17 stycznia 2014

53. Szczęście jest tak bardzo blisko, jeśli tego chcesz.




/Karolina/

     Przeglądając się w lustrze w ogromnej przymierzalni nie wierzyłam w to, co widzę. Biała suknia opinała mnie subtelnie w biuście a reszta delikatnie opadała w dół.<kilk> Tak właśnie wyobrażałam sobie swoją suknie ślubną. Nie jakieś ogromne falbany, tiule, które ograniczały mi ruchy, ale coś łagodnego z nutką magii. Kasia z początku była buntowniczo nastawiona do tych moich preferencji. Sama chętnie ubrała, by mnie coś na miarę sukni balowych z dawnych lat, tak, że wyglądała bym jaka bohaterka jednego z amerykańskich programów, który pamiętam „ Moje wielkie wesele”. Dopiero Magda przywołała ją do porządku przypominając jej, że to mój ślub a na swój własny będzie mogła się ubrać tak jak tylko sobie chce nawet, jeżeli dół sukni miałby rozpiętość dwóch metrów. To była jedyna rzecz w jakiej postawiłam się Wieczorek, wszystko inne było zrobione tak jak chciała oczywiście po konsultacji ze mną. Zgadzałam się na każdy jej pomysł, bo wychodziło jej to świetnie a widać było, że ma do tego smykałkę.
    Pewnie dla kogoś to było dziwne, że nieco miesiąc po zaręczynach braliśmy z Grześkiem ślub. Może dla kogoś to było za szybko, ale Grzesiek nawet zwierzył mi się nie zawodnicy mówią między sobą, że pewnie jestem w ciąży i tym samym w Resovi szykuje się małe baby bom. Sama, gdy już zdecydowałam, że chcę z Łomaczem spędzić resztę życia nie chciałam już czekać. Zmartwienia również nas nie opuściły. Zaraz po nowym roku miałam kontrole badanie słuchu i niestety okazało się, że mój ubytek się powiększył o 2,75% co w moim wypadku było bardzo dużą wartością. Musieliśmy zmienić leki i częstotliwość kontroli, by sprawdzić czy choroba ruszyła do przodu, czy to tylko taki jednorazowy atak. Nigdy nie zapomnę jak Grzesiek zaraz po tym jak wyszliśmy z gabinetu mocno mnie do siebie przytulił i zapewnił mnie jak bardzo mnie kocha i, że to co się stało przed chwilą niczego między nami nie zmienia.
- Pokażesz się wreszcie, bo ja tutaj jajko zniosę – z zamyślenia wyrwał mnie niecierpliwy głos Kaśki. Obejrzałam się jeszcze raz i mogłam wyjść do obszernego salonu sukien ślubnych jak to mówiła Kasia najlepszego w Rzeszowie.
- I jak? – zapytałam nieśmiało. Wyglądałam, inaczej a jednak wciąż czułam się sobą, zwyczajną Karoliną Orzechowską.
- Boże, zaraz się popłaczę. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to się dzieje – Wieczorek podskakiwała obok mnie niczym małą pchełka.
- Wyglądasz prześlicznie. Kasia się chyba ze mną zgodzi, że to tej sukni zrobimy ci upięcie z boku – Madzia podeszła do mnie i odgarnęła moje włosy na lewe ramie <kilk>– Odważyłam się na tą uroczystość odsłonić uszy, mój aparat naprawdę nie był tak widoczny, z resztą Ci, których kochałam najbardziej wiedzieli o nim i jak sami mi się przyznali zapomnieli już dawno o jego istnieniu.
- Dziękuję, gdyby nie wy nie wiem czy dała bym rade z tym wszystkim. Szkoda, tylko że nie spełniło się marzenie Grzesia, by ślub był w Walentynki – Łomacz bardzo chciał, by był to akurat ten dzień i to była jedyna rzecz jakiej nie udało się nam zorganizować.
     Żaden ksiądz nie miał zamiaru się na to zgodzić, za to proboszcz Leszek zgodził się, by przy ołtarzu nie było tylko nas i świadków, ale jeszcze druga grupa osób .Tak więc zarówno Madzia jak i Kasia mógł być moimi druhnami a Grzesiek wybrał na swoich drużbów Błażeja i Łukasza. Nie zapomnę jak zapytaliśmy o to Madzie i Kadzia, blondynka, wtedy tak bardzo się wzruszyła, ale prawdą było to, że, gdyby nie ta para to całkiem możliwe, że dziś nie bylibyśmy z Grześkiem w tym miejscu.
- To co teraz nasze kiecki – Kaska przyklasnęła i wręczyła Madzi niebieską suknie a dla siebie zabrała z rąk ekspedientki fioletową. Obie miały srebrne wstawki, które idealnie komponowały się z podobnym elementem, który ja miałam na swojej.
- Kaśka proszę zamień się, w tej niebieskiej naprawdę widać już brzuszek - jęczała Magda przez kotarę.
- Nie ma mowy, tobie jest idealnie w tym odcieniu, a że widać to co, niby kogo to obchodzi – brunetka była nieugięta a ja uśmiechnęłam się pod nosem, bo widziałam, że i Krasikov miała z nią przeprawę podobnie jak i ja.
- Widzisz – blondynka stanęła bokiem do lustra i tak jej 16 tygodniowy brzuszek było już delikatnie widać a przynajmniej widzieli go ci, którzy byli świadomi jej błogosławionego stanu.
- Magda kobiet w ciąży nie bije się po głowie, bo urodzą głupie dzieci, ale ja ci chyba raz, ale porządnie przywalę! – Kaśka zrobiła fikcyjny zamach a sprzedawczyni zaśmiała się cicho – Po za tym nie wciśniesz swoich stóp w tej moje piękne brokatowe pantofelki, które pasują do mojej kiecki. Koniec marudzenia, wszystko zostaje tak jak jest, bierzemy - zwróciła się do sprzedawczyni a Madzia musiała przełknąć swoją małą porażkę.
-Nie chcę nawet myśleć co będzie jak dojdzie kiedyś do mojego ślubu – szepnęła mi Magda, gdy Kaśka była za samochodem i pakowała wszystko.
- Znów będzie miała okazję, by porządzić ona to kocha – chichotałam w najlepsze.
- A ja podobnie jak ty sprawie jej zawód w tym najważniejszym, bo suknia ma być w stylu hiszpański i z koronki a nic innego się nie zgodzę – zwierzyła mi się.
- Te twoje upodobania raczej nie sprawdzą się na ciążowej figurze – Kaśka zaszła nas od tyłu dając nam do zrozumienia, że doskonale słyszała całą nasza rozmowę.
- A, kto powiedział, że będe brać ślub w najbliższych miesiącach? Daj żyć kobieto wystarczy mi ten maluch, którego tutaj mam nie potrzebuje tego całego ślubnego zamieszania …– Magda przewróciła oczami – …dzięki Bogu Łukasz nie wspominał nic na ten temat, a jak ja wspomniałam o nim to jedźmy już, bo za 15 minut będę spóźniona, bo się umówiliśmy – Krasikov pogoniła nas do samochodu.

