsca i nawet nie zastanawiałam się, ile to mogło kosztować.




A teraz będzie ryk. Coraz bardziej dociera do mnie, że to już prawie pożegnanie. Będzie m i tego bardzo, ale to bardzo brakować, ale wena to nie sługa, poszła sobie i nie ma zamiaru do mnie wrócić, by rzucić mi jeszcze jakiś pomysł. Chciałabym, ale wiecie, że nie można nic na siłę, bo z tego nic nie będzie. Na pocieszenie jeszcze dwa. Ostatni rozdział i epilog, a potem będziemy mogły płakać wspólnie.