/Magda/

     Kiedy dojeżdżałyśmy pod nasz blok po ostatnich przedślubnych przepychankach leksus Łukasza już stał na wolnym miejscu parkingowym a on siedział w środku. Szybko pożegnałam się z dziewczynami i pobiegłam do czerwonego wozu.
- Cześć, długo czekasz? - pocałowałam go w policzek, po czym zapięłam pasy.
-Nie – wcisnął wsteczny na skrzyni biegów i powoli wycofał auto. –Magda ty przypadkiem za cienko się nie ubierasz, zimno jest? – to prawda luty przywitał nas mrozami i sporą ilością śniegu.
-Naprawdę jest mi ciepło resztą co ja chodzę po tym zimnym powietrzu tylko po kilka minut – dbałam o siebie, teraz gdy musiałam dbać o dziecko pilnowałam się prawie na każdym kroku.
- Martwię się o was – powiedział czule. – Mam nadzieję, że dziś dobrze się czujesz, bo szykuję niespodziankę – ukradkiem spojrzał na mnie, po czym wjechał na główną ulice.
- Niespodziankę chyba nie zasłużyłam – powiedziałam zachowawczo.
Łukasz w ostatnim czasie był na mnie troszkę zły. Poszło o zwykłą głupotę. Gdy Sovia jechała na mecz do Stambułu w ramach Pucharu CEV uparłam się, że polecę z nimi. Miałam już na to zgodzę prezesa i Andrzeja, a nawet mojej ginekolog, ale nie dostałam zgody Łukasza. Powiedział mi, że to zbyt niebezpieczne i, że to nie jest czas na moje dziwacznie zachcianki przynajmniej nie takie. A ja tak bardzo chciałam zobaczyć nie tyle co kraj, ale Miljkovicza w akcji więcej niż ten jeden raz, gdy przyjadą do nas na Podpromie. Kadziu jednak się uparł i wyszło na jego a ja obejrzałam mecz w telewizji.
- Bo to nie jest niespodzianka tylko dla ciebie a Ivana dziś zobaczysz wiec mogę powiedzieć, że jesteśmy kwita – zaśmiał się tak jak tylko to on potrafił. Już wiedziałam, że mu przeszło, na początku był zły, że tak bardzo uparłam się na Serba, ba nawet chyba był zazdrosny na całe szczęście poszedł po rozum do głowy i nie dokładał sobie do tego jakiś ideologii.

     W ciągu czasu jaki mieszkałam w Rzeszowie nie udało mi się poznać go na tyle, by wiedzieć, gdzie wiezie mnie Łukasz. Próbowałam sprawdzić jego GPS, ale jak na złość ten nie miał zamiaru się nim posługiwać. Przez chwilę miałam wrażenie, że jedziemy do Ignaczaków, ale, kiedy minęliśmy skręt do nich już nie wiedziałam, gdzie zmierzamy.
- Dalej się przejdziemy – Łukasz zaparkował na poboczu mało uczęszczanej uliczki, przynajmniej wywnioskowałam to z zalęgającego na jezdni śniegu.
- Ale Łukasz, gdzie mnie wywiozłeś? – wysiadłam z wozu momentalnie zanurzając swoje śniegowce w kilkunastocentymetrowym zbitym puchu. Jeżeli ten spacer potrwa dłużej niż kilka minut to na pewno przemarznę. Te myśl zachowałam jednak dla siebie, bo było całkiem możliwe, że Kadziu zrezygnował, by ze swojego pomysłu zaciągnięcia mnie w nieznane.
- Powiedział bym ci żebyś zamknęła oczy, ale grunt jest niepewny i wolę żebyś wiedziała, gdzie idziesz – złapał mnie za rękę i pociągnął na nieco lepiej odśnieżony chodnik. – To niedaleko – ruszyłam pokornie za nim, wiedziałam, że nie zdradzi mi ani słowa więcej. Nie szliśmy długo może w sumie ze dwie, trzy minuty.
- Jesteśmy – środkowy zatrzymał się przy żeliwnej zdobionej bramie za którą stał spory dom.
- Kto tutaj mieszka? – popatrzyłam zdziwiona.
- Mam nadzieję, że my. Chodź – nie poczekał na moja odpowiedź, ale ciągle trzymając nasze palce splecione drugą ręką wystukał na klawiaturze przy furtce jakiś kod i weszliśmy na teren działki.
- Ale Łukasz ja ci już mówiłam chciałam poczekać – chciałam stanąć w miejscu, ale on ani myślał teraz przystanąć i uparcie ciągnął mnie w stronę drzwi, które otworzył z klucza. – Łukasz słuchasz mnie? Coś ty zrobił? – staliśmy przed otwartymi drzwiami, gdzie rozpościerał sie widok na szeroki przedpokój, który niezauważalnie przechodził w salon i połączoną z nim kuchnie.<kilk>Wszystko było w jasnych kolorach i do tego już urządzone.
- Madzia powiedz mi jedno, dlaczego z tobą wszystko idzie tak opornie? Jesteś bardziej uparta ode mnie.- Kadziewicz załamał ręce. – Będziemy mieć dziecko, nasze dziecko. To normalne, że chcę z tobą zamieszkać a ty upierasz się przy swoim.
- Nie musiałeś kupować domu, czyś ty oszalał!? – krzyknęłam chyba trochę zbyt głośno.
- A, jeśli nawet to z miłości – zaśmiał się. – Dom wynająłem, a raczej wpłaciłem zaliczkę. Wszystko zależy czy się zgodzisz. Spójrz. Karola bierze ślub z Grześkiem, Kaśka pewnie tez niedługo przeprowadzi się do Alka tylko ty się zawzięłaś – to nie było tak, że jego argumenty do mnie nie docierały. Ja wewnątrz siebie miałam jakąś niewidzialną barierą, której bałam się przejść. –Nie będę cie ciągał po tym domu, bo później mi powiesz, że cie wszystkim przytłoczyłem i było ci przykro i dlatego się zgodziłaś. Podejmij decyzję tutaj w progu – wiedziałam, że się nie wywinę.
     Łukasz jasno postawił sprawę mam mu odpowiedzieć teraz, nie jutro, nie za tydzień czy miesiąc, ale teraz. Wygląd jego twarzy był bardzo poważny, nie lubiłam go takiego, bo patrzył na mnie jakbym coś zmalowała, wolałam, gdy był beztroski a ten wariackie ogniki lśniły w jego oczach. Jeżeli mu teraz odmówię to sprawię tym przykrość i zbuduję barierę między nami. To ja zawsze wszystko komplikowałam, to ja nadal bałam się poważnego związku, nawet, teraz gdy z moim facetem spodziewaliśmy się malucha, to ja bałam się zmian i analizowałam wszystko po 100 razy. Musiałam podjąć decyzję jaka ona, by nie była wymagała ode mnie odwagi.
- To kiedy parapetówka? – zapytałam a na jego twarzy od razu pojawił się szczery i ogromny uśmiech a usta szybko odnalazły moje przyciskając moje plecy do drewnianej futryny.
- Gdybym za dwie godziny nie rozgrywał meczu to kochał bym się z tobą tutaj teraz przez całą noc – powiedział, gdy przerwał pocałunek. – Kocham cię – pociągnął mnie do środka pokazując każde pomieszczenie. Większość była umeblowana. Tylko trzy pokoje stały puste, a raczej dwa, pokój dla malucha i Amelii, bo w sypialni zdążyło sie znaleźć wielkie łóżko. Łukasz obiecał, że w ciągu miesiąca wszystko się wypełni. Nie chciałam się z nim przekomarzać, że dołożę do tego swoje pieniądze wiedziałam, że ubodłaby go ta uwaga.

     Co to był za mecz. Niesiona wydarzeniami sprzed kilku godzin dopingowałam z całych sił naszą drużynę a kibice już dawno nie zrobili rywalom takiego kotła jak dziś. Resovia wygrała mecz 3-1, ale, by przejść do kolejnej rundy musiała wygrać jeszcze złotego seta. Moje zdenerwowanie potęgował jeszcze fakt, że Łukasz od drugiego seta był na boisku. Wściekał się na każde nieudane zagranie z naszej strony i bałam się, że Andrzej podejmie decyzję i zdejmie go z boiska za takie reakcje. Tak zaciętego seta nie przeżyłam już dawno. Piętnasty punkt już dawno był za nami a drużyny wciąż grały punkt za punkt. Wreszcie ten upragniony ostatni padł po naszym udanym zagraniu a na Podpromiu zapanował szał radości.
- Gotowa na wyczekiwane spotkanie? – Łukasz stanął przy mnie wskazując głową Ivana, który właśnie zdejmował plastry z palców. W sumie zapomniałam, że mieliśmy z nim porozmawiać.
- Teraz jest mi trochę głupio – szepnęłam zmieszana do Kadzia a ten się zaśmiał.
- Cała ty jak przychodzi co do czego to chcesz się wykręcić. Będę przy tobie. No chodź pochwale się przed Ivanem swoją ukochaną dziewczyną, tylko masz tu coś jeszcze – szatyn dał mi jedną ze swoich koszulek klubowych. – Wypadałoby żebyś ją nosiła - ze śmiechem założył mi ją przez głowę a z rękawkami poradziłam sobie sama, po czym poszłam spełniać jedno ze swoich marzeń.


Jestem przewidywalna, piszę schematami i pewnie zastanawiacie się, po co w ogóle czytać kolejny raz to samo tylko z innymi bohaterami. Nie poradzę nic, że wątek ślubny zawsze gdzieś mi się wplącze. Tłumaczyłam już to pod swoim pierwszym opowiadaniem tak jestem i tego nie zmienię. Wiem, że końcówka rozdziału jest głupia, ale ja też normalna nie jestem.